poniedziałek, 22 stycznia 2018

Miłość we śnie


Youth, 2016, P. Sorrentino

Najcenniejsze sekrety ludzkiego życia owinięto w warstwy, które upodabniają je do orłów przystrojonych w mundurki. Trzy z nich - moi najbliżsi przyjaciele - to sen, miłość i świętość. W tym tekście objaśnię dwie z nich, tak abyś mogła je odnaleźć sama. Świętość zasługuje na osobne opracowanie. Moje teksty są opisami życia przekształconego wieloletnią praktyką medytacyjną. 



"Dreamin' of sharin' love..." 
Love, sex, dreams, ASAP Rocky 🤗
 
Zacznijmy od snu. 

Porównywanie egzystencji do snu przekonało wielu, że mogą robić co im się podoba, wszak „wszystko i tak jest iluzją”. Fatalny błąd polega na tym, że przyjmujemy senną naturę snu jako twierdzenie, statement, z którego wywodzimy dalsze wnioski. Zamiast tego, możemy odnaleźć senną jakość w codziennym życiu; w rzeczy samej, ona zawsze tu jest, bo życie naprawdę jest snem.

Co to oznacza? Sen jest bezczasowy i nie posiada rusztowania; nieumocowany w zasadach, rozwija się znikąd i trwa. Jego zniknięcie jest czysto umowne; tak naprawdę sen nie kończy się, tylko my się budzimy – do innego snu, który dla wielu ludzi jest koszmarem.

Brak rusztowania oznacza nieobecność założeń – życie wydarza się bez uzasadnienia. Posiada lekkość, którą tracimy angażując się w społeczne gry, te zawieszające przed oczami nagrodę i poganiające batem. To również część snu, jednak stopniowe porzucenie jej kontrolnej wagi nie wyklucza z życia. Nie mówię o onirycznej i sielskiej egzystencji pozbawionej odpowiedzialności. 
Chodzi raczej o namacalną jakość snu, która przenika zmysły – przypadkowe i ciągłe wyłanianie się zdarzeń, których nie spaja żaden sens: takie jest właśnie życie! Wszystkie Twoje wyobrażenia na temat życia przypominają sen; Twoje ciężkie myśli  opowiadające o tym, co musisz robić także są jak sen. Jednakże, nasze poszukiwanie podstaw i fundamentów życia wytwarza strukturę, która niepotrzebnie komplikuje nasz sen, budzi lęk i stres, ale także ekscytację; są to motory działania, niestety w większości jedyne jakie znamy.  

Innymi słowy, uznawanie pewnych wyobrażeń za podstawy innych wyobrażeń (czy wielkiego wyobrażenia pt. „Życie”) tworzy sztakułkowe powikłanie. Te wyobrażenia to „ja” oraz cała kolekcja społecznych norm w które wtłaczamy nasze działania. Są to punkty odniesienia, które strukturalizują nasz sen. Próbując je przekroczyć, tworzymy kontr-normy, które również są punktami odniesienia. Pracowicie oplatamy się pajęczyną założeń, która gęstnieje z roku na rok i usztywnia nasze ruchy, myśli, wysusza emocje, ściska serce i mięśnie, no i spłyca nasze kontakty z innymi ludźmi.

Co stanie się, jeżeli stopniowo odstawisz je wszystkie?

Oczywiście, pojawi się konfuzja; umysł przyzwyczaił się do tego hardware’u, który wpajano nam od najmłodszych lat. Dlatego musimy zawierzyć, że jest coś innego co pokieruje działaniami, coś innego co będzie je napędzać i rozwijać.

Doświadczenie życia jako snu nie jest metaforą. Cała ta miękkość, przejrzystość i bezczasowość spotykana w snach może objawić się także podczas czuwania. Umysł cechują różne natężenia uwagi, zależnie od stymulacji i pór dnia: pierwsze dwie godziny od przebudzenia, tzw. sleep inertia są inne od godzin popołudniowych, lub stanu rozbudzenia spowodowanego przez ćwiczenia fizyczne. Otwarcie powiek nie jest żadną granicą; żyjemy zanurzeni we śnie, nieraz tylko palcami u stóp, a czasami po czubek głowy.

Granica między snem a czuwaniem jest umowna i de facto nieobecna w dynamice doświadczania.  Jeżeli zrezygnujesz z kompulsywnego dążenia do stymulacji napędzanej kawą, informacjami i zgiełkiem dnia, odkryjesz że relaks, w który osuwa się umysł aż ociera się o sen. W rzeczywistości, ludzie przestymulowani kawą, wypłukani z energii przez alkohol są po prostu niezdolni do wytężonej uwagi.

