wtorek, 29 stycznia 2013

str. 867

"I teraz doceniło się niezwykłość panny Jeleny. Co zaszło w Ekspresie Transsyberyjskim - co pamiętało się, że tam zaszło - spięcie charakterów symetrycznych, spotkanie przyjaciela i przyjaciela. Zanim się w ogóle pannę Muklanowiczównę poznało, zanim się pierwszy raz ujrzało ją w wieczornym półnegliżu na korytarzu Luksu, ba, zanim się w ogóle wsiadło do tego pociągu - już było się przyjaciółmi" Jej potem słowa, co powiedziała i czego nie powiedziała, jej kłamstwa i prawdy, gesty i zaniechania, mimo, że przecież jeszcze głęboko w Lecie czynione - nie miały i nie mogły mieć najmniejszego znaczenia. Zimna Matematyka Charakteru z góry przesądziła o wszystkim. Jelena lepiej sobie z tego zdawała sprawę. Spotkanie człowieka z człowiekiem nigdy nie jest nudne: coś prawdziwego dotyka czegoś prawdziwego."

sobota, 26 stycznia 2013

Scheda



Jakiś czas temu minął rok od śmierci mojego ojca. Był pisarzem; pisanie było jego największym i ostatnim przyjacielem. Był dobrym człowiekiem. Na krótki czas przed swoją śmiercią wysłał mi swój ostatni rękopis. Postanowiłem przeczytać go i udostępnić każdemu, kto chciałby posłuchać. Oto pierwsza część z wielu części:

Scheda

wtorek, 22 stycznia 2013

Pytania

1. Dlaczego odczuwam tak wielką potrzebę wyrażenia się? Dlaczego to pragnienie jest tak mocne?

2. Jakie skutki to niesie dla mnie? Gdzie jest granica, gdy wyrażam się zbyt często?  

3. Skąd bierze się tak ogromne pragnienie rozmowy z ludźmi, którzy potrafią słuchać?

4. Czy każdy ładunek emocjonalny, który powstaje we mnie wzbudzony przez wewnętrzne lub zewnętrzne bodźce może być ukierunkowany w taki sposób, aby zawsze przyczyniał się do dobrych skutków?


poniedziałek, 21 stycznia 2013

To

W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
   

Jak ciężko słowem opisać ten srogi

Bór, owe stromych puszcz pustynne dzicze,
Co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi.
Gorzko — śmierć chyba większe zna gorycze;
Lecz dla korzyści, dobytych z przeprawy 
Opowiem lasu rzeczy tajemnicze.


 Odnalezienie Tego jest bardzo trudne, jak zagubienie w ciemnym lesie, przedzieranie się przez śnieżycę. 
Ale gdy już znajdziesz To, wydaje się tak oczywiste, tak jasne, że nie sposób tego zgubić. 
Dlatego mówisz: "To jest tak jasne, tak bliskie, nie sposób tego stracić. Mogę pozwolić sobie na odpoczynek." 
Ale umysł jest bardzo przebiegły; pozwalasz sobie na lgnięcie, i każde jest jak cieniutka błona na oczach.
Zauważasz je, gdy jest ich już bardzo wiele; i płaczesz, że znowu To straciłeś.
Znowu zgubione! Znów tylko miotanie; od tak do nie, od dobra do zła, ode mnie do mnie. 
Jak uciekanie w ciemnym lesie, potykanie się o korzenie, przedzieranie przez zarośla. Uciekanie pełne strachu. Nic nie jest do końca jasne, wszystko jest niewyraźne, ciemne, rozmyte.
Albo śnieżyca tak mocna, że szarpie ubraniem - nie widać nic o krok przed Tobą. Ze wszystkich kierunków uderzają wiatry, zerwą Ci czapkę i już jej nie odnajdziesz. W którą stronę iść? Wszędzie tylko gęsty śnieg rozmyty w splecionych ze sobą zawiejach.

