wtorek, 17 czerwca 2014

Szukając ukojenia

Szukając przyczyn swojego codziennego dyskomfortu zawsze staram się odnaleźć jak najpierwsze jego przyczyny. Miotanie się z samymi skutkami przypomina walkę z siedmiogłową hydrą. Myślę, że ten mit jest zresztą związany z beznadzieją, w jakiej znajduje się człowiek, który "podcina gałęzie nie sięgając do korzeni".

Szukając tych przyczyn wyciągnąłem następujący wniosek: Starzenie się jest czymś tragicznym. Jest to jeszcze bardziej jaskrawe w społeczeństwie, które fiksuje się na nowości, świeżości i młodości. Jaki jest najbardziej bezpośredni czynnik starzenia się, który doprowadza do codziennego nieszczęścia? Moim zdaniem jest to gromadzenie pamięci, utrwalanie się nawyków, czyli rozrastanie i zagęszczanie tak zwanego habitusu. Myślę, że żaden człowiek nie powinien lekceważyć tego procesu. Chciałbym go pokrótce opisać.

Życie codzienne oferuje nam możliwości, do których mamy zróżnicowany dostęp. Mocne pragnienie tego, co znajduje się poza zasięgiem, wprowadza człowieka w stan spragnionego na pustyni. Jednakże powstanie tego pragnienia jest uwarunkowane kulturą, a my mamy ograniczony, ale określony wpływ na to, czego potrzebujemy. Jak wiadomo, wiele pragnień jest nakręcana przez działalność marketingową, która współcześnie właściwie całkowicie tworzy kulturę popularną. Najważniejsze jest poczucie dyskomfortu, przykrości, pewnego braku, w którym pojawia się mocne ssanie wynikające ze świadomości, że nie mamy tego co chcemy mieć.

Nie chce rozwijać takich wątków. Zależy mi na zwróceniu uwagę na sferę, w której to się wszystko zawiązuje, utrwala i reprodukuję. Można na to spojrzeć przy pomocy optyki neurobiologicznej. W tej optyce, różne zewnętrzne bodźce, a także my sami, budujemy w sobie obwody neuralne, w których wiążemy razem emocje, poczucie zadowolenia i rozpaczy, a także pewne obiekty, które nam je zapewniają. Takie obwody już zostają w nas, zagęszczając możliwą do zagospodarowania przestrzeń, która jest oczywiście ogromna. Ważne jest jednak jak te wypalone w mózgu treści, obejmujące reakcje emocjonalne i pewne koleiny myślowe PRZEJAWIAJĄ się w codziennym życiu.

Wydaje się oczywiste, że im człowiek dłużej idzie przez życie, tym więcej tego "bagażu" ze sobą niesie. Czasami zawartość tego co niesiemy nie ma już dla nas znaczenia, przynajmniej takiego, które wzbudzało dawniej mocne reakcje afektywne. To pewna resztka, pozostałość, która jednak nie jest całkowicie kontrolowalna przez myślenie racjonalne i nadal wywiera wpływ na nasze funkcjonowanie.
Biorąc pod uwagę wszech-powiązanie różnych treści ze sobą, i zdolność do ich korelatywnego wiązania, powyższe "zbieranie bagażu" można oddać metaforą kuli śniegowej. Zbierając nowe rzeczy, "nawijamy" je w dużej mierze na to, co zebraliśmy wcześniej; dzięki temu nasz habitus, czy osobowość uzyskuje pewien kształt, który im dalej, tym bardziej jest określony, ponieważ wzory zbierania doświadczeń utrwalają się z każdym zebranym doświadczeniem.

Człowiek wzmacnia i chroni te poznawcze tendencje; wznosząc swoją osobowość dobiera informacje wybiórczo, metodą lejka. Niezależnie od tego jak bardzo deklarujemy swoją postawę jako otwartą, istnieją pewne reakcje na poziomie poznawczym, które zupełnie przeczą naszym deklaracjom czy orientacjom życiowym. Oczywiście, człowiek nie ma zupełnego wpływu na to, JAK I CO poznaje, nadto powszechnie nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji, które niosą dla nas nasze własne wybory.