Podczas edukacji zasadniczej i studiów często zasypiałem na zajęciach, a w głowie złożonej na ławce rodziły się senne kształty. Te kształty, senna materia osnuwa głowę także podczas czuwania; polifonia głosów gada w głowie jak stado zwierzątek. Zamiast jednak rozpoznać je jako senny szum, przypisujemy im rangę wielkich spraw i bawimy się ze stworzeniami w chowanego.

Utrzymanie poczucia snu podczas czuwania jest owocem treningu – wystarczy, że zamkniesz oczy, opadniesz w ciemność i wyobrazisz sobie oniryczny krajobraz, a potem je otworzysz. Spróbuj uchwycić moment zmiany a przekonasz się, o czym mówię. 


Édouard Manet
Original Title: Chez le père Lathuille
Date: 1879Paris, France  

Życie-jako-sen to przepiękna kompozycja percepcji, którą próbowali oddać impresjoniści. Zamiast farb i pędzli mamy do dyspozycji zmysły, roziskrzone koniuszki nerwów, które drżą od świateł, zapachów i bodźców. 


Żeby odnaleźć tę rzeczywistość trzeba najpierw w nią uwierzyć, a potem do niej wytrwale (z radością!) powracać. Nasza pamięć odgrywa tu wielką rolę: nie mówię jednak o pamięci jako wysypisku wspomnień, ale raczej o odnawianiu, odświeżaniu i powracaniu. 

Aby uwierzyć w tę rzeczywistość należy się jej poddać. Nasze założenia, te wpojone przez innych oraz nasze własne (zbudowane na tych wpojonych przez innych) są narzędziami kontroli. To właśnie te senne kształty, którym oddaliśmy władzę. Poddając się ich tyranii, tracimy z oczu sen – poddając się rzeczywistości podobnej snom uwalniamy się z kontroli. Co wobec tego zastąpi naszych strażników, inspektorów i wezyrów? Odpowiedź jest jedna, chociaż nie jest czymś pojedynczym: jest to Miłość.

Czym jest zatem miłość?


Miłość jest surową /raw/ siłą, która łączy i ociepla nasz sen. Wszystko wydarza się bez zamiaru i sensu – życie jako życie nie ma znaczenia. Jest w nim jednak miłość, która nasyca sytuacje, wlewa w nie ciepło. Każdy mógł doświadczyć tego będąc zakochanym; wtedy jednak trwanie miłości uzależnione było od innego człowieka. Inni mogą to poczuć pielęgnując swoją pasję – wówczas warunkiem miłości staje się nasze ukochane zajęcie. 

Czy można jednak kochać samo życie, prezentujące się przed nami w obecnej chwili? To również nie jest metafora – miłość do życia oznacza kochanie wszystkiego co się wyłania: wdycham powietrze, głaszczę kota. Myślę o poniedziałku, myję naczynia. Piszę do Ciebie, idę ulicą. Na to wszystko można spojrzeć kochającymi oczami: a rzeczywistość z pewnością odpowie, ona tylko na to czeka. Ona i wszyscy ludzie zagubieni w naszym śnie tęsknią do miłości, lecz poszukują jej w powikłany sposób. 

Każdy potrzebuje miłości; nie tej romantycznej czy „jakiejś”, ale po prostu żywej, żywej miłości. 
Miłość zastąpi wszystkie zamiary i założenia; wleje się w miejsca, które pozostaną po strażnicach zajmowanych przez wielkie sensy życia. A zanim je zastąpi, to je zmiękczy i ociepli, zachęcając do kapitulacji, z westchnieniem ulgi. 
Zapytaj siebie, dlaczego robisz te wszystkie rzeczy; w czym ugruntowane są Twoje działania i dokąd zmierzają? W umyśle wyświetla się cała siatka celów i pragnień; właśnie >>tam<< jest miejsce dla miłości. Konwencjonalnie mówi się aby wyrzekać się owoców swoich czynów, poświęcać się dla innych ludzi i unikać egoizmu. Brzmi to jednak sucho i może stać się kolejnym tyranem stojącym na straży działania. Zamiast tego, po prostu wlej miłość w swoje czyny. Odnaleziona przyjemność będzie wystarczająca – nie trzeba niczego więcej, bo „coś więcej” to miraż powstały z założeń – jego także możesz obdarzyć miłością!

