poniedziałek, 23 lutego 2015

Materializacja ciała



Pogląd o spoistości, trwałości oraz materialności świata i ciała prowadzi do materializacji. Jest to, dosłownie mówiąc, zabieg umysłu usiłującego wytworzyć (wynaleźć) materialność w ciele. Jednak nie tyle umysł odciska swój ślad na ciele; umysł po prostu jest ciałem. Dlatego też w ciele odbijają się i zapisują myśli, przyjmując ucieleśnioną postać. Ciało jest rezerwuarem karmy.  


Materializacja, reifikacja, obiektywizacja czy urzeczowienie to synonimy tego samego zgubnego zabiegu, w którym umysł wytwarza coś spoistego przez uważanie rzeczywistości za coś spoistego. Materializacja to usztywnianie ciała za pomocą przywiązania; wznoszenie architektury mikro-spięć odzwierciedlających strukturę ego. Skutki uboczne tego zabiegu najtragiczniej przejawiają się w tworzeniu samego siebie. Umysł performuje spoistą osobowość ustalając i uściślając sieci mikrospięć w ciele. Człowiek behawioralnie naśladuje różne postawy, wyrazy twarzy, odruchy i w ten sposób wpisuje w siebie formy. Jest to dosłownie język ciała (w sensie współobecności języka i ciała, a nie metafory) Te sieci, jak tysiące mikro haczyków wbitych w ciało rzucają nim po świecie jak kukiełką. Służą do mechanistycznego sterowania ciałem. Ciało zostaje urzeczowione i ujarzmione! Co za tragiczny błąd poznawczy!



Pogląd o materialności ciała współcześnie wpisał się w tzw. światopogląd racjonalistyczno-naukowy. Ma jednak bardzo długi rodowód i był krytykowany już w czasach Buddy (pomiędzy drugą skrajnością negującą istnienie wszystkiego). Pogląd o materialności świat jest zwyczajnie znaturalizowany; ustanawia się na mocy aktu wiary.  Rozpoczyna to proces utwardzania, materializowania ciała przy pomocy ścieżek spięć, które wdrukowują się w ciało w postaci tzw. habitual patterns.  



Dlatego też człowiek czerstwieje, co bezpośrednio nazywa się starzeniem. Starzenie to zagęszczenie siatki mikrospięć obejmujących całe ciało kolczastym pancerzem. Reich nazywał go pancerzem charakterologicznym. Najwyraźniej widać te niewidzialne ścieżki spięć na twarzy, której rozmaitość mimiki z wiekiem ogranicza się do pewnej liczby masek następujących sekwencyjnie po sobie. Dlatego też praktyka qigong zawiera m.in. prosty masaż twarzy, który luzuje stężałe ścieżki napięć, które je obejmują jako różne miny, maski gotowe wyłonić się w reakcji na odpowiedni warunek. 

(Nawiasem mówiąc, owe napięcia powodują po prostu blokadę przepływu qi )



Po prostu: karma akumuluje się w ciele. Zbieranie karmy zachodzi w momencie, kiedy umysł "zamierzy" (najprostsza definicja karmy to zamierzone działanie) się na daną czynność. Można każdorazowo odczuć to zamierzenie w postaci lekkiego spięcia konkretnych mięśni, które następuje przed zrealizowaniem czynu. Proces wchodzenia w ciało i wyczulania się na subtelności jego działania pozwala dotrzeć do coraz subtelniejszych napięć i zrywów zawiązujących się coraz głębiej w ciele. Jest to najprościej sformułowana idea praktyki medytacyjnej jaka istnieje.


Być może właśnie dlatego chrześcijaństwo posiada taki awers do ciała, lokując w nim źródło wszelkiego zła po oddzieleniu odeń umysłu. Paradoksalnie owo oddzielenie wpisuje się również w ciało jako granica; być może to właśnie to oddzielenie wyślepiło całe ciało, rozemgliło nad nim nieświadomość i wepchnęło wszystko do głowy.

Proces rozpuszczania; puszczania stanowi stopniową i skupioną eliminację tej siatki napięć. Oczywiście, nie można sfabrykować eliminacji przez wytworzenie kolejnych spięć niejako "nałożonych" na te pierwsze. Z perspektywy oświetlonego uważnością ciała można dokładnie uchwycić, na czym polega rozpuszczanie. Co ciekawe, samo przeświadczenie o granicy ciała zostaje sfabrykowane przez wryte w ciało ścieżki napięć. Kiedy człowiek rozpuszcza te granice doświadcza bezpośrednio braku granicy pomiędzy swoim ciałem a środowiskiem. Generalnie, ścieżki napięć wpisane w ciało granicą; jest to jedyny rzeczywisty przejaw granicy jaki istnieje. Jedyna granica jaka istnieje w rzeczywistości to "granica" spreparowana przez ciałoumysł!

W doświadczeniu naturalnie nie ma żadnych granic. W neuronaukach od lat akceptuje się brak rzeczywistej granicy pomiędzy ciałem a otoczeniem, a także ciałem a umysłem. Jednak ta kartezjańska granica, podzielenie jedności psychofizycznej na umysł-pana i ciało-zwierze nie jest wyłącznie naukowym lamusem. Podstawowa idea rozdzielenia przeniknęła do myślenia potocznego i rozlała się po ludzkich ciałach.