środa, 28 października 2015

Oddaj się



...doświadczanie jest jedynym życiem, jakie mamy. Odnalezienie doświadczania jest uwieńczeniem wieloletniego przebijania się przez kolejne i kolejne warstwy opisu; na temat siebie, ludzi i świata. Kiedy wszystkie narracje zawodzą i zostają poddane, doświadczanie zostaje odsłonięte jako wielka, rozhulana rzeka doświadczania. Doświadczanie jako rzeka doświadczania; wobec tego odkrycia nie sposób już stwierdzić i uwierzyć, że TO JEST TAMTYM. To jest tylko tym; doświadczanie jest tylko doświadczaniem, nie sposób postawić kroku poza nie, a jeżeli wydaje Ci się że można, to albo wpadasz w ciąg zafałszowań albo odkrywasz to, co POZA doświadczeniem (you are beyond the experience!) naturę Buddy, Boga, prawdę. 

Nie ma już innego wyjścia, i chociaż wpadasz w kolejne zafałszowania, usiłując „urządzić się” w tej rozhulanej rzece doświadczania, one w końcu rozpadają się i odsłaniają Je z powrotem. Usiłując zająć jakiejś stanowisko i utrzymać je, przylgnąć do czegoś stałego jedyne co robisz, to tamujesz moc tej wielkiej rzeki, która zaczyna zbierać się dokładnie tam, gdzie je ściskasz. Każda przywiązana myśl odzwierciedla się w ciele, każde utrzymanie stanowiska jest zatamowaniem, a napierająca wciąż rzeka ładuje te miejsca, rozpiera je, aż doprowadza do ich zniszczenia. Im więcej uwagi włożysz w dane stanowisko i próbujesz je utrzymać, tym bardziej energetyzujesz to stanowisko, aż doprowadzasz do jego ekstremy, absurdu i samozniszczenia. Kolejne, chwiejne wysepki stałości usuwają się spod nóg i wpadasz znów w tę rozhulaną rzekę doświadczenia, poznawczy terror rzeki zjawisk, wobec których nie sposób zająć zawsze bezpiecznego stanowiska. Każde ja, każda rola, punkt wyjścia, punkt odniesienia, naczelna myśl, poczucie kierunku czy plan JEST właśnie tym: zajęciem stanowiska w napierającej zewsząd rzeczywistości. Każde stanowisko jest jak klatka, której granice obrysowują się w strachu. Dlatego zawsze rób to, co boisz się robić! Zawsze przełamuj granicę strachu jedynym krokiem poza nią, co spowoduje roztopienie się jej jak sennej jawy (czym zawsze jest). Akceptacja i przyjęcie schronienia w jakimś stanowisku zawsze separuje nas od życia. Idealne ego byłoby zajęciem stanowiska funkcjonalnego w każdych warunkach; takie domknięcie istnieje jednak jedynie w stanie psychotycznym i zaczyna dosłownie niszczyć wszystko, co zadaje mu kłam; każdą wątpliwość, słowa człowieka czy jego gesty, każdą sytuację, która je podważa. Samoobrona ego to agresja, zaś egotyczne poddanie się; słabość. Ego jest przeto wielką kulą szczepioną z różnych „wysepek” stanowisk, pomiędzy którymi gorączkowo przeskakujesz Ty przerażony rozhulaną rzeką życia. I to przerażenie jest jak najbardziej słuszne; bo ta wszechmożliwość zjawisk oznacza wielki terror, wielką dezorientację i panikę. Dlatego Trungpa Rinpoche stwierdził, że najbardziej pożądanym stanem dla tantryka jest panika i poczucie zjeżdżania po ostrzu brzytwy. 