Biegnę przez ciemny las, nie wiem skąd biegnę, nie wiem do czego należą dźwięki, które słyszę. Nie wiem po czym stąpam, nie wiem co muska moje ramiona, nie wiem gdzie mam iść.  Wzywam pomocy, ale nie wiem, czy głosy, które reagują, są przyjazdne, czy nie. Wytężam wzrok i wydaje mi się, że wyodrębniam jakiś kształt, jakiś kierunek. Ale parę kroków później kształt i kierunek się rozpływają, okazują czymś innym. To znowu nie to! Nadal zgubiony! Rośnie strach i przyspieszam kroku, potykam się coraz częściej, wszystko coraz bardziej drażni, jest coraz bardziej zapalne; każdy krok może być błędny, a może nie być błędny, każdy krok jest lękiem. Każdy bodziec potęguje wątpliwości. Jedyne wyjście to oszustwo: idę dobrze. Nie chce się oszukiwać już nigdy więcej.

Więcej strachu, więcej ciemności. Głosy krzyczą ze wszystkich stron. Niezidentyfikowane ręce (zarośla? łapy?) szarpią ze wszystkich stron. Rozerwą ramię, rozprują spodnie. Dotychczasowe oczywistości i podstawy obsuwają się. Więcej zmęczenia, więcej rozdrażnienia. Tracę poczucie kierowania się w jedną stronę; kieruje się w wiele stron, w wiele stron błądzę, idę różnymi ścieżkami różnych labiryntów, jednocześnie. Zatracam odrębność siebie; idzie wiele mnie, nie idzie żaden, rozszarpany na części, które nie rozpoznają siebie nawzajem i powielają się gwałtownie.

I
wtedy





































































































czwartek, 17 stycznia 2013

Metapływanie




Tusz i pędzel. Pisanie i konstruowanie. W mojej głowie płynie strumień informacji, który chciałbym ująć w słowa. Sztuką jest ubranie w słowa - strumień jest pędzlem, słowa tuszem. Improwizując płynę poprzez możliwości, nie blokując się na żadnym słowie; wybieram wciąż następne i następne rozwinięcia sytuacji, zachowując jedno znaczenie, bądź przeskakując na inne. Istotą jest brak oporu, kiedy grzęznę w wątpliwościach-możliwościach,. Bez zawahania rozwijam, wyrażam, bawiąc się znaczeniami, porównaniami, zakładając przeróżne reakcje na słowa, próbując je przewidzieć, subtelnie kierunkować znaczenie, wierząc, że...

...odpowiednia konfiguracja słów będzie kluczem do serca; prześlizgnie się poprzez myśli pełne strachu, inne, rozhukane ławice myśli przemierzających gęsto Umysł, szumiąc, przeplatając się, tworząc struktury różnej trwałości, wycofując w głąb Umysłu, bądź, podniesione jakimś wspomnieniem, myślą, bodźcem wywołane z głębi, obudzone i wypędzone z cichego kątu-załomu Umysłu, przysypane kurzem zwiędłych neuronów.

Odpowiednia konfiguracja: uniwersalna, czy dopasowana do jednostki, do tej/tego unikalnej CIEBIE. Przekaz, który przeniknie te wszystkie ławice, i rozświetli oczy. Wtedy ma miejsce  r e l a c j a, w tej chwili, w której impuls, ubrany w myśli, wypowiedziany ustami zostaje posłyszany i uderza od razu, oczywistością, koincydencją. Porozumienie.

Kiedy...

...zamieram przed białą kartką, nie jest to zablokowaniem. A nawet jeżeli jest, nie jest. Ustanie pisania. Spokój.

Ze spokoju, kiedy myśli-chmury znikają z nieba Umysłu...z głębi spokoju przychodzą myśli następne, następne wątki, teraz wypowiedziane, tj. wyłonione z głębi jako "wątek", nie żaden swoisty lecz ogólny "wątek". To jak podłączyć się pod strumień, przede wszystkim: płynąć swobodnie.

Malując, tańcząc, obracając flowerstickiem i nade wszystko: myśląc można płynąć, przepływać przez hologramy wyobrażeń, obserwować reakcję, którą w nim wywołujemy.

Lecz w istocie ja się nie ruszam, ja obserwuję ten film co rusz przejmując się nim tak, że rozpala się serce, wyłania strach i wątpliwość a z nimi myśli jak noże. Czy uniesiony przez radość, zapominam. Ocykam się z kolejnego i kolejnego uczestniczenia, to...film.

