czwartek, 27 lutego 2014

Gospodarka libidalna



Freud sformułował wyśmienitą do „duchowych” czy „duchowościowych” rozważań definicję usiłując dojść do sedna tego, czym jest pragnienie. Otóż; ludzkie ciało dysponuje pewną pulą energii, która jest wypadkową wieku, zdrowia, stylu życia, ale przede wszystkim odżywiania, najbardziej dynamicznej zmiennej z powyższych. To znaczy, codziennie się odżywiając wprowadzamy do ciała energię, która jest produktem „przemiany materii” (jak to alchemicznie brzmi!). Freuda interesowała tu >>nadwyżka<< tej energii, która generalnie nie ma się gdzie podziać, nie zostaje zużyta przez aktywność fizyczną czy psychiczną. Krąży więc ona po zamkniętym obiegu ciała. Czym jest ta energia? To libido. Freud, notoryczny kokainista powiązał ją oczywiście z seksualnością, erosem. Jung rozszerzył pojęcie libido do całej aktywności psychicznej. Lacan chyba ustrzegł się od skrajności dwóch powyższych, i określił libido po prostu jako energię pragnienia. 



Podobnie jak w buddyźmie, w psychoanalizie pragnienie, pożądanie czy żądza przekracza wymiar seksualności (która jednakowoż pozostaje jej najbardziej ewidentnym wyrazem) i staje się motorem ludzkich działań. Sam podmiot, self, jest obiektem pragnienia (a nie np. wiedzy). Łącząc jedno z drugim powiedzmy po prostu, że pragnienie jest cierpieniem; jest niezaspokajalne. Nie istnieje na świecie tak wnikliwy czytelnik tego bloga, który skojarzyłby w tym momencie mój starszy wpis, o ten: , w którym daję wyraz przeświadczeniu, że połączenie obiektu pragnienia z pragnieniem jest czymś absurdalnym. Tak to właśnie jest; pragnienie jest niezależne od obiektu, które jest jego pozornym celem (co umożliwia np. kontinuum popytu w kapitaliźmie). Pojawia się tu pojęcie le petit objet a, czyli obiektu, który okupuje miejsce przyczyny pragnienia; gdy się do niego zbliżamy, gdy w końcu posiądziemy ów obiekt, pragnienie nie ustaje, przenosi się na obiekt inny (New Age jest zatem pożądaniem przeniesionym na sferę duchowości, która musi karmić się wciąż nowymi obiektami). W zasadniczym pytaniu, czy wolimy posiąść obiekt pragnienia czy uwolnić się od pragnienia obnaża się iluzja tego wyboru. Innymi słowy, uwolnienie się od pragnienia jest jedynym sensownym, wręcz racjonalnym wyjściem z sytuacji, w której obiekt wydający się przyczyną pragnienia nie ma nic wspólnego z zaspokojeniem pragnienia prócz czystego pozoru!
Oczywiście, nasza żądza takich a nie innych obiektów małe a (le petit objet a) uwarunkowana jest naszą „osobowością” (używam tego terminu z politowaniem). Różne obiekty pragnienia wyłaniają się ze struktury naszego ego, który to mechanizm nieustannie próbują przeniknąć wszelkie zabiegi marketingowe. Miejsce i natężenie pragnienia leży jednak zupełnie gdzie indziej, do czego wrócę nieco niżej.
Psychoanaliza wg M. Safouana sprowadza się do przeorganizowania gospodarki libinalnej pacjenta; psychoanalityk usiłuje wprowadzić modyfikację w takiej gospodarce pragnienia, w której posiąście danych obiektów małe a jest niemożliwe, absurdalne, etc. Analityk próbuje zatem przekierować pacjenta, aby mógł uzyskać on jakiejś pozorne zaspokojenie. Nie wskrzesisz zmarłego syna, za to solidnie nażresz się pizzą z bananami; wystarczy, że przeorganizujesz swoją gospodarkę libidalną. Gospodarka libidalna, co za kapitalne określenie! 
Sam mam inną propozycję na poradzenie sobie z problemem pragnienia. Jeżeli oderwiemy pragnienie od wszelkich obiektów małe a, przeniknąwszy ich iluzoryczność, możemy doświadczyć samego pragnienia w nas, jego natężenia, uchwycić kiedy się pojawia a kiedy zanika. To doświadczenie pragnienia wewnątrz ciała wymusza rzecz istotną; aluzyjność. Znaczy to, że nie uspokoimy pragnienia bezpośrednio na nie działając. Musimy zadziałać na coś innego, musimy zrobić >>aluzję<<, zadziałać pośrednio, pociągnąć sznurek, który jest przywiązany do kijka, który jest przywiązany do sznurka przywiązanego do naszego pragnienia. Tu myśl trudna, ale olśniewająca: tego typu działanie oddaje relację znaczączego i znaczonego; opisu i desygnatu! Jeżeli chcemy ściąć drzewo, to nie możemy napisać na kartce „ścinam drzewo”. Jeżeli przeniesiemy tę zasadę na rzeczywistość, to odkrywamy,że nasze pozornie „bezpośrednie” działania wpadają w pułapkę języka, który przecież nie jest tym co opisywane, tylko my go za to bierzemy. Na tej samej zasadzie nie możemy przez nasze postrzeżenie, czy doświadczenie pragnienia zadziałać na to pragnienie! Trzeba to zrobić naokoło.
Więc: doszliśmy już do tego, że obiekty, które ścigamy upatrując w nich zaspokajania pragnienia są odrębne od tego pragnienia; zaspokojenie jest iluzją, która – jakkolwiek umożliwia jakiejś tam funkcjonowanie to i tak pogrąża nas w nieustającej wewnętrznej sprzeczności (dlatego wszelkie szare przyjemności z cyklu "takie jest życie" okazują się rozpaczliwymi nagrodami pocieszenia...). Dzięki odsunięciu pozoru obiektów małe a możemy wejść w kontakt z samym pragnieniem; tj. doświadczyć jego natężenia, poczuć je w ciele, co można by zmetaforyzować jako ssanie, palenie, męczące przyspieszenie, etc. Co dalej? Otóż pojawia się pytanie o metodę. Jak w sposób niebezpośredni uspokoić pragnienie?