Jak utrzymać swoje radosne istnienie w rozhulanej rzece życia? Jedynym wyjściem jest działanie w całkowitym zjednoczeniu (ze sobą). Ego projektuje świat i tworzy rozdarcie, które jest wewnątrz człowieka. Przedmiot i podmiot są tylko w człowieku, tylko w jego doświadczeniu. Wszyscy ludzie dążą do stanu zjednoczenia, stanu który nazywa się akceptacją; ustalając jakąś tożsamość akceptowaną przez ludzi stają się zdolni do poruszania w świecie. Kiedy jednak ten układ zawodzi, pruje się lub zostaje zagrożony; ich pewność siebie i jasność ducha jest również zagrożona. Wszyscy ludzie dążą, świadomie lub podświadomie, do stanu zjednoczenia, który nazywają pewnością siebie. Pewność siebie: samo to określenie ukazuje dwie części adresowane do siebie nawzajem: ja jestem pewny siebie (ja -> jestem -> pewny -> siebie). Jest to taka sama tautologia jak :doświadczanie jest rozhulaną rzeką doświadczania. Kiedy zawijasz się do siebie, jesteś szczęśliwy. Problem w tym, że niezbywalna stronniczość wszystkich Twoich stanowisk i Twojej tożsamości tworzy kanty, o które ranią się percepcje innych ludzi. Jeśli chcesz przestać ranić innych ludzi musisz poddać wszystkie z nich, otwierając się na rozhulaną rzekę doświadczenia. Skoczyć ze stu metrowego muru i odsłonić się /get exposed/.





Jak wobec tego utrzymać zjednoczenie w rozhulanej rzece doświadczania? Wszystkie sytuacje, w które wpadasz są  poza Twoją kontrolą; nie istnieje  cwaniak, który ogarnąłby je wszystkie i sterował nimi zgodnie ze swoją wolą. Żaden cwaniak nie nadąży nad tą rzeką, zajęcie stanowiska zblokuje go, ustawi na szachownicy ludzkich hormonów, feromonów i myśli. Wszczepi w ciasną strukturę społeczną. Jedyną alternatywą jest rzeka doświadczania, zatopienie się w niej całkowicie, zaufanie jej i dozwolenie na jej przewodnictwo, w którym Ty wchodzisz w każdą sytuację spontanicznie i oddajesz się jej, i dozwalasz na wszystko co ona z Tobą robi, bez stawiania cienia oporu i unikania niczego. Utrzymanie tego oddania i jednoczesnej czujności możliwe jest dzięki wysokiemu zdrowiu psychofizycznemu, utrzymywania organizmu w witalnej przytomności. Zdrowe i zadbane ciało, a wraz z nim umysł doskonale radzą sobie, jak para przyjaciół w płynięciu (niczym skrzydła ptaka) po rozhulanej rzece doświadczania. Płyniesz nią i latasz w niej; jest ona przestrzenią i energią, tak niemożliwie blisko złączonymi, a jednak „przestrzenią” i „energią, wyróżnionymi.





Utrzymanie równego lotu płynięcia w rzece doświadczania jest najpiękniejszą aktywnością życia i trwającą do samego jego końca. Taka wirtuozeria percepcji zawsze zachwyca, zawsze syci, zawsze karmi.  Płynąc i działając w świecie oddajesz się swojej percepcji, która zaczyna działać coraz sprawniej, unosisz się, wznosisz i zagłębiasz eksplorujesz i czujesz pasję do samego doświadczania! Trening percepcji jest najwyższym treningiem, bo percepcja poprzedza wszystkie rzeczy. Studia samego doświadczenia są lepsze od czegokolwiek innego; bo doświadczasz wszystkiego innego, co możesz studiować. Jednak, co warto podkreślić: wspięcie się na taki poziom orientu jest trudne do osiągnięcia, trudne do utrzymania i prowadzenia. Dlatego, jak wyżej, wymaga dużego zdrowia i witalności, dużo fizycznej aktywności i dużo psychicznej aktywności.


Sięganie po taki poziom doświadczania jest heroizmem w tym świecie, jaki znamy. Wypełnia ono wszystkie dobre czyny i osiągnięcia, ponieważ doskonalenie samego siebie jest absolutnie dobre. Odnalezienie jednak ścieżki dobra i zawierzenie w nią może być trudne. Nie zawsze też mamy z nią kontakt, bowiem przykrywa jest warstwą naszych wypaczeń, stanowisk i uników. Drogą do jego osiągnięcia jest rezygnacja, poddanie się, odpuszczenie, które jest po prostu uwolnieniem przywiązania. My, biednie ludzkie istoty, nie potrafimy zmienić swojej percepcji tak, jak unosimy własne ramię. Musimy dojść do konkretnych stanów psychofizycznych metodą okrężną; treścią, wyjaśnianiem, reflektowaniem, które są niczym gramolenie się, aż finalnie Ty puścisz to, wyzwolisz to, poddasz się. Oczywiście istnieli ludzie, który poruszali myślami jak palcami, oni jednak dalece przed osiągnięciem mistrzostwa oddawali wszystkie stanowiska, porzucili wszystko, również innych ludzi, separując się od dystraktorów i niebezpieczeństw ludzkiej dżungli. Zmienili swoją biologię odżywiając się igłami świerków, regulowali lub manipulowali zmęczeniem, głodem, wszystkim emocjami, próbując dojść do tego JAK. Taki rodzaj pasji jest ludziom zupełnie nieznany i obcy. 


