poniedziałek, 5 listopada 2018

Aranżowanie okoliczności do głębokiej, długotrwałej pracy



Siemka. 

Zrobiłem dużą rzecz: usunąłem se prywatnego facebooka, z tydzień temu. 
Przyczyna jest prosta: social media działają destrukcyjnie na percepcję, m.in. zdolność do długotrwałego skupienia zarówno aktywnego jak i pasywnego, głębię relacji międzyludzkich, równowagę sensoryczną (czyli równomierne doświadczanie wszystkimi zmysłami, a nie głównie wzrokiem). Mógłbym jeszcze powymieniać, jak chcecie to mogę kontynuować.
Po tym tygodniu czuję się wspaniale. Dzisiaj natomiast myślałem o aranżowaniu okoliczności do długotrwałej pracy. W moim przypadku są to praktyka medytacyjna, gra na pianinie, trening fizyczny i pisanie. Pielęgnuję te zajęcia na przemian i staram się optymalizować twórczy czas, żeby utrzymać długotrwałe skupienie, zanurzyć się głęboko w działanie i urodzić coś dobrego.  

Oto moje tipy:   

🗝️ rób rzeczy codziennie 
Co byś nie robiła, rób to codziennie. Szczególnie, jeżeli chodzi o medytację; nawet 5 minut dziennie. Żyję w przekonaniu, że w ten sposób umysł "łapie kontakt" z daną aktywnością, dzięki czemu może się ona rozwijać, pogłębiać, powstają krytyczne refleksje, zmiany metody i inne owoce. Jesteśmy szturmowani przez fale bodźców i danych, co wypłukuje "świadomość użytkową" ze śladów pozostawianych przez jakąś czynność. Dlatego w erze informacjonizmu tym bardziej trzeba pamiętać o codziennej pielęgnacji - takie moje zdanie. Oczywiście jeden dzień pauzy to nic takiego - zwłaszcza jeżeli alternatywą jest neuroza typu "MUSZĘ ZROBIĆ". Natomiast, kontakt z taką aktywnością (praktyka, pisanie, śpiewanie, seks tantryczny, programowanie, gra na oboju) odświeża sie także przez czytanie/oglądanie nt. "Twojego czegoś" lub szerszego kontekstu tego czegoś. Odnawianie kontaktu/utrzymywanie ciągłości ma różne wymiary i jest szalenie istotne.  

🗝️ myśl o tym co robisz, jak tego nie robisz 
W kręgach "duchowościowych" panuje przekonanie, że nie wolno myśleć, bo trzeba być uważnym. Ja propsuję uważnie myślenie, tj. skierowane na dany temat, obracające go w mentalnych paluszkach, co zgodne jest z Zachodnim rozumieniem słowa "medytacja" (meditatio). Także często dumam sobie o tym, co bym zrobił po pracy; lepię wytrwale tę kulkę, robię notatki, więc kiedy już mam czas dla siebie, to dokładnie wiem, co chcę robić i gdzie chce się znaleźć np. po godzinie ćwiczeń. W ten sposób po prostu uobecniamy coś w życiu; jest tego więcej i więcej, zajmuje myśli i angażuje uwagę, wciąga i rozkwita.

🗝️ świadome rozpoczęcie daje świadomą kontynuację 
Kiedy siadam do praktyki, muzykowania, ćwiczenia lub pisania, zauważam moment startu - to tworzy "specjalny czas", który odróżnia się od reszty dnia. W przypadku medytacji pomaga mi aplikacja Insight Timer, gdzie wyznaczam sobie np. 25 minut na praktykę, po czym ew. siedzę dłużej. Miejscem praktyki jest poduszka. Miejscem treningu jest siłownia; tworzy to fizyczną granicę, która mówi małpiemu umysłowi: teraz ćwiczymy, kolego. Świadomie zaczynam i świadomie kończę, często w czasie wyznaczonym sobie odgórnie, właczając przerwy. 


🗝️ głębsze wejście w jakąś czynność wymaga min. 40 minut nierozproszonej pracy  
Świadome rozpoczęcie jakieś czynności, niezakłócone rozproszeniem, inicjuje proces zanurzania się w to, co robimy. Dopiero po ok. 40minutowej rozgrzewce zaczynam wsiąkać w czynność; myślenie zbliża się do czucia, dzięki czemu mogę np. przyglądać się jakiemuś akapitowi albo melodii z różnych stron. Zarówno w medytacji, muzyce i tekście zaczynam widzieć co robię, uzyskuję możliwość myślenia WEWNĄTRZ twórczej czynności, tj. myślenie nie odciąga mnie od tego co robię. Myślenie zintegrowane z czynnością zaczyna rodzić pomysły i sugestie. W przypadku wysiłku fizycznego mam głębszy kontakt z ciałem, ogarniam pracę mięśni podczas treningu, zauważam granicę swojej kondycji i naciskam ją bez forsowania się. Podczas medytacji mogę rozpoznać na ile dzisiaj potrafię się skupić/w jakim stanie jest mój umysł/jak czuje sie ciało/czego potrzebuję wobec tego, etc.  

🗝️ obejmij momenty oporu i zniechęcenia 
Mądre podejście do oporu i zniechęcenia to klucz do długotrwałego skupienia. Pokusa social media sprawia, żeby natychmiast z-bypass-ować opór/dyskomfort szybkim zastrzykiem facebooka. Kiedy tego nie ma (i nie ma także MOŻLIWOŚCI takiego bypassu, np. dostępu do internetu) stajesz twarzą w twarz ze swoim "niechcemisie". Zamiast reagować nań nerwowo lub podążać za impulsem, zrób krótką przerwę, ale W RAMACH tego co robisz. Ważne, żeby nie zrywać ciągłości czynności podczas oporu. Zerwanie następuje przez impuls zrobienia czegoś "innego" przez co umysł >>wychodzi<< z tego co robi i - nawet po chwili, ale wciąż - powraca. Jest to ogromnie destrukcyjne dla twórczej i głębokiej pracy, w której pewne możliwości rodzą się DOPIERO po dłuższym czasie zanurzenia. Dlatego, kiedy odczuwasz dyskomfort/zniechęcenie/opór to podejdź do niego z życzliwym lekceważeniem. Większość oporów rozmywa się pod spojrzeniem jasnego oka. Jeżeli zaś opór powraca, to przypomnij sobie np. po co to robisz.  

🗝️ świadomy i skuteczny multitasking 
Jeżeli - z różnych względów - nie jestem gościem, który potrafi robić długo jedną rzecz, wybierz dwie, trzy rzeczy i rób je cyklicznie, w krótkich szotach. Jeżeli nie możesz czytać jednej książki przez 30 minut, to czytaj trzy jednocześnei - po parę minut jedna, w zgodzie z impulsem do zmiany. Rób to na papierze! Nie przeskakuj od pdfa do pdfa, ponieważ zbyt szybkie zmiany odcinają od owoców głębokiej pracy. Podobnie działają np. ćwiczenia obwodowe, w których wykonujesz 3-8 ćwiczeń. Taki świadomy multitasking jest dobrym rozwiązaniem dla umysłów rozwibrowanych internetem, a dla niektórych to jedyny sposób żeby np. zaczać z powrotem czytać książki.  


foto source: https://www.flickr.com/photos/robert-stroll/

piątek, 29 czerwca 2018

Warto mieć wartości. Gdzie je znaleźć?




Czego naprawdę chcemy, czego naprawdę nie chcemy i skąd to wiemy? Gdzie odnajdujemy zdecydowanie i konsekwencję? Skąd biorą się wątpliwości i co z nimi robić? Dlaczego nie potrafimy uporządkować życia bez popadania w sztywność?

Pytania te kierują nas w stronę wartości. Wartości są busolami działania, pragnień, potrzeb i zdrowych granic. Wartość jest czymś, czego chcesz, but be careful what you wish for. Musimy jasno rozpoznać czym są prawdziwe* wartości i gdzie ich szukać. Gdzie zatem szukamy wartości? W naszym działaniu! ...czemu i jak myjesz naczynia, jak mówisz do innych,wiążesz buty i o której kładziesz się spać - to miejsca, gdzie możesz zobaczyć własne wartości i zatroszczyć się o nie.

Patrząc w ten sposób możemy odróżnić prawdziwe, drogocenne wartości od ideologicznego zaślepienia, nihilizmu, konsumpcjonizmu i duchowego materializmu, które jak duchy grasują po zgliszczach zwanych "zachodnim kryzysem wartości".

*tak, istnieją prawdziwe i fałszywe wartości. Nie, to nie jest "subiektywna" kwestia. Śladami Jordana Petersona, uznaję za "prawdziwe" to, co przyczynia się do skutecznego działania i pomyślnego życia.

Poniższy tekst jest dedykowany wszystkim, którzy są głodni wartości, a jednocześnie nie chcą pogrążyć się w którejś z Wielkich Narracji, ideologicznym zawężeniu, niu endżowym wybombaniu w kosmos, etc.

Wartości w akcji

Przyjęcie lub odrzucenie  to fundamenty naszego funkcjonowania w świecie. Codziennie spotyka nas mnóstwo rzeczy; mówimy im "Tak!", mówimy im "Nie!", czyli wybieramy. Czemu mówimy rzeczom "Tak!"? Bo ich chcemy. Mówimy "Nie!" bo chcemy czegoś innego. Jeżeli nam się czegoś chce, to nawigujemy żeby to dostać, poruszamy się tak, żeby być blisko tego - wygrać lub zostać w grze.
Oczywiście, to nie takie proste. Nasze "Tak" lub "Nie" nieraz musi przejść długą drogę. Trzeba przenieść jakieś "Tak" przez wichry losu, czyli nie porzucić po drodze. Żeby chciało się je nieść, warto być przekonanym o swoim "Tak"; nie wystarczy logiczna czy ekonomiczna konieczność. Potrzeba jeszcze pasji.

Postawy "nachodzą" na postawy innych. kiedy komunikujemy się z ludźmi. Więc nasze stanowisko może być twarde i miękkie, czyli usytuowane gdzieś pomiędzy, rozmyte albo owinięte w stosowną bawełnę żeby kogoś nie wzburzyć. Mamy w końcu do czynienia z wrażliwymi ludźmi.

PYTANIA:
- jak mocno/intensywnie/zdecydowanie wyrażasz swoją aprobatę? (tak!)
-jak z kolei wyrażasz swoją dezaprobatę? (nie!)

Kiedy widzisz ludzi kopiących zwierzę (lub co gorsza, człowieka) na ulicy, Twoje "tak" albo "nie" przybiera postać działania. Błyskawiczne zaangażowanie się w taką sytuację aby ochronić krzywdzonego jest wartością w akcji. Więc... angażujesz się w sytuację albo uciekasz od niej i myślisz o niej przez następne parę dni. Kiedy sam spotkałem się z takimi "wyzwaniowymi" okolicznościami zauważyłem, że każda sekunda myślenia o tym co powinienem zrobić wpycha mnie coraz głębiej w nieprzyjemny stupor. W głowie puchną wątpliwości, maszynka szacująca ryzyko szaleje. Myślenie tu nie pomaga, lecz sabotuje działanie. Wpływa to także na ciało; serce bije szybciej, w piersi czy nogach czuć wibracje pobudzenia. Im więcej myślenia o tym co robić tym gorzej; więcej energii w ciele, która nie może wyjść na zewnątrz. Robić, czy nie robić? A jeżeli robić, to co? Zegar tyka, sytuacja rozwija się przed oczami, a ja stoję jak słup soli, jednak od słupa odróżnia mnie kumulacja energii bliska implozji.

Takie sytuacje nauczyły mnie jednego:
intelektualne polemizowanie na temat wartości nie ma wielkiego sensu. Ludzie dużo rozmawiają o wartościach, ale rzadziej rozumieją, jak wartości napędzają ich działanie, jak kanalizują ich pożądanie. Jeszcze rzadziej ludzie potrafią rozmawiać o tym jak wartości napędzają ich działanie bez popadania w intelektualne polemizowanie. Pozostańmy w konkrecie: Wartości  ukazują się jedynie podczas/wewnątrz działania. Czy zatem ma jakikolwiek sens rozpisywanie się na temat wartości, tak jak czynię to teraz? Tak, jeżeli skupiamy się na wartościach w działaniu, uczymy się odnajdywania wartości w działaniu, dalej uczymy się  wdrażania wartości w działanie. Musimy zabezpieczyć się przed jałowym myśleniem!


TAK! vs "W moim odczuciu być może tak ale mogę się mylić no i szanuję twoje zdanie"

Ostatnio - na fali dyskusji Jordana Petersona nt. poprawności politycznej w USA i Kanadzie (kliknij TUTAJ)-  znów fascynują mnie reguły poprawnej komunikacji, które nakazują (lub automatyzują) używanie takich sformułowań jak: moim zdaniem, uważam, myślę, mogę się mylić.
Tak, jesteśmy omylni - każda nasza wypowiedź jest ekspresją ograniczonych zasobów wiedzy i doświadczenia, które mamy do dyspozycji. Dlaczego jednak tak często to podkreślamy?

Idea dialogu dążącego do konsensusu głęboko wrosła w Zachodnie społeczeństwo. Myślę, że wpłynęła także na komunikację ze sobą. Zamiast zdecydowanie i całym sobą powiedzieć TAK przeprowadzamy w głowie złożone negocjacje, zadręczamy się analizami i nie możemy spać. Czy doświadczasz w sobie takiej męczącej polifonii głosów? Dla wielu ludzi sprowadza się to do przewlekłego dysonansu poznawczego. Oznacza to rozmycie, rozbrojenie i osłabienie swoich TAK i NIE. Odbiera to moc decyzjom i wyborom życiowym. 

