wtorek, 28 maja 2013

Życie dla życia to jedność

"[Istnieje]Pogląd, że życie już w swoim pozbawionym celu samowyrażaniu się i jego formach, w samym tylko "tchnieniu" i we właściwych mu procesach wewnętrznych stanowi spoczywającą >>w sobie<< pełnie wartości, której wszelka użyteczność ma służyć i która dzięki wszelkim możliwym mechanizmom ma się tylko coraz swobodniej rozwijać - że życie, by tak rzec, stanowi przyrodzonego pana i króla całego świata, a zatem nie zostaje dopiero wyniesione do tej rangi dzięki swym zaletom płynącym z przystosowania do martwego świata i dzięki posiadanym zdolnościom do przynoszenia pożytku - ustępuje innemu rozumieniu i odczuwaniu:

że czysty wyraz życia to tylko obciążenie i szkodliwy luksus, swoisty "atawizm" wcześniejszych użytecznych umiejętności poruszania się i działania.

Zgodnie z tą przewodnią ideą traci wszelki sens teoretyczne i praktyczne podejście do życia jako wartości samej dla siebie, a z tej racji także rozważanie jakiejkolwiek >>techniki<< życia, czy to techniki rozmnażania, czy społecznej i jednostkowej techniki wzmagania sił życiowych stosowanych przez prawie wszystkie dawne cywilizacje: w łonie kast do doboru najlepszych i do intensyfikacji dziedziczonych cech fizycznych, intelektualnych i moralnych, za pomocą ustalonego, niemal automatycznie działającego systemu przydzielania dóbr kultury, za pomocą wszelkich form ascezy i ćwiczenia, turnieju, doskonalenia fechtunku. Gdziekolwiek spojrzeć: na ustrój kastowy i ascezę w Indiach, na grecki ustrój stanowy, na bieżnię, igrzyska i gimnazjon, na ustrój stanowy średniowiecza, jego ascezę, zabawy rycerskie i turnieje, na kształtowanie japońskiego samuraja czy na dawny chiński ustrój stanowy i jego sposoby wychowawcze - wszędzie dostrzeżemy działanie tej oto idei, że MARTWĄ TECHNIKĘ MASZYNOWĄ NALEŻY PODPORZĄDKOWAĆ TECHNICE WITALNEJ, że już życie samo w sobie wraz z pełnią jego sił zasługuje na kształtowanie zupełnie niezależnie od wszelkiego "po co" i "dla czego" w sensie użytecznej pracy zawodowej! To dopiero współczesna cywilizacja nie tylko nie ma takiej techniki witalnej praktycznie, lecz zatraciła już samą jej ideę! 


W imię możliwości robienia lepszych interesów, w imię pełnego uwolnienia niezbędnych  do tego sił wyrzuca się za burtę pozostałości stanowego ustroju wspólnoty jako sensownego doboru najlepszych, jako odzwierciedlenia arystokratyzmu panującego w całej przyrodzie żywej, a społeczeństwo jest atomizowane. "Stan" - pojęcie, zgodnie z którym szlachetna krew i tradycja determinują jedność grupy - zastępuje zwykła "klasa", grupa, ktorą łączą posiadanie, pewne zewnętrzne modne obyczaje i tak zwana "kultura". Każdy rodzaj kształtowania ciała i jego sił uchodzi za wartościowy tylko jako "wypoczynek" od pracy lub jako gromadzenie sił do nowej użytecznej pracy - ale nie jako czysta sama w sobie wartościowa gra siły witalnej (!). Zanikła potrzeba ćwiczenia funkcji życiowych dla samego zycia (także myślenia dla samego myślenia, jak w dialektyce starożytnych) - a zatem nie dla pracy - potrzeba wszelkiego rodzaju witalnej i duchowej ascezy, świadomego rozdzielnictwa tradycyjnych środków kształcenia i pozyskanych skarbów duchowych odpowiednio do charakteru poszczególnych grup. Wszystkim rządzi dziś mechaniczny przypadek. Wszystko to jest tylko "zabawą" a "naprawdę serio" traktuje się tylko interesy i pracę. "


-Max Scheler, Resentyment i moralności, s. 190-191