 (…)


Oto wielkie błogosławieństwo i klątwa zstąpienia do rzeki doświadczenia: uzyskujesz równocześnie doświadczenie własnej percepcji, tego „cienia” podążającego za rzeczywistością. Kiedy widzę dziwny zwinięty kształt i wydaje mi się, że widzę miskę, okazuje się, że jest to zwinięty pasek do spodni. Kiedy umiejscawiam uwagę na dnie oczodołów i spoglądam na obiekt, rozmywa się on w plamę światła i kątów wygenerowanych jedynie przez mój umysł: w końcu ZAWSZE, gdy coś poznaję, orientuję się wobec wiedzy wewnętrznej do mnie, czyli po prostu do mnie, do mojego umysłu. Logika tego odwrócenia wypływa z naszego mózgu i nie da się niczego z nią zrobić. 


Jesteśmy zmuszeni do śledzenia rzeki doświadczania celownikiem percepcji, który może być punktowy, ale może być także sferyczny i otwarty. Ta „percepcja” to my; nasz ślad obecności w świecie. Trzeba to zrozumieć: zstąpienie do rzeki doświadczenia odkrywa dla mnie moją własną percepcję, moje wszystkie myśli, odczucia i reakcje. Widzę rzeczywistość i jej odbicie we mnie, chociaż to odbicie także przecież widzĘ (kto widzi?). 


Uruchomienie tego procesu całkowicie zmienia życie; im wyższe wyczulenie na swoją percepcje tym większe oddalenie od ludzi, które zwrotnie wzbudza większą miłość do nich. Widzicie, że cały czas kręcimy się pośród jakiejś dwójki? Ta gra jest ciągle tym samym, i jest właśnie – na poziomie ogółu – poruszeniami właśnie Twojej percepcji właśnie teraz. Jak zjednoczyć wyodrębniające się części? Nie da się tego zrobić myślą, da się natomiast uczynić samą percepcją. 


Ta refleksyjność czyni człowieka podwójnym, a nawet rozdartym na troje: jego samego, doświadczanie i rzeczywistość. Być może mamy tu trzy, może dwa, ale nie ma, gdy jest rozdarcie, Jednego, samozjednoczenia w sobie, które umożliwia…




Radosne poruszanie się w rzece rzeczywistości, pochłanianiu energetycznych jakości wszystkiego, co tylko jawi się nam przed zmysłami. Odkrycie tej rzeczywistości i tego sposobu odżywiania się wynagradza wszystko, usuwa pragnienie, które energicznie „ładowane jest” w samo piękno wielości zjawisk, w sam zachwyt ich tańca. Przylgnięcie do obiektu lub stanowiska zaburza flow tego procesu; rzeka jest zasysana przez wir neurozy, w nian, myśli przylepiają się i uwiązują do jakiejś idee fixe, co jest dla ciałoumysłu po prostu wyczerpujące. Myśli same w sobie są nudne, kiedy oddaje się im władzę rządzenia wysysają samego właściciela, osłabiają go (...)

czwartek, 22 października 2015

Z pamiętników młodego lamy

Droga Matko,

Ludzie zza rzeki Amo Chhu mieszkający na równinie Kalarayerkuthi mówią, że każdemu człowiekowi odpowiada jedno zwierzę. Piją wywar ziołowy i błądzą nocą po lesie, czekając na wizję, w której pojawi się ich zwierzę mocy. Jednak Człowiek zawiera w sobie całe królestwo zwierząt; każde zwierzę w nim mieszka i z niego się wyłania. W jednej chwili może być lisem, aby w następnej stać się jakiem; Umysł zawiera i urzeczywistnia wszystkie te cechy, używa ich dynamicznie i zgodnie z sytuacją.


Ludzie z Południa mówią, że człowiek wraz ze starzeniem się przybiera konkretną postać, która wyznacza dalsze tory jego żywota. A jednak, Umysł jest zawsze czysty, niemożliwy do dotknięcia i splamienia, może jedynie osunąć się i popaść na ciemne tory, lecz w następnej chwili się z nich wyzwala! 