Okej, to uprzejmie zaakcentować, że nie uważa się swojej racji czy poglądu za "absolutny". Mówiąc "moim zdaniem [wypowiedź] ale mogę się mylić" generuję otwarty komunikat. Komunikuję, że nie wykluczam poglądów odmiennych od swojego. Unosi się nad tym wszystkim quazi-moralna koncepcja "tolerancji" (z łac. przecierpienie), która ma pokojowo zorganizować wielość poglądów. "Szanuję Twoje zdanie, chociaż się z nim nie zgadzam" - pamiętam lekcje WOSu, na których uczyliśmy się w taki sposób rozmawiać. Żeby jednak zrozumieć w pełni te normy komunikacji, przemyślmy co się dzieje kiedy NIE SĄ one stosowane. Odsłania to coś bardzo ciekawego.

Myślę, że jedną z funkcji poprawności językowej jest unikanie tajemniczego dyskomfortu, który pojawia się podczas różnicy zdań. Instytucjonalnie, dążenie to znalazło wyraz w idei "safe spaces" (więcej info tutaj) - miejsc na uniwersytetach, gdzie (z założenia) grupy marginalne nie muszą obawiać się o krytyki lub podważenia swojego stanowiska. W przyszłości, safe spaces uznane zostaną za historyczny wynalazek pokolenia płatków śniegu (kliknij tu)

Różnica zdań może uaktywnić tzw. fight-or-flight response (popularnie znane jako "triggered") czyli przemożną reakcję stresową prowadzącą do starcia lub ucieczki. Świadczy to o wysokiej reaktywności i niskiej odporności /resilience/. Wysoka reaktywność (co oznacza neurotyczną reakcję na bodźce z zewnątrz) jest cechą konstytutywną dla tzw. pokolenia płatków śniegu. Według Stephena Coveya, antidotum na nią jest proaktywność, czyli odpowiedzialne działanie ugruntowane w wartościach. Jaki jest wniosek, czy raczej obietnica? Brzmi ona:

działanie oparte na wartościach zmniejsza neurotyczność w relacjach ze światem.  

Idąc za tą myślą, jeżeli ktoś eksponuje własne wartości w nerwowy, pretensjonalny czy narzucający się sposób to pokazuje, że w jego strukturze coś nie gra. Może wartości są po prostu nieprawidłowo umocowane? Czy istotą posiadania wartości jest nieustanny konflikt z tą częścią świata, która ich nie wyznaje?

Jeżeli odnajdujemy wartości w czymś nienaruszalnym, serce znajduje ukojenie. Przyjęcie Boga jako wartości jest tutaj przykładem; niezależnie od ilości ateistów i krytyki wymierzonej w Kościół, Bóg-jako-Bóg (a nie jako "prawda czy nieprawda" albo jako "szef Kościoła") nadal jest wszechobejmującą miłością, can't touch it. (Ta miłość jest zdolna do zabijania noworodków, więc możesz czuć się bezpiecznie)
W tym kontekście nie ma znaczenia, czy Bóg istnieje czy nie. Istotne jest to, jak "Bóg" jest umocowany w życiu jako wartość.


Co mamy zamiast wartości? 

Rynek terapeutyczny wygenerował mnóstwo metod, które mają nauczyć pewności i konsekwencji ("jesteś zwycięzcą!"). Szukanie pewności siebie bez wartości jako podstawy sprowadziło wielu ludzi na ścieżkę przykrego udawania, w którym zatracali poczucie autentyczności. Nie da się symulować pewności, nie ma sensu też się na niej fiksować; lepiej odnaleźć postawę życiową, gdzie pewność jest skutkiem ubocznym.

Aby znaleźć w życiu wartość, warto najpierw zdiagnozować przyczynę utraty wartości. Utraty nie tyle konkretnej wartości czy mistycznej odpowiedzi na pytanie #czymjestżycie. Myślę raczej, że utraciliśmy zdolność do przeżywania życia jako wartościowego czy drogocennego; utraciliśmy (jako cywilizacja, jako TY, jako my, whatever) "wartościo-genność".  Utraciliśmy także realne poczucie wartości - stąd tyle protez wartości, które robią z ludzi pretensjonalnych dupków. Jak to się stało? Pytanie to jest we mnie odkąd pamiętam.

Ostatnio wysłuchałem w całości wystąpienia Simona Sineka, autora książki "Start with why" - promował on podejście do biznesu i zarządzania organizacją, gdzie u fundamentów stoi pytanie "dlaczego". Sinek mówi sam o sobie, że promuje wizję, w której znaczenie (meaning) przenika cała firmę. Podobna, acz szersza meta-idea jest kolportowana w Polsce pod marką Open Eyes Economy. Oczywiście, propozycja Sineka jest kierowana głównie do dyrektorów rad nadzorczych (C-level), ale - jak zapewnia sam propagator - można ją zastosować nie tylko w prowadzeniu firmy, ale także w życiu. ("Be the CEO of your life" - wszechpanosząca się narracja korporacyjna dla wielu jest jedynym słownikiem osobistej etyki, bleh).

To tylko jeden z przykładów zwrotu ku wartościom, który obserwuję we współczesnej kulturze Zachodu. Wiele z nich jest powierzchownych i zawężonych. Nie możemy wymyślić sobie jakiegoś "dlaczego" i po prostu wmontować ją w wielką ziejącą dziurę pełną wątpliwości, neirozumianych przez nas impulsów i niepewności.  Odnajdywanie swojego "dlaczego" i wdrażanie w życie wartości wymaga czasu i nie może być sfabrykowane. Co natomiast ludzie starają się wmontować w ową dziurę?

Oto szybki przegląd:

-niepowstrzymany i kompulsywny hedonizm (+sztucznie balansowany pracoholizmem)
-protezy motywacyjne w postaci płatnego coachingu
-duchowy supermarket
-zawężony i agresywny racjonalizm (#nauka, #dowody)
-negujący wszystko, agresywny postmodernizm (najgorzej)
-plastikowe sposoby życia zaczerpnięte z Instagrama (+ narkotyki i pieniądze)
-regresywne i tępe ideologie pop-prawicy
-pretensjonalne i przeintelektualizowane teorie radykalnej lewicy (+ dużo alkoholu)
-i inne (+ używki)

Jak zauważyłaś, rozpocząłem ten tekst od wątku zajmowania stanowiska (w rozmowach i działaniu), potem zaś przeskoczyłem do wartości. Tak, te dwa wątki są ze sobą blisko związane. Osobiste stanowisko jest ekspresją wartości =  autentyczna wartość ukazuje się w działaniu. Zgoda lub sprzeciw wobec czegoś jest ekspresją wartości. Może być także ekspresją uprzedzeń, lęku lub impulsów. Jak to odróżnić?

Różnice między wartością a osądzającym poglądem

Jako, że obecnie większość dyskursu nt. wartości koncentruje się na mowie, poniżej odróżniam wartość od osądzających i zideologizowanych poglądów.
Wartość jest dla mnie czymś, co przenika całe życie; konsekwentnie CAŁE życie. Nie oznacza to jednak monotematyczności i wpieprzania się z moralizmem w cudzy obiad. Tak czynią zapalczywi wegetarianie, ponieważ wegetarianizm et consortes jest jednym z surogatów moralności przejmowanych przez klasę średnią. Taki surogat to sztuczna wartość wywiedziona z teorii lub myślenia konceptualnego, koncepcja naładowana wściekłością. Uważam tak stworzoną wartość za fałszywą i szkodliwą. Co więcej, tak stworzona wartość jest środkiem do wyrażania niechęci pod szlachetnym płaszczykiem. Przydatne jest tutaj pojęcie resentymentu (urazy) wypracowane przez Maxa Schelera.

Trucizną [resentymentu] karmi się każdy sposób myślenia, który w samą tylko negację i krytykę wkłada twórczą siłę. Resentyment karmi wewnętrznie i ożywia ów ogólny typ myślenia, który dla części nowej filozofii stał się wprost "konstytutywny". Ten typ myślenia jako "dane" i "prawdziwe" przyjmuje owo nieopierające się krytyce i wątpieniu X, tak zwane Niepowątpiewalne, Niezaprzeczalne. (...) Wszędzie tam, gdzie droga, na której ludzie dochodzą do swoich przekonań, przestaje być bezpośrednim obcowaniem ze światem i samymi rzeczami, a własną opinię kształtuje dopiero podczas krytyki opinii innych osób i poprzez tę krytykę, tak że dążenie do tak zwanych kryteriów słuszności tych poglądów staje się najważniejszą sprawą myślącego, resentyment, którego pozornie pozytywne wartościowania i sądy stale są ukrytymi negacjami i dewaloryzacjami, stanowi niejako fluidum opływające proces myślenia. Zasada resentymentu brzmi: coś, jakieś A akceptuje się, ceni i wychwala nie ze względu na jego jakość, lecz w intencji - choć niewypowiedzianej - odrzucenia, zdeprecjonowania, zgadnienia czegoś innego, B. A jest "wygrywane" przeciw B. "


Wartość to nie koncepcja (nawet o najszlachetniejszej wymowie); leży ona znacznie głębiej i konstytuuje sposób wychodzenia naprzeciw światu /relating with the world/. Wartość nie wyznacza treści tego, co mówimy; przenika raczej sposób wyrażania się, nastraja częstotliwość /frequency/ naszej ekspresji. Dlatego też rozumiem prawdziwe wartości jako coś poznawczego; jako jakości, które można osadzić w swoim aparacie poznawczym. Klasycznie, są to tzw. cnoty /virtues/.

Zauważmy tu istotną różnicę: kiedy wartość "zamieszkuje" pogląd lub koncepcję, jednostka koncentruje się na obronie jej słuszności w mowie i działaniu.  Może to być ochrona życia poczętego czy wywyższenie narodu. Bronienie tak ukonstytuowanych wartości jest wyczerpujące dla psychiki i stwarza niezdrową ekscytację. Utożsamienie wartości z językowo zarysowanym poglądem automatycznie pociąga to za sobą niechęć do stronników, którzy posiadają (lub są oskarżani o posiadanie) pogląd przeciwny lub po prostu inny. Tak powstają wrogość, niechęć i podziały, które miały być uśmierzone przez konwencje wypracowane przez poprawność polityczną i reguły poprawnej konwersacji. Ale nie wyszło. Bardzo nie wyszło.

Jeżeli zaś wartość jest cnotą, uczymy się ekspresji tej cnoty poprzez mowę i działanie niezależnie od stanowiska, jakie zajmujemy.  Ekspresja cnoty zachodzi w zintegrowaniu wielu funkcji życiowych, a nie przez obronę poglądu, który wyznaczony jest granicami języka. Oznacza to na przykład, że mówimy coś zdecydowanym, mocnym głosem, ale jednocześnie utrzymujemy także empatyczne połączenie z rozmówcą. Wszystko to jest mądrością działania, która rafinuje się w praktyce. Dlatego, intelektualne dyskutowanie zasadności cnót mija się z celem; wyznacznikiem prawdziwości cnót jest biegłość w życiu: relacje z bliskimi ludźmi, swoim ciałem i zdrowiem, karierą zawodową i tak dalej.

The individual gyroscopes that enable the person to keep balance in a paradoxical world spin within the principled, knowleadgable self. Such people have strong ethical anchors of their own reasoned choosing, derived from many sources, but are not entrapped by rigid rules based on external dogma or mandates of authority.
- Ken wilber, Trump and a Post-Truth World

Jak wyczuwać zgodność działania z wartościami? Zarys  

Dalej, możemy wyczuć jak kultywować nasze wartości podczas codziennych sytuacji - kiedy nasze działanie je wzmacnia, a kiedy osłabia.  Zamiast w nieskończoność definiować wartości w teorii, odnajdujemy w sobie kompas, żyroskop, który jest subtelnym punktem odniesienia do naszych działań. Subtelnym, ponieważ nie da się go domknąć w koncepcji; nasze TAK i NIE mogą być mocne w ekspresji, natomiast wewnętrzna pewność zgodności działania z wartościami wykracza poza proste "tak i nie". Pewnych rzeczy nie da się wytłumaczyć, ponieważ tłumaczenie ich oddala od tego, co ma zostać wytłumaczone. Na tym polega prawdziwa trudność życia w zgodzie z wartościami - człowiek jest pomiędzy grawitacją impulsów i pożądań a pokusą domkniętych, wszystko-wyjaśniających ideologii. "Niepewność" wobec pewności oferowanej przez zawężające ideologie to po prostu uczciwość i wrażliwość. Wykształcenie w sobie "żyroskopu" wymaga wysiłku, drogi, o której nie ma słowa w żadnej popularnej ideologii, która mówi cokolwiek o wartościach (prawicy, lewicy, coachingowo-rozwojowych wynurzeniach, etc). Postaram się coś o tym napisać w następnych tekstach.


Poniżej podaję trzy przykładowe wartości, cnoty lub rezerwuary wartości:

1. Ucieleśnienie /Embodiment/ albo kontakt z ciałem
jest to odczuwalny kontakt z ciałem, aktualnym poziomem energii, dynamiką oddechu, napięciami mięśniowymi, bólem i reakcjami emocjonalnymi na słowa innych ludzi. Ucieleśnienie to poczucie bycia w ciele, które przekłada się na wyprostowaną, symetryczną postawę. Kiedy uda nam się nawiązać kontakt z ciałem, możemy nauczyć się komunikacji z nim, czyli odczytywania sygnałów, które z niego płyną. Sygnały te służą jako wskazówki do działania. Tzw. odcieleśnienie /disembodiment/ oznacza odcięcie od ciała i działanie wyłącznie z zamysłu, intelektualnej analizy, podejmowanie decyzji na bazie logicznej spójności. Człowiek odcieleśniony traktuje ciało jako niewolnika, którym zarządza rozum. Jeżeli chcesz dowiedzieć się, jak odzyskać i pogłębić kontakt z ciałem, zacznij TUTAJ.

