sobota, 22 listopada 2014

Poznanie nie jest obeznaniem




Kiedy wychylimy się z wyeksploatowanej i schyłkującej retoryki modernizmu, możemy zadać pytanie, czym naprawdę jest racjonalizm. Korowód wizjonerów z oczami wpatrzonymi w przyszłość (czyli po prostu we własne umysły) roztaczał wizję postępu i bliskiego władztwa człowieka nad naturą przez mniej więcej sto lat. W tym czasie próbowano wtłoczyć tysiące ludzi w mechaniczny system pracy (kapitalistyczne work ethic), zamiatając bezdomnych niemal literalnie pod dywan i w ciemne kąty, dokonano potężnej racjonalizacji ludzkiej przestrzeni psychicznej, niepomiernie ją okaleczając i wyznaczając ludziom niemożliwe zadanie uporządkowania umysłu/serca (心) w racjonalne, logiczne rządki. Możemy więc mówić o konsekwencjach na poziomie organizacji społecznej* i w "ludzkich wnętrzach" na poziomie masowej internalizacji racjonalizmu jako kodu życia, rozumienia i postrzegania samego siebie (i swoich relacji z innymi).

W tym krótkim wpisie nie pokuszę się jednak o takie podsumowanie, (historyczny rozrachunek szkód, które totalizująca ideologia racjonalizmu wygenerowała na świecie), ale chciałbym naświetlić sprawę z innej strony, dużo bliższej codziennemu życiu, mojemu życiu ostatnio w szczególności.

Mówiąc najprościej, racjonalizm jako system poznawczy stara się ujarzmić Nieznane poprzez praktykę nazywania/konceptualizowania (=racjonalizowania) wszystkich zjawisk, ludzi i sytuacji zgodnie z jednym kluczem, sformalizowanym w logice dwuwartościowej. Dla większości czytelników, niestety, racjonalizm wciąż pozostaje nie tyle okularem, co jedynym okiem do patrzenia na świat; sprawdzić to można prosto, spoglądając przed siebie i zadając pytania typu:
1) gdzie jest granica pomiędzy mną a resztą świata?
2) widzę przed sobą ludzi/rzeczy  >>ilu<< ich jest? (czy jesteś w stanie uchwycić moment uilościowania zjawisk przed Tobą?)
3)>>gdzie<< w akcie relacji jestem ja, gdzie jest druga osoba, i gdzie jest przekaz, który odbywa się rzekomo >>pomiędzy<< nami?  (co tak naprawdę dzieje się podczas relacji?)
4) Masz przed sobą stół, na którym znajdują się przedmioty. Czy te przedmioty znajdują się na stole, czy "na" stole? (zadaj sobie parę razy to pytanie spoglądając na stół z przedmiotami, i postaraj się uchwycić zmianę, która następuje gdy ujmujesz w cudzysłów każde kolejne słowo)

Clou powyższych pytań jest dostrzeżenie śliskiej, subtelnej warstwy racjonalizacji, którą umysł okrywa wszystkie zjawiska; zadawanie podobnych pytań stanowi praktyczne narzędzie uchwycenia momentu "przykrycia" rzeczywistości racjonalistyczną siatką, i zarazem uchwycenia różnicy, szczeliny pomiędzy jedną i drugą. Te i podobne pytania obluzowują i dekonstruują siatkę poznawczą racjonalizmu; jeżeli pojawia się jakiś lęk, to samodzielnie można uchwycić lepiszcze, które tak mocno cementuje tę optykę rzeczywistości. Mógłbym pokusić się o sformułowanie "Reżim poznawczy", jednak nie sugeruje ono jakiegoś wielkiego złego, który by taki reżim narzucał. Natomiast racjonalizm, tak zwany, zdecydowanie jest reżimem, i zdecydowanie ma charakter poznawczy. Dlatego też wyzwalanie się z niego ma charakter poznawczy i praktyczny, i właśnie w tym kierunku skierowane są wszelkie moje wpisy w rodzaju tego, który właśnie czytasz.

Skracając wywód, zróbmy krok dalej: co zostaje ujarzmione przez reżim poznawczy racjonalizmu? Jak wyżej, jest to Nieznane. Z pomocą znów przychodzi Lacan; Nieznane jest bowiem lacanowskim Realnym. Być może jednak, czytelniku, odruchowo absolutyzujesz Nieznane, osadźmy to pojęcie na swoim miejscu; jest ono przeciwieństwem znanego, a zatem wiedzy. Nieznane definiujemy jako brak znanego, więc jest ono czystą negatywnością; brakiem opisu i wiedzy, co nie oznacza jednak regresu do niemowlaka czy homo ferus, lecz wyzwolenie z totalizującej siatki poznawczej racjonalizmu.

