niedziela, 31 maja 2015

Choroba życia i śmierci [raw notes]



Gdyby udało się otworzyć drzwi percepcji,

wszystko ukazałoby się człowiekowi takim,

jakim jest – nieskończonym. - William Blake




Cały czas obserwujemy relację dwóch elementów, przez co można jasno śledzić poniższe rozumowanie:

Problemem człowieka jest to, że we wszystkich aspektach swojego poznania nieustannie doświadcza nieskończoności. Cała historia człowieka jest próbą poradzenia sobie z tym problemem. Istotą tego "radzenia sobie" i nadzieją na rozwiązanie problemu jest kończenie. Kończenie to domykanie, zamykanie, określanie które jest naturalnym sposobem działania umysłu. Albo jednej jego części: lewej półkuli mózgu (to nieważne).  

W ten sposób możemy założyć, że człowiek percepuje świat na dwa proste sposoby: skończony i nieskończony. Można przystawić te dwa sposobu do półkul mózgu, ale może to być tylko metafora. Chodzi o to, że człowiek nieustannie postrzega świat na dwa sposoby, które istnieją w relacji do siebie. Sposób skończony zawiera się w nieskończonym. I tu pojawia się następny problem! Kiedy wypowiadam myśl, że umysł może postrzegać w sposób skończony albo nieskończony zawieram się w sposobie skończonym!  

Widzimy tutaj relację zawierania się w sobie nawzajem, która jest prosta: 
Kiedy wypowiadam coś, moje wypowiadanie jest kończeniem. Dlatego, kiedy mówię o nieskończonym, tworzę "nieskończone", gdzie cudzysłów symbolizuje domknięcie. Dlatego mogę mówić o nieskończonym wewnątrz skończonego. 
I odwrotnie: 
W nieskończoności naturalnie zawierają się różne produkty kończenia jako poszczególne, domknięte całości. Są w niej jak chmury na niebie. Także produkt pt "nieskończoność". 
W ten sposób dwie relacje przenikają siebie nawzajem, każda wewnątrz siebie nawzajem.   

Skończony sposób poznania jest myśleniem, nieskończony zaś czuciem. 

Możemy zatem mówić o przewadze i braku balansu pomiędzy tymi dwoma trybami. Miażdżąca większość ludzi doświadcza przewagi myślenia skończonego, co jest rezultatem bardzo wczesnej, bezwiednej decyzji żeby uciec przed nieskończonością do skończoności. Ta kolosalna i fundamentalna decyzja została usymbolizowana w dziesiątkach mitów, takich jak upadek z ogrodu Eden. Afrykańskie mity mówią o przecięciu przez Boga nici, która łączyła go z człowiekiem. Poznanie >>dobra i zła<< to poznanie skończonego, które natychmiast rozdwaja się do swojego przeciwieństwa "nieskończonego" które zostaje sfabrykowane przez poznanie skończone.  

Dalsze replikacje tej relacji to dobro i zło, bycie i niebycie, tak i nie - wszystkie możliwe przeciwieństwa wygenerowane są ze sposobu poznania, który próbuje wyjaśnić powody swojego przerażenia: powody cierpienia POPRZEZ  siebie. Prowadzi to do zorganizowania całego doświadczenia w ten sposób. Można uznać za swoiste narzędzie poznania, jest ono jednak naturalnie nieadekwatne wobec nieskończonego, ponieważ jest skończone. 

Dochodzimy w ten sposób do wniosku, że tzw. "fałsz", fałszowanie rzeczywistości nie jest błędem człowieka, lecz naturalną funkcją. Cały czas jednak w tle jest jakiś problem, jakiejś cierpienie, coś jest nie tak. 

Problem jednak również jest dwojaki: człowiek jest przerażony nieskończonością, dlatego próbuje ją zamknąć w czymś skończonym, a jednocześnie odczuwa nieustanną tęsknotę do tego nieskończonego, które jest prawdziwym adresatem wszelkich jego pożądań. Myślenie skończone jednak, w poszukiwaniu szczęścia dokonuje "symbolizacji" domknięcia a zarazem wytworzenia elementów w nieskończoności, ku którym pcha ciało. Metaforycznie: rzeźbi kanaliki, którymi płynie energia pożądania.  

