sobota, 27 października 2012

Wypiłem sobie

Prolog: Sprytny Maciek to rozum, umysł. Trudno to pojęcie zdefiniować na tyle konkretnie, by nie zostało wypaczone przez Wasze Sprytne Maćki. Autorem tego stwierdzenia jej mój przyjaciel, Igor. Mawia on: "wszyscy myślą, że są sprytnymi maćkami w rzeczywistości będąc jedynie maćkami!!!" Tedy więc "sprytny maciek" nie jest w istocie sprytny, tylko mu się tak wydaje. Sprytny maciek to ten gość, który mówi wielogłosem w Twojej głowie, kochany czytelniku. Słyszysz go? Popełniasz błąd językowo-ontologiczny i stwierdzasz: TO JA MÓWIĘ. Nie, to tylko Sprytny Maciek. A do kogo mówi? A no właśnie....


Pisanie można, jak właściwie wszystko, pojmować dwoiście. Pierwszym elementem owej dwójni jest treść - pisanie takie, aby przekazać daną informację. Aspektem drugim: forma. Konstrukcja zdań. Moim zdaniem aspekt drugi wymaga większej wirtuozerii, a zarazem może zastępować on samą treść. Posłuchajcie; ułożyć słowa w takie rządki, aby wyzwalane z nich znaczenia przekazały to, co mogłaby treść. Łatwiej powiedzieć: chodź ze mną na pierogi, niż wysłowić się w taki sposób, pomagając sobie gestem i mimiką, aby interlokutorowi naszemu zachciało się z nami pójść na pierogi bez nawet zająknięcia się o pierogach z naszej strony.

Komunikowanie poprzez formę jest komunikowaniem naokolnym. Rzekłbyś: niekonkretnym. Jednak takie doszukiwanie się przekazów ukrytych w formie wypowiedzi u wielu odwraca uwagę od samej treści wypowiedzi. Robimy to na dwa sposoby: świadomie i nieświadomie. Nieświadomie to tak, że rozum, Sprytny Maciek - Wielki Interpretator nieustannie porównuje, dokonuje koincydencyj i skojarzeń - bo taka jego natura. Hydraulik naprawia rury, kominiarz przepycha kominy, rozum interpretuje. Te nieświadome wariacje wpływają na nasz osąd danej osoby - oczywiście to wpływ dalece nieświadomy. Co miał na myśli? Szydził, to pewne.

Jest i doszukiwanie się świadome. To tak zwane gry społeczne. Wobec nieświadomej warstwy interpretacyjnej są one jak cieniutka warstwa lodu na samej powierzchni. Lód jest z wody, tak jak wnioski świadome składają się ze nieświadomych. I dlatego się nie rozumiemy. I dlatego l'Enfer c'est les autres

***

A teraz zmieniam temat. Wszelkie Wielkie Prawdy Religijne, poruszane niżej biorę w nawiasik epoché. Wyjdźmy od następującego założenia: wszelkie religie poczynają się od wewnętrznych konfliktów człowieka, które następnie zostają ucudownione, znarratyzowane. Następnie cud i narracja kostnieją w fakt dosłowny. Potem umierają ostatni wielcy narratorzy: i ludzie zapominają, że narracja jest tylko narracją. Zatem symbol traci to, co symbolizuje - zostaje sam symbol. Następnie symbole oderwane od symbolizowanego wirują sobie w przestrzeni mentalnej, przelewa się za nie krew, takie tam. Tak, czytałem Baudillarda; ale wie to, o ile się orientuje, tylko jedna czytelniczka tego bloga. I to jaka! Reszta może uznać powyższe przemyślenia za moje własne.

Chodzi oczywiście o symulakry. Powróćmy do konkretu.

Mój umysł ze mną rozmawia. Oto nieuświadomione warstwy Sprytnego Maćka. Mój umysł mówi do mnie różne rzeczy. O innych ludziach, o otoczeniu o "mnie" samym, no i o innych głosach sprytnomaćkowych. Należy je skategoryzować - to także rola Maćka. Już tutaj Maciek zaczyna zabawiać się sam ze sobą. Mamy więc kategoryzację pierwotną (powiedzmy): dobre i złe głosy. Anioły i Demony. W tym układzie istnieje również Bóg. Arabowie ukuli świetne słowo: karim (qarīn).... 

Religia nie jest pierwotną, czy prymitywną formą tłumaczenia sobie świata (aspekt kosmologiczny religii). To jedynie aspekt religii, bardziej dyskursywny, mniej konkretny, właściwie mało ważny, który został tak w religii podkreślony od kiedy nauka zaczęła z religią polemizować. Nie! Religia jest pierwotną psychologią. Zanim religia zaskorupiała w dyskursywne zabawki, była kwestią techniczną - która to techniczność w niczym jej nie ujmuje. Była sposobem radzenia sobie ze sobą. Każda religia światowa, mnóstwo religii plemiennych zaczynała właśnie z tego punktu.