Jakie są główne kierunki wypalania się treści w mózgu? Są to pragnienia, niechęci oraz ignorancja. Co istotne, każde z powyższych jest "pozytywne", co zaraz wyjaśnię. Pragnienie to, najprościej mówiąc "TAK"; otwarcie, lgnięcie do pewnych obiektów. Niechęć to oczywiście "NIE" czyli odpychanie, lęk i odraza przed pewnymi obiektami. Ignorancja to "  ", swoista kurtyna, którą opuszczamy nad - chyba - większością zjawisk, które do nas dochodzą. Te trzy kierunki są filarami naszej osobowości, one organizują nasze doświadczenie. To one tworzą pewien "lejek" czy "tunel", który krystalizuje się w naszym postrzeganiu. Tragiczne jest to, że ów kanał znajduje się poza naszą wolą, poza polem sprawstwa. To raczej nasze wybory są SKUTKIEM tego tunelu, są jego wyrazem. Nasza pozycja wobec ich, to dla mnie zwyczajne niewolnictwo.

Ujęcie wolności określane jako wolność-do oznacza właśnie niewolnictwo wobec wdrukowanych i wypalonych w mózgu tendencji. Prowadzi to do "zjazdu w dół", w których głównie poszukujemy podobieństw pasujących do zastanego materiału, który zgromadziliśmy w mózgu. Istotne są emocjonalne reakcje; odrazy, lęku i ssania, lgnięcia, które pojawiają się w nas gdy złamiemy zasady. Te reakcje są na samym czubku góry lodowej, która pęcznieje w naszym mózgu.

Złamanie zasad ustalonych i utrwalanych w połączeniach neuronowych tworzy dyskomfort. Na poziomie neutralnego fenomenu, wręcz behawioralnego zjawiska możemy doświadczyć DYSKOMFORTU, który wyznacza GRANICE naszego systemu lgnięcia-niechęci-ignorancji. Rzekłby ktoś, że jest to proces naturalny. Jednak ludzie w różnym stopniu wytwarzają mocne granice. Patologiczny egocentryzm generuje na przykład ostrzejsze obostrzenia powiązane z afektem, wybuchem emocji. Można powiedzieć, że powszechna (masowa) fiksacja nad swoją osobowością, widoczna w doborze ubrań, treści kulturowych, zajęć prowadzi do wzmocnienia i zagęszczenia procesu, który powyżej naszkicowałem.

Proces ten nazwałbym - zważając na konkret tego sformułowania - STARZENIEM SIĘ. Takie starzenie się prowadzi do zawężenia przestrzeni wyboru, a jednocześnie cementuje reakcje lgnięcia i niechęci, które stają się rzeczywistością dla tego, który jest ich "właścicielem".
Wewnętrzna struktura pragnień-niechęci-ignorancji wpływa przede wszystkim na relacje międzyludzkie. Ludzie zderzają się ze sobą, odbijają, lgną do siebie. Porozumienie jest uwarunkowane powyższą strukturą. Poczucie niechęci, sympatia do kogoś czy ignorowanie - świadome bądź po prostu niezauważane - rozmaitości ludzi zdefiniowane jest poznawczą strukturą. Problem tkwi w tym, że nawet bliskie, wieloletnie związki natrafiają na pewne "kanty", przykre miejsca i wątki, które są wyrazem niezgodności ich struktur. Ich harmonizacja jest ogromną sztuką, zaś zazwyczaj (tu świetnym przykładem jest powszechna toksyczność polskich związków) najlepszym rozwiązaniem przedsięwziętym przez parę jest unikanie, odpychanie kwestii spornych a także intensywne tłumienie swoich emocji, które pojawiają się gdy kwestii ominąć się nie da.

Zapytajmy: jaki to ma wpływ na gospodarkę emocjonalną, libidalną, naszego organizmu? W jaki sposób zarządzamy tą gospodarką wdrażając takie strategie?

