czwartek, 10 stycznia 2013

Dlaczego tak bardzo chcę z Tobą porozmawiać?

Spo-ko-jnie.

Piszę tutaj, rozmawiam z ludźmi (z którymi prawdziwa, a nie wirtualna rozmowa jest możliwa), a także rozmawiam wciąż ze sobą w swojej głowie pragnąc zrozumieć zewnętrzny świat relacji i zasad międzyludzkich oraz wewnętrzny świat mojego umysłu. Wewnętrzny świat mojego umysłu jest dwojaki: to unikalne struktury mojego habitusu oraz uniwersalne zasady działania ludzkiego umysłu, który tworzą także ten habitus. Te dwa światy (wewnętrznie zwielokrotnione jak matrioszka) są w istocie jednym światem, co należy sobie powtarzać nieustannie podczas czytania poniższych słów.


Rozmowa albo pisanie może być jak taniec, jak chodzenie po linie, jak machanie flowerstickiem. Taki wymiar relacji ukazuje się, gdy patrzymy na nią jako na proces; który toczy się właśnie teraz, dynamicznie i zmiennie. Rozmowa ze sobą, pisanie, albo rozmowa z innym człowiekiem - wszystkie te rodzaje wyrażania są relacją, interakcją. To oczywiste w konwersacji dwóch rozmówców. Ale także myśląc, rozmawiając ze sobą w głowie doprowadzam do interakcji różnych głosów w mojej głowie - więc interakcja-relacja ma miejsce zawsze, w każdej chwili, czy to samotnej, czy wspólnie dzielonej. 

Prowadząc interakcję albo mogę dążyć do zwycięstwa MOICH racji, MOJEJ strony, albo mogę dążyć do porozumienia mojej strony ze stroną drugą. Rozmawiając ze sobą mogę myśleć o jednych głosach w liczbie pierwszej, a innych - trzeciej (TE myśli). Mogę także myśleć o innych głosach w liczbie drugiej (TY we mnie). Mogę rozróżniać świadomie, albo nieświadomie, automatycznie.

Gdy prowadząc rozmowy wewnętrzne, ze sobą, dążę do pogodzenia mnogości głosów we mnie mówiących (albo zharmonizowania energii, które kryją się za tymi głosami) jednocześnie dążę do porozumienia z głosami, które należą do innych ludzi, którzy się do mnie zwracają. Ci inni ludzie też są konglomeratem głosów - żaden człowiek nie istnieje jako pojedyncza jednostka; każdy jest wielością w jedności ciała, albo jedności języka ("Ja").

To zasada analogii: mikrokosmos odzwierciedla makrokosmos - te same zasady we mnie, te same zasady w relacji mnie ze światem. Gdy więc kłócę się ze sobą, kłócę się z innymi. Oczywiste.

Moi rozmówcy stają się aktorami różnych głosów w mojej głowie. Osoba przejawiająca moje wady budzi moją niechęć - utożsamiam ją z głosem, któremu ulegam, a którego (z poziomu innego głosu, głosu obowiązku) nie lubię. Tak samo: utożsamiam głosy dobre we-mnie z głosami innych ludzi, i odczuwam do nich miłość, życzliwość. Przy tym uogólniam osobę do głosu, którym do mnie przemówiła wtedy a wtedy, gdy dokonałem tego utożsamienia.

Także ludzie, z którymi wchodzę w interakcje, stają się pośrednikami mnie dla mnie. Ściślej: zapośredniczam różne głosy mówiące we mnie w różnych ludziach (zapośredniczam wnętrze przy pomocy zewnętrza). Dalsze konsekwencje: czy tęskniąc za kimś, kogo kocham, tęsknie i za głosem, który mówi we mnie? Jeżeli więc jakiś człowiek staje się symbolem tego głosu we mnie, czy jego zniknięcie oddala mnie od tego głosu we mnie? Jeżeli ten człowiek jest koniecznym pośrednikiem?? Jeżeli nie chcę wejść w kontakt z jakimś głosem we mnie, to nieobecność osoby przyporządkowanej do tego głosu budzi moją ulgę? Relacja to więc układ zwierciadeł -> odzwierciedleń -> pośredników, przez który spoglądamy na siebie. Spoglądając na siebie spoglądamy na świat. Spoglądając na świat, spoglądamy na siebie....

Relacyjność zawsze zakłada dwóch, biorących udział w relacji. Jedna strona, druga strona. Ja pojmuje siebie przez innego, inny pojmuje siebie przeze mnie. Dwie strony łączy relacja - dwie strony są także, w istocie, jednym, bo wszystko jest jednym. Oj oj oj...konstrukcje się sypią, rozwalają jedna po drugiej.

Wszystko rozwinęło się od pytania: Dlaczego tak bardzo chcę z Tobą porozmawiać?

Jesteś dla mnie unikatowym pryzmatem - wypowiadając słowa do Ciebie, otrzymuję przefiltrowaną przez Ciebie - unikatowo - reakcję. Słuchając Ciebie i znajdując podobieństwa, znajduję radość innej perspektywy, uwalniającą mnie ode mnie, a jednak pozwalającą mi lepiej zrozumieć mnie. ułomne słowa się sypią:) Jakiego MNIE? Inaczej: mówisz głosem, który mówi i we mnie - to budzi we mnie ten głos, budzi radość współobcowania, budzi radość innej perspektywy tego samego.

Słowa słowami, ale chciałbym także spojrzeć na Ciebie w zupełnej ciszy - porzucić na chwilę grę dopasowywania wzajemnych znaczeń - i spojrzeć Tobie w oczy i poszukać w nich...czego?

TEGO.

Patrzeć w nie i słuchać z rozbawieniem cicho szemrzącego we-mnie strumyka wątpliwości, socjolęków (czy tak patrzeć wypada? co pomyśli?) jęku przerażonych zwierząt we mnie każących wyrzec słowo, aby z powrotem osadzić relację na torach konwenansu; konwenansem konwenansów jest wymiana słów. Czy ta cisza, samo spojrzenie, też jest przestrzenią do porozumienia?

:) Tak.