Film albo nie film. Wolny strumień działania albo osaczenie przez wątpliwości...przeciskanie się przez tężejące struktury wypęczniałe na myśleniu, myśleniu, myśleniu. Coraz mniej miejsca, albo...

Swobodny strumień działania, urzeczywistniany sztuką, tańcem, oddychaniem, jakąkolwiek czynnością...
Swobodny strumień działania wyrażający się poprzez różne czynności, układy możliwości, ograniczeniami umiejętności, ciała, pamięci, energia życiowa formuje się, staje się wierszem, obrazem, muzyką, sposobem spacerowania.

Albo przeciskam przez strach kolejne słowa, sztucznie i nieporadnie składane, nerwowe tiki, spięcia rąk. Zaklinowany pomiędzy wiadomością i obstawiającymi ją konwenansami, obawą przed interpretacją rozmówcy...zaklinowany, ogłupiony.

Możesz przeżywać czas w co-jakiś-czas ocknięciach z snu myśli, mówić "jak szybko zleciał czas", "ale mi się dłuży", a możesz....przeżywać go tak dynamicznie, jakbyś szybował na latawcu. Każda. Kolejna. Chwila.  I czynność w niej. To kolejne pejzaże bodźców wnętrzozewnętrza pod Tobą. Lecisz.


Mogę ujeżdżać moją karmę jak szkapę. Karma jest nieuniknionym elementem podróży. Wpaść-przykryć się falą karmy, utracić rozum, polecieć za nią jak głupi...i znów ocykam się ze snu.


Przeżywam sytuacje, które wywołują ze mnie różne rzeczy. Funkcjonuję jako nie-ja i mój umysł, Wilbur, bezdenny worek z którego przychodzą, gdy okoliczności z nimi zarezonują, uczucia, myśli, postrzeżenia, wspomnienia i one wszystkie skomponowane z emocją, wzbudzające fraktalnie inne myśli.

Wyjawi się jakiś myślokształt...z konfiguracji sytuacji....kolejne kolejne kolejne....

Jeżeli będe. Wczuty, uważny w Ciebie, zjednoczony ze słuchaniem i patrzeniem Ciebie wtedy:  właściwe słowa, właściwe działanie, podniesie się z głębi Umysłu i przyjdzie, działanie wolne od lgnięcia, niechęci, wolne od ignorancji, ogarniające całą, rozmytą w mgnieniu nieustannego teraz sytuacje-hologram.Ten jeden oczywisty ruch w aktualnym układzie energii w Twoim umyśle, ujrzanym wtedy, gdy bez myślenia, wczuty w Ciebie.

Ale: nigdy nie obejmę całości całości. Mój umysł i Twój to dwa nieba z unikalną geometrią myślokształtów, siecią struktur-filtrów...obracające się nieustannie wielowarstwowo, wieloaspektowo, nakładając się na siebie i sprzężone ze sobą jak zegar-mistrzowski mechanizm. Własne strachy, marzenia, sposoby patrzenia, otwartość i zamkniętość, a przez wszystko to, jak okular, patrzymy na świat...

Chociaż czasami, w mniejszym lub większym stopniu, nagłym i wybuchającym albo wtedy, gdy myśli zamierają na moment, wtedy...

Ten okular znika, rozmywa się, traci parę szkieł odbijających odbijających energię a przez to nadającą jej właściwości...

Rozmywa się i widzisz pokój, moją twarz, moje oczy, przepływają przez Ciebie doznania zmysłowe, czujesz swój puls i huk tętna w uszach...

I powoli wydychasz wydychasz powietrze, utrzymując tę chwile w bezruchu, huk w uszach.

Widzisz jak atomy kurzu zamigoczą przez moment w szparze światła, światła szarpanego przez gałęzie drzew za oknem...

I widzisz jak obok atomu kurzu rozlśnionego na swoją jedną chwilę, znajduje się Twoja źrenica, oko, twarz, Ty. Ty jesteś tam. Uwaga rozogniskuje się, rozpościera od atomu kurzu i połyka Ciebie, szafę, łóżko, podłogę, widok za Tobą, rozmyty...ogniskuje za Tobą i widzę krzesło.