Wniosek ten ma prostą podstawę: naturą życia jest pragnienie, które mobilizuje ciało do ruchu, prowadzi do działania. Pragnienie oznacza wezbranie energii fizycznej, która zostaje ukierunkowana - przy pomocy myślenia - na wyodrębnione z nieskończoności obiekty. Człowiek chce posiąść obiekty swojego pragnienia, ponieważ wtedy odczuwa przyjemność.  

Ta przyjemność jest jednak rozmieniona na drobne przez myślenie skończone. To logiczne: dążenie ku skończonej rzeczy oznacza skończoną przyjemność: zaczynającą się i kończącą (zaczynanie się to przecież to samo co kończenie, tylko odwrócone:D) 

Ludzie zatem: 
1. Dążą do nieskończonego poprzez (reprezentacje) skończonego: rzeczy ludzi zjawiska cokolwiek wyodrębnione jako "coś" (coś=nazwane=skończone)  
2. Podążając za reprezentacjami skończonego, dostają skończoną przyjemność 
2.1 Powracają do tych samych obiektów rozpoznanych jako dające przyjemność, więc pragnienie nie jest skończone 
2.2 Z czasem nudzą się obiektami, które przez obeznanie, zużywają się, czyli po prostu stają się zbyt skończone  
3. Podążanie do nieskończonego prowadzi do nieskończonej przyjemności
Co za tym idzie: 
kierowanie pożądania w stronę obiektów skończonych zagęszcza ich skończoność. Jest i oczywiście druga strona:  
Jako, że każdy człowiek pragnie jedynie nieskończoności, rzeczy wyodrębnione przez myślenie skończonego są jedynie oknami do nieskończonego. W ten sposób człowiek poszukuje nieskończonego w miliardzie zjawisk, ponieważ >>zawsze<< zmierza jedynie do "Boga". 

Człowiek jest przerażony nieskończonością, ale jednocześnie jej pragnie: nieskończoność wychyla się do niego z każdej rzeczy, jednak może przyjąć ją jedynie w formie skończonej. Można powiedzieć, że człowiek usycha, czy po prostu umiera kiedy izoluje się od nieskończoności. To usychanie czy umieranie jest jednak także kończeniem. Człowiek kończy się, kiedy odwraca się od nieskończonego. Kiedy, jak powiedział Laozi, powraca do nieskończonego, rodzi się. Proste!  

Tu zatem pojawia się kolejny dowcip: Oczywiście nieskończoność wszystkiego obejmuje także człowieka. Człowiek jest nieskończonością, nie doświadcza jej, albo doświadcza samego siebie. Rozdwojenie się na człowieka i nieskończoność to kolejny rozpaczliwy trik myślenia skończonego do zorientowania się w nieskończonym doświadczeniu. Człowiek zamyka także swoją nieskończoność w produktach myślenia skończonego. Jak mówi Nisargadatta Maharaj utożsamia się z poszczególnym.  

Człowiek jest nieskończony. Można myśleć w sensie niedokończony i zmierzający ku swojemu skończeniu. Ten trik stwarza wrażenie procesu, rozwoju, który faktycznie ma miejsce. Oczywiście ów rozwój jest tak naprawdę cofaniem się. Z czego człowieka ucieka i do czego powraca? 

Człowiek nie może znieść swojej nieskończoności nie tylko wtedy, kiedy jest dzieckiem. Ilekroć nieskończoność otwiera się ku niemu w życiu, zaczyna się bać, boi się >>Nieznanego<<, bo znanie to również kończenie. Wiedza jest sposobem orientacji, tworzy mapę punktów odniesienia, co rodzi poczucie bezpieczeństwa. Jest to nazywane domkiem z kart, który wciąż rozwala się i chwieje nad rozhulanej rzece nieskończonego. Pomówmy o nieskończonym.  

Nieskończoność nie odsyła do jakiegoś oderwanego, boskiego świata (który jest szpiegiem skończonego próbującego się wkręcić w to rozumowanie). Nieskończoność wyłania się po prostu z doświadczenia zmysłowego. Zmysłowe w tym sensie jest jednak także doświadczanie przez człowieka siebie samego. Doświadcza siebie przez dotyk, czucie głębokie, doświadcza siebie przez swój własny układ nerwowy. Kiedy człowiek poznaje zmysłowo, to czuje. Jak wyżej, jest to podstawowe rozróżnienie pomiędzy myśleniem i czuciem.