2. Matryca mitologiczna 
mity - w odróżnieniu od ideologii czy wielkich narracji -  są cząstkowymi (a nie totalnymi) historiami, które mówią o jakimś aspekcie życia, działania czy doświadczania. Joseph Campbell przeanalizował mity z różnych kultur i udowodnił podobieństwo ich struktury, którą nazwał monomitem lub tzw. podróżą bohatera. W skład światowych mitów wchodzą historie religijne, plemienne, baśnie, pieśni i inne. S W mitach obecne są wzroce działania, myślenia lub postrzegania, które wkomponowane są w fabułę. Odzwierciedlają się one także w popkulturze. Zachodnią matrycą mitów jest Stary Testament. Jordan B. Peterson przeprowadził kompleksową interpretację mitów bibilijnych, dostosowaną do współczesnego życia. Linki poniżej. Prawdziwym fenomenem w tym temacie jest księga I Ching, która - jak twierdzi wielu badaczy - nie tylko zebrała wszystkie wzorce mityczne w całość, ale także wypracowała metodę losująca, która przystawia dany wzorzec mityczny do życiowej sytuacji.

3. Regularna praktyka 
poprzez praktykę rozumiem techniki, która nawiązują do głębszych, poznawczych warstw życia, a dzięki temu mogą je przeobrazić, a przede wszystkim pogłębić zdolność bezpośredniej (nieanalitycznej) obserwacji emocji, odczuć, percepcji (apercepcji), myśli, kondycji ciała, wymiany komunikatów w relacji międzyludzkiej. Przykłady takiej praktyki to modlitwa, kontemplacja, medytacja, ćwiczenia somatyczne (patrz wyżej), ćwiczenia oddechowe i wiele innych. Aby uniknąć syndromu duchowego konsumpcjonizmu, należy zainwestować czas i środki w wybraną technikę, eksplorować ją przy pomocy specjalisty, najlepiej w ramach jakiejś grupy. Współcześnie istnieje mnóstwo grup, technik i nauczycieli, które można sprawdzić. Trzeba to jednak robić z odpowiedzialnością i zaangażowaniem, inaczej proces po prostu nie zadziała.


Inne wartości, które można ćwiczyć w działaniu, to:
- długotrwałe skupienie na jednej czynności i eliminowanie rozproszeń (patrz Cal Newport: Deep Work)
- codzienne robienie wybranych rzeczy, szczególnie jeżeli budzą one zaangażowanie
- codzienne utrzymywanie porządku w otoczeniu (w pokoju, na pulpicie i w planie dnia)
- regularne cykle snu i czuwania, niezależnie od okoliczności



ŹRÓDŁA I ODNIESIENIA:

 Czego naprawdę chcemy, czego naprawdę nie chcemy i skąd to wiemy? Gdzie odnajdujemy zdecydowanie i konsekwencję? Skąd biorą się wątpliwości i co z nimi robić? Dlaczego nie potrafimy uporządkować życia bez popadania w sztywność?

Pytania te kierują nas w stronę wartości. Wartości są busolami działania, pragnień, potrzeb i zdrowych granic. Wartość jest czymś, czego chcesz, but be careful what you wish for. Musimy jasno rozpoznać czym są prawdziwe* wartości i gdzie ich szukać. Gdzie zatem szukamy wartości? W naszym działaniu! ...czemu i jak myjesz naczynia, jak mówisz do innych,wiążesz buty i o której kładziesz się spać - to miejsca, gdzie możesz zobaczyć własne wartości i zatroszczyć się o nie.

Patrząc w ten sposób możemy odróżnić prawdziwe, drogocenne wartości od ideologicznego zaślepienia, nihilizmu, konsumpcjonizmu i duchowego materializmu, które jak duchy grasują po zgliszczach zwanych "zachodnim kryzysem wartości".

*tak, istnieją prawdziwe i fałszywe wartości. Nie, to nie jest "subiektywna" kwestia. Śladami Jordana Petersona, uznaję za "prawdziwe" to, co przyczynia się do skutecznego działania i pomyślnego życia.

Poniższy tekst jest dedykowany wszystkim, którzy są głodni wartości, a jednocześnie nie chcą pogrążyć się w którejś z Wielkich Narracji, ideologicznym zawężeniu, niu endżowym wybombaniu w kosmos, etc.

Wartości w akcji

Przyjęcie lub odrzucenie  to fundamenty naszego funkcjonowania w świecie. Codziennie spotyka nas mnóstwo rzeczy; mówimy im "Tak!", mówimy im "Nie!", czyli wybieramy. Czemu mówimy rzeczom "Tak!"? Bo ich chcemy. Mówimy "Nie!" bo chcemy czegoś innego. Jeżeli nam się czegoś chce, to nawigujemy żeby to dostać, poruszamy się tak, żeby być blisko tego - wygrać lub zostać w grze.
Oczywiście, to nie takie proste. Nasze "Tak" lub "Nie" nieraz musi przejść długą drogę. Trzeba przenieść jakieś "Tak" przez wichry losu, czyli nie porzucić po drodze. Żeby chciało się je nieść, warto być przekonanym o swoim "Tak"; nie wystarczy logiczna czy ekonomiczna konieczność. Potrzeba jeszcze pasji.

Postawy "nachodzą" na postawy innych. kiedy komunikujemy się z ludźmi. Więc nasze stanowisko może być twarde i miękkie, czyli usytuowane gdzieś pomiędzy, rozmyte albo owinięte w stosowną bawełnę żeby kogoś nie wzburzyć. Mamy w końcu do czynienia z wrażliwymi ludźmi.

PYTANIA:
- jak mocno/intensywnie/zdecydowanie wyrażasz swoją aprobatę? (tak!)
-jak z kolei wyrażasz swoją dezaprobatę? (nie!)

Kiedy widzisz ludzi kopiących zwierzę (lub co gorsza, człowieka) na ulicy, Twoje "tak" albo "nie" przybiera postać działania. Błyskawiczne zaangażowanie się w taką sytuację aby ochronić krzywdzonego jest wartością w akcji. Więc... angażujesz się w sytuację albo uciekasz od niej i myślisz o niej przez następne parę dni. Kiedy sam spotkałem się z takimi "wyzwaniowymi" okolicznościami zauważyłem, że każda sekunda myślenia o tym co powinienem zrobić wpycha mnie coraz głębiej w nieprzyjemny stupor. W głowie puchną wątpliwości, maszynka szacująca ryzyko szaleje. Myślenie tu nie pomaga, lecz sabotuje działanie. Wpływa to także na ciało; serce bije szybciej, w piersi czy nogach czuć wibracje pobudzenia. Im więcej myślenia o tym co robić tym gorzej; więcej energii w ciele, która nie może wyjść na zewnątrz. Robić, czy nie robić? A jeżeli robić, to co? Zegar tyka, sytuacja rozwija się przed oczami, a ja stoję jak słup soli, jednak od słupa odróżnia mnie kumulacja energii bliska implozji.

Takie sytuacje nauczyły mnie jednego:
intelektualne polemizowanie na temat wartości nie ma wielkiego sensu. Ludzie dużo rozmawiają o wartościach, ale rzadziej rozumieją, jak wartości napędzają ich działanie, jak kanalizują ich pożądanie. Jeszcze rzadziej ludzie potrafią rozmawiać o tym jak wartości napędzają ich działanie bez popadania w intelektualne polemizowanie. Pozostańmy w konkrecie: Wartości  ukazują się jedynie podczas/wewnątrz działania. Czy zatem ma jakikolwiek sens rozpisywanie się na temat wartości, tak jak czynię to teraz? Tak, jeżeli skupiamy się na wartościach w działaniu, uczymy się odnajdywania wartości w działaniu, dalej uczymy się  wdrażania wartości w działanie. Musimy zabezpieczyć się przed jałowym myśleniem!


TAK! vs "W moim odczuciu być może tak ale mogę się mylić no i szanuję twoje zdanie"

Ostatnio - na fali dyskusji Jordana Petersona nt. poprawności politycznej w USA i Kanadzie (kliknij TUTAJ)-  znów fascynują mnie reguły poprawnej komunikacji, które nakazują (lub automatyzują) używanie takich sformułowań jak: moim zdaniem, uważam, myślę, mogę się mylić.
Tak, jesteśmy omylni - każda nasza wypowiedź jest ekspresją ograniczonych zasobów wiedzy i doświadczenia, które mamy do dyspozycji. Dlaczego jednak tak często to podkreślamy?

Idea dialogu dążącego do konsensusu głęboko wrosła w Zachodnie społeczeństwo. Myślę, że wpłynęła także na komunikację ze sobą. Zamiast zdecydowanie i całym sobą powiedzieć TAK przeprowadzamy w głowie złożone negocjacje, zadręczamy się analizami i nie możemy spać. Czy doświadczasz w sobie takiej męczącej polifonii głosów? Dla wielu ludzi sprowadza się to do przewlekłego dysonansu poznawczego. Oznacza to rozmycie, rozbrojenie i osłabienie swoich TAK i NIE. Odbiera to moc decyzjom i wyborom życiowym. 

Okej, to uprzejmie zaakcentować, że nie uważa się swojej racji czy poglądu za "absolutny". Mówiąc "moim zdaniem [wypowiedź] ale mogę się mylić" generuję otwarty komunikat. Komunikuję, że nie wykluczam poglądów odmiennych od swojego. Unosi się nad tym wszystkim quazi-moralna koncepcja "tolerancji" (z łac. przecierpienie), która ma pokojowo zorganizować wielość poglądów. "Szanuję Twoje zdanie, chociaż się z nim nie zgadzam" - pamiętam lekcje WOSu, na których uczyliśmy się w taki sposób rozmawiać. Żeby jednak zrozumieć w pełni te normy komunikacji, przemyślmy co się dzieje kiedy NIE SĄ one stosowane. Odsłania to coś bardzo ciekawego.

Myślę, że jedną z funkcji poprawności językowej jest unikanie tajemniczego dyskomfortu, który pojawia się podczas różnicy zdań. Instytucjonalnie, dążenie to znalazło wyraz w idei "safe spaces" (więcej info tutaj) - miejsc na uniwersytetach, gdzie (z założenia) grupy marginalne nie muszą obawiać się o krytyki lub podważenia swojego stanowiska. W przyszłości, safe spaces uznane zostaną za historyczny wynalazek pokolenia płatków śniegu (kliknij tu)

Różnica zdań może uaktywnić tzw. fight-or-flight response (popularnie znane jako "triggered") czyli przemożną reakcję stresową prowadzącą do starcia lub ucieczki. Świadczy to o wysokiej reaktywności i niskiej odporności /resilience/. Wysoka reaktywność (co oznacza neurotyczną reakcję na bodźce z zewnątrz) jest cechą konstytutywną dla tzw. pokolenia płatków śniegu. Według Stephena Coveya, antidotum na nią jest proaktywność, czyli odpowiedzialne działanie ugruntowane w wartościach. Jaki jest wniosek, czy raczej obietnica? Brzmi ona:

działanie oparte na wartościach zmniejsza neurotyczność w relacjach ze światem.  

Idąc za tą myślą, jeżeli ktoś eksponuje własne wartości w nerwowy, pretensjonalny czy narzucający się sposób to pokazuje, że w jego strukturze coś nie gra. Może wartości są po prostu nieprawidłowo umocowane? Czy istotą posiadania wartości jest nieustanny konflikt z tą częścią świata, która ich nie wyznaje?

Jeżeli odnajdujemy wartości w czymś nienaruszalnym, serce znajduje ukojenie. Przyjęcie Boga jako wartości jest tutaj przykładem; niezależnie od ilości ateistów i krytyki wymierzonej w Kościół, Bóg-jako-Bóg (a nie jako "prawda czy nieprawda" albo jako "szef Kościoła") nadal jest wszechobejmującą miłością, can't touch it. (Ta miłość jest zdolna do zabijania noworodków, więc możesz czuć się bezpiecznie)
W tym kontekście nie ma znaczenia, czy Bóg istnieje czy nie. Istotne jest to, jak "Bóg" jest umocowany w życiu jako wartość.


Co mamy zamiast wartości? 

Rynek terapeutyczny wygenerował mnóstwo metod, które mają nauczyć pewności i konsekwencji ("jesteś zwycięzcą!"). Szukanie pewności siebie bez wartości jako podstawy sprowadziło wielu ludzi na ścieżkę przykrego udawania, w którym zatracali poczucie autentyczności. Nie da się symulować pewności, nie ma sensu też się na niej fiksować; lepiej odnaleźć postawę życiową, gdzie pewność jest skutkiem ubocznym.

Aby znaleźć w życiu wartość, warto najpierw zdiagnozować przyczynę utraty wartości. Utraty nie tyle konkretnej wartości czy mistycznej odpowiedzi na pytanie #czymjestżycie. Myślę raczej, że utraciliśmy zdolność do przeżywania życia jako wartościowego czy drogocennego; utraciliśmy (jako cywilizacja, jako TY, jako my, whatever) "wartościo-genność".  Utraciliśmy także realne poczucie wartości - stąd tyle protez wartości, które robią z ludzi pretensjonalnych dupków. Jak to się stało? Pytanie to jest we mnie odkąd pamiętam.

Ostatnio wysłuchałem w całości wystąpienia Simona Sineka, autora książki "Start with why" - promował on podejście do biznesu i zarządzania organizacją, gdzie u fundamentów stoi pytanie "dlaczego". Sinek mówi sam o sobie, że promuje wizję, w której znaczenie (meaning) przenika cała firmę. Podobna, acz szersza meta-idea jest kolportowana w Polsce pod marką Open Eyes Economy. Oczywiście, propozycja Sineka jest kierowana głównie do dyrektorów rad nadzorczych (C-level), ale - jak zapewnia sam propagator - można ją zastosować nie tylko w prowadzeniu firmy, ale także w życiu. ("Be the CEO of your life" - wszechpanosząca się narracja korporacyjna dla wielu jest jedynym słownikiem osobistej etyki, bleh).

To tylko jeden z przykładów zwrotu ku wartościom, który obserwuję we współczesnej kulturze Zachodu. Wiele z nich jest powierzchownych i zawężonych. Nie możemy wymyślić sobie jakiegoś "dlaczego" i po prostu wmontować ją w wielką ziejącą dziurę pełną wątpliwości, neirozumianych przez nas impulsów i niepewności.  Odnajdywanie swojego "dlaczego" i wdrażanie w życie wartości wymaga czasu i nie może być sfabrykowane. Co natomiast ludzie starają się wmontować w ową dziurę?