Jak odnaleźć taką miłość? Istnieją na to sposoby (zainteresowanych czytelników poinformuję osobiście), ale przede wszystkim należy ją uwolnić z uprzęży. Nasze uzasadnienia i obiekty miłości uniemożliwiają jej wolną ekspresję – miłość nie popłynie, kiedy jej nurt jest zatamowany. Korytem tej wielkiej rzeki jest nasze ciało. Tamy, które na niej zbudowaliśmy to właśnie założenia i sensy, często zbudowane na cierpieniach z przeszłości. Nasze wczesne traumy ścieśniają miłość i dlatego najbardziej na nią zasługują. Są one nieszczęśliwą podbudową wielu „ważnych” założeń. Zrodzone z odtrącenia i odmowy, wyposażają strażników w miecze i strzały. Bo zbroje już nakładamy sobie sami, oddając swobodę ruchów za poczucie ochrony. 

Praca z traumami to droga do rozbudzenia miłości. Taka praca to poszerzanie miejsca, gdzie miłość może się pojawić – im więcej miejsca, tym więcej miłości. Po pewnym czasie proces uzdrawiania zacznie wydarzać się sam; miłość zachęcona do działania po prostu zacznie robić swoje....   


Cały ten proces wymaga uwagi, a często towarzystwa specjalisty. Szczególnie na początku, nasze kroki wymagają życzliwych oczu i porad zanim nauczymy się chodzić sami. Mamy do wyboru mnóstwo terapeutów i nauczycieli, ale niektórym wystarczą po prostu przyjaciele. Nie musi być to ciężki i dramatyczny proces; u wielu ludzi wydarza się naturalnie, niepostrzeżenie. Minione nieszczęścia rozpryskują się w wyjątkowych chwilach; ktoś powie nam słowa, których nie usłyszeliśmy od rodziców i trauma znika. Również nieszczęśliwe wydarzenia są katalizatorem uwolnienia traumy, jeżeli tylko przeżyjemy je do punktu przesilenia.
Do innych ciemnych trzeba się „dokopać”, jednak nie trzeba robić z tego wielkiego projektu egzystencjalnego. Rzeczywistość sama podsuwa nam sytuacje, które odkrywają to, co ukryte. Wystarczy nie odwracać się od tych możliwości, co w naszej kulturze wiąże się z odkręceniem nawyku unikania i ucieczki. Jednak nawet unikanie jest zrozumiałe; uciekamy od ognisk traum, żeby nie przeżywać ponownie cierpienia. Trauma to zatrzymany proces; nieprzetworzony ból, który musi wybrzmieć. Uwięziony w stłumieniach wsącza się w motywacje i działania – w ten sposób próbuje się wydostać!   Uzdrowienie starych ran nie trwa całego życia; możemy przejść przez proces, a potem po prostu cieszyć się życiem (całym życiem). Im wcześniej tym lepiej:)

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Kochające teraz



Każdy warunek poczęty przez umysł stwarza stawkę - coś do zyskania i ryzyko utraty. Kiedy podążamy za warunkiem, osuwamy się z teraz, tracimy obecność - nasze "jestem".

Teraz nie jest osiągnięciem, które jest owocem utrzymywania uważności. Teraz nastaje, kiedy ustaje warunkowość działania. Wówczas działanie może biec swobodnie, we wszystkich kierunkach. Z miłością.  
Taka uważność mieści w sobie nawet nieuważność. 
Czy widzisz to, o czym piszę?

Prawdziwa miłość nie jest zarezerwowana dla niedosiężnych świętych, nie jest też owocem wyrzeczenia. Miłość jest kiedy ma ku temu miejsce, po prostu. To miejsce jest wygaszeniem warunków i osiągnięć, którymi protezujemy nasze działanie. 

Teraz wyłania się razem z miłością, lecz do oddania miłości i teraz - ich intymności - brakuje mi słów. Właściwie, niczego nie brakuje, słowa po prostu nie są potrzebne. To "brakowanie słów" wytwarza jakiś brak, wokół którego mógłbym krążyć jak ślepy, głodny pies.  

Czy rozumiesz? 
Prawdziwa miłość nie ma warunku, nie ma osoby; jeżeli się do warunków zawęża, wkraczamy na wąską ścieżkę. Łatwo spaść, a kolejne kroki to chwiejny balans; łapanie równowagi pomiędzy przepaściami. Wiele jest do utracenia, a stawka ogromnieje w przestraszonych oczach. Dlaczego wobec miłości pojawia się strach? Czym on jest? Jest czymś innym i zastępuje miłość, przejmuje /capture/ jej intensywność. Nazywamy to miłością, lecz to chyba nie jest miłość. I nie jesteśmy teraz, jesteśmy gdzie indziej, w krainie ścieżek rozpiętych nad przepaścią. Dobre i złe, utrata i zysk są tą samą przepaścią, rozszczepioną przez strach, najwęższą struną drgającą od niepewnych kroków. 

