niedziela, 11 lutego 2018

Jak zjeść własny cień



Świat tonie w morzu fałszu i kiepścizny. Nie ma znaczenia, na ile jesteś tego świadom, ponieważ wiedza o upadku ludzkich relacji czy zanieczyszczeniu planety przyniesie tylko więcej goryczy. Nie ma także wielkiego znaczenia czy zaangażujesz się w prospołeczne aktywności, bowiem kropla Twojej życzliwości roztopi się w wielkich plamach ropy. Z miłości do zwierząt staniesz się wege-faszystą, a wiara w dobro i jasność uczyni Cię Mr Nice guyem, z wrzącą frustracją pogrzebaną żywcem, głęboko głęboko w Twojej podświadomości. Będziesz dzielnie udawał, że się cieszysz, a jeżeli ktoś Cię striggeruje, to zaksztusisz się własnym samopolitowaniem. Bo przecież trzeba być miłym. 

Masz pomysł na samorozwój? Mateusz Grzesiak z kolegami zabiorą Twoje pieniądze, a zaśmiecony bzdurami rynek rozwojowy osuszy do reszty rzekę Twojej uwagi i zaangażowania. Duchowy marketing zaczaruje Cię na chwilę, i zostawi z zestawem tricków i brudem na wierzchu; Twoim brudem, którego nie domyjesz ziołowym mydłem, bo ten brud jest głeboko w środku. 

I co z tym zrobić? Możesz się porządnie wkurwić.  Tylko proszę, zrób to naprawdę dobrze.   


Poniżej znajduje się tłumaczenie tekstu Davida Chapmana, który w oryginale odnajdziesz tutaj. Będę regularnie tłumaczył i poszerzał jego teksty, oraz poprzedzał je wstępem, jak ten poniżej. 

Wstęp

Jednak żeby to zrobić, nie wystarczy rzucić paru przekleństw i narazić się na niezręczność w towarzystwie. 
Duchowość negatywna, obecna we wszystkich religiach świata ukazuje ścieżki i dostarcza narzędzi, dzięki którym możemy rozjaśnić nasz gniew.  
Gniew jest tutaj synonimem: nienawiść, żal i odraza, a szczególnie strach mieszkają w tym samym domu. Tym budynku po drugiej stronie ulicy, którego nie chcesz odwiedzać. A kiedy sąsiedzi pukają do drzwi, udajesz, że Cię nie ma.  

Większość dróg rozwojowych wskazuje na spokój i miłość jako źródła szczęśliwego życia. W rzeczywistości, miażdżąca większość ofert, które kuszą relaksem i uważnością to zwykły fałsz. Ten fałsz to wejściowe drzwi, ponieważ inaczej niewielu chciałoby wejść. Potrzebujesz obietnicy, potrzebujesz nadziei. Po latach, możesz nabrać sceptycyzmu, albo włączyć duchowe i rozwojowe tricki w kolekcję własnych wyparć. W psychologii, nazwano to duchowym bypassingiem, który w USA zdążył zebrać  swoje żniwo, wraz z degeneracją kontrkultury hippisów. Możesz także zamieszkać w ciasnym domku, zbudowanym z wieloletniego zawężania się na jakimś systemie wartości. 

Możesz także zwolnić oddech, posłuchać pozytywnych wibracji albo przytulać drzewa. W końcu przecież miłość wyjdzie na wierzch, alleluja. 

Niestety. Być może ukaże się i rozgrzeje serce, ale to raczej przypadek. Nadal będziesz tym człowiekiem, którym nie chcesz być - z całym ładunkiem przeciętności i strachu, który niesiesz na plecach od dziecka. Żeby przepoić swoje życie autentyczną miłością, potrzebujesz sięgnąć do tego, co w Tobie niekochane. I niezależnie od narracji, nie będzie to  przyjemna podróż. 


Co więcej, podróż ta kryje się w samym środku codziennego życia. Tak samo niechęć, gniew i odraza; nieustannie bąblują  pod powierzchnią naszych small-talków i uprzejmości. 
Jesteśmy nieszczęśliwi, a sposobem walki z nieszczęściem są kolejne warstwy wyparcia, często przystrojone w słodkie i świetlane ideały. Ta strategia produkuje rzesze nieautentycznych ludzi, kolekcje przypiętych uśmiechów.  
  