Oto szybki przegląd:

-niepowstrzymany i kompulsywny hedonizm (+sztucznie balansowany pracoholizmem)
-protezy motywacyjne w postaci płatnego coachingu
-duchowy supermarket
-zawężony i agresywny racjonalizm (#nauka, #dowody)
-negujący wszystko, agresywny postmodernizm (najgorzej)
-plastikowe sposoby życia zaczerpnięte z Instagrama (+ narkotyki i pieniądze)
-regresywne i tępe ideologie pop-prawicy
-pretensjonalne i przeintelektualizowane teorie radykalnej lewicy (+ dużo alkoholu)
-i inne (+ używki)

Jak zauważyłaś, rozpocząłem ten tekst od wątku zajmowania stanowiska (w rozmowach i działaniu), potem zaś przeskoczyłem do wartości. Tak, te dwa wątki są ze sobą blisko związane. Osobiste stanowisko jest ekspresją wartości =  autentyczna wartość ukazuje się w działaniu. Zgoda lub sprzeciw wobec czegoś jest ekspresją wartości. Może być także ekspresją uprzedzeń, lęku lub impulsów. Jak to odróżnić?

Różnice między wartością a osądzającym poglądem

Jako, że obecnie większość dyskursu nt. wartości koncentruje się na mowie, poniżej odróżniam wartość od osądzających i zideologizowanych poglądów.
Wartość jest dla mnie czymś, co przenika całe życie; konsekwentnie CAŁE życie. Nie oznacza to jednak monotematyczności i wpieprzania się z moralizmem w cudzy obiad. Tak czynią zapalczywi wegetarianie, ponieważ wegetarianizm et consortes jest jednym z surogatów moralności przejmowanych przez klasę średnią. Taki surogat to sztuczna wartość wywiedziona z teorii lub myślenia konceptualnego, koncepcja naładowana wściekłością. Uważam tak stworzoną wartość za fałszywą i szkodliwą. Co więcej, tak stworzona wartość jest środkiem do wyrażania niechęci pod szlachetnym płaszczykiem. Przydatne jest tutaj pojęcie resentymentu (urazy) wypracowane przez Maxa Schelera.

Trucizną [resentymentu] karmi się każdy sposób myślenia, który w samą tylko negację i krytykę wkłada twórczą siłę. Resentyment karmi wewnętrznie i ożywia ów ogólny typ myślenia, który dla części nowej filozofii stał się wprost "konstytutywny". Ten typ myślenia jako "dane" i "prawdziwe" przyjmuje owo nieopierające się krytyce i wątpieniu X, tak zwane Niepowątpiewalne, Niezaprzeczalne. (...) Wszędzie tam, gdzie droga, na której ludzie dochodzą do swoich przekonań, przestaje być bezpośrednim obcowaniem ze światem i samymi rzeczami, a własną opinię kształtuje dopiero podczas krytyki opinii innych osób i poprzez tę krytykę, tak że dążenie do tak zwanych kryteriów słuszności tych poglądów staje się najważniejszą sprawą myślącego, resentyment, którego pozornie pozytywne wartościowania i sądy stale są ukrytymi negacjami i dewaloryzacjami, stanowi niejako fluidum opływające proces myślenia. Zasada resentymentu brzmi: coś, jakieś A akceptuje się, ceni i wychwala nie ze względu na jego jakość, lecz w intencji - choć niewypowiedzianej - odrzucenia, zdeprecjonowania, zgadnienia czegoś innego, B. A jest "wygrywane" przeciw B. "


Wartość to nie koncepcja (nawet o najszlachetniejszej wymowie); leży ona znacznie głębiej i konstytuuje sposób wychodzenia naprzeciw światu /relating with the world/. Wartość nie wyznacza treści tego, co mówimy; przenika raczej sposób wyrażania się, nastraja częstotliwość /frequency/ naszej ekspresji. Dlatego też rozumiem prawdziwe wartości jako coś poznawczego; jako jakości, które można osadzić w swoim aparacie poznawczym. Klasycznie, są to tzw. cnoty /virtues/.

Zauważmy tu istotną różnicę: kiedy wartość "zamieszkuje" pogląd lub koncepcję, jednostka koncentruje się na obronie jej słuszności w mowie i działaniu.  Może to być ochrona życia poczętego czy wywyższenie narodu. Bronienie tak ukonstytuowanych wartości jest wyczerpujące dla psychiki i stwarza niezdrową ekscytację. Utożsamienie wartości z językowo zarysowanym poglądem automatycznie pociąga to za sobą niechęć do stronników, którzy posiadają (lub są oskarżani o posiadanie) pogląd przeciwny lub po prostu inny. Tak powstają wrogość, niechęć i podziały, które miały być uśmierzone przez konwencje wypracowane przez poprawność polityczną i reguły poprawnej konwersacji. Ale nie wyszło. Bardzo nie wyszło.

Jeżeli zaś wartość jest cnotą, uczymy się ekspresji tej cnoty poprzez mowę i działanie niezależnie od stanowiska, jakie zajmujemy.  Ekspresja cnoty zachodzi w zintegrowaniu wielu funkcji życiowych, a nie przez obronę poglądu, który wyznaczony jest granicami języka. Oznacza to na przykład, że mówimy coś zdecydowanym, mocnym głosem, ale jednocześnie utrzymujemy także empatyczne połączenie z rozmówcą. Wszystko to jest mądrością działania, która rafinuje się w praktyce. Dlatego, intelektualne dyskutowanie zasadności cnót mija się z celem; wyznacznikiem prawdziwości cnót jest biegłość w życiu: relacje z bliskimi ludźmi, swoim ciałem i zdrowiem, karierą zawodową i tak dalej.

The individual gyroscopes that enable the person to keep balance in a paradoxical world spin within the principled, knowleadgable self. Such people have strong ethical anchors of their own reasoned choosing, derived from many sources, but are not entrapped by rigid rules based on external dogma or mandates of authority.
- Ken wilber, Trump and a Post-Truth World

Jak wyczuwać zgodność działania z wartościami? Zarys  

Dalej, możemy wyczuć jak kultywować nasze wartości podczas codziennych sytuacji - kiedy nasze działanie je wzmacnia, a kiedy osłabia.  Zamiast w nieskończoność definiować wartości w teorii, odnajdujemy w sobie kompas, żyroskop, który jest subtelnym punktem odniesienia do naszych działań. Subtelnym, ponieważ nie da się go domknąć w koncepcji; nasze TAK i NIE mogą być mocne w ekspresji, natomiast wewnętrzna pewność zgodności działania z wartościami wykracza poza proste "tak i nie". Pewnych rzeczy nie da się wytłumaczyć, ponieważ tłumaczenie ich oddala od tego, co ma zostać wytłumaczone. Na tym polega prawdziwa trudność życia w zgodzie z wartościami - człowiek jest pomiędzy grawitacją impulsów i pożądań a pokusą domkniętych, wszystko-wyjaśniających ideologii. "Niepewność" wobec pewności oferowanej przez zawężające ideologie to po prostu uczciwość i wrażliwość. Wykształcenie w sobie "żyroskopu" wymaga wysiłku, drogi, o której nie ma słowa w żadnej popularnej ideologii, która mówi cokolwiek o wartościach (prawicy, lewicy, coachingowo-rozwojowych wynurzeniach, etc). Postaram się coś o tym napisać w następnych tekstach.


Poniżej podaję trzy przykładowe wartości, cnoty lub rezerwuary wartości:

1. Ucieleśnienie /Embodiment/ albo kontakt z ciałem
jest to odczuwalny kontakt z ciałem, aktualnym poziomem energii, dynamiką oddechu, napięciami mięśniowymi, bólem i reakcjami emocjonalnymi na słowa innych ludzi. Ucieleśnienie to poczucie bycia w ciele, które przekłada się na wyprostowaną, symetryczną postawę. Kiedy uda nam się nawiązać kontakt z ciałem, możemy nauczyć się komunikacji z nim, czyli odczytywania sygnałów, które z niego płyną. Sygnały te służą jako wskazówki do działania. Tzw. odcieleśnienie /disembodiment/ oznacza odcięcie od ciała i działanie wyłącznie z zamysłu, intelektualnej analizy, podejmowanie decyzji na bazie logicznej spójności. Człowiek odcieleśniony traktuje ciało jako niewolnika, którym zarządza rozum. Jeżeli chcesz dowiedzieć się, jak odzyskać i pogłębić kontakt z ciałem, zacznij TUTAJ.

2. Matryca mitologiczna 
mity - w odróżnieniu od ideologii czy wielkich narracji -  są cząstkowymi (a nie totalnymi) historiami, które mówią o jakimś aspekcie życia, działania czy doświadczania. Joseph Campbell przeanalizował mity z różnych kultur i udowodnił podobieństwo ich struktury, którą nazwał monomitem lub tzw. podróżą bohatera. W skład światowych mitów wchodzą historie religijne, plemienne, baśnie, pieśni i inne. S W mitach obecne są wzroce działania, myślenia lub postrzegania, które wkomponowane są w fabułę. Odzwierciedlają się one także w popkulturze. Zachodnią matrycą mitów jest Stary Testament. Jordan B. Peterson przeprowadził kompleksową interpretację mitów bibilijnych, dostosowaną do współczesnego życia. Linki poniżej. Prawdziwym fenomenem w tym temacie jest księga I Ching, która - jak twierdzi wielu badaczy - nie tylko zebrała wszystkie wzorce mityczne w całość, ale także wypracowała metodę losująca, która przystawia dany wzorzec mityczny do życiowej sytuacji.

3. Regularna praktyka 
poprzez praktykę rozumiem techniki, która nawiązują do głębszych, poznawczych warstw życia, a dzięki temu mogą je przeobrazić, a przede wszystkim pogłębić zdolność bezpośredniej (nieanalitycznej) obserwacji emocji, odczuć, percepcji (apercepcji), myśli, kondycji ciała, wymiany komunikatów w relacji międzyludzkiej. Przykłady takiej praktyki to modlitwa, kontemplacja, medytacja, ćwiczenia somatyczne (patrz wyżej), ćwiczenia oddechowe i wiele innych. Aby uniknąć syndromu duchowego konsumpcjonizmu, należy zainwestować czas i środki w wybraną technikę, eksplorować ją przy pomocy specjalisty, najlepiej w ramach jakiejś grupy. Współcześnie istnieje mnóstwo grup, technik i nauczycieli, które można sprawdzić. Trzeba to jednak robić z odpowiedzialnością i zaangażowaniem, inaczej proces po prostu nie zadziała.


Inne wartości, które można ćwiczyć w działaniu, to:
- długotrwałe skupienie na jednej czynności i eliminowanie rozproszeń (patrz Cal Newport: Deep Work)
- codzienne robienie wybranych rzeczy, szczególnie jeżeli budzą one zaangażowanie
- codzienne utrzymywanie porządku w otoczeniu (w pokoju, na pulpicie i w planie dnia)
- regularne cykle snu i czuwania, niezależnie od okoliczności



ŹRÓDŁA I ODNIESIENIA:
 Czego naprawdę chcemy, czego naprawdę nie chcemy i skąd to wiemy? Gdzie odnajdujemy zdecydowanie i konsekwencję? Skąd biorą się wątpliwości i co z nimi robić? Dlaczego nie potrafimy uporządkować życia bez popadania w sztywność?

Pytania te kierują nas w stronę wartości. Wartości są busolami działania, pragnień, potrzeb i zdrowych granic. Wartość jest czymś, czego chcesz, but be careful what you wish for. Musimy jasno rozpoznać czym są prawdziwe* wartości i gdzie ich szukać. Gdzie zatem szukamy wartości? W naszym działaniu! ...czemu i jak myjesz naczynia, jak mówisz do innych,wiążesz buty i o której kładziesz się spać - to miejsca, gdzie możesz zobaczyć własne wartości i zatroszczyć się o nie.

Patrząc w ten sposób możemy odróżnić prawdziwe, drogocenne wartości od ideologicznego zaślepienia, nihilizmu, konsumpcjonizmu i duchowego materializmu, które jak duchy grasują po zgliszczach zwanych "zachodnim kryzysem wartości".

*tak, istnieją prawdziwe i fałszywe wartości. Nie, to nie jest "subiektywna" kwestia. Śladami Jordana Petersona, uznaję za "prawdziwe" to, co przyczynia się do skutecznego działania i pomyślnego życia.

Poniższy tekst jest dedykowany wszystkim, którzy są głodni wartości, a jednocześnie nie chcą pogrążyć się w którejś z Wielkich Narracji, ideologicznym zawężeniu, niu endżowym wybombaniu w kosmos, etc.

Wartości w akcji

Przyjęcie lub odrzucenie  to fundamenty naszego funkcjonowania w świecie. Codziennie spotyka nas mnóstwo rzeczy; mówimy im "Tak!", mówimy im "Nie!", czyli wybieramy. Czemu mówimy rzeczom "Tak!"? Bo ich chcemy. Mówimy "Nie!" bo chcemy czegoś innego. Jeżeli nam się czegoś chce, to nawigujemy żeby to dostać, poruszamy się tak, żeby być blisko tego - wygrać lub zostać w grze.
Oczywiście, to nie takie proste. Nasze "Tak" lub "Nie" nieraz musi przejść długą drogę. Trzeba przenieść jakieś "Tak" przez wichry losu, czyli nie porzucić po drodze. Żeby chciało się je nieść, warto być przekonanym o swoim "Tak"; nie wystarczy logiczna czy ekonomiczna konieczność. Potrzeba jeszcze pasji.

Postawy "nachodzą" na postawy innych. kiedy komunikujemy się z ludźmi. Więc nasze stanowisko może być twarde i miękkie, czyli usytuowane gdzieś pomiędzy, rozmyte albo owinięte w stosowną bawełnę żeby kogoś nie wzburzyć. Mamy w końcu do czynienia z wrażliwymi ludźmi.

