Ten wpis jest połączony z poprzednim. W nich dwóch staram się przedstawić istotne i interesujące rzeczy dotyczące „przyrody umysłowej”, czy też „wnętrza” człowieka. Przemyślenia te wyrażają pragnienie opracowania swoistego słownika, elementarza czy metodologii do postępowania z umysłem pojmowanym tu-i-teraz: nie budowania jakiejś spekulatywnej filozofii czy praw ogólnych, ale postrzegania umysłu jako wielości procesów mentalnych wydarzających się w codziennym życiu, ściśle wydarzających się w „wiecznym teraz” (nunc stans). Ujęcie „teraz” w proces ukazuje umysł jako przepływ myśli, słynną „przejażdżkę” Billa Hicksa, dlatego wymusza działanie z myślami jako czymś dynamicznym i wymagającym miejscowego, sytuacyjnego, czujnego działania.
Pragnę tym wpisem uświadomić czytelnika, że
jego patrzenie na siebie i na innych skrępowane jest pewnymi konwencjami, które
tworzą >>narrację<< czyli sposób opowiadania sobie tego, co dzieje
się wewnątrz i na zewnątrz człowieka. Nie mnożąc sformułowania „wewnątrz i
zewnątrz”, skracam je do wew-zew czyli wnętrza i zewnętrza razem, postrzeganego jako
całość. Wyżej wspomnianych konwencji nie zamierzam rozpatrywać ideologicznie,
światopoglądowo, czy moralnie, ale ściśle >>praktycznie<<. Czy są
one skuteczne w funkcji, jaką pełnią? Innymi słowy; kiedy używanie konwencji w rozumieniu i organizowaniu
rzeczywistości wew-zew jest skuteczne, a kiedy nie?
Przykładowe pytania:
-Czy użycie kategorii dobra i zła do
kategoryzowania czynów swoich i innych ludzi (wew-zew) jest skuteczne? Czy
kategoria dobra-i-zła jest dobrym n a r z ę d z i e m?
-Jak wpływa na człowieka zakładanie pewnych
solidnych cech tyczących się jego samego albo innych ludzi (wew-zew)? Co wyraża
się np w powiedzeniu „taki już jestem”?
Najbardziej pierwotnym, złożonym i subtelnym
narzędziem poznania rzeczywistości (i życia w niej) jest język. To przy jego
pomocy opowiadamy sobie rzeczywistość i słowo „opowiadanie” ma tutaj kluczowe
znaczenie. Ludzie często sięgają do zwrotu „To Twoje zdanie” używając go jako
np. zabiegu w kłótni. Rzadziej uświadamiają sobie w pełni, co kryje się za tym
prostym zwrotem. Oznacza on właśnie, że każda wypowiedź kierowana do siebie
albo do Innego (wew-zew) jest przedstawianiem,
ujmowaniem, opowiadaniem. Jak bardzo oczywiste to się wydaje? Jak
jednocześnie, poprzez tę „oczywistość” trudno uchwycić to w dynamicznym nunc stans?
Każda wypowiedź tworzy pewien obraz,
podkreślając jedne jego aspekty kosztem innych nie tylko treścią, ale i samą
konstrukcją wypowiedzi, doborem odpowiednich słów ze świadomością ich konotacji
i skojarzeń, odcieniem ich wypowiadania. Czy świadomie czy nie, dochodzi do konstruowania, wplątywania w
wypowiedź przeróżnych rzeczy, które słuchacz wypowiedzi „wtożsamia”, wplątuje w
to, o czym słyszy.
Odruchową ripostą na wtręt „To Twoje zdanie”
jest „Nie, to są fakty”. Przecież ja w istocie mówię o faktach, to jednak JAK o
nich mówię jest tak istotne, że sam desygnat wypowiedzi jest drugorzędny.
Desygnat – każdy konkretny obiekt pasujący do nazwy,
lub ściślej – każda rzecz oznaczana przez dany wyraz, pojęcie lub znak. Na
przykład desygnatem słowa "pies" jest obiekt, o którym można zgodnie
z prawdą powiedzieć, że jest psem.
Dlatego właśnie rzeczywistość jest >>złożona z
języka<< (reality is made of language -T. McKenna)
nawet nie tyle >>jest<< tylko >>staje się<< w
nieustannym wypowiadaniu się na jej temat. W tym sensie jest tworem takim jak
rynek – istnieje jako pula akcji (wymiany handlowej) jest całokształtem transakcji
kupna i sprzedaży oraz warunków w jakich one przebiegają. Dobrze oddaje to
następująca metafora: jeżeli parędziesiąt osób zgromadzi się blisko siebie i
kazde z nich zacznie kręcić świecącą piłką przywiązaną do sznurka (co tworzy
iluzję koła zawieszonego w powietrzu) to zbiorowisko ludzi razem wykonujących
taką czynność w ciemności będzie przypominało coś w rodzaju chmurowatej bryły
światła dla patrzącego z daleka. Oczywiście ta metafora nie oddaje w pełni
złożoności i subtelności rzeczywistości, ponieważ po prostu żadna metafora nie
jest w stanie oddać tego wszechzjawiska.