***

Druga część tego wpisu jest propozycją opóźnienia, rozluźnienia bądź zupełne rozwiązania (w ideale) tragedii starzenia się. Wspomnę jeszcze, że w powyżej opisanej strukturze nie istnieje zasada niesprzeczności, która obecna jest w naszej logice i nauce, i konstytuuje tzw. racjonalne podejście do życia. O nie! Emocje i myśli wzajemnie sprzeczne wobec siebie koegzystują obok siebie i wchodzą w konflikt i kolizję, ponieważ umysł, w którym powstają, ma głęboko wdrukowaną ową zasadę niesprzeczności. Głęboki wdruk jest tożsamy z afektem; gdy pojawia się sprzeczność, następuje poznawczy dysonans, zgrzyt, dyskomfort, którego się potem nawykowo unika. Biorąc pod uwagę fakt, że zarówno nasza kultura, jak i procesy naturalne są wewnętrznie sprzeczne, owa zasada niesprzeczności jest źródłem codziennych zgrzytów. Powiem tylko, że owa zasada funkcjonuje jedynie w wirtualnym i sterylnym świecie logicznych wnioskowań, który jest wyabstrahowany z codziennego życia. Racjonalizm, jako nowy bożek mas nieustannie karze nas za nieposłuszeństwo wzbudzając dysonans poznawczy, który wynika z braku tożsamości pomiędzy nasza naturą i kulturą i racjonalistycznym "dekalogiem"!

Miało być jednak o propozycji WYJŚCIA. O uldze, ukojeniu, rozpuszczeniu i wyzwoleniu. Poniższa propozycja dla mnie jest konieczną higieną psychiczną. Bez niej człowiek - w toku starzenia się, które przybiera zawrotne tempo w erze konsumpcyjno-informacyjnej - stopniowo osuwa się w szaleństwo, które nawet jeżeli nie zostaje wypuszczone na zewnątrz, to tworzy ciasny, przykry kocioł w głowie, wypalający energie i pogłębiający w siebie coraz, coraz mocniej...

Najprościej mówiąc, człowiek musi - w sposób naturalny, niezapośredniczony żadnym racjonalistycznymi treściami - rozpoznać w sobie i rozwinąć umiejętność nie-zagęszczania swojej struktury lgnięcia-niechęci-ignorancji. Umiejętność ta umożliwia również osłabienie, poluzowanie więzów już wypalonych w mózgu. Opóźnia więc tragiczny proces i rozpuszcza jego zastane efekty.

Jakie są owoce tej umiejętności? Przede wszystkim jest to możliwość spojrzenia na innego człowieka świeżym okiem, niezawłaszczonym przez utrwalone w nas traumy, wyparcia i pożądania. Chodzi mi o możliwość spoglądania na świat optyką wolną, lub zdystansowaną od bagażu zgromadzonego w mózgu. Ta wolność jest także uwolnieniem bogactwa zjawisk umysłowych, które nie podlegają reżimowi rozrastającej się w mózgu struktury; pojawiają się i znikają zgodnie ze swoją naturą, nie są do niczego zmuszane ani nikt nie usiłuje ich wyprzeć czy zamaskować, karnie uporządkować do takich czy innych kategorii, i tak dalej.
Oczywiście, powyższa kontrola przenika nasze reakcje ciała; pewne spięcia, wyrzuty endorfin czy nerwowe tiki są niczym innym, jak somatyczną manifestacją naszej psychiki.

Dzięki zdystansowaniu się od tej struktury człowiek może rozumieć, współczuć, pojmować. Pierwszym i głównym sposobem na rozwinięcie w sobie tej umiejętności jest zrozumienie, czym jest PUSZCZANIE, letting go. Jest to właśnie puszczanie tej żarłocznej i zawłaszczającej wszystko struktury...uwolnienie się od jej nakazów i kar. Osłabienie jej. Osłabienie jej wpływu, a przez to rozluźnienie jej.

Co natomiast jest główną przyczyną podtrzymywania w człowieku tej struktury, dokarmiania jej i ulegania jej reżimowi? Przede wszystkim, człowiek myli ją z samym sobą. Jest to pomyłka poznawcza, która polega na odgórnym, i całkowicie abstrakcyjnym założeniu, że człowiek - jako prawdziwa tożsamość - jest tożsamy z zestawem wdrukowanych treści, które niesie w mózgu. Na poziomie semantycznym, to utożsamienie przejawia się w mówieniu "Czuje się źle" zamiast "Pojawia się zły nastrój". To drugie odpowiada rzeczywistości, drugie jest nałożeniem na rzeczywistość koncepcji, co jest otwarciem furtki dla sabotażu, jaki struktura wywiera codziennie na nasze czucie, myślenie, funkcjonowanie, życie.