Stan "równowagi", tak trudno odnajdywany, tak łatwo tracony to ustanie warunków, nie ich osiągnięcie. Równowaga nie jest kompromisem skrajności, lecz ich ustaniem. Trzeba widzieć na wskroś, żeby zrozumieć. Czy rozumiesz? 

Miłość jest, tak jak ja jestem, po prostu - wszystkie dalsze środki to zguba. Jeżeli nie można iść gdzie tylko można, bez presji czy ryzyka, to już nie jest miłość. Jeżeli pragnę o kogoś dbać, to niepotrzebna mi presja - tylko wolni ludzie kochają: kiedy są wolni to są kochający.  

Być może miłość jest tlenem życia i nasyca je nawet w najgorszej udręce; jest z nami jak Bóg, który nas nosi kiedy czujemy się opuszczeni. I loved you at your darkest. To nie ona znika, tylko my - znikamy z rzeczywistości, gdzie miłość jest, rzeczywistości, która jest miłością.  

Miłość nie jest zarezerwowana - ani dla świętych, ani dla ukochanych. Nie jest materialna, więc nie trzeba jej ugniatać w kształty, które pasują do otworów i wnęk. Miłość podąża, bo namnażanie jej to ekspresja jej istnienia. Nie ma w tym altruizmu, tym bardziej interesu czy usiłowania. Jest w niej inteligencja, która podpowiada gdzie postawić stopę (lecz bez zamiarów i planów), inteligencja zjednoczona z emocjami, zmysłami i ciałem, nie inteligencja wyizolowana do siebie samej, zwana "rozumem". Inteligencja razem ze wszystkim - bo wszystko łączy się w miłości, bo miłość wszystko udostępnia. Jeżeli mam to wszystko, to mogę czerpać. Mam dłoń i chwytam owoce wszystkimi palcami, zamykam owoc w garści - nie faworyzuje jednego palca, nie osłabiam innego. Mam całą dłoń i mam całe życie, całe ciało, bo miłość wszystko scala. Albo ujawnia, że przecież jest całe, zawsze było. Nie ma zawężeń i nie ma osiągania. Koło jest okrągłe, to wszystko - to właśnie jest teraz. 

Czy rozumiesz? 
Te myśli, które się kręcą w środku Ciebie także są tutaj, włącznie z odciąganiem uwagi. Odciąganie zachodzi, ponieważ próbujesz zrozumieć - pytanie o rozumienie nie zakłada, że nie rozumiesz, ono po prostu wskazuje, woła, rozumiesz? 

Można odkryć tę miłość przez okoliczności, one jednak nie są warunkiem jej zaistnienia, który trzeba podtrzymywać. Są czystym przypadkiem, w którym zbudziłeś się do miłości - jednym z wielu, które były i będą, roziskrzeniem chwili. Okoliczności zbiegają się i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, to wręcz sedno zwyczajności. 
  

Miłość jednoczy i scala (ujawnia jako jedno i już scalone) - ci, którzy dryfują po oceanie samotnych wysp odczuwają to jako przyciąganie. Magnetyzm, Wielka Akceptacja, no chodź tu do mnie. Przecież już tu jesteś, jak możesz dojść do siebie? Ta okrągła majestatyczna całość, to wszystkoobjęcie daje życie - pluralizuje jedność. To surowa siła tworzenia, magia biologii, przetwa-wytwa rzanie, stwarzanie. Stworzyć, wytworzyć, odtworzyć; rzyć* - żyć. Życie! Czy rozumiesz?  

W końcu sam rozum to pojmie i ustanie. Zatrzyma się, i odtąd będzie myślał tylko w sobie, bez przechylania się przez krawędzie osiągnieć, żeby zagubić się w przepaści strat. Czy widzisz, że to wciąż ta sama gra? 

Pora ją uwieńczyć: kochaj i czyń co chcesz. 

Kochaj i kochaj, aż wielka gra zysku, stawki i utraty skurczy się do minigierki, toczącej się na peryferiach Wielkiej Pełni. I niech się toczy swoim rytmem, nie-niepokojona przez nikogo, zwłaszcza Ciebie.   