Posłuchajcie: nawet aspekt kosmologiczny, czyli wytłumaczenie jak powstał świat można odnieść do mikrokosmosu człowieka. Raj utracony? Bóg odłączający się od ludzi? Znajdziemy ten temat wszędzie: od krześcijańskich mitologii po afrykańskie (pisze o tym John Mbiti). Sięgnijmy do podstaw: człowiek coś utracił. Świat jest zaledwie zewnętrznym wyrazem wnętrza człowieka - świat to uprzedmiotowiona głębia człowieka. Wracamy do aniołów i demonów.

Moja głowa roi się od głosów. W naszych czasach (co jest sprawą nową w porównaniu do czasów wcześniejszych i świadczy na niekorzyść obecnych, drogi Bartku) szum informacyjny stał się tak intensywny, tak pomieszany ze sobą, że głowa typowego Ziemianina to obecnie istna kakofonia głosów. Żryj to! Zabij tamto! Szukaj tego! Uciekaj od tamtego! To ogólniki, ubrane w tysiąc znaczeń i celów, skłębione w nieodróżnialny, ogłuszający duszę hałas informacyjny.

Kochany postmodernizm uwieńczył baudillardowski proces tworzenia symulakrów (postaram się to tutaj wkleić w posłowiu, gdy wrócę do domu gdzie jest jego książka) - ODERWAŁ SYMBOLE OD ICH ZNACZENIA, oderwał mapy od terytoriów. Zatem symbole mogą sobie wirować radośnie i swawolnie, a przez to kruszą się punkty odniesienia, kręgosłupy moralne. Prawdy dwuznaczne, prawdynieprawdy, zrelatywizowane w sposób błędny, bo wględność sytuacji czy czynu dobrego i złego nie oznacza, że dobro i zło są względne. Co pozostaje, gdy rozpuszczamy mocne zasady? Pozostaje lęk, pozostaje strach, pozostaje ignorancja - ukryte za wytłumaczeniami, zafałszowaniami, wypaczeniami.

Wszyscy kłamiemy sobie siebie, kłamiemy sobie innych - idioci mający się za awangardowych potwierdzili tylko ten truizm: prawda obiektywna, dotycząca wszystkich nie istnieje. Każdy ma swoją, każdy ma gówno-prawdę, swoje kłamstwo za prawdę uważane.

Wracamy do aniołów i demonów. Jeżeli podejmiemy ten trud i uporządkujemy nieco nasze wnętrze, odchwaścimy ogród ducha zaczniemy rozróżniać. Odrzemy mnogość głosów z ich szatek. Pożądanie skrawka szmaty z doczepioną blaszką opatrzoną symbolem przestanie być warunkiem do bycia prawdziwym sobą, indywidualistą, prestiżowym...będzie tylko pożądaniem. Ukierunkowanym przez wielkich manipulatorów. Cofając się do źródeł, pozbywając owych szatek, dotrzemy do PRAWDY: tego pożądam, tego się boję, to mam gdzieś. To kocham, tego nienawidzę...

Anioły i demony. Mówiące we mnie. Szepczące, krzyczące. Łapiące ciało w kleszcze stresu, unoszące euforią motylków w brzuchu. Skraplające pot na czole, zaciskające szczękę, rozedrgujące dłonie i nogi, rozregulowujące oddech. Anioły i demony bawią się moim ciałem. Bawią się moją wolą. Kto mnie przekona? Ku komu się przychylę?

W średniowieczu nienawidzono aktorów, kuglarzy, komików. Dlaczego? BO UDAWALI. Lud nie wiedział, że jego niechęć została stworzona przez klerykałów, którzy sami nie wiedzieli, że ich niechęć wypływa z głębokiej prawdy starożytnych tekstów, w których UDAWANIE CZEGOŚ pozwala nam się zwieść, oszukać. TY GŁUPIA SZMATO! Tylko żartowałem. Robimy to nieustannie. Ironia, cynizm, komizm. Owijanie w bawełnę, kłamanie.

Demony przebierają się także za aniołów. Quarin nie przebiera w środkach, aby mnie zwieźć.

"A ktokolwiek uchyla się od wspominania Miłosiernego, to przypiszemy mu szatana jako towarzysza. Oni, w istocie, odsuwają ich od drogi, a ci sądzą, ze są prowadzeni drogą prostą." (Koran: 43:36-7)

Mój umysł mówi do mnie różnymi głosami. Kategoryzuje je przy pomocy jakiegoś klucza - on musi być. Klucz to moralny kręgosłup, ale klucz należy rozumieć praktycznie i pojmować w ścisłym czasie teraźniejszym - idee nieba i piekła czynią to wszystko dyskursywnym teoretyzowaniem. Piekło i niebo jest TERAZ. Gdy grzeszysz, lecisz do Piekła. Czyniąc dobrze jesteś już w Niebie. Królestwo Chrystusowe nie jest z tego świata. Królestwo Boże pośród Was jest. Oto istota tej sprzeczności - język nie jest w stanie rozróżnić że wszystkie najważniejsze wybory mieszczą się w chwili obecnej - w łepku od szpilki rozmytym w wiecznym stawaniu się. 