PYTANIA:
- jak mocno/intensywnie/zdecydowanie wyrażasz swoją aprobatę? (tak!)
-jak z kolei wyrażasz swoją dezaprobatę? (nie!)

Kiedy widzisz ludzi kopiących zwierzę (lub co gorsza, człowieka) na ulicy, Twoje "tak" albo "nie" przybiera postać działania. Błyskawiczne zaangażowanie się w taką sytuację aby ochronić krzywdzonego jest wartością w akcji. Więc... angażujesz się w sytuację albo uciekasz od niej i myślisz o niej przez następne parę dni. Kiedy sam spotkałem się z takimi "wyzwaniowymi" okolicznościami zauważyłem, że każda sekunda myślenia o tym co powinienem zrobić wpycha mnie coraz głębiej w nieprzyjemny stupor. W głowie puchną wątpliwości, maszynka szacująca ryzyko szaleje. Myślenie tu nie pomaga, lecz sabotuje działanie. Wpływa to także na ciało; serce bije szybciej, w piersi czy nogach czuć wibracje pobudzenia. Im więcej myślenia o tym co robić tym gorzej; więcej energii w ciele, która nie może wyjść na zewnątrz. Robić, czy nie robić? A jeżeli robić, to co? Zegar tyka, sytuacja rozwija się przed oczami, a ja stoję jak słup soli, jednak od słupa odróżnia mnie kumulacja energii bliska implozji.

Takie sytuacje nauczyły mnie jednego:
intelektualne polemizowanie na temat wartości nie ma wielkiego sensu. Ludzie dużo rozmawiają o wartościach, ale rzadziej rozumieją, jak wartości napędzają ich działanie, jak kanalizują ich pożądanie. Jeszcze rzadziej ludzie potrafią rozmawiać o tym jak wartości napędzają ich działanie bez popadania w intelektualne polemizowanie. Pozostańmy w konkrecie: Wartości  ukazują się jedynie podczas/wewnątrz działania. Czy zatem ma jakikolwiek sens rozpisywanie się na temat wartości, tak jak czynię to teraz? Tak, jeżeli skupiamy się na wartościach w działaniu, uczymy się odnajdywania wartości w działaniu, dalej uczymy się  wdrażania wartości w działanie. Musimy zabezpieczyć się przed jałowym myśleniem!


TAK! vs "W moim odczuciu być może tak ale mogę się mylić no i szanuję twoje zdanie"

Ostatnio - na fali dyskusji Jordana Petersona nt. poprawności politycznej w USA i Kanadzie (kliknij TUTAJ)-  znów fascynują mnie reguły poprawnej komunikacji, które nakazują (lub automatyzują) używanie takich sformułowań jak: moim zdaniem, uważam, myślę, mogę się mylić.
Tak, jesteśmy omylni - każda nasza wypowiedź jest ekspresją ograniczonych zasobów wiedzy i doświadczenia, które mamy do dyspozycji. Dlaczego jednak tak często to podkreślamy?

Idea dialogu dążącego do konsensusu głęboko wrosła w Zachodnie społeczeństwo. Myślę, że wpłynęła także na komunikację ze sobą. Zamiast zdecydowanie i całym sobą powiedzieć TAK przeprowadzamy w głowie złożone negocjacje, zadręczamy się analizami i nie możemy spać. Czy doświadczasz w sobie takiej męczącej polifonii głosów? Dla wielu ludzi sprowadza się to do przewlekłego dysonansu poznawczego. Oznacza to rozmycie, rozbrojenie i osłabienie swoich TAK i NIE. Odbiera to moc decyzjom i wyborom życiowym. 

Okej, to uprzejmie zaakcentować, że nie uważa się swojej racji czy poglądu za "absolutny". Mówiąc "moim zdaniem [wypowiedź] ale mogę się mylić" generuję otwarty komunikat. Komunikuję, że nie wykluczam poglądów odmiennych od swojego. Unosi się nad tym wszystkim quazi-moralna koncepcja "tolerancji" (z łac. przecierpienie), która ma pokojowo zorganizować wielość poglądów. "Szanuję Twoje zdanie, chociaż się z nim nie zgadzam" - pamiętam lekcje WOSu, na których uczyliśmy się w taki sposób rozmawiać. Żeby jednak zrozumieć w pełni te normy komunikacji, przemyślmy co się dzieje kiedy NIE SĄ one stosowane. Odsłania to coś bardzo ciekawego.

Myślę, że jedną z funkcji poprawności językowej jest unikanie tajemniczego dyskomfortu, który pojawia się podczas różnicy zdań. Instytucjonalnie, dążenie to znalazło wyraz w idei "safe spaces" (więcej info tutaj) - miejsc na uniwersytetach, gdzie (z założenia) grupy marginalne nie muszą obawiać się o krytyki lub podważenia swojego stanowiska. W przyszłości, safe spaces uznane zostaną za historyczny wynalazek pokolenia płatków śniegu (kliknij tu)

Różnica zdań może uaktywnić tzw. fight-or-flight response (popularnie znane jako "triggered") czyli przemożną reakcję stresową prowadzącą do starcia lub ucieczki. Świadczy to o wysokiej reaktywności i niskiej odporności /resilience/. Wysoka reaktywność (co oznacza neurotyczną reakcję na bodźce z zewnątrz) jest cechą konstytutywną dla tzw. pokolenia płatków śniegu. Według Stephena Coveya, antidotum na nią jest proaktywność, czyli odpowiedzialne działanie ugruntowane w wartościach. Jaki jest wniosek, czy raczej obietnica? Brzmi ona:

działanie oparte na wartościach zmniejsza neurotyczność w relacjach ze światem.  

Idąc za tą myślą, jeżeli ktoś eksponuje własne wartości w nerwowy, pretensjonalny czy narzucający się sposób to pokazuje, że w jego strukturze coś nie gra. Może wartości są po prostu nieprawidłowo umocowane? Czy istotą posiadania wartości jest nieustanny konflikt z tą częścią świata, która ich nie wyznaje?

Jeżeli odnajdujemy wartości w czymś nienaruszalnym, serce znajduje ukojenie. Przyjęcie Boga jako wartości jest tutaj przykładem; niezależnie od ilości ateistów i krytyki wymierzonej w Kościół, Bóg-jako-Bóg (a nie jako "prawda czy nieprawda" albo jako "szef Kościoła") nadal jest wszechobejmującą miłością, can't touch it. (Ta miłość jest zdolna do zabijania noworodków, więc możesz czuć się bezpiecznie)
W tym kontekście nie ma znaczenia, czy Bóg istnieje czy nie. Istotne jest to, jak "Bóg" jest umocowany w życiu jako wartość.


Co mamy zamiast wartości? 

Rynek terapeutyczny wygenerował mnóstwo metod, które mają nauczyć pewności i konsekwencji ("jesteś zwycięzcą!"). Szukanie pewności siebie bez wartości jako podstawy sprowadziło wielu ludzi na ścieżkę przykrego udawania, w którym zatracali poczucie autentyczności. Nie da się symulować pewności, nie ma sensu też się na niej fiksować; lepiej odnaleźć postawę życiową, gdzie pewność jest skutkiem ubocznym.

Aby znaleźć w życiu wartość, warto najpierw zdiagnozować przyczynę utraty wartości. Utraty nie tyle konkretnej wartości czy mistycznej odpowiedzi na pytanie #czymjestżycie. Myślę raczej, że utraciliśmy zdolność do przeżywania życia jako wartościowego czy drogocennego; utraciliśmy (jako cywilizacja, jako TY, jako my, whatever) "wartościo-genność".  Utraciliśmy także realne poczucie wartości - stąd tyle protez wartości, które robią z ludzi pretensjonalnych dupków. Jak to się stało? Pytanie to jest we mnie odkąd pamiętam.

Ostatnio wysłuchałem w całości wystąpienia Simona Sineka, autora książki "Start with why" - promował on podejście do biznesu i zarządzania organizacją, gdzie u fundamentów stoi pytanie "dlaczego". Sinek mówi sam o sobie, że promuje wizję, w której znaczenie (meaning) przenika cała firmę. Podobna, acz szersza meta-idea jest kolportowana w Polsce pod marką Open Eyes Economy. Oczywiście, propozycja Sineka jest kierowana głównie do dyrektorów rad nadzorczych (C-level), ale - jak zapewnia sam propagator - można ją zastosować nie tylko w prowadzeniu firmy, ale także w życiu. ("Be the CEO of your life" - wszechpanosząca się narracja korporacyjna dla wielu jest jedynym słownikiem osobistej etyki, bleh).

To tylko jeden z przykładów zwrotu ku wartościom, który obserwuję we współczesnej kulturze Zachodu. Wiele z nich jest powierzchownych i zawężonych. Nie możemy wymyślić sobie jakiegoś "dlaczego" i po prostu wmontować ją w wielką ziejącą dziurę pełną wątpliwości, neirozumianych przez nas impulsów i niepewności.  Odnajdywanie swojego "dlaczego" i wdrażanie w życie wartości wymaga czasu i nie może być sfabrykowane. Co natomiast ludzie starają się wmontować w ową dziurę?

Oto szybki przegląd:

-niepowstrzymany i kompulsywny hedonizm (+sztucznie balansowany pracoholizmem)
-protezy motywacyjne w postaci płatnego coachingu
-duchowy supermarket
-zawężony i agresywny racjonalizm (#nauka, #dowody)
-negujący wszystko, agresywny postmodernizm (najgorzej)
-plastikowe sposoby życia zaczerpnięte z Instagrama (+ narkotyki i pieniądze)
-regresywne i tępe ideologie pop-prawicy
-pretensjonalne i przeintelektualizowane teorie radykalnej lewicy (+ dużo alkoholu)
-i inne (+ używki)

Jak zauważyłaś, rozpocząłem ten tekst od wątku zajmowania stanowiska (w rozmowach i działaniu), potem zaś przeskoczyłem do wartości. Tak, te dwa wątki są ze sobą blisko związane. Osobiste stanowisko jest ekspresją wartości =  autentyczna wartość ukazuje się w działaniu. Zgoda lub sprzeciw wobec czegoś jest ekspresją wartości. Może być także ekspresją uprzedzeń, lęku lub impulsów. Jak to odróżnić?

Różnice między wartością a osądzającym poglądem

Jako, że obecnie większość dyskursu nt. wartości koncentruje się na mowie, poniżej odróżniam wartość od osądzających i zideologizowanych poglądów.
Wartość jest dla mnie czymś, co przenika całe życie; konsekwentnie CAŁE życie. Nie oznacza to jednak monotematyczności i wpieprzania się z moralizmem w cudzy obiad. Tak czynią zapalczywi wegetarianie, ponieważ wegetarianizm et consortes jest jednym z surogatów moralności przejmowanych przez klasę średnią. Taki surogat to sztuczna wartość wywiedziona z teorii lub myślenia konceptualnego, koncepcja naładowana wściekłością. Uważam tak stworzoną wartość za fałszywą i szkodliwą. Co więcej, tak stworzona wartość jest środkiem do wyrażania niechęci pod szlachetnym płaszczykiem. Przydatne jest tutaj pojęcie resentymentu (urazy) wypracowane przez Maxa Schelera.

Trucizną [resentymentu] karmi się każdy sposób myślenia, który w samą tylko negację i krytykę wkłada twórczą siłę. Resentyment karmi wewnętrznie i ożywia ów ogólny typ myślenia, który dla części nowej filozofii stał się wprost "konstytutywny". Ten typ myślenia jako "dane" i "prawdziwe" przyjmuje owo nieopierające się krytyce i wątpieniu X, tak zwane Niepowątpiewalne, Niezaprzeczalne. (...) Wszędzie tam, gdzie droga, na której ludzie dochodzą do swoich przekonań, przestaje być bezpośrednim obcowaniem ze światem i samymi rzeczami, a własną opinię kształtuje dopiero podczas krytyki opinii innych osób i poprzez tę krytykę, tak że dążenie do tak zwanych kryteriów słuszności tych poglądów staje się najważniejszą sprawą myślącego, resentyment, którego pozornie pozytywne wartościowania i sądy stale są ukrytymi negacjami i dewaloryzacjami, stanowi niejako fluidum opływające proces myślenia. Zasada resentymentu brzmi: coś, jakieś A akceptuje się, ceni i wychwala nie ze względu na jego jakość, lecz w intencji - choć niewypowiedzianej - odrzucenia, zdeprecjonowania, zgadnienia czegoś innego, B. A jest "wygrywane" przeciw B. "


Wartość to nie koncepcja (nawet o najszlachetniejszej wymowie); leży ona znacznie głębiej i konstytuuje sposób wychodzenia naprzeciw światu /relating with the world/. Wartość nie wyznacza treści tego, co mówimy; przenika raczej sposób wyrażania się, nastraja częstotliwość /frequency/ naszej ekspresji. Dlatego też rozumiem prawdziwe wartości jako coś poznawczego; jako jakości, które można osadzić w swoim aparacie poznawczym. Klasycznie, są to tzw. cnoty /virtues/.

Zauważmy tu istotną różnicę: kiedy wartość "zamieszkuje" pogląd lub koncepcję, jednostka koncentruje się na obronie jej słuszności w mowie i działaniu.  Może to być ochrona życia poczętego czy wywyższenie narodu. Bronienie tak ukonstytuowanych wartości jest wyczerpujące dla psychiki i stwarza niezdrową ekscytację. Utożsamienie wartości z językowo zarysowanym poglądem automatycznie pociąga to za sobą niechęć do stronników, którzy posiadają (lub są oskarżani o posiadanie) pogląd przeciwny lub po prostu inny. Tak powstają wrogość, niechęć i podziały, które miały być uśmierzone przez konwencje wypracowane przez poprawność polityczną i reguły poprawnej konwersacji. Ale nie wyszło. Bardzo nie wyszło.

