czwartek, 28 września 2017

Jak możemy spotykać nasz ból? Część I


Symeon żył na słupach. Spędził na nich łącznie 63 lata, aż do śmierci. Ostatni słup, mierzący ponad piętnaście metrów był jego domem przez 45 lat. Przez cały ten okres zszedł z niego tylko parę razy, zmożony chorobą. Poza tym, przez wszystkie pory roku, dnie i noce żył na słupie, pod gołym niebem.  

Narodziny są bolesne, starzenie się jest bolesne, śmierć jest bolesna; rozpacz, lament, ból i napięcie są bolesne; powiązanie z niechcianym jest bolesne; rozłąka z upragnionym jest bolesna; nie osiągnięcie pożądanego jest bolesne. 

Półnadzy ludzie mieszkający na ulicach śnieżnej Moskwy albo w dołach rozjarzonych płonącymi zwłokami (tzw. ghaty*) w Indiach. Starcy odizolowani w lepiankach na pustyni, zakonnicy zamurowani do śmierci w swoich celach. Ludzie, którzy zrezygnowali z picia wody, poprzestając na owocach i warzywach. 

Dlaczego?   

Ojcowie pustyni byli niewielkimi grupkami ludzi mieszkającymi w ciasnych lepiankach rozsianych po egipskich pustyniach. Spędzali w nich większość dnia, wieczorami zbierając się na wspólną modlitwę. Zespół badaczy, który w latach 60tych próbował przeżyć parę miesięcy na sposób Starców stwierdził zgodnie, że taka codzienność "nie jest do wytrzymania". Takie historie mogą wydać się czymś odległym i abstrakcyjnym, ale poczekaj chwilę...  

...może też doświadczasz czegoś, co jest nie do wytrzymania? Co wtedy robisz? 


Mamy wiele dróg ucieczki od bólu i wszystkie nie działają. Przeczuwając daremność "tylnych drzwi", święci odcięli je wszystkie (zanim stali się świętymi, ale nie przestali być zwykłymi ludźmi) i wystawiali się na trudy, dyskomfort i ból zwane zbiorczo umartwieniami. 
Takie umartwienia mają dwojaką naturę: są wyrzekaniem się przyjemności albo umyślnym wzbudzaniem bólu. Oba te kierunki dążą do nawiązania relacji z bólem, która nie jest ucieczką. Dlaczego? 


Co takiego kryje się w cierpieniu, od którego ucieka cała nowoczesna cywilizacja? Jeżeli widzisz w tym tylko masochizm, to jesteś głupcem. Umartwienia świętych są czymś umyślnym i poniekąd niepotrzebnym. Przecież życie nieustannie dostarcza nam bólu, konsekwentnie zaprasza nas do odnalezienia intymnej odpowiedzi na pytanie jak sobie z nim radzić.  

Większość naszych odpowiedzi widać jak na dłoni. Wykształciliśmy mnóstwo sposobów na ucieczkę przed dyskomfortem, mamy kolekcję wymówek i racjonalizacji, które czynią ją zasadną. Jednak, żaden sposób nie wyczerpie wszystkich możliwości. Życie przejawia niesamowitą inteligencję, która wciąż testuje nasze możliwości. A może to po prostu tępy i ślepy los?

Święci nie mogli oprzeć się pragnieniu, aby uczynić z życia naprawdę prostą historię. Świeckie życie nie jest takie proste; nosimy swój ból w pracy, na oficjalnych spotkaniach i pośród obcych ludzi. Przylepiamy uśmiech na twarz, ponieważ większość ludzi nie ma pojęcia, jak odnieść się do cudzego cierpienia. Cierpienie jest czymś kłopotliwym. Naturalnie, nie potrafią się także odnieść do własnego. To masowe i instytucjonalne stłumienie, w którym człowiek odwraca się plecami od najprostszej prawdy na swój temat: nie potrafimy unieść złożoności i intensywności życia,  sprostać naszym lękom, niepewności i pragnieniom.  

Nie jest to jednak smutny wniosek, tylko podsumowanie procesu. Ten proces to samo życie: spotykanie się z bólem pomnożone przez codzienne sytuacje. Jeżeli to takie nieuchronne, to jak pozostać w miejscach, których nie da się wytrzymać? 

Co się stanie, jeżeli  zostaniesz? 
Co się uruchomi, kiedy porzucisz wszystkie drogi ucieczki i spojrzysz prosto w ból?  
Wreszcie, jak można to zrobić? 

Nie odnoszę się wyłącznie do wielkich życiowych tragedii. Życie jest pełne bólu, który można odnaleźć nawet w najprzyjemniejszych sytuacjach. Zamurowanie się w celi czy życie na słupie to tylko ekstrema, która rozjaśnia subtelności. Święci zapalili wielką lampę pod rojowiskiem ludzkich spraw. Zrobili to dla ludzi, ale przede wszystkim dla siebie.

Problem z małym bólem polega na tym, że łatwo go zignorować. Stłumienie nie znika bólu, lecz akumuluje go w większe porcje, które w końcu wybuchają prosto w twarz. Powoli ważymy swoje piwo, żeby potem się nim zupełnie otumanić i utonąć we łzach. Co się jednak stanie jeżeli przyjmiesz każdą taką łzę i przygarniesz ją do serca?   

Każdy człowiek ma swoje granice, a każde granice są plastyczne. Przynajmniej do pewnego wieku. Te granice to nasza kondycja /capacity/ i pojemność - zdolność do pomieszczenia w sobie tego, co się w nas pojawia. Takie pomieszczenie ma w sobie coś z gotowania jedzenia. Nie ugotujesz ryżu w dwie minuty, potrzebujesz piętnastu, podczas których ogień cierpliwie transformuje suche ziarna w pożywny posiłek. Ból także potrzebuje czasu, aby można się było nim pożywić. Pożywianie czyni bardziej żywym, wzbogaca we wglądy, zrozumienie i głębie, które układają się w ścieżkę wzrostu.

Upływ czasu jest wypełniony krokami, ponieważ nic nie stoi w miejscu. Idziemy przez życie nosząc swój ból jak przyszłe matki. 

Chciałbym ogromnie opisać sztukę stawiania tych kroków i uczynię to w następnym tekście.