Pisze o tym np. mistrz Eckhart: "To, co zna siebie jako białe, dorzuca zawsze do tego poznania jakąś super-strukturę...dorzuca coś do istoty swojej białości. Wiedza o sobie jako białym stoi niżej i jest dużo bardziej nieistotna niż samo bycie białym". A więc, poznanie nie jest obeznaniem, przynajmniej nie tylko i wyłącznie. Nieznane nie jest jakąś czarną dziurą pełną terroru i braku orientacji, lecz po prostu rzeczywistością, Realnym, które zostaje wyswobodzone, na skutek różnych czynników, z tyranii wiedzy.

Istoty powyższego stwierdzenia można tylko doświadczyć samemu. Wówczas to siatka racjonalizmu się obluzowuje ukazując szczeliny, z której wybucha rzeczywistość (zewnętrzna=wewnętrzna). Żeby nie być posądzonym o metafizykę, nie zakładam jakiejś ostateczności tej rzeczywistości; przyjmuję również stopnie jej wyzwolenia z siatki wiedzy, co skutkuje intensyfikacją zmysłowego poznania rzeczywistości. Możemy także powiedzieć, że znane i nieznane są sczepione bardzo blisko ze sobą, co nie wymaga żadnego odrzucenia, konieczne jest jedynie wyswobodzenie się z patologicznej racjonalizacji wszystkiego, co prowadzi do zaślepienia na stronę drugą.

Chodzę wokół tych kwestii już wiele lat, jednak to dopiero moje żywe życie nasyciło je znaczeniem i zrozumieniem. Kiedy konfrontuję się, jako człowiek, z czymś czego nie potrafię ogarnąć, czuję, że wybuchowo otwieram się na rzeczywistość. Zrozumienie bowiem usypia umysł i tylko porządkuje wszystko w zastane klasyfikacje, przez co traci bodaj 90% jakości każdego doświadczenia, które do niego przychodzi. Dopiero takie złożenie przypadków i zjawisk, które uderza i odurza swoją symetrią, tajemniczością zmusza rozum do częściowej abdykacji; rozum rozkłada ręce, i to niemal natychmiast generuje lęk. Jest to oczywiście lęk uzależnionego, który przyzwyczaił się do Znanego (po tym jak pomylił je z rzeczywistością) i jest do niego kurczowo przywiązany....

Dlatego też za każdym razem, gdy spotykające nas wypadki wytrącają nas z racjonalistycznej kołyski-kokonu, którą wokół siebie wznosimy, czujemy jakby wzbierającą żywotność i intensywne poczucie bliskości życia. Raz w życiu miałem wypadek samochodowy (nieudany, dobrze dla mnie) i dobrze pamiętam szok, który nastał w mojej głowie gdy uświadomiłem sobie, że przed chwilą przeleciałem ok dwa metry w powietrzu. Z tego samego powodu mistrzowie zen biją swoich uczniów po twarzy. Ów szok był momentem zwiększonej uwagi, wynikającej z wybuchowego wytrącenia, którego się >>nie spodziewałem<< (nie zdążyłem zatem dorobić odpowiedniego opracowania tego, co mnie spotkało, co oczywiście nie prowadzi zawsze do uspokojenia, lecz wyzwala bezsensowne strachy, jak w przypadku obsesyjnego myślenia o nadchodzącym egzaminie).

Obecnie jednak nie tylko w sposób miejscowy, (tj. jedno mgnieniowe doświadczenie), ale długotrwale nie jestem w stanie ogarnąć/zrozumieć/uwierzyć w to, co mnie spotyka. Czuję, jakbym próbował zamknąć niebo (albo burzę) w rękach wyciągając je przed siebie, nie następuje objęcie, przyporządkowanie, a tym samym unicestwienie doświadczenia, które jest moim udziałem. Oczywiście nie oznacza to, że funkcjonuje w nienazywalnej rzeczywistości; rzeczywistość niczego nie traci, wchłonięcie przez Nieznane nie jest tożsame z paniką i degeneracją. Jest znacznie prościej: racjonalizacje konieczne do życia nie zaskorupiają się nad moim umysłem w zwarty kokon, są ptakami na niebie, mają intensywne, poznawczo jaskrawe tło, które uniemożliwia im domknięcie się, które w końcu triumfuje w naszym umyśle nad rzeczywistością i ponownie pogrąża nas w hermetycznym świecie opisu, który jest po prostu stanem patologicznym.

