środa, 1 lutego 2017

Serce bliskości i duchowe sporty kontaktowe





Większość postów, które są publikowane tutaj, powstają z inspiracji rozmowami, jednakże w szczególny sposób. 

Piszę tutaj to, czego nie wypowiedziałem; nie wszystko bowiem, co przychodzi do głowy podczas rozmowy należy otwarcie wyrażać. Ludzie otwierają w nas przeróżne drzwi, jednak to, co się za nimi kryje nie zawsze jest przeznaczone dla nich. Natomiast zawsze jest dla nas.  

Cenne myśli rodzą się w przemilczeniach, nabrzmiewają dzięki potrzebie wybrzmienia i dotarcia do serc tych, którzy pobudzili je do zaistnienia. Często jednak, mimo, że wzbudzone przez kogoś innego, są właśnie wyłącznie dla nas. A będąc dla nas, mogą być dla wszystkich, jeżeli pozostawimy produkt naszych wglądów w publicznym miejscu, takim jak ten blog. 

Zahamowanie myśli powołanej do istnienia przez cudze słowa może się wydać stłumieniem. Możemy jednak stłumienie to - jak absolutnie wszystko - spożytkować do własnych celów. Stłumienie może być podobne ciąży; czasem dojrzewania i transmutacji czegoś, co pozostaje utajone. Pewnie właśnie dlatego Hemingway stwierdził, że pisarz powinien kończyć codzienne pisanie niemal wpół słowa; żeby pozostawić część energii twórczej w środku, aby mogła się ona nadal mielić w podświadomości. 

*** 

Czy bliskość jest najważniejszym czynnikiem ludzkiego życia? Bliskość z innymi, ze sobą i z naturą, bliskość w relacji (nie w przeciwieństwie) do izolacji i granic, które nie są zaprzeczeniem bliskości, lecz jej odwróconą postacią. 

Bliskość jest szczególnym "czymś", jest przestrzenią naszych relacji, ich najintymniejszą jakością. Bliskość ożywia i napędza relacje. Bliskość tworzy relacje, nawet te najbardziej wysuszone, gdzie bliskość wycieka jedynie wąską strużką. Bliskość ze słowami, kiedy je piszę, bliskość z moim ciałem, kiedy biorę udział w życiu, bolesna bliskość granic, które obostrzają swobodę moich ruchów i ekspresji. 

Bliskość, której tak bardzo pragniemy, jest bliskością, której nie możemy wytrzymać. 
Bliskość, którą kurczowo chwytamy, natychmiast ją tracąc.


Bliskość, za którą tęsknimy z pozycji wyimaginowanego braku. Bliskość, którą panicznie krępujemy decyzjami i ordynacjami woli, kiedy wynurzymy się z jej rozkoszy. 
Bliskość, która rozpętuje w nas drogocenną, naładowaną niepokojem konfuzję.  
Bliskość, która rodzi w nas tę czułą, uroczystą staranność bycia z drugim człowiekiem lub z samym sobą!

Obustronność (wszechstronność), która inicjuje gwałtowny ruch w dwie strony naraz staje się możliwa dzięki bliskości. W bliskości umysł półświadomie, albo - po latach - coraz bardziej dojrzalej i spokojnie, odkrywa swoją naturalną jednoczesność.

Co możemy zrobić z bliskością? Możemy spoglądać na nią bezpośrednio, lub odnieść się do niej poprzez decyzje: ustalić coś. Ustalenie przynosi ulgę, jednak ulgę od czegoś za czym ogromnie tęsknimy. Ulgę od konfuzji, która jest sercem bliskości. Konfuzji, która rozbraja ego i logiczny rozum, który zaczyna nie wiedzieć, co ma robić.  
Jak właściwie można połapać się w tej konfuzji? To burza, rozpętana intensywnością samej bliskości; burza, w której możemy się utrzymać, co jest miarą naszej duchowej dojrzałości. Burza, w której się chwiejemy, upadamy i powstajemy, co czyni nasze życie po prostu prawdziwym. 