Powracamy do początkowej myśli Freuda; pragnienie jest nadwyżką energii pobraną z ciała. Jest to energia w ciele, a zatem można na nią wpłynąć poprzez np. post; to w ogóle ukazuje sens wszelkich postów (Muzułmanie wyregulowują własną gospodarkę libidalną podczas każdego Ramadanu) . Przykręcając kurek energii z zewnątrz możemy osłabić pragnienie; być może przecierpimy troche, ale wyjdzie to nam na dobre. Dieta jest w ogóle sprawą kluczową. Ale istnieje i sposób od wewnątrz, i należy go szukać w medycynie chińskiej. Gdy poczytamy co nieco o rezultatach ćwiczeń Qi Gong, natrafiamy na zdania, które budzą kpinę każdego porządnego racjonalisty: zegnij kolano, to się uspokoisz, naciśnij pod szczęką to łatwiej zaśniesz. Streszczam się tutaj nawiązując do wszelakich ludowych sposobów na odczynianie uroków i uzdrawianie. Prosty wniosek, wszelkie znachorstwo jest zbłądzeniem na abstrakcyjne manowce tej gimnastycznej, >>konkretnej<< sztuki wpływu na swoje ciało przez odpowiednie jego ustawienia, napięcia mięśni etc. Zabij o północy kocięcie, po czym upuść do kociołka trzy jego wibrysy – poprzez ten przykład widzimy jak zalecenia, które z odpowiednimi ruchami ciała wiążą takie czy inne rezultaty w umyśle czy samopoczuciu oderwały się od konkretu ciała i powędrowały zabawnie daleko...

Teza: ćwiczenia Qi Gong regulują gospodarkę libidalną. Wszelakie terminy typu „potrójny podgrzewacz” „bulgoczące studnie” mają tylko oddać odczuwalną w ciele funkcję danego miejsca, krążenia energii życiowej (libido!) etc. Jeżeli istnieje jakaś uber rasa, to są nią Chiny; oni wymyślili dialektykę, dao i de, zen, wushu, qi gong! Ile dobrodziejstw! W załączniku do tego wpisu znajduje się instrukcja obsługi oraz opis Ośmiu Kawałków Brokatu; rzućcie okiem na opisy, które pojawiają się przy pozycjach stojących, a w mig połączycie fakty przedstawione wyżej. Być może to zachęci Was do spróbowania samemu. A „porządni racjonaliści” niechaj zostaną tam, gdzie są.  

