sobota, 20 października 2012

Nie ważne co sie dzieje, pamiętaj, że nie istniejesz




 Symulakr, symulakrum (z łac. simulacrum co znaczy „podobieństwo, pozór”; liczba mnoga: simulacra) —˜ obraz który jest czystą symulacją, pozorującą rzeczywistość albo tworzącą własną rzeczywistość. Również obiekt materialny wyobrażający istotę żywą, nadprzyrodzoną i fantastyczną w ich trójwymiarowym kształcie. Wykorzystywane w celach religijnych, magicznych, naukowych, praktycznych i zabawowych (np. lalki). Często są wyposażone w pewne atrybuty, potwierdzające ich pozorne życie, na przykład możliwość działań motorycznych.


Spójrz na swój habitus (system schematów myśli, percepcji, oceniania i działania) jak na plastyczną zabawkonstrukcję intelektualną. Gdy usuniesz wszelkie opory, możesz swobodnie surfować po przestrzeniach mentalnych i społecznych, zmieniać się zależnie od kontekstu, sytuacji i wymagań. Musisz przy tym założyć, że ten habitus nie jest Tobą, a to odtożsamienie pozbawia Cię uchwytnego obrazu Ciebie samego, czyni więc dotychczasowego Ciebie tylko "Tobą" (tj. tym habitusem), a więc prawdziwego Ciebie...niczym. Oraz proteuszową wolną wolą! Jednak wybory tej wolnej woli, wyłączywszy opory przed zmianą wynikają z habitusu...jedyną alternatywą jest losowość, random - rzucić się w mnogość, wybierać przypadkowo - to wolność jeszcze większa.

Oczywiście wszyscy jesteśmy bardzo przywiązani do pewnych danych składowanych w umyśle, które definiują czy stanowią "Ja". Inne dane spoczywają w szufladkach zakazanych - tym Ja nie chce być, tego się boi! Ale czasami, w alkoholowym zapomnieniu, w chwili szybkiej, wyprzedzającej mechanizmy oporu prześlizgnie się jakaś perwersja, drobny sadyzm, nienawiść...a potem popłyną potoki racjonalizacji, aby jakoś utrzymać "Ja" w spójności, trzeba będzie nakłamać, że to NIE JA, że to sytuacja, że piłem, że jego wina, że utraciłem czujność...tamy przerwane i gówno szeroką strugą się wylewa...

Pod płytką obejmą naszych otamowań, pieczęci strachu i obowiązku przesuwają się całe rzeki podziemne takich żmijów wypartych, zignorowanych, skontrolowanych dopiero bliżej świadomości, hulające w podświadomości. Albo i funkcjonują w przekłamaniu - nazwane jakoś inaczej, usprawiedliwione.

Zostawmy daleko za nami tę głupią teorię JA. JA nie istnieje realnie. JA jest skonstruowane, w większości w sposób ułomny, toporny, po chamsku i nieświadomie, tj. bez pełnej kontroli nad wszystkimi aspektami tej konstrukcji, dlatego też konstruują nas inni ludzie, inne sytuacje. Skonstruowane z danych wchłoniętych z zewnątrz, niektórych zanegowanych, innych utrwalonych przez nawyk. Iluzję podtrzymuje ciało, czasami integrowane do JA, jeżeli odpowiada, np. wzorcom kulturowym (JAKI JA ŁADNY!) innym razem uprzedmiotawiane, umartwiane gdy ZA: zagrubezachudepryszcedużynosmałychuj. 

Stwierdzi ktoś: ale przecież KTOŚ tymi danymi obracać stwarzając konstrukt-kukiełkę, nawet uznając tę kukiełkę za siebie, traci prawdziwego siebie, tak jak malarz zatraca się w obrazie, zatraca i zapomina, ale nie odbiera tym samym sobie istnienia! Kto jednak maluje ten obraz? Jeżeli język, którym poznajemy świat KONSTRUUJE ZE SWOJEJ NATURY, powiedzieć czy pomyśleć coś to już ująć to w konstrukt, to jak inaczej możemy siebie poznać?

OBRAZ I MALARZ TAŃCZĄ WE WSPÓŁZALEŻNYM, PRZENIKAJĄCYM SIĘ NIEUSTANNIE PLĄSIE OMYŁEK PRZEDSTAWIAJĄCEGO Z PRZEDSTAWIANYM, obiektem i obiektu symbolem. Co tańczy? Pustka z formą. Pustka, więc NIE MA MNIE. A "Pustka" to już forma. A PUSTKA? 

