poniedziałek, 5 stycznia 2015

Ludzka Droga








Parę lat temu, dzięki sygnałom dawanym mi przez ludzi zacząłem dostrzegać coś dziwnego, co wychodzi z moich ust i długopisu. Dziś mógłbym to nazwać "martwymi słowami"(albo pierdoleniem); a to znaczy, że istnieją także słowa żywe. Mój blog jest laboratorium słów żywych; wypisuję tutaj dużo rzeczy, a potem się im przyglądam. Co takiego ożywia słowa i serca, które słuchają? Co z kolei zabija?

Mam znajomego, którego słowa są całkowicie martwe. Czasami wydaje mi się, że ów człowiek nie wypowiedział nigdy żywego słowa. Jednak wciąż nie potrafię powiedzieć, na czym to życie słów polega! Staram się jedynie wyczuwać życie w słowach, a także rafinować owo wyczucie, poddawać słowa oczyszczeniu, żeby kiedyś wypowiedzieć zdanie, które będzie całkowicie prawdziwe. Będzie to zdanie doskonałe, zjednoczone z sytuacją, w której zostało wypowiedziane i ze człowiekiem, który akurat słuchał, i tego zdania potrzebował. To zdanie będzie jak pojedynczy dźwięk harfy, który wybrzmiewa w ciszy, dzięki czemu zwraca na nią jasną uwagę. Podobno istnieją ludzie, którzy nie tylko tak mówią, ale także tak żyją; każdy ich gest, mina i spojrzenie są całkowicie prawdziwe.

Język jest używany powszechnie i masowo; obniża to społeczne poszanowanie humanistyki, która przecież operuje słowem. Przeświadczenie to jednak jest fałszywe i smutne, a większość ludzi nie ma wyczucia tego, do czego naprawdę służy język. Pomimo, że codziennie używają tego języka zgodnie z jego naturalnym przeznaczeniem. O co właściwie Ci chodzi, kiedy rozmawiasz z ludźmi o pogodzie?

Kiedy to piszę, leżę w łóżku a niedaleko laptopa spoczywa mały kotek, który niedawno jeszcze ssał moją koszulkę. Kotek ma chorobę sierocą, bo zbyt wcześnie został oderwany od mamy. Został znaleziony przemarznięty na ulicy, i uratowany. A teraz jest ze mną i koi moją samotność, a także moczy moje koszulki. Jak dobrze, że jest tutaj! Kiedy moja Miłość tuli kotka do brzucha, a ten ssie jej koszulkę, to rozkłada ręce i mówi: "Widzisz? Teraz wszystko jest na miejscu". Czy rozumiecie?

Czasami siadam lekko zgarbiony i smucę się nad sobą. Bywają momenty, kiedy każde słowo jest martwe i porwane przez sieć, która rozszarpuje je na strzępy. Kiedy obserwuję wtedy, jak moje słowo odbiło się w lustrze innego człowieka, czuję rozpacz. Niedługo skończę dwadzieścia pięć lat, a czuje się znacznie, znacznie starszy. I zmęczony. Sobą. Krążyłem przez lata okręgami o różnej ciasności, wciąż przybliżając się, oddalając się. Do czego?

Bywają chwile, kiedy wszystko jest lekkie i świeże. Każdy ruch ciałem wzbudza zachwyt subtelnym i harmonijnym pięknem anatomii; każdemu rzutowi uwagi wgłąb ciała towarzyszy wzruszenie. Myśli tańczą w umyśle z majestatem liści kręcących się w jesiennym parku. Wiatr unosi je, a potem opadają. Żadna ciężka ręka nie bierze ich w garść, nie gniecie i nie łączy na chama z innymi liśćmi. Wszystkie liście są wolne, a kiedy spoczną na parkowym chodniku nie ma żadnej gwarancji, że wiatr porwie je znowu. Czasami mógłbym godzinami obserwować działanie mojego ciała. Słuchać bicia serca odbijającego się w przełyku, możliwego do wyczucia po lekkim skupieniu uwagi, skupieniu uwagi gdzieś obok, nie prosto na serce. Czyż jest coś piękniejszego, co można podzielić z drugim człowiekiem? Tym najbliższym.

Nieobecność pragnień i lęków otwiera na nieśmiałe piękno rzeczywistości. Kiedy pragnienia i lęki krążą po ciele w mikroskopijnych wyładowaniach, cały ten spektakl rzeczywistości kryje się jakby pod warstwą kurzu. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak codzienne natężenia pragnienia (żądzy) i lęki regulują jego życie, jak kształtują jego postrzeganie, i ile odbierają. Właściwie, odbierają wszystko. Żyjemy na gruzach i w cieniu tego, co nas otacza. Dostajemy tylko nagrody pocieszenia.

Nie ma jednak większego bólu niż poznanie tej rzeczywistości, a potem zsunięcie się w dół, jeden raz i drugi, dziewięćdziesiąty i setny. Myślę, że ta walka jest odwzorowana we większości religijnych pism, ta walka dzielnego, słabego człowieka ze wszystkimi rzeczami, które zatruwają jego percepcję, a które mają korzeń w pragnieniu i lęku, będącymi dwiema stronami tej samej, nieustannie wirującej monety...do not go gentle into that good night...


(być może właśnie dlatego Jezus poszedł na Ukrzyżowanie, upatrując w utrzymaniu Miłości klucza do pozostania w Bożym Królestwie. Być może dlatego św. Franciszek powiedział, że im bardziej człowiek kocha Boga, tym bardziej pragnie cierpieć. Zachodzi tu subtelne odwrócenie, które jest próbą ucieczki z układu, w którym dążenie do przyjemności pozbawia nas czegoś najcenniejszego.)

( Być może niektórzy, którzy niekoniecznie poznali smak Drugiego Brzegu, odczuwają czasami cichą, rozpaczliwą nieadekwatność całego swojego życia; jakby było ono, poza krótkimi momentami, rażąco niepasujące, sprzeczne, nacechowane brakiem, paradoksalnie zapętlone, czy fałszywe. )

***

skromna
przez wszystkich omijana
nieśmiała i daleka od ważnych spraw
ulotna, bez znaczenia
taka cichutka, że rozjaśnia serce
rzeczywistość.

Są tajemnice pilnie strzeżone
i takie, które nikogo nie obchodzą
jak zagubiona gumka do włosów
leżąca na ulicy

Dlaczego jest tajemnicą?
bo nie zaciemniono jej wiedzą
nikt nie zwrócił uwagi
więc nie nazwał
dlatego trwa w spokoju

Taka prosta
nierównomierna
rozczochrana

Nikt się o niej nie dowie
nikogo nie obchodzi
ważne są inne sprawy
kwiaty z powietrza

Kruchy uśmiech pod czapką
nikt nie zauważył
jakoś pomiędzy
do jakiegoś banału:

echo śpiewu ptaka
samochód odjechał
ludzie zamilkli i odsłonili ciszę
zmiana gruntu pod butami
drganie nóg na czerwonym świetle
przecieranie twarzy wieczorem
dzień minął

nie będe zbierał tych chwil
nie będe przeszkadzał
tylko pooglądam
jak mijają

różne rzeczy
dzieją się
w odpuszczeniu

Ani słowa
jedyne co robię
to pracowicie usuwam
bez napięcia
przeszkadzajki

czyli nic nie robię
nie podejmuję
nie ginę w nicości
tylko pozwalam

może będzie troche lżej
może mniej zasłon
żeby oglądać tę rzeczywistość

proszę nic nie mów.