Jeżeli zaś wartość jest cnotą, uczymy się ekspresji tej cnoty poprzez mowę i działanie niezależnie od stanowiska, jakie zajmujemy.  Ekspresja cnoty zachodzi w zintegrowaniu wielu funkcji życiowych, a nie przez obronę poglądu, który wyznaczony jest granicami języka. Oznacza to na przykład, że mówimy coś zdecydowanym, mocnym głosem, ale jednocześnie utrzymujemy także empatyczne połączenie z rozmówcą. Wszystko to jest mądrością działania, która rafinuje się w praktyce. Dlatego, intelektualne dyskutowanie zasadności cnót mija się z celem; wyznacznikiem prawdziwości cnót jest biegłość w życiu: relacje z bliskimi ludźmi, swoim ciałem i zdrowiem, karierą zawodową i tak dalej.

The individual gyroscopes that enable the person to keep balance in a paradoxical world spin within the principled, knowleadgable self. Such people have strong ethical anchors of their own reasoned choosing, derived from many sources, but are not entrapped by rigid rules based on external dogma or mandates of authority.
- Ken wilber, Trump and a Post-Truth World

Jak wyczuwać zgodność działania z wartościami? Zarys  

Dalej, możemy wyczuć jak kultywować nasze wartości podczas codziennych sytuacji - kiedy nasze działanie je wzmacnia, a kiedy osłabia.  Zamiast w nieskończoność definiować wartości w teorii, odnajdujemy w sobie kompas, żyroskop, który jest subtelnym punktem odniesienia do naszych działań. Subtelnym, ponieważ nie da się go domknąć w koncepcji; nasze TAK i NIE mogą być mocne w ekspresji, natomiast wewnętrzna pewność zgodności działania z wartościami wykracza poza proste "tak i nie". Pewnych rzeczy nie da się wytłumaczyć, ponieważ tłumaczenie ich oddala od tego, co ma zostać wytłumaczone. Na tym polega prawdziwa trudność życia w zgodzie z wartościami - człowiek jest pomiędzy grawitacją impulsów i pożądań a pokusą domkniętych, wszystko-wyjaśniających ideologii. "Niepewność" wobec pewności oferowanej przez zawężające ideologie to po prostu uczciwość i wrażliwość. Wykształcenie w sobie "żyroskopu" wymaga wysiłku, drogi, o której nie ma słowa w żadnej popularnej ideologii, która mówi cokolwiek o wartościach (prawicy, lewicy, coachingowo-rozwojowych wynurzeniach, etc). Postaram się coś o tym napisać w następnych tekstach.


Poniżej podaję trzy przykładowe wartości, cnoty lub rezerwuary wartości:

1. Ucieleśnienie /Embodiment/ albo kontakt z ciałem
jest to odczuwalny kontakt z ciałem, aktualnym poziomem energii, dynamiką oddechu, napięciami mięśniowymi, bólem i reakcjami emocjonalnymi na słowa innych ludzi. Ucieleśnienie to poczucie bycia w ciele, które przekłada się na wyprostowaną, symetryczną postawę. Kiedy uda nam się nawiązać kontakt z ciałem, możemy nauczyć się komunikacji z nim, czyli odczytywania sygnałów, które z niego płyną. Sygnały te służą jako wskazówki do działania. Tzw. odcieleśnienie /disembodiment/ oznacza odcięcie od ciała i działanie wyłącznie z zamysłu, intelektualnej analizy, podejmowanie decyzji na bazie logicznej spójności. Człowiek odcieleśniony traktuje ciało jako niewolnika, którym zarządza rozum. Jeżeli chcesz dowiedzieć się, jak odzyskać i pogłębić kontakt z ciałem, zacznij TUTAJ.

2. Matryca mitologiczna 
mity - w odróżnieniu od ideologii czy wielkich narracji -  są cząstkowymi (a nie totalnymi) historiami, które mówią o jakimś aspekcie życia, działania czy doświadczania. Joseph Campbell przeanalizował mity z różnych kultur i udowodnił podobieństwo ich struktury, którą nazwał monomitem lub tzw. podróżą bohatera. W skład światowych mitów wchodzą historie religijne, plemienne, baśnie, pieśni i inne. S W mitach obecne są wzroce działania, myślenia lub postrzegania, które wkomponowane są w fabułę. Odzwierciedlają się one także w popkulturze. Zachodnią matrycą mitów jest Stary Testament. Jordan B. Peterson przeprowadził kompleksową interpretację mitów bibilijnych, dostosowaną do współczesnego życia. Linki poniżej. Prawdziwym fenomenem w tym temacie jest księga I Ching, która - jak twierdzi wielu badaczy - nie tylko zebrała wszystkie wzorce mityczne w całość, ale także wypracowała metodę losująca, która przystawia dany wzorzec mityczny do życiowej sytuacji.

3. Regularna praktyka 
poprzez praktykę rozumiem techniki, która nawiązują do głębszych, poznawczych warstw życia, a dzięki temu mogą je przeobrazić, a przede wszystkim pogłębić zdolność bezpośredniej (nieanalitycznej) obserwacji emocji, odczuć, percepcji (apercepcji), myśli, kondycji ciała, wymiany komunikatów w relacji międzyludzkiej. Przykłady takiej praktyki to modlitwa, kontemplacja, medytacja, ćwiczenia somatyczne (patrz wyżej), ćwiczenia oddechowe i wiele innych. Aby uniknąć syndromu duchowego konsumpcjonizmu, należy zainwestować czas i środki w wybraną technikę, eksplorować ją przy pomocy specjalisty, najlepiej w ramach jakiejś grupy. Współcześnie istnieje mnóstwo grup, technik i nauczycieli, które można sprawdzić. Trzeba to jednak robić z odpowiedzialnością i zaangażowaniem, inaczej proces po prostu nie zadziała.


Inne wartości, które można ćwiczyć w działaniu, to:
- długotrwałe skupienie na jednej czynności i eliminowanie rozproszeń (patrz Cal Newport: Deep Work)
- codzienne robienie wybranych rzeczy, szczególnie jeżeli budzą one zaangażowanie
- codzienne utrzymywanie porządku w otoczeniu (w pokoju, na pulpicie i w planie dnia)
- regularne cykle snu i czuwania, niezależnie od okoliczności



ŹRÓDŁA I ODNIESIENIA:



środa, 20 czerwca 2018

Jordan Peterson: Niepewność i wrażliwość


Życie jest cierpieniem, a człowiek to krucha istota- tak Jordan Peterson często rozpoczyna swoje wykłady. Zauważ swoją pierwszą reakcję na te słowa; to właśnie ona wprowadza w ten tekst.

Co poczułeś?
-"Przecież życie to nie tylko cierpienie a człowiek ma w sobie dużo siły."
-"Przecież życie jest piękne" 

etc.

To wszystko prawda. Życie jest jednak dynamiczne, przygodne i niepewne. Zawarte w nim stany i emocje są nietrwałe. Pomimo ustalonych ram i powtarzalnych pętli nigdy nie wiemy co nam się przydarzy. Kiedy mamy dynamiczny kontakt z życiem zaskakują nas codzienne sytuacje, nawet tak "mikro" jak odpowiedź rozmówcy. Jak czujemy się, kiedy sytuacja rozwija się niezgodnie z naszymi przewidywaniami?

Źródłem cierpienia jest nie tylko przypadek, ale także kruszenie się zbudowanych przez nas ram; rozkład porządku i kontroli. Życie jest niepewne, a my jesteśmy wrażliwi. Cóż, niepewność brzmi lepiej niż cierpienie.

Słowa "życie jest cierpieniem" podważają mnóstwo narracji wyrosłych w ostatnich dekadach. Możemy to też rozumieć inaczej; cywilizacyjna większość środków służących osiąganiu szczęścia czy dobrobytu ignoruje prawdę, że życie jest cierpieniem. Zamiast jednak rozpatrywać to twierdzenie metafizycznie ("Życie jest cierpieniem? To brzmi tak jakby WSZYSTKO było cierpieniem"), zastanówmy się, na to ono wskazuje?

Narracje modernistyczne mówią o wzroście, o "lepiej" i "więcej". Kultura terapeutyczna i rozwój osobisty dają człowiekowi narzędzia poprawy swojego losu. Kultura konsumpcyjna oferuje przedmioty, które obudowują życie i zaspokajają pożądanie. Mamy także ścieżki rozwoju wewnętrznego i statusowego, np. kariery.

Mamy mnóstwo możliwości, które możemy aplikować wprost na życie. Są one bardzo zajmujące. Mają także wspólny pierwiastek. 

Łączy je wspólna postawa wobec cierpienia i tzw. negatywnych doświadczeń i emocji. To fundamentalna postawa. Jest ona negatywna - negatywna wobec negatywności. Myślę, że wyparcie tego, że życie jest cierpieniem jest głęboko zakorzenione w wielu narracjach i "sposobach na życie", , które dalej kształtują ludzkie światopoglądy i systemy motywacyjne.

The first noble truth of the Buddha is that when we feel suffering it doesn't mean that something is wrong. What a relief. Finally somebody told the truth. Suffering is part of life and we do not have to feel it is happening because we personally made the wrong move. In reality, however, when we feel suffering, we think that something is wrong. As long as we are addicted to hope, we feel that we can tone our experience down or liven it up or change it somehow, and we continue to suffer a lot 
- Pema Chodron


Według Jordana Petersona, nasza relacja z cierpieniem konstytuuje bycie. Mamy tu do wyboru dwie drogi. (Peterson podaje tu przykład człowieka z zaburzeniami lękowymi, który postaram się dopisać później)
Pierwsza to przyjęcie tego, że życie jest cierpieniem i działanie z tej świadomości jako punktu wyjścia. Druga nie przyjmuje tego do wiadomości i obejmuje mnóstwo strategii przeciwdziałania cierpieniu. Ten arsenał środków jest konieczny, przecież cierpienie objawia się na wiele sposobów. Właściwie, czym ono jest?

Duḥkha (pal. dukkha) – buddyjski termin pochodzący z sanskrytu oznaczający cierpienie lub bolesność, często jest też tłumaczony jako psychiczny dyskomfort związany z brakiem trwałego zadowolenia. 

Rozumienie cierpienia jako dyskomfortu poszerza jego "kaliber"; jest to zarówno mały ból jak i wielka tragedia, a także wszystko pomiędzy. Jeżeli spojrzymy na cierpienie w taki sposób, możemy zauważyć, że życie usiane jest drobnymi ogniskami dyskomfortu. Zobaczymy jak często coś nam nie pasuje i jak często aplikujemy środki żeby to zmienić. Nasze życie składa się z takich "interwencji" - przeoczamy, ignorujemy lub wypieramy możliwość bycia z bólem. Wielu terapeutów, np. Peter Levine podkreśla doniosłość takiego kontaktu.

Akt przyjęcia tego dyskomfortu nie wprowadza nas automatycznie w rolę ofiary czy cierpiętnika.
Szczery kontakt z cierpieniem to błyskawiczne rozpoznanie; cierpienie jest tutaj /suffering occurs/ - po prostu. Kiedy je rozpoznamy (i przejrzymy/wyłączymy reakcję ucieczkową) możemy z nim zostać. 

The only way to ease our pain is to experience it fully. Learn to stay with uneasiness, learn to stay with the tightening, so that the habitual chain reaction doesn't continue to rule your life. 
- Pema Chodron

Nowoczesność wytworzyła mnóstwo sposobów na odwrócenie się od cierpienia w momencie, kiedy ma  ono miejsce. Jest to tak podstawowy mechanizm, że przenika i organizuje on całe życie. Oznacza to mnogość ucieczkowych środków: leków, produktów, utopijnych wizji i strategii, uśmierzaczy bólu. Powstały całe "procedury terapeutyczne" i style życia, których celem jest cykliczne wypieranie i marginalizowanie bólu. Dotyczy to także teorii społecznych, które dążą do instytucjonalnego wypierania bólu ze sfery publicznej, np. z uniwersytetów.

Stwierdzenie, że człowiek jest kruchą istotą obnaża naszą wrażliwość na ból. Jeżeli odczuwamy cierpienie zazwyczaj nie jest ono czymś neutralnym, "chłodnym". Czy to w postaci niedoli własnej czy cudzej, dotyka ono nas. To dotknięcie to właśnie wrażliwość. Nie jest to wrażliwość cechująca niewielu (tzw. "wrażliwców") każdy człowiek posiada fundamentalną wrażliwość, która czyni go podatnym na cierpienie. Konsekwentnie, wypieranie prawdy, że życie jest cierpieniem tę wrażliwość stępia, ściska i zamyka. Cena, którą za to płacimy jest przytłaczająca.


Jak możemy przyjąć cierpienie? Poprzez dobrowolny wybór - ten wybór odtwarza się tysiące razy w codzienności; może także objąć całe życie.   Dobrowolny wybór otwiera nowe możliwości odniesienia się do cierpienia. Są one zamknięte, kiedy od niego uciekamy, próbujemy je wymazać czy uśmierzyć na różne sposoby.
Nowe możliwości otwierają się, kiedy akceptujemy ból w momencie gdy go czujemy, a także kiedy godzimy się na obecnośc cierpienia w życiu.


Tu zrobię pauzę i zostawie pytanie, które rozwinę w następnym wpisie.

Kiedy życie jest warte cierpienia?




piątek, 15 czerwca 2018

Trzy szkice o czystym działaniu



Dobry wieczór.

Drogi pamiętniczku i czytelniku, zagadnienie sprawczości i proaktywności życiowej interesuje mnie od dobrych paru miesięcy. Moje życie nabiera złożoności z miesiąca na miesiąc, zaś opóźnienie w ogarnianiu i przetwarzaniu tej złożoności jest moją codzienną rozterką.