Ludzie zza Himalajów mówią, że człowiek ma konkretne potrzeby i musi je zaspokajać, żeby być szcześliwym. A jednak, Umysł nigdy niczego nie potrzebuje i wszystko czyni w całkowitej swobodzie. Pojawia się w nim jednak Miłość do tego ciała, dlatego karmi je i żywi. Pojawia się w nim Miłość do ludzi, dlatego ich ratuje. Pojawia się w nim Miłość do siebie, dlatego wypełnia samego siebie ciepłem.  


Ludzie z Północy mówią, że Umysł jest ograniczony i osiada w różnych stanach, wydostając się z nich niczym jak z wypełnionego błotem dołu. A jednak, Umysł żadnych granic nie ma, i w jednej chwili może poszybować do nieba, a potem spaść do piekła. Umysł nie ma miejsca, przenika wszystkie kierunki i nie opóźnia go czas ani przestrzeń. 


Ludzie z Zachodu mówią, że życie należy wypełnić planami, które pozwolą ujarzmić przygodność losu i odnaleźć szczęście. A jednak, Umysł jedynie się nimi dławi, a bez nich podąża bezbłędnie nie robiąc ani jednego kroku; wielka jasna przestrzeń. Dobre zjawiska (dharmy) zaświtają, nie powoływane do ciężkiego istnienia słowem ani mitologią.


Ludzie znad Wielkiego Jeziora wdziewają na siebie ozdobne szaty z misternymi plecieniami, pragnąc w ten sposób przyciągnąć do siebie innych i zyskać uznanie. A jednak, kiedy Umysł wyłania się z warstw i masek, którymi jest owinięty, ironia i niezaufanie znikają i natychmiast dociera do właściwego działania i słów, leczy i ratuje ludzi. 


Ludzie z Wysp upijają się mocnymi trunkami i wypalają odurzające zioła w donicach. Mówią, że w ten sposób chcą osiągnąć ekstazę i zjednoczenie ze swoimi bóstwami. Jednak Umysł unosi i odurza się samym oddychaniem, zapachami i dźwiękami, lecz nie traci jasności, odczuwa mocno już małą filiżankę chińskiej herbaty Pu-erh. Nie trzeba mu wiele, bo jego ścieżki są czyste i niezatkane.  


Ludzie całej samsary snują się zagubieni i ściśnięci po umysłach jak ryby w wyschniętym jeziorze. Jednak Umysł reguluje się i oczyszcza sam, obejmuje i zjawiska, i brak zjawisk. Nic się do niego nie przykleja, wszystko się przy nim rozluźnia, spoczywa i wyzwala.


wtorek, 20 października 2015

Teoria upadku



Czytałem kiedyś o ludziach, którzy stali nieruchomo pośród pustyni przez dwa dni, żeby udowodnić Bogu swoje całkowite oddanie. Gerontikon zawiera dziesiątki takich opowieści. Podobne świadectwa odnajdujemy w listach klasycznych mistrzów chan. Yuanwu Keqin wspomina o nagich ludziach stojących po pas w śniegu i odcinających sobie dłonie. Stara legenda mówi o Bodhidharmie, który odciął sobie powieki, zirytowany ciągłym zasypianiem podczas swojego siedmioletniego odosobnienia. Oczywiście, nie trzeba przyjmować na wiarę tego, że faktycznie to zrobił (a jego powieki opadły na ziemię i wyrosły z nich krzewy herbaciane). Być może nie jest nawet ważne czy te opowieści były fikcyjne czy prawdziwe, chociaż przekonany jestem, że Gerontikon przedstawia wiele autentycznych świadectw. 

O co chodziło tym ludziom? 


Umysł głupca natychmiast znajdzie wytłumaczenie; to ludzie religijni, a religia jest bujdą, szczególnie chrześcijaństwo. Nie tylko w religiach odnajdujemy podobne przypadki. Czas wojny, epidemii, czy innego masowego nieszczęścia obfitują w historie ludzi, którzy przesunęli daleko granice własnej wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Różnica polega na tym, że często nie mieli wyboru. Sytuacja pchnęła ich do heroizmu, chociaż to oczywiście duże uproszczenie. Natomiast ludzie religijni (i mam na myśli wszystkie religie) okazywali nadludzki albo nieludzki wysiłek nie mając nad głową żadnego bata, żadnej historycznej konieczności. Impuls do podjęcia wysiłku nie przychodził z zewnątrz i często realizował się w skrajnej samotności. 