I już dostrzegam, że to doświadczenie zostało nazwane, przemyślane, jest aktualnie przystawiane do różnych konstrukcji i buduje się, buduje jakby ze wszystkich stron hologramiczny hipersześcian opinii, wspomnienia (konstrukcji przeszłego doświadczenia)...rozum pracuje.

Rozum pracuje jak kurz migoczący,  jak Twoje oko w którym źrenica rozszerza się, zwęża...ogniskujesz również, tu, ze mną.

Rozum pracuje jak kurz, jak oko, jak świat za oknem, przechodząc przelatując przejeżdżając przemyśliwując prze-prze-prze przez strukturymyślobodźce scalone w tańcu kompozycji...

Wszystko wszystko jak sześć persymon; JEST. Jest rozum, jet kurz, jest oko, jest świat.

A ja siedzę i Widzę.



Pisałem "I widzisz jak Twoja powieka" Pisząc "widzisz" miałem na myśli "widzę". Użyłem tej samej osoby w dialogu dwóch osób przez przypadek...















czwartek, 10 stycznia 2013

Dlaczego tak bardzo chcę z Tobą porozmawiać?

Spo-ko-jnie.

Piszę tutaj, rozmawiam z ludźmi (z którymi prawdziwa, a nie wirtualna rozmowa jest możliwa), a także rozmawiam wciąż ze sobą w swojej głowie pragnąc zrozumieć zewnętrzny świat relacji i zasad międzyludzkich oraz wewnętrzny świat mojego umysłu. Wewnętrzny świat mojego umysłu jest dwojaki: to unikalne struktury mojego habitusu oraz uniwersalne zasady działania ludzkiego umysłu, który tworzą także ten habitus. Te dwa światy (wewnętrznie zwielokrotnione jak matrioszka) są w istocie jednym światem, co należy sobie powtarzać nieustannie podczas czytania poniższych słów.


Rozmowa albo pisanie może być jak taniec, jak chodzenie po linie, jak machanie flowerstickiem. Taki wymiar relacji ukazuje się, gdy patrzymy na nią jako na proces; który toczy się właśnie teraz, dynamicznie i zmiennie. Rozmowa ze sobą, pisanie, albo rozmowa z innym człowiekiem - wszystkie te rodzaje wyrażania są relacją, interakcją. To oczywiste w konwersacji dwóch rozmówców. Ale także myśląc, rozmawiając ze sobą w głowie doprowadzam do interakcji różnych głosów w mojej głowie - więc interakcja-relacja ma miejsce zawsze, w każdej chwili, czy to samotnej, czy wspólnie dzielonej. 

Prowadząc interakcję albo mogę dążyć do zwycięstwa MOICH racji, MOJEJ strony, albo mogę dążyć do porozumienia mojej strony ze stroną drugą. Rozmawiając ze sobą mogę myśleć o jednych głosach w liczbie pierwszej, a innych - trzeciej (TE myśli). Mogę także myśleć o innych głosach w liczbie drugiej (TY we mnie). Mogę rozróżniać świadomie, albo nieświadomie, automatycznie.

Gdy prowadząc rozmowy wewnętrzne, ze sobą, dążę do pogodzenia mnogości głosów we mnie mówiących (albo zharmonizowania energii, które kryją się za tymi głosami) jednocześnie dążę do porozumienia z głosami, które należą do innych ludzi, którzy się do mnie zwracają. Ci inni ludzie też są konglomeratem głosów - żaden człowiek nie istnieje jako pojedyncza jednostka; każdy jest wielością w jedności ciała, albo jedności języka ("Ja").

To zasada analogii: mikrokosmos odzwierciedla makrokosmos - te same zasady we mnie, te same zasady w relacji mnie ze światem. Gdy więc kłócę się ze sobą, kłócę się z innymi. Oczywiste.

Moi rozmówcy stają się aktorami różnych głosów w mojej głowie. Osoba przejawiająca moje wady budzi moją niechęć - utożsamiam ją z głosem, któremu ulegam, a którego (z poziomu innego głosu, głosu obowiązku) nie lubię. Tak samo: utożsamiam głosy dobre we-mnie z głosami innych ludzi, i odczuwam do nich miłość, życzliwość. Przy tym uogólniam osobę do głosu, którym do mnie przemówiła wtedy a wtedy, gdy dokonałem tego utożsamienia.

