"There is no place of pilgrimage as fabulous and as open as this body of mine, no place more worth exploring" - Saraha, the Mahasiddha
wtorek, 21 maja 2013
Czym jest Duchowość
Jakiś czas temu uderzyła mnie prostota słowa "duchowość" - zastanawiając się wielokrotnie nad jej pochodzeniem, w pewnym momencie musiałem poczynić arbitralny wniosek, że jest to słowo tyleż często przywoływane, co rozmyte w znaczeniu. Tak jak wiele słów w języku potocznym, i słowo "duchowość" nie przywoływane jest np. na mocy swego znaczenia (którego świadomy jest używający słowa), lecz z uwagi na częste używanie tego słowa w danym kontekście.
Często bowiem dzieje się tak, że powtarzanie tych samych wyrażeń, niczym w semantycznym "głuchym telefonie" rozmazuje kompletne znaczenie tego słowa, roztopione powszechnością używania go bez zachowywania jego znaczenia, ale używanego bardzo często. Wówczas dane słowo kojarze ze środowiskiem jego używania, np słowo "Bóg" przypisuję z automatu do "chrześcijaństwa", dziwiąc się gdy mówią o Bogu, ale "nie takim chrześcijańskim"...
***
Przyglądając się znaczeniom słowa duch odkrywamy różne, zupełnie różne od siebie definicje:
(1.1) niematerialna postać, często obdarzona nienaturalną siłą lub zdolnościami; zob. też duch (spirytyzm)
(1.2) dusza ludzka
(1.3) zapał, entuzjazm
(1.4) umysł, myśli ludzkie
(1.5) temperament, usposobienie
(1.6) istota, treść, charakter czegoś
(1.7) starop. odwagg
Dzięki tym rozbieżnym definicjom możemy uświadomić sobie konteksty używania jednego i tego samego słowa. Rozpoznajemy jego znaczenie poprzez kontekst wypowiedzi a nie >>samo słowo<<. Jeżeli mówimy o duchu przy okazji filmów z Harrym Potterem myślimy raczej o przezroczystej postaci niż o czymś "metafizycznym". Możemy również przywoływać do pamięci różne duchy, od przezroczystej postaci po parodię ukrytego pod prześcieradłem człowieka. Gdy słyszymy księdza wypowiadającego słowo "duch" nasz umysł wędruje ku naszemu pojmowaniu chrześcijaństwa i często, np. zawiesza namysł z uwagi braku wiedzy na temat tegoż chrześcijaństwa, myśl wygasa. Innym razem czujemy coś w rodzaju nabożnego zachwytu, dreszczy, poczucia czegoś wyjątkowego, gdy słyszymy indyjskiego sadhu mówiącego "duch jest wszędzie, wszystko jest z ducha" - jest to w rzeczy samej cytat z samego początku Dhammapady.
Chciałbym zwrócić uwagę na to, że różne znaczenia słowa "duch" dotykają poszczególnych jego cech, co okaże się jasnym poniżej, gdy podejmę się wyjaśnienia słowa "duchowość". Mamy więc "niematerialność" obdażoną nienaturalną siłą, dusza ludzka, zapał, myśli ludzkie, usposobienie, istota czegoś...
Moim zdaniem w słowie "duchowość" słowo "duch" oznacza właśnie umysł i myśli ludzkie - ich środowisko. Odnosi się to do istotnych cech myśli: są one niewidzialne, nie posiadają formy (chyba, że próbujemy sobie wyobrazić jakąś) i są >>przezroczyste<< w tym sensie, którego używa Metzinger mówiąc o procesualnej jaźni:
Widzimy jak znaczenie wędruje do wyobrażenia jakiejś postaci, która jest przezroczysta - możemy tylko domyślać się historii życia tego słowa, jego przenikania przez poszczególne ludzkie umysły w łańcuchu głuchego telefonu, który doprowadził do stworzenia duszka Kacpra! To odurzająca różnorodność kultury.