-Człowiek -...- żeby żyć między innymi ludźmi, musi nabyć pewnych umiejętności towarzyskich. Umiejętności przemilczania prawdy: spotykasz znajomego, nie mówisz mu na dzień dobry, że jest świnia, chociaż jest świnia; witasz się z damą, nie mówisz jej, że zbrzydła, chociaż zbrzydła. Umiejętności stosowania konwenansów: "miło mi pana poznać" - gdy właśnie jeszcze go nie znasz, więc skąd w tym co miłego? Umiejętności akceptowania powszechnego zła: ludzie i najlepsi czynią zło nierzadko bezmyślnie, bezinteresownie, w sprawach codziennych i mało ważnych, zarazem czyniąc wielkie dobro w sprawach najcięższych - trzeba przyjmować jedno z drugiem: gburowatość, chwalipięctwo, krzykliwość, kłótliwość, zazdrości i egoizmy; z tym i święci do nieba idą. Człowiek ogładny zamyka na to oczy, nie nazywa po imieniu, żyje obok tego, nie przekłada Dekalogu do drobiazgów, o których milczy Biblia. 

-Jacek Dukaj, Lód



Skąd ta podskórna sztuczność?  

Począwszy od wychowania, a kontynuując na wielości Guru Dobrego Nastroju, ludzie uczą nakładania, a nie manifestowania. Jaki jest rezultat? 
Jesteśmy zdolni do społecznego funkcjonowania, ale nie potrafimy być sobą. Cały ten reżim kontrolowania swojej ekspresji oducza człowieka bycia sobą. Bycia szczerym, intensywnie autentycznym. Wiesz co należy mówić, lecz nie czujesz, co sam byś powiedział. Potrafisz się zachowywać, ale nie umiesz zachować siebie.  

Tak ułożony człowiek to ludzki robot. Pomimo, że posiada wąskie poletko autentyczności podlewane alkoholem i kawą, jego przeznaczeniem jest służyć. Współczesna ekonomia znajdzie mu wiele zajęć, zanim zastąpią go roboty. Oczywiście, ethos przeciętności może zaprowadzić Cię wyżej: jeżeli naprawdę dobrze nauczysz się udawać kogoś, kim nie jesteś. Możesz też "porzucić cywilizację" i żyć na jej peryferiach, z udrapowanymi ideałami. Ale co z tego?


Bycie sobą oznacza ekspresję wszystkiego, co w Tobie jest - nie tylko tego, co jest oczekiwane i nagradzane. Jeżeli odcinasz cokolwiek, odcinasz wszystko, całe bycie-sobą. Nie da się inaczej.  

I w pewnym momencie odkrywasz, że serce po prostu wyschło. Emocje spłaszczają się, relacje tracą intensywność. Sięgasz po stymulację, żeby zwiększyć emocje sportem, używkami albo seksem - ale stopniowo jest coraz gorzej, ponieważ to dążenie do pobudzenia ma taki sam korzeń, co manipulowanie psychiką, którego wymagają społeczne struktury. Wspólnie udajemy przyjemnych i wspólnie zachlewamy się alkoholem, wypłukujemy kawą i wyniszczamy papierosami.   

Być może myślisz, że nie piszę teraz o Twoim życiu. A jednak założę się o sutą kolację, że kryjesz w sobie miejsca, gdzie Twoja unikalność dusi się i gnije; a w niej drzemią siły, które uczynią Cię nie do poznania dla samego siebie.   

Wbicie łopaty w ten grób jest moją głęboką potrzebą. Poczytaj o innej drodze i odzyskaj siebie. 

Więc, wszyscy jesteśmy potworami. i co z tego? 


Sugeruję, że mamy trzy sposoby odniesienia się do własnego potwora: odrzucenie, odwrócenie albo integracja czy włączenie (incorporation). Ten tekst poświęcony jest włączeniu. Przedstawia podejście wiodące do objęcia własnego potwora, przekształcenia go i przywrócenia do własnej dyspozycji. 

Istnieje wiele buddyjskich metod integracji potwora. Tradycyjnie używamy praktyk gniewnych jidamów, które bezpośrednio budzą nas do bycia oświeconym potworem. W praktyce, jest to skuteczne u niewielu ludzi Zachodu. (...) 
Doświadczenie własnej potworności bez osądzania jest konieczną częścią jej ponownego włączenia. (...) 

Poniżej przedstawię inne metody, które mogą być użyte przez każdego. Nie są one proste i całkowicie bezpieczne, ale nie wymagają także formalnych inicjacji. Niektóre nie są buddyjskie, ale za to kompatybilne z buddyjskim poglądem Dzogchen. Mogą także wydawać się przeciwne do mainstreamowego (sutrycznego) buddyzmu - ale nie powinno być to problemem. 