Jednym z moich ulubionych przykładów są jurodiwi. Ci rosyjscy asceci żyli w skrajnej niewygodzie, nosząc na ciele kołpaki, łańcuchy i zardzewiałe blachy, lub po prostu poruszając się zupełnie nago po mroźnej Rosji. Co więcej, nieustannie inicjowali sytuacje konfliktowe, demolowali targi uliczne i cerkwie. Nazywano ich świętymi szaleńcami, chrystusowymi głupcami. Właściwie nieustannie narażali swoje życie, odbierając sobie jedzenie, sen, wygodę, bliskość innych ludzi i tak dalej.  

Ale po co? Po co to wszystko? Istnieją różne narracje, które posiadają moc poderwania człowieka i skoncentrowania jego sił życiowych na jednym celu. Niektórzy odurzają się ideami narodowymi, filozoficznymi czy religijnymi. Tajemnica nie kryje się jednak w wyborze narracji, ale w sile woli i poświęcenia. W pasji, która ogarnia człowieka i roznieca ogień, nieustannie płonący w całym jego ciele. Nieustannie, czyli już zawsze.

We współczesnych czasach takie postawy całkowicie zniknęły z horyzontu. Ludzie spędzają godziny na deprecjonowaniu chrześcijańskiej czy religijnej instytucjonalności, niewielu jednak wie o tym, co robili święci, lub aspirujący do bycia świętymi. Oczywiście, pierwszym z nich był sam Jezus. Wizja pobitego człowieka idącego z krzyżem przez Golgotę, nieustannie wyzywanego i potrącanego przez ludzi zawsze napełniała mnie wzruszeniem. Jak ogromną miłość trzeba odnaleźć, by znieść to wszystko, dodatkowo dla ludzi okazujących taką przemoc i szyderstwo? Niezależnie od mitologii, w ramach których opowiada się takie historie, zawsze stoi za nimi człowiek, ludzki w swojej biologii, w swoich emocjach i uczuciach, bólu i strachu.  

Być może Jezus uwierzył całkowicie, że oddając samego siebie w ofierze będzie mógł pomóc upadłej rasie ludzkiej. Być może nie potrzebował tej wiary, a po prostu rozbudził w swojej biologii uczucie, które owładnęło nim całkowicie i zniszczyło wszelkie wątpliwości. Dalej już szedł prosto.

Ta prostota motywacji i celów budzi wiele sceptycyzmu i ironii, czego dobrym przykładem są stare filmy. W grze aktorskiej jest coś uznanego za sztuczne, ludzie natomiast nie biorą pod uwagę, że jest to sztuczne dla nich, bo w nich utracone.  

Przed nami wielki wodospad, zasłona narracji, szum pustosłowia, w który trzeba wejść aby odkryć jaskinię. Większość spływa z prądem, w dół, i magluje się razem z innymi w tym wielkim przeroście myślenia i wątpliwości, który kiedyś nazwałbym postmodernizmem, dzisiaj zaś rozpoznaję jako słabość i zagubienie. I upadek. 

Neurotyczny intelekt dostrzega tylko patos, uruchamia cynizm, który odcina go od "wnętrza" owego patosu przez serię osądzeń. W ten sposób spływamy z prądem. Istnieją niezliczone maski i pozy wytworzone przez ludzi słabych i dających aprobatę ze strony im podobnym. Dyskusja kończy się na wzajemnym prześciganiu się w tej grze. Być może właśnie teraz piszę o Tobie, kimkolwiek jesteś? 

Oto tajemnica. 

Ból i cierpienie sygnalizują, że człowiek rośnie. To granice i napięcia bolą, kiedy docieramy pod ich drzwi. Otwarcie ich oznacza pozostanie z nimi tak długo, aż przestaną boleć. Dlatego też życie większości ludzi polega na unikaniu, a rozłożysta struktura unikania i represji jest fundamentem naszych przyjemności, naszych pragnień i naszego społeczeństwa. Kompulsywne uniki, z których utkane są codzienne sytuacje i rozmowy są bezbrzeżnie nudne dla człowieka, który - przez przypadek lub z premedytacją - rozbudził swoją refleksyjność. Używanie intelektu do racjonalizacji swoich wiecznych uników przypomina wytarzanie pliku banknotów w błocie.   