Jakby huśtać się na linie. Albo machać flowerstickiem. 

Grzech to coś, co obniża moją kondycję. Nie ma w dekalogu przykazania: nie skacz z trzeciego piętra. W istocie jednak taki jest sens przykazań: nie rób sobie krzywdy. 


Mój umysł mówi do mnie różnymi głosami. Z miliarda możliwości werbalizuje niektóre z nich: te dodatnie, przyciągające, te ujemne, odpychające, a resztę omija, wszystkiego nie ogarnie. Ludzie u zarania dziejów, nie dysponujący jeszcze piramidami-labiryntami rozumowymi tłumaczącymi za nich ich świat i ich samych...jak patrzeli na świat? 

GŁOSY MÓWIŁY W NICH. Szeptały, krzyczały. Robiły różne rzeczy z ich ciałem. Kierowały ich wolą. Głosy jedne, głosy drugie. Następuje dualizm, kategoryzacja: dobre złe. Albo; korzyść niekorzyść. Rozdwaja się język na DWA i staje się językiem wężowym, językiem szatańskim, bo dwoistym.  

Trzeba tłumaczyć. Sprytny Maciek nigdy nie schodzi z posterunku: musi nazwać, wtedy dopiero rozumie. To anioł, a to demon. Potem następuje korelowanie, skojarzanie i utożsamianie. Taki a taki przyrodniczy fenomen, człowiek, zwierzę zostaje skorelowany do takiego a takiego głosu: przez koincydencję sytuacji albo myśli. Teraz mówi we mnie głos zły, teraz jaguar mnie goni. Co następuje? Utożsamienie. Jaguar jest złym głosem. Umysł wypełza na wierzch głowy, ujmuje w swoje kategorie świat zmysłowy.  

I co potem: symbol nieuświadomiony jako JEDYNIE SYMBOL odrywa się od tego, co symbolizuje. Symbolizowane niknie w kolejnych labiryntach sprytnomaćkowych, które ciągle się rozwijają, ciągle budują i zagęszczają swoje ścieżki, wznosimy się na rusztowaniach aż podłoże, na których je budujemy niknie we mgle. Zostają same rusztowania - to one stają się podłogą.  

Gdy symbol się odrywa, diabeł staje się dosłownym. Diabeł zyskuje rogi, diabeł staje się bytem niezależnym, piekło staje się miejscem realnym. Pamiętajcie o epoche!  

U d o s ł o w n i e n i e  symbolu zatraca jego istotę, forma zatraca treść. I debile kłócą się, gagarin stwierdza na orbicie, że nie ma tu żadnego Boga. Niebo to GÓRA, piekło to DÓŁ. Góra dobra? Góra mniej zwarta, bardziej eteryczna. Ziemia zwarta, twarda, zbita. Czyli to, co dobre, to mniej materialne, bardziej eteryczne. Oto jak koduje się ludzką psychikę. Stoimy na bardzo wysokiej piramidzie, która zatraciła orientację góry i dołu; stała się horyzontalną, rozlazła się i rozpiętrzyła na lewo, prawo, dookoła. Widzicie to?  

Jiddu Krishnamurti powiedział, że Rozum jest zabójcą rzeczywistego. Rozum tworzy przedstawienie, słowo jest przedstawieniem. Przedstawienie jest symbolem. Symbolizuje rzeczywistość. Symbol odrywa się od rzeczywistości i już tylko operujemy symbolami. Hiperrzeczywistość. Nie ma ludzi, są roboty i symulakry. Prawdziwy człowiek tylko skowyczy gdzieś z dołu przygnieciony piramidą sprytnomaćkową. Co myśmy zrobili? 

To nie my. To Sprytny Maciek. Taka jego natura, taki jego zawód. Ale on wyszedł poza swoje kompetencje: hydraulik zaczął strzyc ogród, kominiarz przepycha żonę pana domu...pana domu w domu nie ma. 

Mój umysł mówi do mnie różnymi głosami. Ale co jeszcze? Prócz Aniołów i demonów? karimów i serafinów? asurów i dewów?  

BÓG. 

Na samej górze, ani taki, ani taki - a więc i taki, i taki. Bóg rządzi wszystkim, wszechmądry, wszechobecny, poza czasem, poza przestrzenią, IMMANENTNY I TRANSCENDENTNY jednocześnie, w tej najintymniejszej chwili, TERAZ, nie na kartach teologów.  

Anioł rzuca Cię w jedną stronę, demon w drugą. A Bóg? Bóg nie zna strony, zawiera wszystkie - przekracza wszystko. Czynić dobro to zakręcić kołem tak samo, jak czynić zło - koło się kręci. Samsara się obraca. A Bóg? 

Czym jest Bóg, jeżeli założymy, że religia jest pierwotną psychologią, a nie ontologią czy proto-nauką? Czym jest Bóg jeżeli anioły i demony to pluralizm głosów sprytnomaćkowych? Co pozostaje poza tym i owym, złym i dobrym? Co zawiera wszystko, wszystkiego jest źródłem, a jako źródło istnieje PRZED wszelkim głosem?  

Ty.