Bycie w świecie z:
-rozpędzoną percepcją
-hiperwrażliwym aparatem poznawczym
-coraz bardziej otwartym sercem
-uporczywie nieskończonym umysłem

...uczyniło z życia przygodę, w której regularnie obrywam w twarz czy gdzie indziej, usiłując wszystko zintegrować i zachować pęd. (to przyspiesza) Codziennie odkrywam że czegoś nie wiem i dowiaduję się robiąc to, zazwyczaj nie tak jak trzeba. Regularnie zaliczam fuck-upy i jestem jeszcze głupszy po szkodzie niż wcześniej.
Intensywnie się uczę, ale na nowych niż wcześniej warunkach; kurczą się bowiem moje strefy komfortu gdzie mógłbym dumać, trwonić czas i prokrastynować wyzwania.

Moja wielka przygoda z funkcjonowaniem poza skorupką ego zaczęła się WTEDY. Trzy lata później jestem gdzieś w trakcie procesu, który wciąż odkrywa nowe zasady gry, nowe wertepy i dołki.
I tak się to żyćko kręci.


Poniższe trzy szkice traktują o tym samym; o sztuce działania, kontinuum ruchu w codziennym życiu, oraz ucieczkach od tegoż rozpędzonego życia.

/szkic o uchylaniu się od działania/

Intelekt tworzy zaplecze z którego można patrzeć na świat. To przestrzeń myśli i wniosków, w którym wielu znalazło schronienie. Tak powstał dziwny rodzaj człowieka zwanego intelektualistą. Mowa tu niekoniecznie o tych "łeb jak sklep" lecz - w skrócie - o człowieku, który ma stelażu poglądów i koncepcji buduje swoje życie; w tymże stelażu odnajduje i tworzy sens życia i jego kierunek.

Era informacyjna codziennie produkuje budulec z którego można wznosić ów stelaż. Duchowe, samorozwojowe i polityczne koncepcje są cegiełkami, mocowaniami, z których  stelaż powstaje. Eckhart Tolle ukuł termin "stan świadka" - w ten sposób bycie uważnym, uzbrojone i podparte masą poglądów naukowych i filozoficznych zostało ustawione na piedestale.
Pogląd startowy, myśl zero: wystarczy być uważnym, wystarczy być mindful.
Dalej masz mnóstwo technik, praktyk, warsztatów i trików, które umocnią Twoją uważność w starciu ze światem wewnętrznym.
Mamy także królestwo coachingu i psychologii pozytywnej; nie tylko bądź uważny, ale bądź także miły. ZAWSZE. Załóż, że tak będzie najlepiej. Załóż, że osiąście (dwelling) w tej postawie stanowi kres wątpliwości - przecież wszystko logicznie się zgadza.
Bądź pozytywny. Bądź miły.
Jesteś dzieckiem wszechświata, jesteś Bogiem - tylko bądź uważny. I tak dalej.
Mamy więc różne wszechświaty myśli, kosmosy koncepcji, które zamieszkują istoty ludzkie. Wszechświaty te oferują odpowiedzi, sensy i znaczenia, które tworzą zaplecze życia.
Duchowe czy rozwojowe strefy komfortu...

Cóż, to wszystko fałsz - najnowsza wersja samooszukiwania się, jaką opracował człowiek. Czy jest dla nas dostępne coś innego? Jak najbardziej:
...jest to życie w działaniu, bycie wystawione na życie, bez bufora poglądów i koncepcji, które mają to życie zaczarować, zmiękczyć czy zafirmatyzować.
Życie w którym wszystko trzeba zrobić samemu, rozpoczynając (wciąż na nowo) z miejsca, w którym się jest - z miejsca teraz. Wraz ze słabościami, ścieżkami nawyków i bagażem cierpienia; surowym, bezpośrednim, intymnym.

...bo nie ma przecież odpowiedzi na pytania; pytanie jest jedynie formą działania, z której może wyłonić się droga. Ta droga to jednak nie odpowiedź, nie jest to uwieńczenie; to po prostu dalsza ścieżka. Ścieżka, którą się idzie, nosząc w sobie zmęczone serce i stopy poranione od kamieni, którymi usiana jest droga.

Ścieżka, którą się idzie bez żadnej asekuracji - ponieważ asekuracja odrywa stopy od ścieżki.
Zaś rzeczoną asekuracją jest każdy wniosek, osąd czy myśl, które określają minioną sytuację bądź aktualne działanie jako; dobre, złe, skuteczne, nieporadne, dumne. Wszystkie te nakładki odrywają nas od nurtu działania - odciągają do fałszywego schronienia zaplecza.
Czy rozumiesz?

Nie chodzi o to, aby podejmować dobre wybory a unikać złych. Chodzi o to, żeby iść - a jeżeli chcesz iść, to tylko w kontakcie ze sobą, jako Ty, chociaż nie masz pojęcia kim jesteś, bo takie pojęcie już jest asekuracją. Czujesz jednak siebie i stawiasz kroki - a rzeczy po prostu zdarzają się i przychodzą, bez końca. Umysł próbuje ujarzmić ich nurt i wytyczyć kierunek; jednak im więcej mądrości, tym trudniej o takie domknięcie.

Domknięcie niczego Tobie nie da, nie uchyli Twojej niepewności - ta niepewność jest życiem; niepewność jest rezygnacją z podpórek, protez i asekuracji tworzących fałszywą pewność.

Takie moje wnioski na ostatni czas.


/szkic o religii działania/
"Abhidharma, podobnie jak buddyzm w ogóle jest fenomenologicznym dociekaniem, podejmowanym z intencją soteriologiczną. Innymi słowy, całe jej zainteresowanie skupia sie na badaniu ludzkiego doświadczenia z intencją znalezineia sposobu na zmianę jakości tego doświadczenia: wyzwolenie z cierpienia. [Badanie buddyjskie] nie jest wywodem metafizycznym, lecz opisem zaawansowanej metody analizy umysłu, swego rodzaju fenomenologia jogi, i w tym sensie ma charakter na wskroś naukowy" 
 - John Crook, Kryzys światowy a humanizm buddyjski, 72


Buddhadharma jest religią działania, czyli tak zwanej ortopraksji. Ortopraksja oznacza właściwe działanie (orthos praxis) odróżnione od właściwego poglądu lub wiary (orthos doxa). Pozwolę sobie tutaj na skrót myślowy: buddhadharma jest religią praktyki, a nie teorii. Inne rozróżnienie to religia doświadczenia, nie zaś religia wiary - nieco już zużyte w dyskursie potocznym.


Religia zaś - jak sam rozumiem to słowo - oznacza totalny wysiłek skierowany ku świętości. Totalny, czyli obejmujący całe życie. To znaczy; religia nie ma sensu, kiedy ogranicza się do wydzielonej (i wyścielonej) przestrzeni np. czasu nabożeństwa czy medytacji. Istotą religijności (w odróżnieniu od duchowości) jest  (całkowite, totalne) dążenie do przesiąknięcia świętością całego życia. Jak jednak możemy doprowadzić do tego przesiąknięcia? Właśnie takie dążenie jest praktyką i obejmuje:

-każdą świadomie przeżywaną chwilę (każdą emocje, myśl i ruch ciała)
-każdą rozmowę i szerzej każdą relację z drugim człowiekiem
-wszystkie okoliczności życiowe (praca, czas wolny, rodzina, związek intymny)

W skrócie zatem, w religii zmierzamy do praktykowania życia - odnalezienia i kultywowania w sobie wysiłku. W Buddhadharmie, wysiłek ten wyjaśniony jest przy pomocy Ośmiorakiej Ścieżki. W tym tekście nie chcę jednak odnosić się do doktryny, ale samego działania, samego wysiłku, zwanego "właściwym".

Użyte powyżej słowo "wysiłek" rozumiem jako żarliwość. Nie jest to zmuszanie się do czegoś (a jeżeli jest, należy jak najszybciej przestać). To raczej chęć, zapał, gorliwość czy pasja, którą odczuwamy, kiedy robimy coś, co naprawdę kochamy, w czym jesteśmy naprawdę dobrzy.
Może to być np. boks, granie na komputerze, taniec lub działalność artystyczna.

W religii zaś to "coś" jest po prostu życiem. Życie, przeżywanie staje się pasją. Zanim pogubimy się w myśleniu #czymjestżycie spójrzmy na nie jako totalność przeżytych chwil. Życie oznacza to, co masz akurat przed oczami; w moim przypadku jest to ten tekst, a dalej sytuacja w której on powstaje: wolny kwadrans w pracy.  Konkretniej? Życie "rozpoczyna się" kiedy budzisz się rano. Następnie wykonujesz czynności higieniczne umożliwiających wyjście z domu. Potem docierasz do pracy albo na studia - no i robisz swoje. Zawsze robisz coś, nawet jeżeli jest to bezczynność - to robienie jest właśnie życiem.

W Buddhadharmie zmierzamy do przeobrażenia naszego działania. To coś innego niż życie w zgodzie z doktryną (buddyjską czy inną) - która staje się wskazówką czy drogowskazem, z którym uzgadniamy nasze działanie. Nie uzgadniamy naszego działania z zewnętrznym autorytetem czy kodeksem moralnym, raczej zanurzamy się w działaniu i to wewnątrz niego odnajdujemy kierunek - właśnie ten kierunek jest przesiąkaniem, uświęcaniem życia i działania.

Każdy zewnętrzny kontroler działania zasadza się na języku: rób coś albo czegoś nie rób. Powinieneś robić tak, a nie powinieneś robić inaczej. Wskazania na temat działania rozszczepiają się na dwoje - to nieubłagana konsekwencja używania języka.

Natomiast w nurcie samego działania nie ma tego rozszczepienia - pojawia się ono, kiedy sprawdzamy działanie z myśleniem lub tekstem. Działanie jest innym wymiarzem niż myślenie - a jednocześnie wymiary te się przenikają lub nakładają. Możemy "robić myślenie" i "myśleć o robieniu" - w ten sposób te sfery są przemienne.

Życie to działanie; bezpośrednie i ruchome bycie w świecie napotykające ludzi, sytuacje i zjawiska, a dalej odnoszenie się do nich. Działanie jest relacyjne; uwzględnia i włącza innych ludzi (nawet kiedy działasz w kontakcie ze sobą!), nigdy nie zachodzi w próżni. Kiedy "robimy chodzenie" angażuje ono nasze ciało (konkretnie, nogi) a także podłoże na którym się znajdujemy. Chodzenie jest więc relacyjnym działaniem: nogi spotykają się  i współpracują z ziemią. Mówienie zaś to spotkanie Twoich słów z uszami drugiego człowieka. Później słyszysz jego odniesienie się lub odpowiedź - tak rozwija się współpraca, tak pulsuje rytm działania: Ty i ja, Ty i ja, noga-ziemia-noga-ziemia, coś-coś.

Możemy także myśleć o życiu - to również jest działaniem! Jednakże, możemy myśleć o życiu (sobie, innych, sytuacjach) w taki sposób, który oddala nas od tego życia.  
Nie jest istotne, jakich koncepcji używamy do takiego myślenia. Nie jest tak ważne co myślimy, najistotniejsze jest jak myślimy, jak "robimy myślenie".

To "jak" przekracza zatem treść myśli i odsyła nas do myślenia jako działania. Myślenie jest jak ruszanie ciałem. Nie poświęcasz przecież uwagi każdemu ruchowi, który musisz wykonać (zgięcie nadgarstka, skurcz mięśni grzbietu, ruch gałek ocznych, praca miednicy czy przepony). Raczej mobilizujesz ciało żeby poradzić sobie z tym, co masz przed sobą.

W taki sam sposób poszczególne myśli, ich treść, używane koncepcje nie są tak istotne, jak samo używanie myślenia do radzenia sobie z życiem, a także rezultat tego działania. Traktowanie myślenia jako działania - patrzenie na myślenie jako na całość czyli "myślenie" - pozwala zauważyć wprost pętle i pułapki, które pojawiają się, kiedy grzęźniemy w treści myślenia. To "ugrzęźnięcie" dotyczy konkretnych koncepcji, słów czy znaczeń - właśnie one mogą stać się pułapkami i błędnymi pętlami.

Czy jesteśmy w stanie obserwować nasze myślenie w taki sposób? To troche inny sposób widzenia niż sposób intelektualistyczny: wewnątrz niego poszukujemy zgodności pomiędzy koncepcjami. Kodem uzyskania tej zgodności jest język porozumiewania się, wpleciona w niego logika artystotelejska, dalej normy retoryczne albo jakiś system myślowy. Kiedy akceptujemy jakiś kod jako punkt wyjścia nadbudowujemy na nim osądy i opinie. W religiach ortodoksyjnych taki system reguluje całe życie. W parach, które opisałem wyżej (ja-ty, moje-twoje, ja-sytuacja, coś-coś), pogląd pełni rolę sędziego, wskazując co jest dobre a co złe. Jeżeli włączamy w to naszą żarliwość, wszystko musi do siebie pasować i pojawia się presja przyporządkowania.

Żarliwość włożona w działanie daje inne rezultaty. Zamiast kontrolować zgodność z koncepcją, działanie rozwija się z chwili na chwilę - zaś podczas działania, rozpędzeni w ruchu, na bieżąco rozpoznajemy co możemy robić i natychmiast podejmujemy zalążki, które napotykamy po drodze. Przypomina to bardziej jazdę samochodem rajdowym niż grę w szachy.



/ szkic o stanie flow /


Z czego wypływa i czym napędzane jest codzienne działanie?
Codziennie trzeba wstać z łóżka, odbyć poranne rytuały a następnie wykonywać czynności, które zapewniają nam byt. Wyróżniamy także czynności, które są "w nagrodę" za czas znoju i pracy, więc mamy podział na pracę i czas wolny.  

Z pewnością istnieje podbudowa czy osnowa tych czynności, tzw. bat albo marchewka. Bez nich nie byłoby napędu; osiołek by się nie ruszał tam gdzie chcemy - być może. 