Nie oznacza to jednak, że należy z premedytacją dążyć do cierpienia. I znów w sukurs przychodzą opowieści z Gerontikonu, czy inne historie chrześcijańskich ascetów noszących włosienice, a nieraz i krzyże wbite gwoździami w ich własne plecy. Ukazuje się tu cała perwersja ludzkiego sprawstwa, której spostrzeżenie zdyskredytowało wszelkie wysiłki chrześcijańskich ascetów. Dziecko zostało wylane wraz z brudną wodą, jak zwykle. 

Nie trzeba przyciągać cierpienia własną wolą i kalkulacją; ono i tak nieustannie napływa i wychyla się niemal ze wszystkich codziennych sytuacji. Cierpienie, dyskomfort, ból. Głównie ten psychiczny, chociaż psychiczny ból jest oczywiście czysto fizyczny. Niektórzy naciągnęli strunę swojego ciała do granic pęknięcia, wchłonęli całą moc wypływającą z bólu i doprowadzili do nieprawdopodobnego wzrostu. Inni nie mieli tyle szczęścia, struna pękła i pozostali połamani na zawsze. Każdy może wyczuć ile może znieść. To odurzenie poczuciem misji czy innym koncepcyjnym opium prowadzi do braku szacunku do ciała i własnych granic a przez to rodzi ryzyko samozłamania. W ten sposób wypalonych przed trzydziestką kulturystów i sadomasochistycznych wannabe-saints łączy ta sama głupota. Wyzwanie, przed którym stoimy wymaga znacznie więcej inteligencji i wyczucia.    

Jeżeli powyższe słowa poruszyły w Tobie pewne struny, których melodia przyciąga i rodzi ochotę na więcej, posłuchaj tego



sobota, 10 października 2015

Słońce i lustro




Każdy człowiek zmuszony jest tak nastroić kalejdoskop swojego umysłu, żeby ten dobrze odbijał i przekierowywał gorące światło serca. Śpiewamy o tym w naszych piosenkach i piszemy w wierszach; mówimy i myślimy właśnie poprzez to kształtując ów kalejdoskop. Każda zaangażowana myśl odciska swój ślad; jeżeli zostaje przyjęta na serio, wpuszczona do duszy, zmienia ją.  

We współczesnych czasach wysiłek ten przypomina szamotanie, jest czyniony na ślepo i zawsze towarzyszy mu ból. Teraz i zawsze ból wpisany był w ten lifelong proces, którego uwieńczenie - tożsame z zajęciem właściwej pozycji wobec wszystkich emocji, sytuacji życiowych i ludzi - jest po prostu niemożliwy. Kalejdoskop trzeba dostrajać codziennie, o czym niezawodnie informuje nas ból, dyskomfort i dezorientacja. Gorące światło serca czasem parzy nie do zniesienia, czasem jest stłumione i ledwo się tli. Nie sposób odnaleźć doskonałego paliwa, które będzie podsycało jego blask; szczere rozmowy, chłodny poranek, kochana książka i parę czułych słów - wszystko może uruchomić to Wielkie Ciepło w piersi, w którym ja ogrzewam siebie samego i chronię się we własnym sercu. 

Z drugiej strony: ultraczuły i złożony kalejdoskop umysłu, którego obrazy, ich zbitki - wspomnienia, myśli i wszelkie poruszenia psychiki nieustannie adresowane są do serca, ranią je lub otwierają, uchylają, zatrzaskują, masują i stymulują. Jaka myśl, wspomnienie czy obraz wywołają moje zaangażowanie, zawsze tożsame jest to z uruchomieniem serca, tego co nazywamy sercem, a co znajduje się w piersi i częściowo pokrywa z sercem fizycznym. 

Proces spotkania i Relacji tychże dwóch, ich taniec, dochodzenie się do siebie i współpraca jest - biorąc pod uwagę horyzont naszego fizycznego życia - po prostu wieczny.  

Obserwacja tego spotkania - spotkania części, które podobno są mną - zwiększanie głębi mojej relacji do tej Relacji jest czynnością tak majestatyczną i piękną, że, gdyby świat tylko pozwolił i nie skusił sobą za bardzo mógłbym po prostu żyć, oddychać, siedzieć, biegać i leżeć, będąc nieustannie zapatrzonym w Królestwo, które się we mnie wydarza.