Osiem Kawałków Brokatu


piątek, 21 lutego 2014

Notatki



1. Żywotny problem, który trapi większość ludzi, przenika i obciąża ich decyzje, to ambiwalencja. Słyszałem to od paru ludzi; najpierw życie jest proste, ponieważ jest w nim jakaś pewność; nawet nie ukierunkowana na ideę czy postawę, ale po prostu nieokreślona, poprzedzająca decyzje pewność. Potem pojawia się ambiwalencja; niemoc w stosunku do przeciwstawnych wyborów. Każdy wybór jest obciążony utratą opcji przeciwstawnej; każdy wybór także jest częściowy. Typowa strategia to unikanie analizy; rzucamy się z zamkniętymi oczami w któryś kierunek, aby ustrzec się od rozrywającej niepewności. To właśnie ambiwalencja. Możemy wyróżnić różne rodzaje strategii wobec ambiwalencji; można ją zignorować, wytworzyć ideał "złotego środka", odurzyć się jakąś ideologią, która oferuje uspokajające, twarde granice. Można wreszcie pogrążyć się w relatywizmie, który uznając, że "każdy ma swoją prawdę", częściowo uznając własną bezradność, a częściowo daje sobie zielone światło to mnóstwa głupich rzeczy, które znajdują się własnie w obrębie tej "mojej prawdy". Co istotne, każda decyzja, realizująca jakąś z powyższych strategii, używa racjonalizacji do załatania dziur we wnioskowaniu (żadne rozumowanie nie jest ostatecznie domknięte)
Podsumujmy strategie radzenia sobie z ambiwalencją: 
-zignorowanie (życie po macku, opatrzone elementarną racjonalizacją swoich wyborów) 
-deklaratywne i postulatywne dążenie do "złotego środka" (który jest iluzją, inne jego miano to kompromis) 
-odurzenie się jakąś ideologią (w wersji 100% to fundamentalizm, w niepełnym stopniu korzysta z racjonalizacji) 
-relatywizowanie (samosprzeczne ze sobą, bo ustawiające się jako Prawo negujące jakiegokolwiek inne prawa)
- transakcjonizm, tj. kierowanie się zasadą zysku i straty, z odpowiednio krótkim horyzontem by zracjonalizować w ten sposób decyzję

Ta ostatnia strategia jest bliska "racjonalnemu" działaniu.

Wydaje mi się jednak, że powyższe strategie, wyjąwszy stany psychotyczne, nigdy nie sprawdzają się do końca. Człowiek, koniec końców, zostaje schwytany w przeciwieństwa, a głęboko w mózg ma wbitą igłę prawa niesprzeczności.  

Na poziomie życia codziennego przejawia się to w nieustannym wahaniu wobec jakiś ważnych decyzji. Odpowiednio wniknąwszy w sprawę, każda decyzja okazuje się być ambiwalentna. Każda decyzja, podjęta i do podjęcia, rozwija przed nami możliwą do przeniknięcia przyczynowoskutkową sieć. Oczywiście, na ile jesteśmy w stanie przewidzieć przygodność życia, i na ile przygodność ignorujemy.  

Poniżej garść przykładów gier, które toczymy sami ze sobą. Ambiwalencja, a w nawiasie możliwa racjonalizacja:

Pragnę zjeść to ciasto, ale utyję (dziś jest dzień słodkiego!). Chciałbym odpocząć, ale mam tak dużo do roboty (odpoczynek podnosi jakość dalszej pracy). Nadal z nim/nią być, czy go zostawić? (Może się zmieni/właśnie tracę najlepsze lata życia). On jest lepszy ode mnie, ja jestem taki głupi! (Ale jestem wyższy niż on i jestem lepszy w sportach) Napewno czujecie już tę zasadę. 

Zwróćmy uwagę na wszechobecność racjonalizacji; kto uświadomi sobie że toczy gry ze sobą w momencie, gdy je toczy? Racjonalizująca myśl prowadzi do uspokojenia; sami rozbudzamy w sobie irytację a potem ją uśmierzamy. Gdy odpowiednio ułożę słówka, wahanie się uspokaja. Tłumaczę sobie, prowadzę ze sobą obrady. Szacuje zyski i straty. Wewnętrzne dialogi krzyżują i zderzają się ze sobą. Jeżeli to wszystko ujrzeć jako serię zdarzeń, następujących po sobie sytuacji, jest to po prostu komiczne.   

Racjonalizacja łata te dziury, które otwierają się przy każdej ambiwalencji; uśmierza niepokój nieodłączny od wahania, gdy sprawy mają odpowiednią wagę. Człowiek dążący do bycia moralnym, zwłaszcza w oczach Absolutu (który wszystko widzi i wszystko zapisuje, jak głosi kaszubskie powiedzenie), może łatwo dojść do obłędu wynikającego z ambiwalencji każdej decyzji, niemal każdego kroku. Grzech czai się wszędzie... 

