czwartek, 29 stycznia 2015

Odejście w bezdomność, czyli umysł bez granic





(...) Nie ma żadnej duchowości oprócz tego jednego kroku. Jest to rozpaczliwie surowa sytuacja. Jest tak, jakbyśmy mieszkali wśród szczytów górskich, przykrych czapami śniegu, spowitymi chmurami, w bezlitosnym blasku słońca i księżyca. Gdzieś w dole wichura z rykiem targa górskimi drzewami, a pod ich koronami grzmi wodospad. Ta surowość może się podobać jedynie fotografującemu ją turyście lub alpiniście. Ale mieszkać w takich surowych warunkach nikt by nie chciał. To żadna frajda, tylko okropność, zgroza. 

Można jednak zaprzyjaźnić się z tą surowością i rozsmakować w jej pięknie.Wielcy mędrcy w rodzaju Milarepy nazywają surowość swoją narzeczoną. Poślubiają ją, zaślubiają fundamentalną samotność psychiczną. Nie potrzebują fizycznych ani umysłowych rozrywek. Samotność dotrzymuje im towarzystwa, jest ich duchową małżonką, częścią ich jestestwa. Dokądkolwiek idą, są zawsze i wszędzie sami. (...) Skrajna asceza staje się cześcią naszej zasadniczej natury.Nareszcie dostrzegamy,w jaki sposób samsaryczne zajęcia karmią nas i zabawiają. Gdy widzimy je jako gry, już samo to odkrycie jest wolnością od dualistycznej fiksacji,nirvaną. Dążenie do nirvany staje się wówczas zbędne" - Chogyam Trungpa, Mit wolności a droga medytacji, s. 138-139

Słowo dom ("home") posiada bardzo fundamentalne znaczenie. Dom organizuje życie wokół siebie; jest schronieniem, z którego wychodzimy i do którego powracamy. Człowiek przez całe swoje życie poszukuje domu i nieświadomie widzi go w całej rozmaitości aktywności, ludzi i miejsc, poszukując w ten sposób poczucia bezpieczeństwa. Najbardziej podstawowym domem dla człowieka jest jego ego; w ogóle wszystkie zewnętrzne homes stają się domem, gdy zostaną wpisane w ego. Trzeba przeniknąć to, co robi umysł kiedy szuka i znajduje dom, co jest podstawowym aktem, budulcem i lepiszczem domu. Jest to przywiązanie.

W buddyzmie szukanie domu określa się jako przyjęcie schronienia. Chroniąc się w czymś, widzimy ów obiekt schronienia jako rodzaj gratyfikacji, dlatego staramy się do niego jak najmocniej przywiązać i ujarzmić przygodność życia, która tę gratyfikacje nieustannie podważa i rozpruwa. Zawsze jednak pojawia się problem w takiej operacji, ponieważ żaden rodzaj domu, który odnajdujemy, nie jest wieczny. Dlatego, oprócz prób ustawienia życia tak, by zapewnić stały dostęp do naszego domu, musimy nieustannie ponawiać naszą łączność z domem, który nieuchronnie oddala się, ponieważ nie można niczego robić w nieskończoność, bez przerwy.

Jak pisałem, to co nazywam przyjęciem schronienia jest fundamentalną operacją umysłową. Stosujemy ją setki razy dziennie, utrwalając przywiązanie do obiektu rozpoznawalnego jako schronienie. I znów, jest to działalność od początku skazana na niepowodzenie, jest po prostu fałszywa. Dlatego też jest rozpaczliwa, dążąca do ekstremy, zmuszająca człowieka do chwil dyskomfortu okupionych chwilami poczucia bezpieczeństwa. Balansowanie na granicy wydaje się nieuchronnym losem człowieka.

Jak pisałem wyżej, to właśnie ego jest fundamentem domu, i wszelkich innych schronień, w których usiłuje się skryć. Kiedy człowiek pojawia się na świecie, z całą jego brutalnością, złożonością i surowością, musi wpierw zaistnieć. Jego świadomość jest niewielka, zaś napór świata miażdżący. Pierwszym punktem odniesienia wobec tego wodospadu jest Ja, które staje się osią, wokół której owijają się wszelkie inne przywiązania. I wciąż to samo zadanie; odnalezienie domu.

Ego, pojmowane jako dom i schronienie, przejmuje na siebie ciężkie zadanie filtrowania zjawisk zalewających nas w doświadczeniu życia. Pojawia się pierwsze rozróżnienie, na rzeczy przyjemne i nieprzyjemne. Pojawia się także podział na Ja i świat, na Ja i innych. Linie tych granic odbijają wzór granicy pierwszej, fundamentalnej, która musi zostać ustanowiona, by poradzić sobie z zalewem rzeczywistości. Dalej pojawiają się mechanizmy obronne mające utrzymać dom w spoistości, które jednocześnie go rozrywają. Cała spychologia mechanizmów obronnych stara się utrzymać powierzchowny komfort psychiczny, jednak wszystko, co zostaje wyparte, nie znika z umysłu, lecz jedynie z pola świadomości...która się przez to się zmniejsza, przez akumulację wypartych treści w nieświadomości. Oczywiście, spychanie i wypieranie również jest rodzajem przywiązania, tyle że negatywnym. Kula rośnie, co nazywa się starzeniem się.

To przywiązanie, zawężenie i nieustanna walka. Takie są podstawowe zasady naszego życia. Być może to przykra wiadomość. Dalej jednak jest gorzej.

Przekonanie o pojedynczym istnieniu jest rodzajem snu. Dokładnie, jest z tej samej substancji co śnienie. Możesz w każdej chwili się o to otrzeć, pytając o to kim jesteś, i wchodząc w kontakt z kolejnymi określeniami, które raczej owijają się wokół Ciebie, niż Cię bezpośrednio oznaczają. W takim ćwiczeniu odblaskuję często subtelne poczucie niepokoju. Ono jest znakiem.

Ego zniekształca właściwie wszystko, co spotyka na swojej drodze. Robi to przez przywiązania. Przywiązanie jest oddechem dla ego. Przywiązanie jest oślepieniem.

Umysł uwolniony od podstawowej granicy doświadcza swojego bogactwa. W historii świata, bodaj najczęściej wydarza się to ludziom, kiedy umierają. Wtedy właśnie wołają mamę. Ego pęka, jak skorupiak, i ukazuje perłę, która ma milion przejawów, wreszcie wolnych. Kiedy pęka ego, przywiązania obnażają się w swojej prawdzie; jako smycze generujące dyskomfort, jako fantazmaty. Rzeczywistość otwiera się.