Etnometodologia: etno oznacza "lud", "logia" oznacza wiedza, metoda - wiadomo. Ludyczne, tj. codzienne, ogólnoludzkie narzędzia, metody, soczewki. Codzienne ludzkie narzędzia do konstruowania "normalności", "relacji", "codzienności", a przede wszystkim: samego siebie.
Każda wypowiedź człowieka zawierająca pierwszą osobę jest-samo-poznawcza, samo-definiująca. Jeżeli "ja" jest konstruktem, to każda wypowiedź na jego temat jest dalszą nadbudową, przenikającą i rozwijającą ten konstrukt. Nawet na poziomie samego języka, wypowiedzenie słowa "Ty", albo "Ja" kieruje uwagę na owe "Ja". Można to zauważyć na tysiącach różnych przykładów, zachowując powyższą zasadę i obserwując, jak uwidacznia się ona w wypowiedziach. Traktujemy te wypowiedzi jako wypowiedzi, jako konceptualną informację, pamiętając jak dominującą pozycję ma rozum w cywilizacji Zachodu.
Istotną rolę odgrywa drugi człowiek, do którego mówimy o sobie. On jest lustrem, który potem odbija to co powiedzieliśmy, dokłada też własne wnioski i my myślimy, że on odbija coś, co tylko nam się wydaje, interpretując jego mimikę, gesty, słowa. Odbija = zniekształca.
Zrozumieć do końca rolę drugiego człowieka, relacji między nim, różnicy między wypowiadaniem myśli w głowie a do kogoś innego, urealnianie wyobrażeń na swój temat poprzez rozmowę z Innym - to źródło wielu fascynujących odkryć. Dlaczego? (niektórzy rozmawiają do misiów, inni do zdjęć, inni do grobów, inni do pozawymiarowych istot przemawiających w moim sercu.
Nie zależnie od zniekształcania, interpretowania podanych mu informacji drugi człowiek teraz interesuje nas z punktu widzenia podmiotu, mnie, który wypowiadam. Chodzi o sam fakt wypowiadania czegoś do kogoś. Ludzie tak często nie słuchają siebie nawzajem, pragną jedynie wypowiedzieć się o sobie i spotkać słuchacza, który odnosi się do jego słów tak, że pozwala mu mówić więcej o sobie, pytając o wszystko co ma związek z magicznym słowem "Ja" i jego wariantom: "mnie", "moje". Taki życzliwy słuchacz może potem mieć możliwość porozmawiania o sobie...
...często jednak przerywa mu ten pierwszy, mówiąc "a ja..." czasem w ogóle nie słysząc, co tamten mówi, potakując mu w suchy, konwencjonalny, sztuczny sposób. Niektórzy nie słuchają, potrzebują tylko ludzi by móc wlać w nich swoje myśli o sobie, zwerbalizować je do kogoś, wobec kogo ustawiamy się wyżej lub niżej, w takiej roli a nie innej, drugiego człowieka, którego przecież też jakoś konceptualizujemy jako słuchacza-syna, słuchacza-podwładnego, czy też słuchacza starszego-człowieka-godnego-szacunku, słuchaczki-przyjaciółki...
"Ja" to narzędzie tyleż chujowe, co wszechpowszechne. Jak napisałem, można dać nieskończoną ilość przykładów, w nieskończonej ilości kontekstów, zachowując zasadę "Ja", prezentując owy klucz francuski w przykręcaniu śrubek rzeczywistości.
Zatem status słuchacza, struktura wyobrażeń na temat jego wpływa na to, w jaki sposób się prezentujemy wobec niego, jakie tony przybieramy, jak próbujemy go upewnić co do siebie - JEDNOCZEŚNIE - mówiąc o sobie, upewniając się co do siebie poprzez realną albo urojoną zgodę na nasze słowa słuchacza. Cały czas trwa proces etnometodologiczny, jakim jest stwarzanie swojego Ja poprzez mówienie o nim, stwarzanie go w tym mówieniu, pęcznienie struktury Ja pęcznienie pojmowane jako czasownik, który właśnie jest mówieniem o nim, myśleniem o nim... jakimkolwiek ruchem umysłowym z odniesieniem do desygnatu słowa "Ja" i jego wariantów.
Za każdym razem, gdy mówisz o sobie, właśnie to robisz.
Koniec końców to wszystko odbywa się w głowie, to ruch myśli, niewidzialny, leczjakby przylepiony, wpływający na postrzeganie przedmiotów, ludzi, percepcję przestrzeni, wywołujący reakcje emocjonalne, odrazę czy pożądanie, wywołujący wspomnienia. Ogólnie mówiąc, cała ta gra po prostu odbywa się w głowie, i jest postrzegana jako codzienność, jest czyniona obiektywną i wszech-obowiązującą... albo możemy uświadomić ją sobie jako "jedną z wielu", unaturalniamy ją jednak już z samego faktu bliskości wobec nas, bliskości, króra wynika z utożsamienia z najważniejszym pionkiem w tej grze, jakim jest "Ja".
Ok, to wszystko jest naokoło, ale co jest w środku? Umarł nie poznawszy odpowiedzi.
...należy wiec innych ludzi upewnić co do niej [wszech-obowiązującej struktury jako pionka w grze]. Do mojej wizji, która ma ścisły związek z "mną". Moje poglądy, moje ulubione przedmioty i te nieulubione, moje wartości, ludzie, których nienawidzę, sytuacje, które budzą we mnie nienawiść...wszystko połączone jest jakoś z tym rozpajęczonym na umyśle nowotworem "Ja".
Eksperyment: Kiedy tłumaczymy się z jakiegoś czynu, zaczynamy np "Bo przecież ja..." po czym następuje tłumaczenie danego zachowania, spróbujmy ocknąć się pośród tego i uprzedmiotowić "Ja". Usuwając np. "Ja robię" i powiedzieć "Ja robi". Takie mig-klatki "Ja" jako czegoś we mnie, a nie mnie jako mnie. Stopniowo - to spore uogólnienie - ujrzymy jakby chmurę procesów umysłowych [chmura to pomocne wyobrażenie, wizualizacja], ale u podstaw NIEWIDZIALNIE [to "ja"], bez formy, rozmyte w procesie, w wielości głosów zrelacjonowanych do siebie negatywnie lub pozytywnie, gdyrozbijemy "Ja" na części związane z sytuacjami i poglądami, cechami innych ludzi...
Smok latający po niebie, lecz skryty zawsze za chmurami, nigdy nie w pełnej jasności. Długi wąż lecący poprzez chmury - tak próbowali ująć to taoiści.
Ujrzymy stopniowo swój habitus, ujrzymy to "Ja". I powiedzieć mógł będziesz:
"Och, to moje ja"