Przezroczyste oznacza, że mimo, iż myśli kierują naszym postrzeganiem i czynami, nie doświadczamy ich jako kaftana, okularów, czegokolwiek materialnego. Myśli są niematerialne - "przelatują" przez nas o tyle, o ile nie stawiają fizycznego oporu naszym ciałom. Jednak one Ż Y J Ą, można je postrzec, jednakże świat myśli jest w sposób ogromnie istotny i fundamentalny różny od świata zjawisk fizycznych - myśli nie są rzeczami. Myśli można >>widzieć<< jako byty, rzeczy (np. z uwagi na strukturę języka, którym mówimy), lecz same w sobie nie mają formy, zatem możemy je widzieć także jako procesy - to my nadajemy myślom formę, co robimy - a jakże - przy pomocy innych myśli "nakładających" się na te pierwsze i nadając im duchową formę bytu albo procesu.
To właśnie jest duchowość. Duchowość oznacza świat myśli, świat nieforemny, w przeciwieństwie do świata materialnego. Tenże świat myśli z dodatkiem "ości", co już czytelnik intuicyjnie rozumie, jaka jest różnica między Umysłem a "umysłowością", byciem miłym a "miłością". Przeistoczenie słowa w słowo z ością uogólnia je do zjawiska oddzielonego od różnych przejawów-kontekstów bycia miłym...
Świat myśli jest czterowymiarowy - myśli nie mogą leżeć "daleko" albo "blisko" od siebie, niezależnie od tego, czy tak je postrzegamy.
Moglibyśmy je tak postrzegać, ponieważ tak często popełniamy ten tragiczny błąd, że przedstawiamy sobie swój świat myśli przy pomocy metafor zaczerpniętych ze świata materialnego. Dodatkowo pętamy nasze myśli prawami logiki - nie chodzi o zasady myślenia, ale o sposób postrzegania i zarządzania myślami - czy, jak powinienem pisać, procesami myślowymi. Sami arbitralnie narzucamy te sposoby postrzegania - czyniąc myśli ciężkimi butami, "budując" światopogląd", opowiadając o myśleniu w kategoriach "ciężkich" i "spoistych".
Dlatego też chciałbym napisać innym razem o samym >>sposobie<< postrzegania myśli nie tyle jako ciężkich kloców, ale raczej mgnieniowych, dynamicznych, wartkich procesów, co jest znacznie bliższe samemu >>doświadczeniu ruchu myśli<< niż patrzenie na myśli jak na cegły czy mury...
A więc duchowość jest dyscypliną zajmującą się światem myśli. Jakie to proste i oczywiste! Zrozumiałem, że moje rozumienie tego słowa obkładały jego wyobrażenia, co przesłaniało mi prosty, etymologiczny wręcz sens. Dlatego duchowość można ogarnąć przy pomocy fenomenologii - dyscypliny naukowej najbardziej bliskiej duchowości.
Duchowość jest dyscypliną zajmującą się przyrodą myśli: w ich naturalnym środowisku: w umyśle. Umysł możemy postrzegać jako samą pustkę, na której poruszają się, przepływają myśli, splatają się, łączą, inferferują - wchodzą w relacje na wszelakie sposoby. Możemy wyróżnić scenę umysłu, na której obcujemy z myślami konstytuującymi dany nastrój, dany stan umysłu. Max Scheler doszedł do prostego wniosku, że doświadczamy różnorakich elementów jako jednego stanu dlatego, że po prostu mamy >>jedno doświadczenie<< które unifikuje wielość w kompozycję!
Możemy także spekulować i kontemplacyjnie sięgać w głębsze warstwy umysłu, szukać podziemnych rzek intuicji, rozumianej w zachodnim stylu, jako ukrytych ciągów myślowych oddziałujących na te wyżej "zza kurtyny".
Pamiętajmy, że owe założenia i porównania - podziemne rzeki, ""głębsze"" warstwy, "te wyżej". Te określenia posługują się doświadczeniami świata fizycznego i samych abstrakcji. Umysł nie jest głębszy, nie ma wastw, poziomów - to my go tak konceptualizujemy przy pomocy >>jego samego<<. Umysł jest czterowymiarowy, więc kategorie trójwymiarowe pozwalają go oddać, ale jednocześnie mogą ograniczyć jego postrzeganie.