Także ludzie, z którymi wchodzę w interakcje, stają się pośrednikami mnie dla mnie. Ściślej: zapośredniczam różne głosy mówiące we mnie w różnych ludziach (zapośredniczam wnętrze przy pomocy zewnętrza). Dalsze konsekwencje: czy tęskniąc za kimś, kogo kocham, tęsknie i za głosem, który mówi we mnie? Jeżeli więc jakiś człowiek staje się symbolem tego głosu we mnie, czy jego zniknięcie oddala mnie od tego głosu we mnie? Jeżeli ten człowiek jest koniecznym pośrednikiem?? Jeżeli nie chcę wejść w kontakt z jakimś głosem we mnie, to nieobecność osoby przyporządkowanej do tego głosu budzi moją ulgę? Relacja to więc układ zwierciadeł -> odzwierciedleń -> pośredników, przez który spoglądamy na siebie. Spoglądając na siebie spoglądamy na świat. Spoglądając na świat, spoglądamy na siebie....

Relacyjność zawsze zakłada dwóch, biorących udział w relacji. Jedna strona, druga strona. Ja pojmuje siebie przez innego, inny pojmuje siebie przeze mnie. Dwie strony łączy relacja - dwie strony są także, w istocie, jednym, bo wszystko jest jednym. Oj oj oj...konstrukcje się sypią, rozwalają jedna po drugiej.

Wszystko rozwinęło się od pytania: Dlaczego tak bardzo chcę z Tobą porozmawiać?

Jesteś dla mnie unikatowym pryzmatem - wypowiadając słowa do Ciebie, otrzymuję przefiltrowaną przez Ciebie - unikatowo - reakcję. Słuchając Ciebie i znajdując podobieństwa, znajduję radość innej perspektywy, uwalniającą mnie ode mnie, a jednak pozwalającą mi lepiej zrozumieć mnie. ułomne słowa się sypią:) Jakiego MNIE? Inaczej: mówisz głosem, który mówi i we mnie - to budzi we mnie ten głos, budzi radość współobcowania, budzi radość innej perspektywy tego samego.

Słowa słowami, ale chciałbym także spojrzeć na Ciebie w zupełnej ciszy - porzucić na chwilę grę dopasowywania wzajemnych znaczeń - i spojrzeć Tobie w oczy i poszukać w nich...czego?

TEGO.

Patrzeć w nie i słuchać z rozbawieniem cicho szemrzącego we-mnie strumyka wątpliwości, socjolęków (czy tak patrzeć wypada? co pomyśli?) jęku przerażonych zwierząt we mnie każących wyrzec słowo, aby z powrotem osadzić relację na torach konwenansu; konwenansem konwenansów jest wymiana słów. Czy ta cisza, samo spojrzenie, też jest przestrzenią do porozumienia?

:) Tak.





piątek, 4 stycznia 2013

Ujeżdżanie umysłu

Jacek Dukaj jest pisarzem, któremu zawdzięczam najwięcej spośród ludzi, których nie poznałem osobiście. Czytam obecnie drugi raz "Lód" a parę miesięcy wcześniej przesłuchałem "Inne Pieśni" wcześniej je przeczytawszy w wieku jakiś 14 albo 16 lat, czy nawet wcześniej! "Inne Pieśni" polecił mi ówczesny terapeuta, darmowy z BORPA, byłem u niego maksymalnie cztery razy.

