wtorek, 2 stycznia 2018

Busy czy easy - co począć z życiem

graficzki pochodzą spod ręki pana Joana Cornella 
Bycie zajętym oznacza sprawnie wypełnianie zadań, przed którymi stawia nas los i własne wybory. Czas i energia są ograniczone, dlatego trzeba się przez nie biegle poruszać. Dodanie -ness do angielskiego busy tworzy ethos XXI wieku - business, sztukę bycia zajętym, załatwiania i procedowania spraw.  

Nawet jednak, gdy wybierzemy pracę etatową, czy życie na peryferiach społeczeństwa nadal tkwimy w rzeczywistości AD. 2018. Podejmujemy długoterminowe inicjatywy i rzeźbimy swoją biografię w czasie. Staramy się robić to bez stresu, forsowania się i zagubienia. Czasami nawet chcemy zadbać o zdrowie. 

W jaki sposób poruszać się po złożoności życia? Z pewnością wielu ludzi nie robi tego w optymalny sposób. Tracimy bezpowrotnie cenne godziny naszego życia po prostu dryfując po Internecie. Nasze noworoczne postanowienia wytrzymują maksymalnie do lutego, a potem rozpływają się gdzieś pomiędzy prokrastynacją a rozproszeniem. Marzymy o założeniu start-upu, po czym kończymy na stosie książek how-to i sesjach "brainstormowych" zapijanych piwkiem. 

Człowiek nowoczesny to kowal i sprawca swojego losu - wybiera style życia, zawody i bliskich ludzi. W teorii. W praktyce zaś, nasz styl życia to w większości social media a dystrakcje i chroniczne zmęczenie wytyczają dynamikę relacji i związków.  

Jednocześnie, rynek rozwojowo-duchowy kusi nas nawykami i umiejętnościami, które możemy przyswoić za wymierzoną sumę pieniędzy. Możemy jeździć na warsztaty i robić kursy, także online. 

Wszystko już jest na miejscu, lecz brakuje czegoś fundamentalnego - kompasu czy busoli, które pozwoli nawigować przez ocean opcji, surfować przez fale możliwości, dać jakąś orientację w świecie, w którym żyjemy - dynamicznym, przesiąkniętym technologią.  




Tak - ów kompas jest w zasięgu ręki. Wręcz jest naszym ręką, a raczej ręka jest częścią kompasu. Jest nim ucieleśnienie - sposób bycia w świecie, którego można się nauczyć. Jednak >>nauka<< w tym kontekście zyskuje nowy wymiar, z pewnością inny od tego, do jakiego przyuczyła nas edukacja zasadnicza. 

Ucieleśnienie jest swoistą bazą, która organizuje w całość wszystkie obietnice, oferty i usługi proponowane przez rynek rozwojowo-duchowy, mindfulness industry, czy kulturę terapeutyczną. Bez ucieleśnienia, cała ta skarbnica jest krainą zawiedzionych oczekiwań i hipnotyzujących obietnic.   
Jeżeli masz do dyspozycji pełne spektrum możliwości, to czym kierujesz się przy wyborze? Być może deficytami psychologicznymi, które u siebie rozpoznajesz. Być może, jakiś coach albo kurs jest odpowiednio przekonywujących. Czy jednak machina marketingowa powinna odgrywać tak ważną rolę w Twoim życiu? Kryteria wyboru nie należą do ego, ściśle owiniętego własnymi zmartwieniami, pożądaniami i lękami - zachodzi tu zbyt duże ryzyko błędu.  

Stąd rzesze ludzi, który zaangażowali się w jakiś proces i pogubili się, zrezygnowali i przesiedli na inny. W Stanach mamy całe pokolenie duchowych drifterów, którzy odwiedzili dziesiątki wspólnot duchowych i terapeutów, jednak bez fundamentalnych zmian, których tak potrzebowali. Większość z kursów, terapii czy ścieżek duchowych to wieloletni proces, który wymaga lat konsekwencji i kontaktu z facylitatorem. Bez informacji zdrotnej i dyscypliny może być on chaotyczny i wręcz szkodliwy.

Podobno 90% motywacji kierujących ludźmi to ich własne problemy i rany - jednak ich korzeń może być odmienny od symptomów. Rzadko jesteśmy lekarzami własnych chorób - to nie my mamy stawiać diagnozę. Niestety, rynek podsuwa nam gotowe recepty, które ujmują unikalności naszej biografii.   

WIĘCEJ