To zapewne zniechęciło ludzi do religii. Ludzkość, zbita masa, odbiła się od historycznego bagażu stłumienia. Pojawia się prosty wniosek, że model unikania grzechu przez tłumienie jest błędny. Obecnie przechylamy się na drugą stronę. To nawiasem. 

2. Na pewnym etapie życia pewność w stosunku do jakiejś decyzji świadczy o jakimś zawężeniu. Jest psychotyczna, to znaczy gdy budzimy się z psychozy to dziwimy się, w jakim to stanie przebywaliśmy, pod wpływem którego zrobiliśmy te wszystkie rzeczy. Wejście w jakąś ideologię, w której wszystko jawi się jako jasne i proste, jest własnie wejściem w taki stan psychotyczny.




wtorek, 18 lutego 2014

Krainy fantazji



Spójrzmy na środowisko człowieka siedzącego przy komputerze. Przede wszystkim, jest on samotny - już sama obecność Innych (ludzi) uruchamia w człowieku pewne blokady i presje, które są charakterystyczne dla bycia w grupie. To nie jest tak intensywne w rozmowach wirtualnych; dlatego wielu ludzi łatwiej mówi pewne rzeczy przy pomocy komunikatora. Jest to podobne do obrażania człowieka w myślach przed zaśnięciem; wtedy rzucenie paru rzeczy w twarz jest prostsze. Rozmowa wirtualna działa na takich samych zasadach. Człowiek przy komputerze jest samotny, jednocześnie komunikując się z innymi; w dodatku prowadzi rozmowy z grupą zatomizowaną; tj. grupą jednostek niepołączonych ze sobą, nieświadomych swojej liczby; każdy może siedzieć w pokoju sam i rozmawiać z np. 5 >>samotnymi<< Innymi. To tworzy specyficzne okoliczności do interakcji.

Chciałbym w tym tekście rzucić roboczą myśl, że Internet, znajdujący kulminację w Facebooku powoduje erupcje fantazji do codzienności. Myśl, że wirtual odrywa od reala uschła do frazesu, jest zresztą błędna w warstwie założeń, tj. binaryźmie  real--wirtual. Ujmijmy sprawę inaczej; każdemu kontaktowi w realu towarzyszy sfera fantazji - kraina marzenia dziennego, w której rozrastają się wyobrażenia na temat siebie i relacji z innymi. Sfera ta urasta do niespotykanych rozmiarów dzięki komputerowi-Internetowi-Facebookowi. Opozycja real-wirtual jest >>zewnętrzna<<, dlatego drugorzędna, liczy się przede wszystkim fantazja i rzeczywistość; relacja wewnętrzna. Fantazja zawiera strukturę wyobrażeń, które nieustannie zderzają się ze sobą i rozwijają w umyśle - przerost fantazji i jej wpływu na rzeczywistość tworzy fantastę. Fantasta to człowiek, który albo mgliście, albo w ogóle nie rozróżnia jak mocno jego relacje z Innymi są ustrukturyzowane przez myśli-wyobrażenia-urojenia.

Istotna jest tu skala, czy też natężenie fantazji w codzienności. Fantazja na słabym poziomie natężenia jest postrzegana jako ruch myśli, które np. wywołują emocje, warunkują postępowanie. Tworzą presje i blokady, które wynikają z wyobrażeń, które mamy na temat Innego. Można im podlegać a jednocześnie zdawać sobie sprawę, że jest to w istocie ruch myśli.

To znaczy, że rzeczywistą relacją, z którą człowiek ma do czynienia jest świadomość i fantazja. Świadomość fantazji oznacza właśnie natężenie rozpoznania fantazji jako ruchu myśli uruchamiających emocje, narzucających pewne działania. Im mniej świadomości i autorefleksji, tym człowiek mniej odróżnia ruch myśli od tego, na co myśli się nakładają. Bardzo ważnym jest, że zarówno urojone, jak i wywiedzione z rzeczywistości wyobrażenia na temat Innego albo siebie mają charakter wyobrażeniowy. Mam tu na myśli fakt, że np. postrzeganie wszystkich jako wrogów przez paranoika i rozpoznanie wyższego statusu rozmówcy przez "trzeźwo myślącego" człowieka ma tę samą substancję - jest nią fantazja. Moment, w którym fantazja odrywa się od rzeczywistości i zaczyna żyć własnym życiem nigdy nie następuje i nigdy nie nastąpił! Fantazja jest transparentna wobec codzienności, to znaczy nakłada się na codzienność i jest z nią mylona.

