wtorek, 17 października 2017

list z Domu do domu



Żyjemy w świętej rzeczywistości. Te słowa wyświetlają się w mojej głowie kolejny raz, lecz znacznie trudniej uczynić dalsze kroki. Stoję niepewnie i podnoszę stopę. 
Jak to jasno opisać? 
Miażdżąca większość duchowych praktyków nie doświadcza przebudzonych ludzi w postaci z krwi i kości. Czytamy teksty i oglądamy Internet, połykamy treści zanim je przeżujemy i poczujemy na języku. Właściwością takiego przekazu jest fragmentaryczność, którą łatwo pokroić i zamarynować w pamięci: takie słowa, takie zalecenia i rady.  
Te słowa pobudzają, nie ma wątpliwości. Potem działają jak pigułki nasenne; wtłaczają w głębszy letarg, zwiększają kolekcję słów, która skleja oczy, zarasta serce. I nic się dalej nie dzieje, tylko mamy fajniejsze tematy na imprezę. 
Sęk w tym, żeby coś się zadziało, i to coś przeogromnego. Żyjemy w świętej rzeczywistości, co obowiązuje w każdym momencie, także teraz, kiedy rozglądasz się dookoła siebie. Ona jest tam, za błoną cieńszą od pajęczyny - ona jest tutaj. 
Ludzie jej nie widzą, albo mylą ją z wyrzutami serotoniny czy cytatami z Leary'ego, człapią tu i tam, no i nie mają czasu. 

W jaki sposób - skutecznie - uświadomić Wam, że żyjemy w świętej rzeczywistości? 
To eksperyment i gra, która toczy się przy każdej rozmowie, bo każda chwila może być jak katapulta. Uwielbiam oglądać tę źródlaną przejrzystość w ludzkich oczach; oczach, które spotkały odpowiedź zanim zdążyły pogubić się w pytaniach napompowanych przez książki, narkotyki i Internet.  
Uwielbiam słyszeć prawdziwie otwarte słowa, nie te intelektualne pętle, nawet ustrojone w najpiękniejsze pojęcia. Doskonale otwarte słowa (ani jednej domkniętej konkluzji), dzięki którym przestrzeń zaczyna oddychać.  
Należy do tego podejść naprawdę poważnie, póki nasze układy nerwowe nie zestarzeją się tak, że uchwycimy tylko odblaski i obrazki tej świętej rzeczywistości... która jest bliżej niż własna aorta, jest niewypowiedzianym sednem wszystkich pragnień, wodą wypełniająca wszystkie dziury i braki, paliwem wznoszące prosto w górę, głęboko w dół, do serca Ziemi.    

Uszczkniesz z Niej drobinkę i zaspokoisz ten dobijający głód, bez którego nie byłoby po co wstać z łóżka. Zaczniesz wstawać z łóżka z zupełnie innego powodu niż wcześniej: w momencie otwarcia oczu znowu będziesz żywa, żywy. To dzieje się nieprawdopodobnie nieustannie a całą tę świętość wypełnia niesamowita różnorodność ludzkiej kultury i doznań natury, które można smakować bez końca, co za uczta!