Czytając drugi raz te książki dużo więcej z nich rozumiem (są skądinąd bardzo skomplikowane w konstrukcji i treści). Jednocześnie zauważam, że to, co obejmuje rozumem-intelektem przesiąknęło do mojej podświadomości już wcześniej - jakby idee podstawowe zaklęte w mistrzowsko utkany świat, w postacie, w leśmianowsko-impresjonistyczną konstrukcję tekstu. To fascynujące - nigdy nie zdołam zamknąć całkowicie w rozumie ogromu wpływu, jaki wywarły na mnie te książki. To znaczy, nie uświadomię sobie każdego ciągu przyczynowo-skutkowego wyzwolonego przez dukajowe powieści. Teoretyzuje o ty dużo - na papierze i w myślach - przede wszystkim jak konstrukcja tekstu rozszerzyła mój umysł w tym niesamowicie chłonnym okresie lat 14-16. Czytajcie Leśmiana i Dukaja swoim dzieciom, bawcie się z nimi w zabawy językowe! Szczególnie tzw. uprocesualnienie rzeczowników - zabieg konstruowania nowych czasowników, np. przejrzyścienie, kalejdoskopowanie, razem z prefiksami: rozprzejrzyścić, rozzielenić, wyjaskrawić, rozpiętrzyć, etc. Sprawa godna badań kognitywistycznych, co takie zabiegi robią z postrzeganiem języka -> myśli -> świata poprzez myśli i język.

Zauważcie jak wiele frazesów, zbitek słownych czy samych słów używane jest przez nas automatycznie, bez wnikania w znaczenie i etymologię. Nieświadomie używamy języka! Np: zwracać uwagę...zwróć swoją uwagę w moją stronę. Ile mądrości można wyciągnąć z tych dwóch słów, tak często używanych:) Co jakiś czas uświadamiam sobie kolejne takie sformułowanie, pojmuje dlaczego zostało tak a nie inaczej skonstruowane, i po raz kolejny zauważam, jak schematycznie traktuję język.

A język to przecież budulec myślenia, jedno odzwierciedla drugie i nazad. Niektórzy może doświadczyli innego postrzegania wypowiadania się po psychedelicznym tripie - powodem tego jest "poluzowanie" struktur schematów myślowych, co uwalnia nagą uwagę, a także wyobraźnię językową oraz brzmieniową (melodyjność, akcent z jakim wypowiadamy słowa). Spójrzcie jak dzieci często "smakują"  słowa, wypowiadają je na różne sposoby, obracają ich ułożeniem...

Jeszcze głębiej kminiąc: przypatrywanie się słowom jako słowom jest znacząco odmienne od postrzegania słów scalonych z ich desygnatami. To zabija twórczość, wyobraźnię, zarówno uważną kontemplację słów-jako-słów, jak i rzeczywistość-jako-rzeczywistość. Język to cudowny instrument, można na nim grać jak na harfie, zarówno tańczyć ich formy i konstrukcje jak i obserwować jak te tańce-poplątańce wydobywają nowe znaczenia i łamią schematy, którymi zarośnięte są nasze zmysły i umysł.

Złam drzewo i wydrzew, rozdrzew każdą gałązkę, otrzymasz fraktale rozdrzewione, drzewa rozfraktalone. Uwolnij język! I obserwuj jak rozum próbuje to uporządkować i jakie łami-główki się w nim rozgrywają - to jakby przełamywać nawyk-opór kończyn przy nauce gry na perkusji. Złamać nawyk używania kończyn "na jedno kopyto", zbieżności rytmicznej obu nóg, rąk i nóg...nie tyle złąmać, po prostu przekroczyć i grać już potem swobodnie, rozłącznie...co za ulga...!

Pisałem już o ideach zaklętych w misterne konstrukcje językowe i genialne światy przedstawione. Tak jak Sartre przedstawił swój egzystencjalizm w "Mdłościach", tak Dukaj w każdej powieści mówi o tym samym; niepojętym i skończonym oraz skończonym i uformowanym...relacji między jednym i drugim (tj. nieskończonością i skończonością).

Te idee przesiąkają do głębszych warstw umysłu niezależnie od niedojrzałego rozumu, które nie pojmuje zagęszczonej dukajowej treści. Przenikają i oddziałują na człowieka w ukryciu - ten wzrost dokonuje się sam, a ja mogę tylko - jak pisałem wyżej - domyślać się skali tego wpływu, odkrywać jak się przemieniłem. Wielka sztuka inicjuje w człowieku procesu tak, jak siewca rzuca ziarno - wzrost dokonuje się we mnie, niezależnie od tej uświadomionej części mojego umysłu. Ziarna spadają w dół umysłu głębinowego...