Jak pisałem słabe natężenie fantazji pozwala zauważyć ją jako ruch myśli ukierunkowane w dwie strony, które także mają charakter fantazmatyczny. Tak jest; układ Tak-Nie jest fantazmatem. Fantazmatyczny układ Tak-Nie, który przybiera postać presji i blokad; naładowanych energią myśli mających na nas przemożny wpływ. (Tu znajduje się odpowiedź na wielkie pytanie Williama Jamesa; czemu geniusze religijni jakby "przelatują" przez wszelkie "otamowania", które dla innych są nieprzekraczalnymi granicami? Poczytajcie Doświadczenia Religijne)

Fantazja nie jest światem bezgłowych słoni czy niebieskich migdałów, na tym być może polega najbardziej komiczna tajemnica ukryta w naszym świecie. Kultura uczyniła z fantazji sferę bzdur, niemożliwych wyobrażeń dokumentowanych przez kreskówki, podczas gdy w istocie fantazja jest substancją (budulcem) całego świata. Podmiot (Ja), relacja podmiot-przedmiot, a także układ Tak i Nie (przyjęcia i zaprzeczenia), początku i końca; to wszystko przynależy do krainy fantazji.

Stawiam oczywistą tezę, że u większości ludzi fantazja uległa przerostowi - nie jest rozpoznawana jako ruch myśli, ale jest przezroczyście nałożona na rzeczywistość. LUDZIE TKWIĄ W PERMANENTNYM ODURZENIU FANTAZJĄ. Nie jest jasno i ostro postrzegana przez człowieka, dlatego bujnie się rozwija. Jest wrośnięta w świat; poprzez słowa i czyny ludzi wrzyna się coraz głębiej w codzienność. Przerost fantazji sprawia, że zamiast opierać się na sygnałach z otoczenia rozwija się poprzez styczność fantazmatów z innymi fantazmatami. Nie odróżnianie fantazji od rzeczywistości umożliwia bujny rozrost wyobrażeń, które przestają precyzować i uzgadniać się z rzeczywistością, tj. informacjami "zewnętrznymi". Fantazmaty, niczym wirusy, zniekształcają te informacje, uzgadniają je z wewnętrzną strukturą fantazji, tworząc samospełniające się przepowiednie i inne heurystyczne fatamorgany...oderwanie fantazji od zewnętrznych sygnałów, co najbardziej wyraziście widać w komorze deprywacji sensorycznej, powoduje halucynacje instant. To znaczy oderwanie ciała jako wehikułu zmysłów od zewnętrza (zamknięcie się w komorze deprywacyjnej). Na poziomie psychicznym, fantasta rodzi się poprzez np. długie momenty samotności, gdy ruch myśli fantazmatów nie natrafia na zbyt wiele sygnałów z zewnątrz, które je porządkują i ich "pilnują"; wobec tego fantazmaty zaczynają coraz mocniej być porządkowane przez inne fantazmaty, który to proces sam w sobie wpycha fantastę coraz głębiej do własnej głowy.

Facebook, czy inne portale społecznościowe doprowadziły do erupcji fantazji. Wymyślanie siebie odwieczne w relacjach społecznych zyskało potężne narzędzie sprzyjające rozrostowi centralnego fantazmatu dla każdego, tj. "Ja", swojej osoby. Sama pozycja ciała, nieruchome przesiadywanie przed komputerem sprzyja zagłebieniu się w fantazję. Z tej perspektywy, z krainy fantazji, człowiek prowadzi rozmowy, surfuje po Internecie czy robi inne rzeczy, i nie ma zbyt wielu bodźców, które go otrząsają z tego dziwnego, pogrążającego stanu umysłu.

Przesiadywanie przed komputerem ekstremalnie utrudnia utrzymanie uważności, nie mówiąc już o tym, że dla większości ludzi świadome pozostawanie świadomym pozostaje poza polem świadomej uwagi. To znaczy, ludzie nie dążą do bycia uważnymi; stają się nimi przygodnie, poprzez wypadek samochodowy, nagły przestrach, czy podczas uprawiania sportu. To zewnętrzne okoliczności przywodzą ich do uwagi; tak jakby człowiek poruszał się na własnych nogach wyłącznie, kiedy ktoś skusi go czymś smacznym zawieszonym przed oczyma. A przecież każdy umie poruszać się samemu, przynajmniej potencjalnie...