Czytelniku! Dostrzeż przez moment ten ogromny błąd, fundamentalny błąd samego serca Ciebie: Ciebie! Dostrzeż, doświadcz jakbyś dostał bułę na ryj, nie jako nowinkę yyyciekawą myśl. Przez moment.
CIEBIE NIE MA, ROZUMIESZ? 
I wówczas nigdy już świadomie nie powiesz "JA", będziesz mówił odruchowo, będziesz mówił bo nie masz wyboru. Ale zostanie ten cierń w sercu: ale mnie nie ma. Język mnie stwarza, muszę stwarzać siebie dalej, także tego pragnę, istnieć w umyśle swoim jako jakiś JA i istnieć w umyśle innych. Myślisz siebie samego, logika potoczna wymusza myślącego i myślane, nie dopuszcza takiego continuum, być może jest i ten myślący, jak go jednak poznać? 



***



Przeteoretyzowawszy swój mózg wprowadzam się w radykalny stan META, w którym dostrzegam w świecie uogólnione związki form, relacje podsystemów habitusów ludzi, z którymi mam do czynienia. Rozum dokurwiony kofeiną i wielowarstwową teoretyką wszędzie wznosi mosty abstrakcji, dorabia związki. Czy to jest właśnie ten świat idei, zrodzony z percepcji skrajnie ulewopółkulnionego umysłu?

Co zabawne? Że rozum sam mówi, gdy się go pobudzi w/wym. aktywizatorami - zaczyna w głowie wygłaszać intelektualne peany, mnoży fraktale rozkmin i wniosków zakotwiczone w rzeczywistości zmysłowej niewielką wymianą zdań, reakcją na słowo mimowolne, gestem czy spojrzeniem spode łba.

Lepiej nie budzić skurwiela.

Chociaż...myślicie sobie, że jestem taki przerozumowany? Że tyle kmini bez sensu i od życia się odrywa? Ha! Ja jestem META wobec META! (diabelsko wyszczerzony Dominik pyta z chochlikiem w oku: ALE KTO? "Diabelsko wyszczerzony Dominik myślą kolejną, która się pojawia, zrodzoną w porodowych mękach uświadczenia braku siebie) Wpierw szczebelek Meta-prim - poziom rozumowy, świata idei, związków abstrakcyjnych, fraktali rozkminnnych. Drugie META jest ponad Meta-prim, widzi z wysoka te wszystkie konstrukcje, wznoszące się same z siebie, wypiętrzające tam, gdzie tylko uwaga na nich spocznie, wstęgi myśli rozwijane poza czasoprzestrzenią, okraszone coraz to nowymi wybuchami skojarzeń, rodzących nowe związki, przywołanych z dna pamięci teoriami i zdarzeniami korelującymi z obecnym strumieniem analiz, i to wszystko, jak widać, ubrane w całkiem niebanalną poetykę...lol. Rozkwitają galaktyki myśli, szybko łamią i przekraczają zasłonę praw fizyki, praw logiki, rozpiętrza się spam-bełkot...

Czy jesteście w stanie ujrzeć w całym swym majestacie ten proces tańca rozumu? ROZUM wyzwolony od ograniczeń toków myślenia (które to wyzwolenie dzieje się dzięki wyjściu poza rozum i spoglądaniu i kierunkowania go poza nim) śpiewa implikacjami, związkami i wnioskami, bez higher purpose - po prostu postępuje zgodnie ze swoją naturą. Można go skanalizować w wątek, w jakieś zadanie, jednak puścić go na samowolkę to obserwować, jak produkuje nieprzerwanie ciągi przemyśleń, fika sobie radośnie! :)

Rozum uwolniony z okowów gramatyki rozkonstruowuje, rozteoretyzowuje labirynty przekmin i dokmin, zapętla wstążniste systemy ludzkiej interferencji, rozpycha się łokciami między konwencjonalnymi słowami (a język polski daje ku temu szerokie pole popisu), dzięki temu WYDOBYWA NOWE ZNACZENIA zrodzone z nowych konstrukcji rdzenia i przed-przy-rostków, prefiksów i zafiksów, czaruje rozum, który próbuje to sobie wszyswtko wyobrazić, wyobrazić rozprzejrzyściające się do wewnątrz światłokwiatosystemy...

PARABOLE TAŃCZĄ
TAŃCZĄ
TAŃCZĄ
TAŃCZĄ