Oczywiście takie krypto-wpływy docierają do nas nieustannie w codziennym doświadczeniu. Brak świadomości tego, co się w nas wydarza umożliwia zawiązywanie się milionów mikro-procesów, uwarunkowań, skłonności - tak właśnie stwarza się karma, tak umysł nas kontroluje, tak my działamy w drastycznym zawężeniu perspektywy, konfrontując się z tym, co już w nas urosło wielkie i silne, zauważamy problem, gdy siedzimy w nim po uszy, bo dopiero wówczas nasze tępe instrumenty są w stanie je dostrzec!
Nie tylko problemy, ale i dobre plony.

Teraz wyobraźcie sobie świadomość wszystkich zawiązujących się w nas uwarunkowań, procesów, skłonności, nawyków. A teraz wyobraźcie sobie wszechświadomość wszystkich takich procesów wydarzających się wewnątrz ludzkości. Ujrzyjcie w pełnym świetle tak monumentalne (brakuje przymiotnika odpowiednio zasobnego) mgławicową sieć /massive/, złożoną sieć ludzkich akcji w reakcjach na akcje w reakcji na sieć akcji w sieci sieci akcjireakcji, wszystko dynamiczne, współzależne, pulsujące, wszechstruktura ludzkich interferencji wewnętrznozewnętrznych...

Widzieliście?

...

Pisząc te słowa, długopisem na kratkowanym papierze.
Teraz. Także teraz piszę, że przepisuję je do komputera.
Ale to teraz, później. A teraz(wówczas)...
Wydycham powietrze, ciarki przechodzą po plecach. Woda pluska w kaloryferze. W uszach huk, we mnie świadomość we-mnie przestrzeni. Pluszcze w kaloryferze, łóżko nie jest pościelone, głośnik jest zakurzony, woreczek strunowy lśni światłem odbitym od lampy, spokój we mnie.

Próbuje wydobyć z pamięci co miałem jeszcze napisać (wydobywa-szuka) Już pamiętam, ale chciałbym jeszcze napisać: długopis zawisł nad kartką, co właśnie piszę. Concrete writing.

Owe idee elementarne Dukaja, zakodowane w prozie dają instrumenty do pojmowania samego siebie. Trafiają głęboko w mózg niesione cudownym językiem, zaklęte w cudowne rzeczywistości (to słowo! w liczbie mnogiej!) Instrumenty: forma. W "Lodzie" jest mowa o zamarzaniu - i to mi pomaga pojmować życie, a to pojmowanie wzbudza wgląd pozapojmowalny, tj. poza-konceptualny (trampolina).

Co rusz zamarzam w jakimś zestawie czynności - zamarzam w nawyku siedzenia przy komputerze. Zamarzam w sekwencji czyniacych z mojego życia karierę kierowcy autobusu w małym miasteczku. Codziennie te same stacje!

Ale nie! Walczę z tym, usiłuję odmarznąć. Ogień! Topnieje trochę, potem znów zamarzam. Walczę z nawykami krystalizującymi moje ciało i umysł w bryły lodu. Dzięki tripom - topnięję. Potem znów zamarzam, ale w ciągu zbawiennych paru dni po tripie mogę ruszyć coś, aby zamarznąć troche inaczej, w "lepszej" konfiguracji...
Zamarzam - topnieję - zamarzam - topnieję. Jedne aspekty mnie topnieją, inne trzymają się mocno. Wieloaspektowa, wieloaspektowa odmarzająco-zamarzająca struktura. Wszystko pracuje.
Piękny instrument intelektualny...
Nazbyt stopnieć to rozpluskać się, umysł jak plama, uwaga psa. Nazbyt zamarznę, umysł tępy, zbrylony, dupa spięta. Ale są inne wymiary tej metafory. Czy można zamarznąć roztopionym? Można. A można odwrotnie? Tu już rozum nie obejmuje, suche obracanie słowami...

Dukaj pomaga mi nie ustawać w próbach zrozumienia siebie i nieustannie poszerzać świadomość swojego działania, medytacyjnie i rozumowo. Bo wiem, że gdy przestanę - złe rzeczy staną się same z siebie, bo dobro się buduje, podtrzymuje... czy też (nazad) usuwa rzeczy złe, by dobro odsłonić. Można nazwać z dwóch stron, lecz właściwe działanie zawsze będzie jedno.