Wygnanie i Bunt 

Wyparcie jest najprostszą strategią radzenia sobie z własnymi, potwornymi jakościami. Prawdopodobnie, jest to jedyna możliwa strategia przetrwania podczas dzieciństwa. Wówczas odcinamy od siebie różne rzeczy: seksualność, dzikość, impulsywność, wolność, kreatywność, lęk przed śmiercią, ekstazę czy destrukcyjne pożądania. Każde z nich jest do pewnego stopnia dozwolone w ramach społecznych ograniczeń, są jednak zbyt niebezpieczne, żeby zostały zaakceptowane w swojej pełni. Więc, kiedy dorastamy, spychamy je coraz bardziej, w końcu negując samą ich obecność w nas. W rezultacie, człowiek traci pozytywne aspekty tych wypartych jakości, na równi z częściami, które są nieakceptowalne. 

Niestety, to samookaleczenie i oślepianie siebie nigdy nie będzie skuteczne. Jungiści określają je jako cień. Gniew, pożądanie i kreatywność, kiedy zostają wygnane, ropieją i mutują w ciemności. Dojrzewają w odrazie i szukają zemsty. Kiedy stres i wyczerpanie osłabia zagrody oddzielające "ja" i "cień", dochodzi do erupcji i odcięte energie sieją spustoszenie. Widzialne i "jasne" ja odwraca od nich oczu, dlatego nie zostaje ostrzeżone w porę i nie ma pojęcia, jak radzić sobie z wyzwolonym cieniem. Wyparcie wydaje się najmniej niebezpieczną strategią radzenia sobie z demonami, ale kiedy się załamuje, rezultaty są katastrofalne. I nawet, kiedy udaje się "pozbierać do kupy" płacimy wysoką cenę straconego czasu, energii i mocy. 

Zjedz swój cień  

Niektóry Jungiści określają ponowne włączenie jako jedzenie cienia. Uwielbiam makabryczność tej frazy, więc używam jej, nawet jeżeli nie jestem zwolennikiem teorii Junga. Jungiści mówią o cieniu jako metaforze "wypartych części siebie". W Buddhadharmie mówimy raczej o wypartych aspektach doświadczenia. 

Spożywanie cienia jest wolne, powtarzalne i zwykle nieprzyjemne. Nie wystarczy, że pójdziesz na weekendowy warsztat. Jedzenie cienia przypomina raczej restaurację w piekle. Musisz przeżuwać i przeżuwać, nawet jeżeli talerz pełen demonów rozciąga się na cały horyzont. Cały proces zajmuje lata. I jest odrażający. Cień obejmuje wszystko, co wyparłeś jako ciemne i oślizgłe, przerażające i wstydliwe. Kiedy już jednak w to wejdziesz, jedzenie okaże się ekscytujące. 

Jedzenie własnego cienia nie jest pracą, którą wykonuje umysł, i nie ma nic wspólnego z naszym "duchem". Gadanie o "duchu" czaruje koncepcją pięknych, eterycznych istot, którymi powinniśmy być. Rzuć to wszystko na szalę, jeżeli chcesz zdziałać cokolwiek w pracy z cieniem.  

Jedzenie własnego cienia jest głęboko związane z ciałem, włączając jego wilgotne i metaboliczne aspekty. Cień jest bliski odczuć w Twoim brzuchu; mdłości, skurczów i ssania - odczuć niezdatnych do obrobienia w metafizyczne idee. 

Istnieje pięć sposobów na jedzenie cienia: polowanie, przeżuwanie, przełykanie, trawienie i wypalanie. 


·        Ludzie zwykle ukrywają rzeczy przed sobą. Musisz udać się na polowanie, jeżeli chcesz je z powrotem odnaleźć.  

·        Przeżuwanie cienia staje się ekstremalnie intymne, jeżeli przyjmiesz odciętą część rzeczywistości i głeboko jej doświadczysz, nie powstrzymując niczego 

·        Przełykanie cienia bierze go "do środka", dzięki czemu staje się Tobą - nie jest już "nie Tobą". Czasami zwymiotujesz cień z powrotem i będziesz musiał znowu go przeżuć, jak krowa. 

·        Kiedy przetrawiasz swój cień, staje się zwyczajną częścią życia. Już nie jest przerażający, zmienia swoją konsystencję, staje się bardziej plastyczny 

·        Przetrawiony cień jest paliwem do kreatywnej pracy i rzeczywistej magii 




Będę kontynuował tłumaczenie tekstów Chapmana w następnym wpisie.