W tym miejscu pragnę poczynić krótkie porównanie: We współczesnych naukach społecznych obserwujemy wzrost metafor "sieciowości" i "złożoności" relacji społecznych, kłączowatości, a także >>płynności<< co jest zresztą przez naukowców uświadamiane jako poszukiwanie metafor mających >>walor poznawczy<<. Takie metafory wydają się być dużo bardziej adekwatne do opisu ruchu myśli niż metafory cegły, muru i mostu.
Możemy więc dojść do wniosku, iż współczesne przemiany społeczne zmierzają do upodobnienia się w swej dynamice do ruchu myśli, z którego to wniosku dokonujemy uogólnienia, że współczesne sięganie do metafor płynności i sieciowości jest wyrazem człowieczych prób upodobnienia swojego społeczeństwa do działania jego mózgu.
Być może okaże się, że to jest właśnie rozwiązanie zagadki protoplasty - owy Bóg, który uczynił stworzenie na swoje podobieństwo, jest Umysłem, który czyni świat postrzegany (czyni, tworząc soczewki przez które patrzymy na świat) na swoje podobieństwo...
Czytelnik może poczynić założenie, że duchowość byłaby dziedziną metafizyczną, spekulatywną czy teoretyczną. Nie jest tak tylko i wyłącznie! Duchowość może być - przede wszystkim - dziedziną praktyczną.
Taka dziedzina jawi się jako najdoskonalszy ludzki pomysł - ponieważ koncentruje się na umyśle, którym kieruje dosłownie wszystkim innym. Koncentruje się na proto-narzędziu warunkującym wszystkie inne narzędzia. Jest to punkt obserwacji poprzedzający wszystkie inne.
Myślenie o myśleniu. Oczywiście, można także myśleć o myśleniu o myśleniu - sama jednak konstatacja tej rekurencji (myślenia o myśleniu o myśleniu + ad infinitum wspina się na schody, które zawijają się w węzełek dzięki trans-przestrzenności myślenia, ducha!) i namysł nad nią samą, stanowi poziom ""wyżej"" w sposób realny, a nie tylko na skutek suchej metafory.
Musimy założyć więc jakiejś "wznoszenie się", które jednak może być równie dobrze opisane jako "zagłębianie się", "zbliżanie się", "oddalanie", "przybliżanie"...Nazwijmy ten akt bardziej neutralnie:
Metaoizacja.
Duchowość jest fenomenologią; dąży do "wyżyn" takich, które wzbijają się "ponad" treść myśli i obserwują sam ich przyrodniczy ruch, ich działania, ich relacje, ich ŻYCIE.
Następnie duchowość aspiruje do rozpoznania, orientacji,>>flow<<, który nauczy się tańczyć myśli, nauczy się z nimi postępować z rozpoznaniem ich prawdziwych twarzy, nauczy się sterować umysłem, czy też z nim współpracować. Umysłem, który stwarza w dosłowny sposób całą naszą rzeczywistość. Umysł steruje mózgiem. Mózg steruje umysłem. Jakie to proste! Umysł jest interfejsem naszego mózgu. Mózg wytwarza "umysł" - panuje między nimi relacja, która wcale nie musi być relacją >>dwóch obiektów<< jest po prostu relacją całości rozpoznawalnej przez dwa swoje aspekty!
To wszystko jest takie śmieszne, gdy spogląda się na rzesze filozofów z tyłu, wymyślających tak twórcze narracje i wytłumaczenia Tego Wszystkiego, a tak wielu przegapiło w zupełnej pewności, że porywając się na opis świata nie zauważyło, że po drodze jest ich instrument jego poznania, który warunkuje własnie >>opis< świata, >>opis<< dlatego, że jest światem.