Nieskończoność jest naturalna w takim patrzeniu na świat, ponieważ jedynie obiekty racjonalne /coginata/ są skończone. Żaden inny przedmiot, człowiek ani zjawisko nie posiada doświadczalnej bezpośrednio cechy skończoności. Drzewa oddzielają się od ziemi i powietrza na skutek prekoncepcji; atomizacja rzeczywistości na byty podzielone próżnią jest po prostu operacją racjonalną na poziomie poznawczym. Jako, że dzieje się to na poziomie poznawczym, to "wprost do swojego fundamentalnego znaczenia pozostaje poza polem świadomej uwagi"; staje się pośrednikiem doświadczenia, które nie może się "zawinąć' do tego co je zapośrednicza.

Wyłaniająca się co rusz (negatywna) konstatacja typu: nie mogę tego ogarnąć, nie wierzę jest po prostu sposobem umysłu na wyrażenie tego poczucia niedomknięcia. Tak samo dzieje się w przypadku gwałtownej śmierci bliskiego (czy innego równie mocnego przemieszczenia w układance życia); mówimy, że >>nie możemy uwierzyć<< w to co się stało, ponieważ nie wygenerowaliśmy jeszcze racjonalistycznego opracowania, które wyjaśniałoby wypadek, a przez to uśmierzało eksplozywne uczucie Nieznanego, które wlewa się do nas zewsząd. Bliski/przedmiot mocno osadzony w tkance racjonalistycznej siatki jest oczywiście połączony z wieloma innymi jej elementami; przedmioty i ludzie konstytuują naszą własną tożsamość, a przez to orientację w świecie i sens jego funkcjonowania. Gdy ważny element znika, z powstałej dziury wyłania się Nieznane, Realne, rzeczywistość, co od razu generuje lęk wynikający z kompulsywnego przywiązania do wiedzy. Następnie pojawia się np. pragnienie, poczucie lgnięcia i przyciągania, które wzmacniamy w naszej psychice realizując czynności zakorzenione w obiekcie pragnienia (papierosy, zakupy, seks, tarzanie się w żalach). Zatem "zaspokajając" pragnienie wytwarzamy ruch >zszywania<< się dziurawej tkanki naszej racjonalistycznej siatki, co uśmierza ból i lęk. W psychologii wyróżniamy bodaj cztery fazy radzenia sobie z utratą i - być może - można je przełożyć nie tylko na etapy zszywania i zrastania się racjonalistycznego kokonu, który zarasta naszą percepcję, ale także na fizyczne zmiany w strukturach neuronalnych!

Co więcej, wytworzenie wielkiej dziury w tkance siatki racjonalistycznej jest jednocześnie kanałem, przez który mogą wejść w nas impulsy przychodzące od rzeczywistości. Podkreślam, że nie chodzi mi tutaj o jakiejś tam rozluźnienie zbroi, zmiękczenie, przez które przedostają sie "do nas" impulsy "od innych osób", to wszystko bzdury! To znaczy, to wszystko elementy tkanki owej siatki racjonalistycznej. Co się dzieje naprawdę, w sensie ścisłym: niewiadomo. Lecz to się dzieje, to jest rzeczywistość naszego doświadczenia. Z pewnością rozluźnienie lub pęknięcie racjonalistycznej tkanki wytwarza jakiejś puste miejsce, przez które coś się "przedostaje". Ludzie psychotyczni, obrośnięci i szczelnie domknięci racjonalistyczną tkanką/porządkiem symbolicznym - jak wiadomo w psychiatrii - są bardzo trudni do nawiązania kontaktu, do dialogu, wszystko patologicznie filtrują, co interlokutor zauważa, gdy dostaje od takiego psychotyka feedback, własną wiadomość zniekształconą przez jego struktury poznawcze. Na tym przykładzie dochodzimy do wniosku, że pęknięcie w racjonalistycnej tkance wytwarza jakąś "przestrzeń", przez którą może (znów) "przedostać się" coś z "zewnątrz". Najprościej; co, jeżeli będzie to Miłość? Czy może być lepszy kanał dla Miłości? Wnika ona prosto do serca.




*o czym pisze np. Bauman w książce work, consumerism and the new poor)