niedziela, 1 marca 2015

Ciało jako obrzydliwość







 




Jakiś czas temu dzięki blogowi pewnego mnicha therawadyjskiego natrafiłem na serię filmów na youtube eksponujących martwe ciała w przeróżnych konfiguracjach i sytuacjach. Filmy te zawierają zdjęcia z pogromów, ciała w różnym stadium rozkładu, resztki organizmu po sekcjach zwłok (i same nagrania z sekcji zwłok), ludzi dotkniętych dysplazją Lewandowskiego-Lutza, fragmenty szkieletów, ludzkie organy i narządy, itd. Tissa Dissanayaka, który jest autorem powyższych filmów korzysta również z medycznych planszy opatrujących poszczególne części ciała medycznym komentarzem. Po zdjęciu rozciętej klatki piersiowej pojawia się np. plansza wyjaśniająca działanie układu oddechowego.



Każdy z filmików zaopatrzony jest w ścieżkę dźwiękową Sutty Girimananda. W powyższej sutrze Buddha zostaje poproszony o rozmowę z mnichem Girimanandą, który zapadł na ciężką chorobę. Buddha wymienia zatem kolejne części ludzkiego ciała:  


Otóż Anando, bhikku rozważa to ciało od podeszew stóp w górę i od włosów na głowie w dół, zawarte w skórze jako pełne wszelkiego rodzaju nieczystości. Na to ciało składają się włosy na głowie, włosy na ciele, paznokcie, zęby skóra, mięso, ścięgna, kości, szpik, nerki, serce, wątroba, przepona, śledziona, płuca, jelita grube i cienkie, kał, żółć, flegma, śluz, krew, pot, łzy, tłuszcz, ślina, smarki, olej stawów i mocz.  


Wyżej wspomniane filmy można rozumieć jako wizualną postać medytacji, którą zalecał Buddha. Pytanie brzmi, jaki jest jej sens? Mamy do czynienia z bezpośrednią, pozbawioną metaforyki ekspozycją poszczególnych fragmentów ludzkiego ciała. Systematyczne wymienianie przez Buddhę poszczególnych części ciała skojarzyło mi się z językiem medycznym. Jest to właściwie jedyny dyskurs w naszej kulturze, który mówi o ciele w sposób obdarty z wszelkich estetycznych i symbolicznych warstw, które my sami na ciało nakładamy.  



Sutta Girimananda, a także inne, np. sutta Kayagatasati zalecają spojrzenie na ciało jako na coś obrzydliwego. Wariacje tego zalecenia można zauważyć także w innych religiach, chociażby w chrześcijaństwie czy hinduizmie. Tego rodzaju medytacje mają bardzo prostą funkcję; mają one odczarować i uwolnić ciało z w/wym. warstw, którymi je owijamy. Ciało jako obiekt pożądania czy jako  zjawisko estetyczne wpisane w zmienne normy piękna i brzydoty zatraca swoją rzeczywistość. Ma to dosyć przykre konsekwencje dla właściciela ciała.  



Główną konsekwencją jest odcięcie ciała od pola doświadczenia. Kierunek doświadczania większości ludzi jest skierowany na tzw. "zewnątrz". (Ująłem to słowo w cudzysłów, ponieważ tak naprawdę owo "zewnątrz" jest raczej uzewnętrznioną projekcją norm, oczekiwań, pragnień i innych umysłowych tworów.) Natomiast słynne "wnętrze", którego poszukują duchowi drifterzy i zblazowana klasa średnia to po prostu rzeczywistość ciała. Mamy w ten sposób bardzo konkretne znaczenie tego, co miałoby oznaczać tajemnicze "zagłębianie się w swoje wnętrze". Zwykle bowiem to "wnętrze" jest wyjaśniane w mętny i metafizyczny sposób. 



W ścieżce duchowej często pojawia się moment przełomowy, po którym postrzeganie swojego wnętrza w ogóle staje się możliwe. Czasami przychodzi on niezauważalnie, czasami uderza jak grom. W momencie takiego przełomu człowiek staje się zdolny do postrzegania własnych zjawisk umysłowych. To one, co oczywiste, zachodzą "wewnątrz". Prostym wyjaśnieniem tego przełomu jest poluzowanie barier, którymi człowiek obłożył swoje ciało. Na Zachodzie mamy całą kolekcję takich barier sygnowanych imieniem myślicieli i tradycji; dualizm ciała i umysłu ma rodowód chrześcijański, odgraniczenie jednego i drugiego odsyła do filozofii Kartezjusza, etc. A więc, możemy mówić o somatycznych konsekwencjach wielkich idei filozoficznych; zazwyczaj opłakanych dla naszego kontaktu z własnym ciałem. Sam dualizm ciała i umysłu, a także wyniesienie umysłu ponad ciało jako "jeźdźca", który okiełznuje i panuje nad swoim "koniem" prowadzi do wyparcia ciała z pola doświadczenia i zmechanizowania go.  