Wszystkie rzeczy, które jawią się zmysłom są nieskończone. Można tę nieskończoność sfabrykować w postaci przybliżania i oddalania się od jakiejś rzeczy. Ale nawet i to jest oszustwem, ponieważ ruch rozdwojony na kierunki "przybliżania" czy "oddalania" ukazuje po prostu (jakkolwiek to zabrzmi) nieskończoność nieskończoności. Oderwanie się, puszczenie od myślenia skończonego naturalnie inicjuje relacje człowieka z nieskończonością tego, co jawi mu się przed zmysłami. 

Ważne jednak jest to, że myślenie skończone jest tak głęboko wpisane w ciało, że otwieranie się na nieskończoność następuje poprzez pozbywania się nabytych już produktów myślenia skończonego. Zostaje ono po prostu ucieleśnione w postaci napięć. Człowiek musi zatem zrzucić to, co zgromadził. Proces ten zyskał prostą postać stopniowego rozluźniania ciała, które wiedzie w jego głąb, uczula na nie coraz i coraz bardziej.

Demontaż tych napięć oznacza stopniowe rozchylanie się, wciąż dokonywane ze schronienia zbudowanego przez myślenie skończone. Naturalnie, jest to także otwieranie się na nieskończoność tego, co zostało zniewolone czy ściśnięte przez myślenie pojęciowe. 

Również ciało jawi się jako nieskończone, kiedy tylko człowiek zauważy, że może zwrócić postrzeganie zmysłowe do wnętrza siebie. To odkrycie odczarowuje myślenie z jego totalizującego oblicza i ukazuje je jako sensacje cielesne. Częstokroć są one jednak tak bardzo subtelne, że stopień cielesnego wyczulenia może ich po prostu nie uchwycić. Można bowiem przyjąć, że człowiek jest trwale odizolowany od świata przez swoją skórę (będąc mózgiem w ciele) skąd jednak założenie, że nie może sięgnąć świadomością do procesów komórkowych czy neuronalnych w swoim ciele? Ze względu na stan zastany? 

Proces wyczulania się jest zatem pozytywną stroną negatywnego rozmontowywania napięć w ciele i uwalniania się od domykających, ograniczających i określających wytworów myślenia skończonego. Im bardziej uwolnisz się od myślenia tym głębiej czujesz, czujesz jednak również swoje myślenie! Proces odwrotny: zestalania czucia przez myślenie omówiłem wyżej. Cały czas obserwujemy obsesyjną relację dwóch elementów. 

Wraz z otwieraniem się człowiek musi jednak skonfrontować się ze swoim strachem przed nieskończonością, który jest jednocześnie strachem towarzyszącym waleniu się misternej strukturze myślenia skończonego. Cały czas proces ten zachowuje bezwzględną logikę, prostą podwójną zasadę, która owija się w tysiące przypadków i sytuacji. 

Prowadzi to do wniosku, że istnieje pewien ogólny poziom doświadczania, który "nie podąża za tym, co powierzchowne, lecz widzi to, co substancjalne", jak powiedział Laozi. Innymi słowy, człowiek może pogubić się w strukturze wykreowanych przez myślenie skończone elementów zmieszanych z pociętym przez te elementy doświadczeniem zmysłowym ALBO może obejmować zarówno świat "zewnętrzny" jak i natychmiast pojawiające się psychiczne=cielesne zjawiska w jego cieleumyśle, które próbują na bieżąco domykać i kontrolować doświadczenie zmysłowe. 


Można jednak uwolnić doświadczenie zmysłowe od myślenia pojęciowego; czucie od myślenia. Jak? Too proste: wystarczy zastosować zasadę myślenia skończonego do samego myślenia skończonego: domknąć je w samym sobie. To być może, o ironio, jedyna funkcja myślenia skończonego: domykać same siebie. Tak samo zresztą jak naturalną "funkcją" nieskończoności jest ona sama. W ten sposób wszystkie figury wskakują na swoje miejsca.