Uwaga i jej siła, w postaci koncentracji, skupienia, kontemplacji, autorefleksji, świadomości - to NAJCENNIEJSZA RZECZ jaką można osiągnać i kultywować. Nie można nigdy o tym zapominać!

Powszechnie stan uwagi ma jednak nazwę, i jest nią nuda. Nuda jest niewsiąknięciem w żadną czynność; człowiek niepogrążony w jakimś obiekcie porządania wysuwa głowę z własnej głowy i szuka czegoś, w czym mógłby się pogrążyć, na czym mógłby się zafiksować. Dlatego nie robienie niczego, tj. patrzenie na pustą ścianę wywołuje takie paroksyzmy, takie obłędy w głowie. Cały fun w grach komputerowych np. wynika z tego, że wsiąkasz w rozgrywkę. To wsiąkanie tożsame jest z drastycznym zawężeniem świadomości i autorefleksji; nie pozostajesz w kontakcie z tym, że siedzisz na krzesle i patrzysz w monitor, odłączasz się uwagą od bodźców płynących od ciała i nurkujesz w fantazję. W odróżnieniu od otępienia charakterystycznego dla siedzenia przed telewizorem komputer umożliwia AKCJĘ i ta aktywność jeszcze mocniej wpycha w świat fantazji, ponieważ fantazmaty natychmiastowo "urzeczywistniają" się w zewnętrzności przez reAKCJĘ, np. odpisanie na facebooku. Może to brzmieć skomplikowanie, ale to prosty proces; człowiek siedzący przy komputerze wsiąka w samego siebie, tj. wkracza do krainy fantazji, stamtąd pisze i tam odtrzymuje listy, które otwiera i na które odpisuje. Wszystko to wzmacnia natężenie fantazji. Co istotne, człowiek przy komputerze defacto rozmawia sam ze sobą; prowadzi akcje do siebie i sam je odbiera; Inny jest tylko założony, jest symulakrą nieobecną jako żywa jednostka obok. No cóż, tak naprawdę każda rozmowa jest jednocześnie i przede wszystkim rozmową z samym sobą; komputer jednak drastycznie wzmacnia to fatalne zapętlenie.



Człowiek wpatrzony w płaski monitor znajduje się wewnątrz siebie, fantazja tworzy złudzenie głębi w monitorze, podobnie jak w pejzażach czy pułapkach kojota na pędziwiatra (w które zawsze sam wpadał!). Dlaczego to kojot zawsze wpada w pułapki w rodzaju namalowania drogi i fałszywej głębi tła na ścianie, zaś struś po prostu wbiega w to tło jakby było prawdziwym? To proste; struś jest fantazmatem kojota! Dlatego też kojot nie może dorwać strusia, ten zawsze mu umyka; nie można chwycić fantazmatu. Są różne obiekty, które okupują miejsce tego, co naprawdę pragniemy, ale gdy to chwytamy, obiekt który dorwaliśmy okazuje się nie być tym, czego szukaliśmy. Niczym w sennych pościgach umyka nam, że istotą pogoni i pragnienia nie jest "złapanie króliczka" tylko sama pogoń, samo nakręcanie pragnienia. Czy nie na tym opiera się kapitalizm, system rządów fantazji?


Facebook to interface fantazji; symboliczny system obsługi wyobrażonego systemu relacji, który zarasta oczy, uszy, wchodzi w ciało i oddala od siebie ludzi, zapośredniczając relacje fantazmatami.Pomyśl, co właściwie robisz przy Facebooku, że czas schodzi tak szybko? Trudno odtworzyć swoje czynności, ponieważ nie jest się ich świadomym, można tylko przytoczyć ogólne czynności, które zazwyczaj (i kompulsywnie) uskutecznia się na tym portalu. Nie jest się ich świadomym, ponieważ fantazja jest nieobecnością świadomości; świadome przebywanie w krainie fantazji przypomina świadome sny. Nieobecność świadomości oznacza jej osłabienie, oznacza rozrost fantazji, która coraz mocniej podstawiana jest pod codzienność, coraz bardziej się urzeczywistnia. 