Opis jest światem, bo widzimy tylko to, co "opisze" nam mózg - przecież nie docierają do nas nakładające się fale świetlne. Słyszę teraz muzykę niezależnie od konceptualnego przeświadczenia, że docierają do mnie - w rzeczywistości - d r g a n i a p o w i e t r z a. Nie sposób tego doświadczyć tak, jak pikseli w telewizorze, dopiero odpowiednia >>bliskość<< umożliwia uchwycenie, że doświadczenie jest sfragmentaryzowane w elementy, które również rozkładają się na sub-elementy, i tak bez końca, we wszystkich kierunkach, rozfragmentaryzowanie się nie według porządku "oddalam, przybliżam i ogniskuję" tylko "oddalam, oddalam oddalam" kręcą się w pierścienie rekurencyjne przemyślenia....
Ach! Więc wszystko, co do nas dociera, jest nieuchronnie reprezentowane przez nasz mózg. A tym samym podlega teoretycznie doskonałej swobodzie, zakładając, że jesteśmy w stanie przejąć doskonałą kontrolę nad naszym mózgiem. O tym, w tak prostych słowach mówi Sutta o Wszystkim.
Co jest "poza" nami? Jak to znaleźć? Czy coś tam w ogóle jest? Czy te pytania nie są ekscytujące w świetle tego, co napisane wyżej?
Jedziemy na wierzchowcu. Jazda odbywa się właśnie teraz. Jesteśmy zupełnie w niej zamknięci - nie da się wyjść poza własny mózg. Teraz widzę, jak te wszystkie paradoksy nabierają sensu - po prostu przestają być paradoksami. Nie było sensu otaczać ich świętym milczeniem: dualizm wynika z samej naszej biologii, z obrazów reprezentujących nakładające się fale świetlne, z dźwięków reprezentujących drgania powietrza...z myśli reprezentujących podwójnie: i inne myśli i same przeiskrzenia w sieci neuralnej. Widzimy podwójnie na tak głębokim poziomie, który i tak zachowuje rozróżnienie na >>doświadczanie<< i opis tego doświadczenia. Słowa opis, reprezentacja, interpretacja, przemiana, przeistoczenie oddają najbardziej fundamentalne działanie ludzkie. A funkcjonują te słowa w wyrazie myśli i środowiska na tak wielu poziomach, że prosty wniosek, iż zachowują >>tę samą zasadę<< reprezentacji.
Zauważam, jak to "naukowe" wyjaśnienie prowadzi do wniosku: "więc to tylko w mojej głowie" i zdaje się rozbijać buddyjskie poglądy dotyczące tego co "poza umysłem", założenia pozawymiarowych istot czy krain, to nic, ale przede wszystkim: wyjścia >>poza własny umysł<<.
I wten dostrzegam, że zareagowałem cichą emocją na to "odczarowanie", ale już to dostrzegam, że ta umysłowa sytuacja: pojawienie się narracji naukowej, jej zderzenie z narracją buddyjską, a potem emocja sprzeciwu wobec tej drugiej...
....że to jest po prostu grą w moim mózgu! To zderzanie się myśli! Cóż mi przyjdzie z tego, że dojdę do jakiegoś, do jakiegokolwiek wniosku? To będzie, w sensie ścisłym, rozbudowanie pewnej struktury w głowie, która miałaby mi służyć, najprościej mówiąc do poznania tego, co miałaby opisywać.
Moje "co z tego" wynika z mimowolnego otrząśnięcia się ze snu swojego umysłu, z chwilą gdy rozpoznaje się sytuację, w którą zabrnęliśmy, jako fenomen umysłowy. Wówczas rozumiem, że ta, z pozoru niewinna i oczywista gra zwana medytowaniem, tj. zagłębianiem się w myśli wywołuje u mnie emocje, strachy, euforie w sposób zupełnie pozbawiony swojego fizycznego desygnatu.
Dostrzegam, że mogę się wzruszyć sytuacją, którą zbudowałem w umyśle źle rozumiejąc opowiedzianą po angielsku historię; jestem w stanie wzruszyć się, ponieważ w moim umyśle powstał obraz, który wywołał wzruszenie, zupełnie bez związku z ową angielską historią. Tak samo myśli o seksie wywołują nabieganie krwi do penisa, a myśli stresowe - szybsze bicie serca. Ciało jest podłączone pod umysł - i mózg jako jego król - w czulszy sposób, niż nam się wydaje. Nie sposób wyobrazić sobie tak doskonałej wszechzłożoności organizmu ludzkiego - naszej świątyni.