Ograniczmy się jednak do mikroskopijnego wycinka tej
rzeczywistości jaką jesteśmy my sami – jednostka, która opowiada sobie swoją
psychikę i swoje życie (wew-zew). Należy postrzegać każdą wypowiedź na temat
siebie-innych (wew-zew) jako rezultat metody albo narzędzia, które ma nam pomóc
w zrozumieniu wew-zew.
Obraz utworzony przy pomocy języka tworzy wizerunek nas
dla nas samych i możemy także na bieżąco opisywać co się z nami dzieje mówiąc
np „jestem smutny”, „jestem zmieszany”, „jestem podekscytowany” – to jest akt
UJMOWANIA, rzez tak często mylonym z desygnatem tego ujmowania jakim jest:
-bogactwo głębi umysłu
-mnogość procesów w nim zachodzących
- ich wzajemnych
związków
\/
tego co akurat wydarza się na „scenie” świadomości, scenie nunc stans. Tego o czym akurat myślimy, co
przeżywamy.
Właśnie w tym sensie ten tekst nie ma charakteru
filozoficznego, metafizycznego czy religijnego, lecz ściśle praktyczny,
metodologiczny.
Jak w sposób korzystny dla siebie opowiadać sobie przepływy (właśnie!) swojego wnętrza?
Jakie słownictwo czy terminologia umożliwia odpowiednie uchwycenie tego, co się
w nas wydarza? No i: jak na bieżąco, i dynamicznie rozróżniać odpis od tego co
jest opisywane, czyli tutaj od poruszeń umysłu?
Ruch myśli jest bowiem najbardziej wyrazistym przykładem na
to, jak współzależne – połączone i jednocześnie rozłączne są opis i jego
desygnat (wskazujące i wskazywane). Uświadomienie-uświadamianie sobie tego jest
czymś fraktalnym, rekurencyjnym, pętlowym.
Jeżeli bowiem nazywam aktualny stan
umysłu „smutnym” to owe określenie „smutny” jest jednocześnie opisem jak i
jednym z elementów tego aktualnego stanu umysłu!
Jest po prostu jedną z myśli.
Nie jest więc tylko określeniem ani tylko myślą – jest i tym i tym
jednocześnie, ale i tym i tym także rozłącznie
zależnie od tego na jaki aspekt zwracamy uwagę.
I tu rozgrywa się właśnie fraktalność, rekurencyjność:
doświadczam swojego aktualnego nastroju, potem go nazywam „smutnym nastrojem”,
potem doświadczam aktu nazywania jako przepływu-myśli, którą potem nazywam „aktem
nazywania”...i tak ad infinitum.
Powyższa fraktalność, czy raczej zasada, która leży u jej podstaw jet kluczową
(tj. stanowi klucz) zasadą działania rzeczywistości w wielości jej wymiarów
(osobistym, społecznym, politycznym, etc). Otwiera wszystkie dotąd zamknięte
drzwi, przełamuje paradoksy i naświetlające je dualizmy.
Wreszcie błędne postrzeganie tej fraktalności jest owocem
wielowymiarowej nędzy. Odnieśmy to do tematu tego wpisu, jaim jest opowiadanie
sobie swojej psychiki – samonarracja.
Wyjdźmy od często powtarzanego truizmu, iż zafiksowanie na
swoim wizerunku (jaźni odzwierciedlonej) przesłania widok
>>prawdziwego<< mnie. Co to znaczy? Ano, zgodnie z tym co napisałem
wyżej opis-obraz przesłania swój desygnat; obraz na którym ciążą cechy
obrazu, takie jak fragmentaryczność (podkreślenie jednych kosztem drugich),
sytuacyjność (swoisty dla każdej sytuacji układ sił), wszelkie skróty i uproszczenia. One
nie są złe ani dobre, po prostu wynikają z istoty obrazu.Stają się złe lub
dobre gdy obraz myli się z jego desygnatem. To mylenie właśnie oznacza, że „mylimy
swój wizerunek z prawdziwym sobą”. Dzieje się tak samoistnie, tj. bez świadomej
decyzji. Nie jest błedem, w tym sensie, że nie podejmujemy decyzji żeby mylić
obraz z desygnatem. To dzieje się samo, naszą powinnością jest natomiast
uświadomić sobie tę pomyłkę i...co dalej?