Wpis jest niepełny, niedokończony i urwany, przekazuje jednak, w co wierze całym sercem, coś bardzo ważnego.

niedziela, 15 czerwca 2014

Fragment ze "zręcznych środków"

Poniżej wrzucam fragment mojej pracy na potrzeby pewnej dyskusji:

1.1 Dialektyka znaczącego-znaczonego


Najdogodniejszym miejscem do rozpoczęcia powyższych rozważań jest truizm, jakim jest napięcie pomiędzy znaczącym i znaczonym. Inne synonimiczne określenia tej relacji to opis i desygnat, gdzie desygnatem jest np. las, a opisem całość języka ukształtowana i służąca do nazywania i pojmowania (Levi-Strauss 1969: 6) tego lasu. W przypadku Diamentowej Drogi tym lasem jest w dużej mierze ludzki umysł. Porządek symboliczny przyswojony w postaci dyskursu wyodrębnia i systematyzuje wybrane jakości umysłu poprzez praktyki wiązania, wartościowanie, etc.
Wewnątrz umysłu napięcie pomiędzy znaczącym i znaczonym znajduje się bardzo „blisko siebie”. Owa bliskość wypływa z  faktu, że myśli, emocje, odczucia są zarówno desygnatem, jak i opisem. Zjawiska mentalne mogą zarówno opisywać rzeczywistość jak i być jej składowymi w wewnętrznej obserwacji, która jest nazywana także refleksyjnością.  Oczywiście myśli, które najłatwiej mogą być uzewnętrznione i spetryfikowane w tekście są główną „treścią” umysłu, nie należy jednak zapominać, iż emocje i odczucia, nawet fizyczne, przenikają myślenie i się z nim pokrywają. Opisywane przez F. Boasa asocjacje emocjonalne są dobrym przykładem powyższego przenikania. 
Wyodrębniając „chmurę” słów nazywających znaczące posługuję się zarówno terminami naukowymi jak i określeniami zaczerpniętymi z dyskursu Diamentowej Drogi. Sformułowania takie jak opis, porządek symboliczny, dyskurs, wyobrażenie, myślenie czy konceptualizowanie w dosyć rozmyty sposób mają wskazywać na  ten ogromny obszar ludzkiego działania, jakim jest sfera znaczącego. Co natomiast znajduje się po drugiej stronie owej podstawowej dwójni? Czym jest desygnat? Tu również wypada się posłużyć terminami z różnych dziedzin wiedzy aby odpowiednio nakierować czytelnika. Można przytoczyć takie sformułowania jak desygnat, Realne, rzeczywistość sensualna, rzeczywistość, takość, czy rzeczywistość etnograficzna. Zachowując odpowiedni stosunek do symbolizacji chciałbym teraz wskazać na tytułowy clou tej pracy. Jest nim dialektyka pomiędzy znaczącym a znaczonym; gdzie pod oba te terminy można podstawić wcześniej wymienione propozycje synonimów. 
Ujęcie dialektyczne implikuje specyficzne podejście do relacji znaczącego-znaczonego, zakładając przede wszystkim dynamikę, cykliczność i wewnętrzną sprzeczność. Obie części relacji dialektycznej są wobec siebie sprzecznie samotożsame. Następnym symptomem owej relacji jest pewne zakłopotanie. Wynika ono z ambiwalencji relacji dialektycznej. Na gruncie antropologii znakomicie portretuje je M.Herzfeld. Jego pojęcie „zażyłości kulturowej” oznacza bowiem rozpoznanie tych aspektów tożsamości kulturowej, które są uważane za źródło zewnętrznego zakłopotania, ale jednak dają osobom wtajemniczonym pewność wspólnej kordialności społecznej (Herzfeld 2007: 15). Powyższymi aspektami mogą być autostereotypy, które poprzez publiczne obnażenie mogą być źródłem wstydu i jednocześnie powodem do dumy. W tym ujęciu np. Grek jednocześnie odczuwa zakłopotanie wobec imputowanych mu cech (w rodzaju seksualnej drapieżności czy smykałki do handlu por z. Herzfeld 2007: 15) i akceptuje je jako symptomatyczne dla jego narodu. Dialektyczność przejawia się tutaj w jednoczesnym występowaniu sprzecznych wobec siebie perspektyw. Moim zdaniem nie jest to jednak coś „błędnego”, odsyła natomiast do powszechnie zinternalizowanej zasady niesprzeczności, której naruszenie wywołuje w ludziach opór i zakłopotanie. Jak wiadomo, zasada niesprzeczności jest fundamentem logiki arystotelesowskiej, która konstytuuje myślenie racjonalne. Kwestia ta zostanie podniesiona w dalszych rozdziałach tej pracy.
U Leviego-Bruhla spotykamy się z następującą woltą; myślenie prelogiczne, inaczej zwane mistycznym,  wcześniej przypisywane „dzikim” zostaje rozszerzone na każdy ludzki umysł (Bowie 2008: 240). Pre-logika, ogólnie mówiąc, odsyła do zasady niesprzeczności. Jest ona niemożliwą do zasypania przepaścią oddzielającą znaczące i znaczone; jedno >>nie może<< stać się drugim. Jednocześnie jednak nie mogą być one oddzielone. Działalność symboliczna jest zarówno różnymi strategiami zasypiania tej przepaści jak i wysiłkiem jej utrzymania. 