*znawcy staropolskiego uśmiechną się na myśl, że przecież wszystko sprowadza się do rzyci. 




wtorek, 2 stycznia 2018

Busy czy easy - co począć z życiem

graficzki pochodzą spod ręki pana Joana Cornella 
Bycie zajętym oznacza sprawnie wypełnianie zadań, przed którymi stawia nas los i własne wybory. Czas i energia są ograniczone, dlatego trzeba się przez nie biegle poruszać. Dodanie -ness do angielskiego busy tworzy ethos XXI wieku - business, sztukę bycia zajętym, załatwiania i procedowania spraw.  

Nawet jednak, gdy wybierzemy pracę etatową, czy życie na peryferiach społeczeństwa nadal tkwimy w rzeczywistości AD. 2018. Podejmujemy długoterminowe inicjatywy i rzeźbimy swoją biografię w czasie. Staramy się robić to bez stresu, forsowania się i zagubienia. Czasami nawet chcemy zadbać o zdrowie. 

W jaki sposób poruszać się po złożoności życia? Z pewnością wielu ludzi nie robi tego w optymalny sposób. Tracimy bezpowrotnie cenne godziny naszego życia po prostu dryfując po Internecie. Nasze noworoczne postanowienia wytrzymują maksymalnie do lutego, a potem rozpływają się gdzieś pomiędzy prokrastynacją a rozproszeniem. Marzymy o założeniu start-upu, po czym kończymy na stosie książek how-to i sesjach "brainstormowych" zapijanych piwkiem. 

Człowiek nowoczesny to kowal i sprawca swojego losu - wybiera style życia, zawody i bliskich ludzi. W teorii. W praktyce zaś, nasz styl życia to w większości social media a dystrakcje i chroniczne zmęczenie wytyczają dynamikę relacji i związków.  

Jednocześnie, rynek rozwojowo-duchowy kusi nas nawykami i umiejętnościami, które możemy przyswoić za wymierzoną sumę pieniędzy. Możemy jeździć na warsztaty i robić kursy, także online. 

Wszystko już jest na miejscu, lecz brakuje czegoś fundamentalnego - kompasu czy busoli, które pozwoli nawigować przez ocean opcji, surfować przez fale możliwości, dać jakąś orientację w świecie, w którym żyjemy - dynamicznym, przesiąkniętym technologią.  




Tak - ów kompas jest w zasięgu ręki. Wręcz jest naszym ręką, a raczej ręka jest częścią kompasu. Jest nim ucieleśnienie - sposób bycia w świecie, którego można się nauczyć. Jednak >>nauka<< w tym kontekście zyskuje nowy wymiar, z pewnością inny od tego, do jakiego przyuczyła nas edukacja zasadnicza. 

Ucieleśnienie jest swoistą bazą, która organizuje w całość wszystkie obietnice, oferty i usługi proponowane przez rynek rozwojowo-duchowy, mindfulness industry, czy kulturę terapeutyczną. Bez ucieleśnienia, cała ta skarbnica jest krainą zawiedzionych oczekiwań i hipnotyzujących obietnic.   
Jeżeli masz do dyspozycji pełne spektrum możliwości, to czym kierujesz się przy wyborze? Być może deficytami psychologicznymi, które u siebie rozpoznajesz. Być może, jakiś coach albo kurs jest odpowiednio przekonywujących. Czy jednak machina marketingowa powinna odgrywać tak ważną rolę w Twoim życiu? Kryteria wyboru nie należą do ego, ściśle owiniętego własnymi zmartwieniami, pożądaniami i lękami - zachodzi tu zbyt duże ryzyko błędu.  

Stąd rzesze ludzi, który zaangażowali się w jakiś proces i pogubili się, zrezygnowali i przesiedli na inny. W Stanach mamy całe pokolenie duchowych drifterów, którzy odwiedzili dziesiątki wspólnot duchowych i terapeutów, jednak bez fundamentalnych zmian, których tak potrzebowali. Większość z kursów, terapii czy ścieżek duchowych to wieloletni proces, który wymaga lat konsekwencji i kontaktu z facylitatorem. Bez informacji zdrotnej i dyscypliny może być on chaotyczny i wręcz szkodliwy.

Podobno 90% motywacji kierujących ludźmi to ich własne problemy i rany - jednak ich korzeń może być odmienny od symptomów. Rzadko jesteśmy lekarzami własnych chorób - to nie my mamy stawiać diagnozę. Niestety, rynek podsuwa nam gotowe recepty, które ujmują unikalności naszej biografii.   

WIĘCEJ