Co dalej. Wielu zakrzyknęło by, że należy odrzucić wszelkie
wizerunki, pozy, gry i być „szczerym”, „bezpośrednim”, „prawdziwym”, „naturalnym”
– podkreślam użycie tych słów w cudzysłowiu. To są wielkie, naiwne mity, w
istocie tworzące właśnie role, postawy, pozy, i to pozy paradoksalne, bo
wypierające się samych siebie. „Jestem przecież szczery”, staram się, po dostrzeżeniu
iż stwarzam sobie w głowie wizerunek własnej osoby („udaję kogoś, kim nie
jestem”) odrzucić tę aktywność. Pozorny paradoks tkwi w tym ,że odrzucanie budowania
wizerunku czynione jest tym samym sposobem, jak budowanie wizerunku. Dlatego to
„odrzucanie” oznacza – z czasem – budowanie krypto-wizerunku, „szczerego mnie”
(buddyści, czy po prawdziwym albo fałszywym doświadczeniu „pustki ja” nie
zaczęliście sobie – z czasem - budować „anty-ja”?).
Postulaty tego rodzaju są głęboko wryte w społeczeństwo, są
typowym błędem popełnianym często przez młodzież w okresie „buntu”. „Pierdolenie
systemu” stwarza bowiem ukryty krypto-system „pierdolący” system ogólnie
przyjętych norm społecznych, a ludzie robią wszystko, aby postrzegano ich jako „szczerych”
i „prawdziwych”, "zbuntowanych". Innymi słowy negacja systemu zawiera się wewnątrz systemu,
który jest negowany, postulat „bycia sobą” staje się elementem dotychczasowego
samo-wizerunku. Owa „poznawcza” pomyłka wikła człowieka w sieć sprzeczności i
konfliktów, z czasem wizerunki się namnażają i do „szczerego-mnie”, dołącza „rozgoryczony
ja”, „refleksyjny ja” „zabawowy ja”...
Jak rozwiązać ten problem?
Nie możemy przestać obrazować samego siebie. Możemy
natomiast uświadomić sobie raz na zawsze, i potem wciąż, raz za razem na nowo w
przeróżnych sytuacjach, że nieustannie
tego obrazowania dokonujemy. Dzięki temu możemy – z czasem – przestać być
ofiarą obrazującej funkcji umysłu i stać się jej sternikiem. Możemy w ideale
świadomie i bez przywiązania projektować nasz wizerunek i narracje procesów
umysłowych tak, żeby przynosiło to nam korzyść.
Warunkiem czy kluczem otwierającym te możliwości jest w
pełni jasne uświadomienie sobie, że obraz to tylko obraz. Wówczas staje się on
funkcjonalny, a przestaje być ontologiczny. Muszę uczciwie przyznać, że
opisywany proces można całkowicie zrealizować tylko przy pomocy jakiejś
praktyki medytacyjnej. Przyznawszy to kwestię zostawiam, nie jest ona bowiem
tematem tego tekstu.
Dalsze wzmianki na temat praktyki medytacyjnej w tym tekście zawierają się w przymiotniku „świadomy”
poprzedzający słowa narracja i wizerunek.
Bo właśnie ten przymiotnik wyjaśnia istotę przedrostka tak
często przeze nie używanego. Jest to przedrostek META-
Świadome opowiadanie sobie procesów umysłowych to właśnie
meta-narracja. Świadoma narracja uwalnia narratora od skutków poznawczej
pomyłki jaką jest traktowanie narracji jako czegoś „realnego”, „obiektywnego”.
Uświadomienie, że narracja jest narracją a nie procesami, które opisuje
umożliwia twórcze przekształcenie owej narracji, dobór odpowiednich słów
najlepiej pasujących do zjawisk o subtelności poruszeń umysłu...
Rozwija się wtedy przed brikoulerem cały wachlarz metod
narzędzi i sposobów, w które zostały przekształcone wspomnienia, postawy,
wizerunki, poglądy ponieważ teraz patrzy na nie z perspektywy ich
>>praktyczności<<. Jest to swoiste odczarowanie wszystkich mitologii
religijnych, ideologii politycznych, scjentystycznych.
„Postęp”, „anioły i demony”, „asurowie”, „aryjczyk” „goj”, „modernizacja”
– cokolwiek, cokolwiek, cokolwiek.
Rzeczywistość złożona z języka traci swoją spoistość.
Takie konstruowanie narracji jest właśnie czynnością stricte
praktyczną, metodologiczną. Użycie słowa „konstruowanie” wznieca pewnie zarzuty
o „wyrachowanie”, „sztuczność”, „przeintelektualizowanie”, „manipulowanie” czy „nienaturalność”.
Wszystkie one jednak jak jeden mąż odsyłają do czegoś przeciwstawnego, co ma
być spontaniczne, autentyczne i naturalne, a co jest mitem, fatamorganą, która
jest tak realna, jak jest daleka.
Mitem, który, jak się rzekło, prowadzi do konstruowania „spontanicznych”
i „naturalnych” krypto-narracji.
Należy wobec tego spytać, czy możliwe jest utworzenie w pełni
funkcjonalnej, świadomej, elastycznej i intuicyjnej narracji, pozostając
świadomym jej narracyjności?