piątek, 29 marca 2013

Kim jest karmita [wpis wybitnie roboczy]

That made you Tom the curious
That makes you James the weak? 


Istnieje wiele epitetów mających kogoś negatywnie określić. Jednym z nich jest "ograniczony". Zastanówmy się, kiedy używamy tego epitetu w stosunku do innych ludzi? "Jaki Ty jesteś ograniczony..." - słyszę, gdy wypowiadam swoje zdanie na temat ważności edukacji, twierdząc, że brak wykształcenia prowadzi z konieczności do potocznego światopoglądu, zawirusowanego heurystykami, uogólnieniami i brakiem refleksyjności. Czy mogę być ograniczonym wypowiadając się na temat ograniczenia innych? Oczywiście; spoglądam ze swojej perspektywy na perspektywę cudzą, i dostrzegam ograniczenia tej drugiej. Jest to możliwe ponieważ przekraczam tę drugą perspektywę.Sam jednak mogę być ograniczony z perspektywy kogoś, kto stoi ponad mną, jest -meta wobec mnie. Pomocna jest tu koestlerowska teoria holonów i tworzonych z nich holarchii. Imaginujmy to sobie jako matrioszki, jednak różnie pokolorowane. Większe matrioszki zawierają mniejsze, większe matrioszki zawierająsię w  matrioszkach jeszcze większych. Większa matrioszka zawiera w sobie wszystkie cechy mniejszej, ale ją przekracza. I tak w kółko, szkatułkowa rekursja.


Jestem B. Widzę A -> Biorę A w nawias -> (A) B. Pojawia się Cwaniak C. Przychodzi i bierze w nawias ((A) B), stawia się poza nim -> ((A) B)  C. Doczepienie komuś łatki to prymitywny sposób na zamknięcie w nawiasie i pozorną, niemerytoryczną meta-o-izację (postawienie się na poziomie -meta wobec kogoś). Nazwę kogoś "katolem" i już mam go w nawiasie, już mogę się do niego odnosić jako czegoś ograniczonego bo określonego, czyli zamkniętego.

Można zatem być ograniczonym względem czegoś, czego nie obejmujemy, nie ogarniamy, co znajduje się poza naszym układem. Jestem ograniczony wobec czegoś co jest poza mną. Stanowię układ zamknięty:

(A, B, C, D, E...)  X Y Z J 

Jestem ograniczony w swoim ABCDE, to jest mój układ zamknięty, poza którym znajduje się XYZJ. Mogę wessać w siebie X, chcąc poszerzyć mój układ, mój nawias. Mówiąc nawiasem, zabawne jest to, że wessanie X w układ ABCDE przepuści X przez owe ABCDE, więc X wewnętrzne wobec ABCDE nie będzie już X sprzed wchłonięcia go do układu ABCDE.( Muszę być ostrożny bo każdy wątek w prowadzonym teraz rozumowaniu mogę grubo poszerzać, a trzeba się uściślać)


W całym powyższym pierdoleniu istotna jest rzecz następująca: wiele osób nazywające inne ograniczonymi popełnia tragiczną niekonsekwencję; ustawia się z automatu poza nawiasem, z automatu tj. LOGICZNIE muszą być oni nieograniczeni, skoro nazywają innych ograniczonymi. Z jednej strony to abstrakcja, z drugiej, oczekujemy od kogoś kto nas poucza czy wytyka nam jakiś błąd aby sam był od tego błędu czy wady wolny. Dlatego zwrócenie komuś uwagi wywołuje często ripostę w rodzaju "A Ty to jesteś doskonały". I jest to słuszny przytyk, ale tylko w obrębie logiki, bo w życiu częściej wytyka się komuś wadę ponieważ samemu się ją posiada niż wytyka się komuś wadę ponieważ samemu jest się od niej wolnym. "Siedzimy w tym razem, dlatego zwracam Ci na to uwagę, nie byłbym w stanie tego rozpoznać gdybym sam jej nie miał" to głos rozsądku, który powinien odzywać się w takich sytuacjach.

Uogólnijmy wyżej opisaną tragiczną niekonsekwencję włączając w nią powyższy głos rozsądku ujęty kursywą. Określając kogoś ograniczonym nie mówię, że sam jestem nieograniczony. Mogę być najwyżej poza ograniczeniami, które ograniczają daną jednostkę, nie mogę być jednak wolny od ograniczeń W OGÓLE.

Co jest bowiem przeciwieństwem nieograniczenia? Bycie nieograniczonym, nieskończonym, otwartym.

Każdy człowiek stanowi zagęszczający się ZBIÓR ZAMKNIĘTY. Zagęszczanie się jest tożsame z samookreślaniem się, które wynika z Namnażania. Synonimem zbioru zamkniętego jest bordieu'owski Habitus. Przepraszam, że tak skaczę. Samookreślanie się to wyłanianie się człowieka z nieznanego=nieokreślonego. Samookreślanie się to proces; imaginujmy to sobie przyrównując światopogląd dziecka i światopogląd dorosłego. Dziecko jest otwarte, bo nie jest określone, nie posiada gęstego habitusu. Jednak otwartość dziecka jest bezkształtna, bezrefleksyjna, dlatego chociażby tak mało z dzieciństwa pamiętamy. Wraz z dorastaniem integrujemy coraz więcej elementów w swój światopogląd, mnożymy racje, podejścia, poglądy, orientacje, gusta...i w ten sposób zagęszczamy swój habitus, zbiór zamknięty staje się coraz bardziej zamknięty.