Kto miewa myślo-obrazy, w których gdy dowiesz się czegoś ciekawego wrzucasz to na swoją tablicę? Tak social media wżynają się w struktury poznawcze, facebook umożliwia psychotyczną sytuację, w której dzielisz się czymś z kimś pozostając samemu, tak samo jak ja teraz pisze tego bloga. Zakładam Innego, który to czyta, przyjmuje fantazmatycznie jego istnienie. Nawiązałem właśnie rozmowę z podmiotem założonym; Ty czytasz te słowa, ale ja przecież piszę je w zupełnie innym momencie w czasie, gdy Ty go czytasz. Jednocześnie oboje/obaj czytamy te słowa w jednym ważnym miejscu, które możesz natychmiast dojrzeć, tylko ocknij się; jesteś w krainie fantazji! Gdy zrobisz to naprawdę, fantazmaty pochowają się jak kreskówkowe zwierzątka, które zaglądają ci zza ramienia podczas lektury, w postaci głosów, które toczą wielodialogi w Twojej głowie. Szepczą. 

Sprawa wpływu facebooka na to, co nazywam erupcją fantazji jest ogromnie złożona i przekracza moją wiedzę i kompetencje opisu. Odsyłam Tutaj by poczytać, co pisze się o wpływie komputera-social mediów na poziomie neurobiologicznym.  

Ostatnio to odbyłem rozmowę, w której przekonywano mnie, że przecież umiar i kontrola umożliwiają korzystanie z facebooka, który jest "tylko narzędziem". Wnioskowanie to jest usiane fantazmatami, które tworzą strukturę wytłumaczenia, tj. zracjonalizowania: mamy tu fantazmat umiaru, który łączy się z kontrolą. Oczywiście są i Inni, którzy tego umiaru i kontroli nie mają, i są antytezą Ja, które ma. I tak człowiek buduje fantazmatyczne pałace wprawiając się w dobry nastrój i poprzez to budowanie upośledzając własną autorefleksję. Dlaczego? Odpowiedź musi być elementarna by nie pogrążyć sedna w słowach: nie da się sfabrykować autorefleksji, która jest czystym postrzeżeniem; a fantazja fabrykuje wszystko. To znaczy: konstruując wytłumaczenia-racjonalizacje swojej lepszej lub gorszej sytuacji, już tam jesteś! Suprise!



poniedziałek, 10 lutego 2014

Marzenia dzienne



Każdy powinien docenić moment, kiedy życie stawia go w sytuacji bez wyjścia. W tym momencie człowiek wychodzi na spotkanie prawdy. Wielość codziennych sytuacji, w których dokonujemy wyboru, w których widzimy wyjście, tylko wdusza nas w krainę fantazji. Wybór pomiędzy dwiema opcjami spluralizowanymi do wielości możliwości jest iluzoryczny. Wyjście ze złej sytuacji jest iluzoryczne. Iluzoryczność to właśnie fantazja, nieskończone krainy fantazji rozrośnięte na założeniu, że istnieją generalnie dwa kierunki, pozytywny i negatywny, poprzez które człowiek wytacza ścieżki swojego życia. Rodzimy się i umieramy, kiedy chorujemy, możemy wyzdrowieć albo nie; kto jest zdrowy, cieszy się nieobecnościa choroby w swoim życiu. Ludzie są niscy, ludzie są wysocy, inteligentni i głupi, coś jest albo tego nie ma. Często powracam do myśli, dającej heroinistyczną ulgę; wszyscy ludzie są szaleni. Ta myśl pogrąża mnie na powrót w fantazji, ponieważ zakładam brak szaleństwa. Zakładając zdrowie uruchamiam chorobę, określanie wszystkich ludzi naraz przynosi ukojenie iluzji meta. Codzienność jest jak wyłanianie się z wody i znów pogrążanie w nacierających falach; wychylam głowę z fantazji, zalewającej mnie ze wszystkich stron, to znów odurzam się myśleniem, dualizowaniem, określaniem...

To zabawne, że fantazja portretowana jest w kulturze popularnej przez surrealistyczne, kreskówkowe obrazki. Nie, to życie dwuwartościowe przynależy do fantazji, wszystko to, co uznajesz za rozsądne, logiczne, prawdziwe. Przypisanie słoniom o głowach kotów czy latającym filiżankom fantazyjności to po prostu odwrócenie uwagi, podobnie jak stosuje się przesadę w celu samousprawiedliwienia.