"Dziecko, które bawi się naprzeciw mnie, jest intelektualnym nagromadzeniem komórek - więcej, jest zegarowym mechanizmem mikroskopijnych ruchów, niezwykłym elektrycznym konglomeratem milionów układów słonecznych w miniaturze. Wszystko pochodzi z zewnątrz i nawet ludzka dusza nie może być niczym więcej niż promieniem słońca, który swoim lśnieniem oddziela od ziemi leżącą na niej stertę nawozu, jaką jest ciało."
Śnimy w swojej głowie, jakby otoczeni chmurą, podążamy oczami za bytami, które nie istnieją - wodzimy gałkami ocznymi za myślami we śnie i na jawie, bo nasze ciało nie może pojąć prostego faktu, że myśli nie istnieją na zewnątrz mózgu, nie da się ich >>zobaczyć<<, jednak oczy, interfejsują myśli, "rzucają" je na jakąś "przestrzeń", aby w ten sposób umysł mógł bardziej zrozumieć pewne fakty mające miejsce w samym siebie.
Człowiek jest gdzieś pomiędzy, zagubiony w tych myślach, doskonale "rzuconych" (jak obraz rzucany przez rzutnik) na rzeczywistość, bo myśli są przejrzyste, niewidzialne, stąddoskonale pokrywają otoczenie i tym samym nim kierują.
Jakie to ironiczne! I najlepsze jest jedno: gdy uświadamiam sobie ową grę narracji w mojej głowie, konstatuję, że żyję zawieszony w zupełnej niewiadomej. Dysponuję reprezentacjami moich zmysłów, próbując ułożyć sobie z nich operatywny konstrukt do postrzegania świata. Ale jeżeli szukać >>prawdy<< rozumianej jako >>nieobecności pośredników<< mogę powiedzieć tylko, że funkcjonuję w niewiadomej próżni.
To znaczy, że cokolwiek rzucę sobie na rzeczywistość, a jak wiemy nie zawsze ten "rzut" jest dobry, cokolwiek sobie domyślę do tego życia w warstwach poglądów, wierzeń, przekonań, narracji... i tak pozostanie to bezlitośnie moją soczewką, czymś ograniczonym. Dlatego i nihilizm, pogląd który wyrasta na sprowadzeniu wszystkiego do mózgu, jest tylko pewną narracją, bardzo zresztą ponurą, nie wiedzieć czemu. Jedna narracja wypiera drugą ale koniec końców - wieczne nie-wiem.
Wieczne nie-wiem rozumiane jako brak wiedzy, po obnażeniu, że jakakolwiek wiedza stanowi osobisty wytwór i tym samym konieczne pośrednictwo w poznaniu rzeczywistości...
I na koniec, jedynie zajawiając, wspomnijmy o via negativa. Wiele miejsc świata opowiada metodologie dróg negatywnych - pozbywaniu się pośredników. Jednocześnie poznania poprzez doświadczenie jak najbardziej odpośredniczone z wszelkich koncepcji, ale też - w uświadomieniu selektywności zmysłów - w czujnej pamięci o tej całej maskaradzie.
Tylko że teraz na drodze stoi nam nie tylko rozum, który w oczywisty sposób posiada ograniczenia. Chodzi o sam mózg. Czy można przekroczyć mózg? Czy świadomość człowieka zawiera jego mózg, czy to mózg zawiera jego świadomość? To końcowe pytanie, nie trzeba pytać o więcej - nie ma pytania, które jest wyżej, to sam wierzchołek góry meta, który nie jest na żadnej górze. Są tylko wyszczególnienia i różne aspekty tegoż pytania; ale żadne nie przewidzi samej niepewności, prekonceptualnego pytania, wskazującego na NIEWIEDZĘ, wyciągającego łapki zrozumienia w stronę bramy, do której to pytanie prowadzi: Czy umysł zawiera mózg, czy mózg zawiera umysł? Czy świadomość zawiera mózg, czy mózg świadomość?