1.1.1    Znaczące-znaczone w rzeczywistości psychicznej


Powracając do „bliskości” znaczącego i znaczonego w rzeczywistości psychicznej chciałbym wykazać na swoiste zacieśnienie dialektycznej pętli na tym obszarze i dyskursywne konsekwencje tegoż zacieśnienia. Co istotne, elementami tej pętli w filozofii Diamentowej Drogi są procesy umysłowe i fizyczne oraz konceptualizowanie i wyobrażanie tychże procesów. Z uwagi na zacieśnienie pętli można mówić o podwójnym paradoksie; dialektyczne są zarówno pary w rodzaju drzewa i „drzewa”, [tej oto] emocji i „smutku”, ale także stricte znaczącego i znaczonego, wymawianego jako np. myślenie  oraz rzeczywistość (z nieodmiennym wywyższeniem tej drugiej). Jeżeli chodzi o różne synonimy znaczonego, należy zwrócić uwagę iż w filozofii buddyjskiej mamy do czynienia z nadmiarem terminów wskazujących na Jedność, która sprowadza się do „ostatecznego znaczonego”. 
Nawiązuje do tego G. Wallis pisząc o tzw. „x-buddyźmie” i „spluralizowanej Jedności”. Na gruncie polskim J. Sieradzan zwraca uwagę na liczne utożsamienia obecne w języku O. Nydahla, takie słowa jak  przestrzeń, umysł, oświecenie czy doświadczenie są powiązane synonimicznie, a tym samym nieustannie się replikują, Wallis wprowadza pojęcie x-buddyzmu by ukazać w jego mniemaniu nieustanne zapętlanie się buddyjskiego dyskursu. Liczne utożsamienia w rodzaju „umysł jest przestrzenią”, „przestrzeń jest radością”[1], są właśnie spluralizowaniem liczby pojedynczej, nawarstwiającym się poprzez podstawianie pod x kolejnych synonimów odsyłających do ostatecznej (i abstrakcyjnej) Jedności, czyli soteriologicznego celu buddyjskiego usiłowania. Uruchamia to dialektyczna machina „potężnej składniowej operacji”, która zostaje usytuowana w doświadczeniu, czyli w  umyśle człowieka. Jak już pisałem, negatywnie wartościowany człon powyższego mechanizmu określany jest jako myślenie czy wyobrażanie, które oczywiście są konieczne zarówno do utworzenia tejże idei, jak i postulatywnego wykroczenia poza nią w toku praktyki medytacyjnej.   



[1] Które tym samym określają brak, negatywność (czyli przestrzeń) jako coś pozytywnego