Człowiek idący ulicą czy siedzący przy stole, mający minimalny i automatyczny kontakt z zewnętrznym otoczeniem, to nie jest fantazja? Nieustanne myślenie o rzeczach absurdalnie niezwiązanych z chwilą obecną, myślenie o cudzych myślach na mój temat czy zapętlone obracanie w głowie jednej zaszłej sytuacji, to nie jest fantazja? Ty, który w tym zdążyłeś powziąć myśl, że rozumiesz o co mi chodzi; że ludzie są nieuważni i zamyśleni, i przez to pogrążeni w fantazji; Ty właśnie tam jesteś. Ty już pogrążyłeś się w fantazji.

Dlaczego Alicja w Krainie Czarów trafiła do jakiegoś podziemnego miejsca, ścigając królika ubranego w ludzkie stroje? Ona nigdzie nie trafiła; autor musi wytworzyć Inne Miejsce, by pokazać to, co dzieje się nieustannie TUTAJ. Bo wszystko, ale to wszystko krąży po pętli, która fantastom wydaje się odcinkiem; wychodzimy ze złej sytuacji do dobrej a tak naprawdę jesteśmy w pętli, podejmujemy jeden wybór na niekorzyść drugiego i tkwimy w iluzji,że ten możliwy wybór, który pozostawiliśmy, już nigdy nie będzie naszym udziałem.

Jestem przekonany o tym, że mało kto czyta tego bloga, zwłaszcza ludzie, do których nieraz adresuje jego zawartość; jestem tutaj sam, jak w mieszkaniu blokowym na końcu świata, czyli w samym jego środku, na szarym blokowisku. Siedzę właśnie w jednym pokoju, przy jednym stole i piszę te słowa; a najbardziej przenikliwą rzeczą są powiewy chłodu, wytworzonego przez dystans.


Jeżeli ktoś tutaj trafi akurat w tym momencie, żeby być przez moment przytomnym i nie zaleją go zaraz kaskady fantazji, szeptające do ucha na temat mnie, autora tego tekstu, mojej bezczelności, jeżeli te szepty nie oderwą go od nazbyt skomplikowanego-długiego-cokolwiek tekstu, rozwijając sugestie, jakby to mógł być ów tekst prostszy, jaśniejszy...

...jeżeli nie zalały Cię jeszcze fale fantazji odurzające głowę, i znajdujesz się teraz w tym miejscu, w którym właśnie jesteś i masz niejakie poczucie, że otacza Cię cisza, w której brzmią dźwięki, to...


wtorek, 4 lutego 2014

[Notatki]

1. Gdy człowiek rozjaśni swój umysł na tyle, by stać się świadomym bogactwa subtelności, które się w nim zjawiają i znikają, codzienność staje się cudowną eksploracją a nuda przestaje istnieć.

1.1 Jak głęboko mogę sięgnąć świadomością w życie mojego ciała? Jak bardzo mogę się wyczulić na grę napięć i rozluźnień mięśni? Wdychania i wydychania? Tracenia i odnajdywania równowagi w rozpędzonym autobusie? Mogę tylko bardziej i bardziej. 

(1.1)1. Jak mogę bardziej? Pozbywając się obciążeń, takich jak lgnące pragnienia, które natychmiastowo ogłupiają. Gdy robisz coś pod wpływem lgnącego pragnienia; zapalasz papierosa, włączasz komputer czy rezygnujesz z nauki - w momencie gdy ulegasz, głupiejesz. Gdy poświęcisz to pragnienie, Twoja świadomość wzrasta, bo umysł się odmula. 

1.2 Jak bardzo mogę stać się świadomy moich myśli i emocji; myśli naładowanych energią? Jak bardzo mogę myśli nie odróżniać od sygnałów cielesnych? Jak bardzo bez ingerencji mogę obserwować myślenie?Każda myśl nie poddana ingerencji w tym momencie wyzwala się. Mój umysł jest moim przyjacielem. Myśli pojawiają się i znikają w rzeczywistości.  

2. Rzeczywistość wystarczy.

2.1 Nawet, jeżeli by nie wystarczyła (a wystarczy) to pozostaje pasja doskonalenia się*, które potęguje doświadczanie rzeczywistości.

*(1.1)1.

sobota, 1 lutego 2014

Bezwład

Nie znajduję siebie nigdzie, gdzie się zwracam
dlatego mnogość subiektywizmów, które
rozwijają się w umyśle, jawi się jako pochód masek.

(Jak utrzymać spójność wobec tego pochodu?)

Gdybym istniał tak, jak teraz
w innym czasie
kulturze
języku
środowisku
czy coś by się zmieniło?

Okręcam się wokół siebie
jakbym jechał pociągiem
i spoglądał przez okno