Bardzo liczne są konsekwencje zagęszczania się habitusu. Są też paradoksalne, np. nabywanie wiedzy o świecie wyostrza intelekt, przydaje mu narzędzi do patrzenia na świat, jednak jednocześnie nabywanie wiedzy i integrowanie jej w swój habitus wikła intelekt w tężejącą i gęściejącą sieć odniesień, wytworzonych zasad myślenia i skojarzeń, które sterują tym co odrzucamy i tym co przyjmujemy, oraz oczywiście tym co zwyczajnie ignorujemy. Dlatego tak trudno rozmawia się ze starymi ludźmi - ich habitus jest tak gęsty, tak zamknięty, że wszystkie nowe informacje zostają przefiltrowane przez owy habitus, przefiltrowane tak, że ich znaczenie zostaje utracone. Powiesz dziadkowi o samochodach, a on zrozumie to przez pryzmat swoich wspomnień na temat starego Bentleya

Mistrz zen Foyan opisuje jedno z doświadczeń oświecenia jako "poczucie, że jest się wiadrem, z którego odpadło denko". Umysł się otworzył - tj. stał się nieograniczony. Dotychczas był ograniczony, uwięziony w habitusie, W UKŁADZIE ZAMKNIĘTYM, KTÓRYM JESTEŚMY. To właśnie karmita - istota ograniczona. Ograniczona bo nie nieskończona. Pozbawiona pustki. Wchodzę tu już w hermetyczną buddyjską terminologię, przepraszam.

Karmita jest jakiś, jest kimś. Posiada warunki. Posiada wady i zalety. Cała ta konstrukcja sztywnieje z każdą chwilą gdy jest podtrzymywana, bowiem z każdą akcją się samopotwierdza, materializuje się jako konkretny byt. Ale gdzie jest kurwa ten byt? Gdzie znajduje się nawyk, myśl? Myśli i nawyki nie mają formy, nie są bytami. Nie można też o nich powiedzieć, że nie istnieją, przecież je odczuwamy. Jednak robienie z nich czegoś realnego to mijanie się z prawdą tyleż, co ignorowanie ich istnienia.

Tak wielu ludzi pragnie być indywidualistami. Wkładają masę energii w to, by ukonkretniać swój gust, światopogląd, poglądy polityczne, egzystencjalne. Trzeba mieć zdanie na każdy temat. To wszystko jest dążeniem do samookreślenia, upewnianiem się w swoim istnieniu, to wszystko jest...

...powiedzmy, że to jest konieczne. Trzeba wyłonić się z nieokreślenia, z nieznanego. Trzeba się stać. Jednak zaraz po tym, jak już się staniemy (który to moment jest tak ekstremalnie subtelny, że nie da się go w ogóle zdefiniować), istnienie jako odrębna jednostka jest tożsame z degeneracją, ogłupieniem, stępieniem władz poznawczych...umieraniem.

Nawet może nie ma tego momentu przejścia, przechylenia się; jednocześnie stwarzając siebie wzrastamy, stwarzamy siebie jako konkretną, odrębną jednostkę i jednocześnie, jak w powyższym paradoksie, zamykamy się, oddzielamy. Czy ktoś mnie w ogóle rozumie?

Oczywiście problemem nie jest sam habitus. Problemem jest znajdowanie się WEWNĄTRZ habitusu, co prymitywnie postrzegane jest jako utożsamienie. JA JESTEM moim habitusem. Ja jestem układem zamkniętym, tak jak jestem moim gustem i światopoglądem - inaczej nie reagowałbym jak zraniona sarna na kwestionowanie fajności mojego ulubionego zespołu. Przywiązanie do habitusu jest utożsamieniem z habitusem. Póki jestem bezrefleksyjnie i nieświadomie przekonany o tym, że jestem tym, co mnie określa, póty jestem w czarnej dupie i wwiercam się w nią coraz głębiej z każdą chwilą gdy w to wierzę. To życie karmity.

Zatem negatywny, ogłupiający i oddzielający od rzeczywistości aspekt posiadania habitusu można wyeliminować przez OD-TOŻSAMIENIE się z habitusem. Czyli: utożsamienie się z czymś, co nie jest wewnątrz tego habitusu, co nie jest myślą, gustem, samookreśleniem, co nie jest w ogóle CZYMŚ. Co nie jest stworzone.

Bo niezależnie jak piękny habitus skonstruuję, jak wiele energii włożę w projektowanie swojego ja, i tak będe ograniczony, i tak nie ogarnę wszystkich subtelności tego procesu, i tak w końcu zgłupieję, nieczuły na te części rzeczywistości, których nie mogę postrzec przez moją habitusową soczewkę. I tak będe interpretował i filtrował przychodzące do mnie treści tak, że uniemożliwi to współczucie wobec innych, stępi moje serce, stępi mój umysł. Będe tylko zamkniętym układem współrzędnych.