Czy antropologia, zamiast studiować wymierające kultury, mogłaby systematycznie zgłębiać bliskość? 
Najprościej, byłyby to studia nad złożoną strukturą otamowań i wentyli bezpieczeństwa wypracowanych przez światowe kultury. Odważniej, moglibyśmy posunąć się do  wyjścia na przeciw samej bliskości, KIEDY rozgrywa się ona pomiędzy ludźmi: kiedy są razem i kiedy (siłą rzeczy) są fizycznie oddzieleni. 
Co wówczas się z nami dzieje i jak się z tym spotykamy?  

W prostym słowach: nasza życiowa dojrzałość, czy duchowa kondycja testowana jest przez wyzwanie spoczywania w intensywnej, naelektryzowanej lękiem bliskości. Długie spojrzenia w oczy, przedłużone otwarcia serc i kontinuum szczerości podczas rozmów. 
Bycie razem. 
Bycie razem z Innymi, bycie razem ze sobą. Bycie razem ze sobą jako konieczny warunek bycia razem z Innymi. I gwałtowne szarpnięcia oddaleń, zatrzaśnięć, uników i ucieczek - zawsze. 
Chciałbym czasami wyłączyć swój moduł językowy, żeby odsłonić tę niesamowitą dynamikę każdej relacji, dosłownie każdej. Słowa są takie drugorzędne wobec tego, co przenoszą, tego co dzięki nim (i nie tylko) się rozgrywa pomiędzy naszym razem. 

Myślę, że w bliskości zawsze zawarta jest nasza niezdolność do jej uniesienia, utrzymania. 
Bliskość jest prawdziwa wtedy, kiedy nie możemy jej unieść. 
Zarysy granic i obostrzeń, przebłyski lęków i obaw; one są absolutnie DOBRE, są mądrymi sygnałami, że Bliskość, pisana z wielkiej litery, dopiero się zbliża... 
Granice i obostrzenia, lęki i obawy ukazują się świadomości DZIĘKI bliskości. 
Właśnie wtedy uciekamy. Patologiczne myślenie dualistyczne krzyczy: o nie! dlaczego nie jest przyjemnie? dlaczego nie tylko szczęście? Wszystkie te przejawy wątpliwości są sygnałami, że nie możemy unieść bliskości. 

Możemy pozwolić im wybrzmieć, pozostając z nimi jakimi są.
Możemy też skrystalizować tę rozhulaną energię w ustalenia, decyzje i stany rzeczy, co jest tożsame z ucieczką od bliskości i zatrzaśnięciem serca. 
Dobra bliskość rodzi panikę.  
Bliskość nie jest wyłącznie pozytywna, lecz nie jest "także" negatywna. 
Jest wszystka. Jest po prostu wszystka. 

Bliskość jest wszystka, dlatego jest wszechstronna. Jest otwartym i naelektryzowanym polem wyboru. 
Kierunek wyboru, zwłaszcza skonwencjonalizowany w decyzje jest DRUGORZĘDNY. Nie chodzi o to co robimy, chodzi o pozostanie w bliskości i jednoczesne poruszanie się. 
Moje pierwsze kontakty z bliskością były czujnym, zlękniętym bezruchem...każdy bowiem ruch już ją zamykał. 
Jak mawiał Rudi: na początku boimy się w ogóle oddychać, tak TO jest kruche. 

Stopniowo człowiek uczy się stawiać kroki pozostając w bliskości, jednocześnie nie tracąc jej, a następnie natychmiast ją traci, bo non stop natychmiast ją traci. To dzięki traceniu jej może ją odnaleźć, rozumiejąc (w bolesnym zatrzaśnięciu) co właśnie się wydarzyło. Kolejny i kolejny raz. Tak właśnie stawiamy kroki w naszej drodze.

Wojownik, mówi Trungpa, odsłania swoje surowe serce, aby było dotykane przez świat. To nazywane jest prawdziwą nieustraszonością. 

Co więc możemy robić z naszą bliskością? 
Możemy ją zachować w nieskończoności codziennych sytuacji, z czego każda, jeżeli jesteśmy naprawdę głęboko, jest unikalnym wyzwaniem. 

Możemy utrzymać szeroki strumień naszej bliskości będąc razem. 
Możemy postępować naprzód. 

Spiral's out 
Keep going.