piątek, 13 lutego 2015

Gramolenie



Każdy człowiek odczuwa przywiązanie jako coś przykrego. Poczucie bycia uwiązanym na smyczy do jakiegoś obiektu jest tylko projekcją umysłu. Umysł jednak spina ciało i kieruje je w jakimś kierunku, co samo w sobie jest czymś nieprzyjemnym. Pojawienie się w umyśle przywiązania i wyprojektowania przezeń poczucia braku tworzy stan zawężenia. I właśnie to zawężenie, zamglenie czy zgłupienie może wywoływać dyskomfort. Każdy człowiek bowiem dąży do wolności

Niestety, małpi umysł myli przykrość powstałą z samego przywiązywania się z przykrością braku tego, co jest obiektem przywiązania. Przez tę pomyłkę rzeczywista chęć uwolnienia kanalizuje się w stronę obiektów, które obiecują nadzieję zaspokojenia. Najprościej mówiąc dyskomfort powstały z obecności przywiązania doprowadza do jego zacieśnienia. Oto cała bieda naszej egzystencji.

Moment uświadomienia sobie, że to samo przywiązanie a nie brak obiektu przywiązania jest rzeczywistą przyczyną dyskomfortu doprowadza umysł do szaleństwa. Odwieczna relacja ja-dążenie-obiekt dążenia zawala się. W bezpośrednim doświadczeniu pozostaje tylko przykre ssanie przywiązania, które niczym rzutnik projektuje gdzieś w przestrzeń obiekt tego przywiązania. Zawsze przypomina mi to scenę ze Strusia Pędziwiatra, w której Kojot maluje na ścianie tunel z poprowadzonym pasem drogowym.



Sytuacja, w której Struś wbiega w tunel namalowany przez Kojota jest doskonałym przykładem na mechanizm przywiązania; to nie rzeczywisty człowiek, rzecz, czynność czy zjawisko są obiektem pożądania, lecz uzewnętrzniona, podstawiona pod powyższe myśl! W następnej scenie Kojot rozbija sobie głowę o mur, co czyni ten przykład doskonale kompletnym.

Po przeniknięciu tego mechanizmu pozostaje bezpośrednie odczucie przykrego ssania. Szalony umysł nadal jednak szarpany jest w stronę tego, czego mu brakuje. W ten sposób ludzie podświadomie niszczą wszelkie szanse na odzyskanie czegoś, co stracili albo odwrotnie; idą w ekstremę i oporowo przesadzają.

Ostatnio miałem wspaniały sen. To był somatyczny sen i byłem częściowo wybudzony; przez umysł przelewały się obrazy przykrych sytuacji wywołujących mój lęk, natomiast ciało dosłownie próbowało się z nich wygramolić. Można to łatwo połączyć z napięciem, które powstaje w ciele kiedy zakleszcza się na nim przywiązanie (natomiast ubocznym skutkiem zaspokojenia jest rozluźnienie). Ciało samo szukało pozycji, które naciągały i rozluźniały te napięcia, sny były zaś wygenerowane z samych napięć, były ich mentalnym odbiciem.

Wychodząc od tego przykładu można ujrzeć dużą część ludzkiego życia jako takie "gramolenie się". Umysł nie odnajduje obiecanej gratyfikacji w żadnym obiekcie przywiązania, przerzuca się więc na nowe nie uświadamiając sobie, jak wyżej, że samo przywiązanie wywołuje dyskomfort, nie zaś brak zaspokojenia. W ten sposób, szarpanie się z życiem można ujrzeć na podobieństwo kotka, który zaplątał się w woreczek foliowy i robi odruchowe ruchy ciałem próbując wydostać się z pułapki. Działanie to jest dalece instynktowe i jedynie z wierzchu poprószone warstwą racjonalizacji.

Dzielne zwierzęta mówiące, jakimi jesteśmy, nieustannie walczą o własną wolność. Dlatego mówi się, że wszystko dąży do Wyzwolenia. Dzięki temu ujęciu można przestać patrzeć na karmę jako coś przykrego i grzesznego; wszystkie przepływy karmiczne niosą szczęśliwca ku wyzwoleniu, wskazują na rzeczy do naprawienia i niepozałatwiane sprawy. Wystarczy tylko troszeczkę sprytu i praktyki, żeby użyźnić własną glebę całym cierpieniem, smutkiem, rozczarowaniem, gniewem, głupotą i zagubieniem. W naszej kulturze ten spryt, mądrość szalona przechowała się pod mianem "poczucia humoru" .