Buddha w przemyślny sposób używa odrazy jako środka do odpośredniczenia ciała. Odraza czy obrzydliwość jako uczucia nieprzyjemne stanowią antidotum na afektywne przywiązanie do ciała. W Kanonie Palijskim pojawia się ciekawy przypadek mnicha, który osiąga oświecenie po spotkaniu na polnej ścieżce kobiety uciekającej przed swoim mężem. Następnie, gdy nadbiega mąż, roześmiany mnich stwierdza, że widział tylko "kupkę kości", i nie widział żadnej "kobiety", żadnej "żony". Kluczem otwierającym umysł mnicha było tu słowo "zęby", które w palijskim oznacza także "kości"*.  



W momencie oświecenia (w sensie kensho)  mnich ujrzał uciekającą kobietę jako czystą fizyczność, odpośredniczoną od wszelakich warstw, takich jak kobieta (=obiekt pożądania), żona, istota posiadająca jaźń, etc. Warto zwrócić uwagę na rolę języka w duchowym przełomie mnicha; mianowicie podobieństwo znaczeniowe "zębów" i "kości".  



Odraza i obrzydliwość nie mają jednak na celu nieustannego postrzegania ciała w ten sposób. Jak pisałem, stanowią jedynie antidotum na przywiązania, których przykra natura chroni się pod płaszczykiem przyjemności. Wg R. Raya w samej Dhammapadzie pojawia się wielokrotnie powtarzane w różnych tradycjach buddyjskich przekonanie, że ciało jest bramą do wyzwolenia**. Co ciekawe, podobna dwuznaczność pojawia się także w tradycjach chrześcijańskiej i hinduskiej. W chrześcijaństwie, jak stoi w Piśmie "ciało jest świątynią Ducha Świętego" (1 Kor 6, 18-20), a mamy jednocześnie cały szereg przykładów na krańcowe samoumartwienia, takie jak noszenie włosienicy, biczowanie, przytwierdzanie pleców do kolczastego krzyża, czy nawet, jak w przypadku jednej oblatki, wyrwanie sobie obcęgami fragmentu ciała jako kary za popełniony grzech. Z kolei w hinduizmie ciało wielokrotnie jest metaforą społeczeństwa czy rzeczywistości (jak w micie Puruszy), a jednocześnie pod-sekty Śiwaickie takie jak kapalikowie czy aghori słynęli z pozostawania w bliskości z rozkładającym się ciałem na polach cmentarnych, czy wręcz medytowania na zwłokach. Trzeba spojrzeć na te kwestie kontekstowo, żeby nie tworzyć wirtualnych sprzeczności.  



A zatem, odraza i obrzydliwość są proponowane przez Buddhę jako antidotum na oderwanie ciała od pola żywego doświadczenia. Dlatego też na mikroblogu podanym poniżej udostępniam m.in przeróżne "obnażone" ujęcia ludzkiego ciała z przeróżnych źródeł. Podobne zdjęcia, dzieła sztuki i grafiki mają ogromną wizyjną moc; już jeden rzut oka na zdjęcie przedstawiające układ oddechowy może wywołać refleksję, że nie jest to jakiś abstrakcyjny obrazek, lecz próba oddania tego, co tu i teraz, na żywo, wydarza się w naszym wnętrzu.  



Teraz, kiedy czytasz te słowa czytelniku, Twoje ciało nieustannie żyje i przelewa się w rozmaitości swoich procesów umożliwiających Twoje funkcjonowanie. Zarówno w tybetańskiej tantrze, jak i chińskim qigong wspomina się o takim procesie, który będę jeszcze rozwijał na tym blogu. Jest to proces poszerzania świadomości swojego ciała, co umożliwia nie tylko rozluźnienie napięć zaciskających się na jego żywej tkance, ale także bezpośrednie doświadczenie jego pracy na poziomie biologicznym i subtelnym. To właśnie teoria qigong umożliwia "biologiczny" (tzw.) rodzaj obserwacji: od nieskończonego wyczulania się na subtelności oddychania przy pomocy różnych mięśni, przez wyczucie bicia własnego serca (a w dalszej perspektywie: zwalniania jego rytmu, jak to czynili hinduscy jogini), po dotarcie świadomością do pracy żołądka, wątroby i trzuski, które są ważnymi organami w medycynie chińskiej. Właśnie tak: praktyka medytacyjna skierowana na ciało (Kayagatasati: mindfullness immersed in the body) umożliwia ekspansję uważności zdolnej objąć nawet funkcjonowanie wątroby. Celem tej praktyki w teorii qigong jest wyregulowanie qi w wątrobie, innymi słowy objęcie tego narządu świadomością po prostu naturalnie go uzdrawia. Na tym kończę niniejszy tekst, mając na celu stopniowe ukazywanie czytelnikowi głębi ciała z kolejnych, ciekawych perspektyw. 




http://bodynautics.tumblr.com - mój mikroblog zawierający wizyjne i inspirujące ujęcia ludzkiego ciała, przydatne w praktyce bodyworkingu, taijiquan, qigong czy somatycznych medytacji buddyzmu tybetańskiego.






*tu zastrzegam sobie możliwość błędu, bo piszę z pamięci i nie mam dostępu do tego zbioru sutr, w którym znajduje się ta przypowieść. 



**stwierdzenie to wyraził Ray w cyklu Mahamudra for the Modern World, cytując z pamięci palijski werset z Dhammapady, ale nie udało mi się jeszcze znaleźć tego wersetu i podać źródła