Różnie myślimy o naszym życiu; w kategoriach konieczności, kuszących obietnic albo wyższych czy głębszych idei.  Niektórzy nawigują przy pomocy Wolności, Prawdy, Miłości czy Człowieczeństwa. Inni owijają swoje działania w kategorie ekonomiczne, te "praktyczne" i "konkretne" ramy. Wszystko to daje poczucie głębszego sensu. Konkretnie, obiecuje to głębie - dalszą perspektywę tego, co robimy. Inaczej - być może - wszystko stałoby się bezznaczeniowym ciągiem czynności, mechanicznym czy pozbawionym życia.  
Ale czy naprawdę? 

Czy samo działanie nie wystarczy? 

Moment, w którym budzisz się do kolejnego dnia oznacza mobilizację procesów poznawczych i biologicznych; Ożywasz!, otwierasz oczy i nagle jesteś w świecie. Poruszasz kończynami, całym ciałem, Twoje dłonie badają otoczenie, oczy omiatają je spojrzeniem; miriad szczegółów i niuansów przelewa się przez zmysły. Energia życiowa wzbiera i opada, zależnie od pożywienia, ruchu, kawy, czy mnóstwa innych rzeczy.  Jakaś część umysłu filtruje to wszystko na bieżąco; "robię to, żeby to, muszę to żeby tamto" nie tylko działamy w świecie, ale także myślimy o nim. Albo odwrotnie: myślimy o świecie podczas bycia i działania w jego strumieniu.  

Znacznie więcej myślimy, niż w nim jesteśmy.   

Nasze działanie napędzane jest poczuciem celowości - kij lub marchewka są rodzajem paliwa, które pozwala stawiać kolejne kroki. Cała ta architektura celów, sensów, marzeń i strachów jest "zainstalowana" na poznaniu, ona koordynuje działanie i jego kierunek. Z pewnością jest niezwykle potrzebna. 

Myślę, że skoordynowanie działania z tą siatką planów i celów jest powodem do dumy dla większości ludzi. Sam natrafiłem na sporo kłopotów podczas przyswajania sobie tej umiejętności - robienie czegoś dla czegoś innego wzbudzało we mnie poczucie zgrzytu, jakbym próbował zestawić dwa nieprzystawialne wymiary. "Gęstą" postacią tej strategii są wszelkie tabelki i ramy, wedle których kataloguje się kolejne czynności zmierzające do realizacji projektu życiowego, organizacyjnego czy biznesowego. 
Wszystko to jest wymyśloną strukturą uwiecznioną w jakieś postaci - tak właśnie powstaje mapa planów i celów. 

OK. Mamy zatem myślenie i działanie - jak można zgrać jedno z drugim? 

Pierwszy, bardziej popularny pomysł brzmi - myślenie kontroluje działanie. Drugi, który mnie urzekł można by sformułować tak: myślenie także jest działaniem; w ogóle WSZYSTKO jest działaniem. Oznacza to, że nie ma układu gdzie coś jest "ponad" drugim, dlatego może coś koordynować. 

Niektórzy ludzie nie są w stanie wykształcić i utrzymać układu nr 1 - ich umysłowość na to nie pozwala. Myślę, ze jest to dla nich naturalnym zaproszeniem do nawigowania przez życie innym sposobem. I właśnie o tym chcę napisać poniżej.

Uważam także, że taki rodzaj życia jest esencją autentycznej duchowości, zaś wszelkie rozróżnienia na duchowość i religię, mądrość i głupotę czy duchowość i New Age są całkiem zbędne.
Nie ustalamy co jest prawdziwe a co fałszywe, wyższe czy niższe; zamiast tego zanurzamy się bez reszty w działaniu. Stopniowo porzucamy konceptualne mocowania stworzone przez osądzanie i analizę. Oznacza to, że nie robimy kroku poza działanie,  w celu jego oceny, analizy prowadzącej do podjęcia stosownej, opartej na zamyśle decyzji.

Zamiast tego działamy na bieżąco, utrzymując jedynie elemetarną, rozluźnioną i przezroczystą siatkę celów i kierunków, która jest niezbędna do prowadzenia życia.  
Jak pisałem wyżej, dla wielu ludzi rozrośnięta, wewnętrznie spójna i gęsta siatka sensów i celów jest dowodem dojrzałego życia. W takiej sytuacji należałoby trochę roztopić jej spoistość, zredukować jej nadobecność. 

Wierzę, że życie zanurzone w działaniu, wielekroć hartujące się i rozjaśniające w kontakcie z codziennymi sytuacjami, może odkryć ścieżkę, w której wszystko, co nam się przytrafia, obraca się ku dobremu. W narracjach religijnych, instancją ochraniającą takie działanie jest Bóg lub Dao - rzecznicy obu tych religii odwoływali się do "wyższej siły", która zabezpieczy i poprowadzi ludzkie życie, jeżeli tylko człowiek odważy się na stopniową rezygnację z innych podpórek: idoli, sensów, obietnic czy nadziei, które podbudowują jego działanie i życie. Potrzeba tu wiary, a następnie skoku wiary, który dalej będzie trzeba wykonywać tysiące razy. 

Taki skok wiary oznacza zstąpienie w samo działanie i pozostanie tam - przeskoczenie przez mury założeń i gwarancji, które wytwarzamy i sprawdzamy dla zachowania poczucia bezpieczeństwa. Działanie rozwija się samo z siebie, sekunda po sekundzie. Przedstawia nam kolejnym i kolejnym rzeczom, bez uprzedzenia. Okazuje się, że wszystkie założenia i gwarancje, którymi wspieraliśmy nasze decyzje i kroki działają hamulcowo na nurt samego działania. Kiedy zaś uwolnimy ów nurt, możemy zacząć uczyć się w nim poruszać, co uwzględnia WSZYSTKIE emocje i sytuacje, do których działanie nas doprowadzi.

Gwarancje, obietnice, otamowania i założenia są oczywistymi filtrami tego, co przychodzi do nas & z nas. Są one bezwzlędnie konieczne do funkcjonowania w świecie.
Możemy jednak otworzyć inny "kanał" funkcjonowania i powracać od niego od czasu do czasu, aby rozwinąć orientacje i umiejętności, które odnajdziemy tylko i wyłącznie wewnątrz czystego działania. 

Nie mówię zatem o całkowitym oddaniu się rzeczywistości - taka "całkowitość" jest bowiem motywacją religijną. Co więcej, sama figura takiego całkowitego oddania może stać się romantycznym czy wysiłkowym zamierzeniem. Mnie samego inspirowała ona przez wiele lat, ale z Tobą może być inaczej. 

Czy masz pewne wrażenie tego, o czym piszę? Jeżeli nie, oderwij proszę wzrok od tego tekstu i przenieś go na swoje stopy. Zrobiłeś to? Następnie wróć do tekstu i pomyśl o swoich stopach bez patrzenia na nie. Zauważ, że w tej chwili możesz zrobić parę innych, skromnych rzeczy - zrób je. Zauważ ruch w czynności, poczuj zwieńczenie myśli w działaniu, albo wręcz nieobecność samej myśli; samo działanie. 

 Możesz wstać i wykonać parę kroków przed siebie, możesz rozciągnąć swoje ramiona lub przymknąć oczy. Jaki sens mają te działania? Oczywiście: rozciąganie ramion prowadzi do ich zrelaksowania, sięgnięcie za inny tekst otwiera możliwości rozrywkowe lub edukacyjne. Jednak bazowo, po prostu ROBIMY RZECZY. I w trakcie robienia tych rzeczy odkrywamy jakości których nie ma sensu ujmować jako cele albo motywacje; są one obecne w działaniu i to wszystko. Ciało porusza się w działaniu, umysł generuje różne myśli. Jesteś pobudzony, jesteś zmęczony - to wszystko.  

Działanie nabiera rumieńców, kiedy spotykamy się z innymi ludźmi. Możesz spojrzeć na mężczyznę albo kobietę - co się wtedy stanie? Odwrócisz lub utrzymasz spojrzenie; co się z niego wyłoni? Możesz poznać kogoś na ulicy i tak rozpocząć wielką przyjaźń lub miłość, obecną już w momencie pierwszego kontaktu, jak embrion. Czy jednak musi w Tobie powstać myśl, że z takim a nie innym "zasobem ludzkim" uczynię to czy tamto? Czy musisz szacować swoje szanse na tę czy inną kobietę? W środowisku biznesowym ten "zamysł" staje się dominujący; wszystkie relacje mają swoją stawkę, służą osiągnięciu zysku, lub warunków do mnożenia zysku. W relacjach międzyludzkich taki zamysł wiodący do bliskości fizycznej czyni człowieka "creepem" - czy rozumiesz co mam na myśli? Pozdrawiam Piotrka. 

Relacje z innymi ludźmi są dynamiczne i pełne tajemnic. Dlatego właśnie w wielu społeczeństwach podlegały ścisłym regulacjom. Nieprzewidywalność została kulturowo zabezpieczona.  Piszę teraz o etykiecie postępowania, szczególnie rygorystycznej u Japończyków. Jednocześnie, wielu z nas tęskni za spontanicznością i swobodną ekspresją, jednak czasami nie potrafimy jej odnaleźć w sobie albo w rozmowie - co zatem powstrzymuje nas przed byciem prawdziwie otwartym? 

/ Być może sama obecność zamysłu, planu, agendy, założenia czy nadziei ściska nurt działania, uniemożliwiając otwarcie. Samo otwarcie jest zaś źródłem satysfakcji i owocnej międzyludzkiej wymiany, stanowi także niezbędny warunek twórczej ekspresji. Jednoczesnie zamknięcie -  którego przyczyną może być siatka założeń, obawa lub coś innego - generują swoisty "inkubator", w środku którego dojrzewają uczucia, myśli i wglądy. Być może same znajdą swój czas, aby się narodzić /   

Stopniowo okazuje się, że każdy zamysł wkręcony w tryby koła działania oddziałuje na jego nurt. Nie jest to jednak błędem, ale informacją, którą dostajemy każdorazowo, kiedy usiłujemy usiłujemy  ujarzmić działanie myśleniem. Jest to bardzo pierwotne spostrzeżenie, na które - potencjalnie - możemy natrafiać setki razy dziennie. Każdorazowo jest to okazja do obserwacja i nauki; możemy przeniknąć relację myślenia i działania na tyle, aby jedno nie plątało drugiego.

Czasami wytwarzamy złożone plany dotyczące naszej przyszłości czy "właściwego" procedowania teraźniejszości - fantazjujemy o działaniu. Kiedy jednak przechodzimy do samego działania, uzbrojeni w plany i kofeinową stymulację, okazuje się, że działanie przynależy do innej galaktyki. Jest to inny świat, w który - co za niespodzianka! -  angażujemy się dosyć płytko.
Jeżeli natomiast zstąpimy głębiej w nurt działania, spotkają nas odkrycia, które są po prostu nie do pomyślenia. Są niepomyślalne; możemy napotkać je tylko w ruchu, wewnątrz działania. Następnie, możemy udoskonalić działanie tak, aby częściej je spotykać, aby pozostać z nimi w kontakcie. Nie da się ich sfabrykować myśleniem; możemy się do nich zbliżyć tylko w świeżości i ożywieniu działania. 

Nurt działania jest żywym teraz - nie takim kontemplacyjnym, spokojnym i "pustym" teraz, lecz dynamiczną chwilą przez którą przewleczone są kolejne ruchy, kolejne czynności i działania. Bycie w tym kontinuum wzbudza zaagażowanie, które nie zaczepia się na czymś konkretnym; raczej kolejne, naturalnie przychodzące czynności karmią jego ogień. 

Ten rodzaj pasji, stopionej z  najzwyczajniejszym życiem jest dla mnie istotą religijności; owa szaleńcza, wielka radość z każdej możliwości, którą podsuwa nam życie, pogodna zgoda na wszystko co przyjdzie, przechodzenie od chwili do chwili z akceptacją i ciekawością - oto wymiar życia, który rozkwita z wewnątrz działania. 

Jednocześnie, taki "tryb życia" jest sztuką, którą można rozwijać i doskonalić. 

Wolny od haczyków myśli i rozpędzony w działaniu, natrafiasz na kolejne i kolejne rzeczy; manualne i bardziej abstrakcyjne. Im większa złożoność czynności tym większy poziom trudności. Stopniowo, każdy może określić granicę swojej kondycji, poza którą kontinuum działania przestaje być możliwe, zaś umysł niejako grzęźnie w tworach konceptualnego umysłu: planach, obawach, założeniach, ich wzajemnych sprzecznościach i przenikaniu się. 

Jeżeli patrzymy na to z perspektywy płynnego i wydolnego działania możemy zauważyć kiedy działanie wytraca swój pęd, zamula się. Tworzy to punkt widzenia, z którego można spoglądać na wpływ myśli na działanie. Zamiast wikłać się i negocjować z tworami myślenia, spoglądamy na myślenie jako całość. Uwalniamy się wtedy od treści myślenia, wszystkich "ale jak", "dlaczego", "po co", "co mi to daje", "czy jesteś pewna", "czego do tego potrzebuję" i tak dalej.

Negocjacje z tworami myślenia mogłyby trwać w nieskończoność. Popularne rozumienie głosi, że "zrozumienie" czy "przeanalizowanie" sytuacji dociera do momentu, kiedy rozpatrzyliśmy już wszystkie "za i przeciw" i jesteśmy gotowi do akcji. 
Uważam, że jest to błędny wniosek; człowiek raczej coachuje się własną analizą aby osiągnąć pewność, która pozwoli mu wejść w stan działania. Rzadko przecież przeprowadzamy rzeczową, racjonalną analizę sytuacji.. Czasami dotykamy myślami problemu, co powoli prowadzi do jasności. Robimy z założeniami mnóstwo różnych rzeczy.

Jednakże, zainicjowanie działania przenosi nas po prostu w inne miejsce, które ma swoje odrębne zasady. Gdybyśmy jasno odróżnili tryby myślenia koordynującego działanie i tryb działania włączającego (including) myślenie, moglibyśmy zobaczyć jak często rytm naszego życia jest poszarpany, jest wojną pozycyjną podczas której spędzamy mnóstwo czasu w myślowych okopach, z krótkimi "wypadami" w sferę działania.  

(....)