sobota, 2 lutego 2013

Labirynt odbić i...






Umysł jest jak malarz. Umysł wytworzył złożenia. Wszystkie istniejące światy są obrazami namalowanymi przez umysł.”-Sutra Girlandy Kwiatów



Próbuję wciąż wyjęzyczyć to, że mój umysł zarasta albo że Ja zamarzam. Przypomina mi się metafora Alberta Hofmanna określająca odczucia przy zażyciu LSD; że nie może "strząsnąć" z siebie tego stanu.

W mitologii Innuitów powietrze białej tundry jest przesiąknięte złymi duchami. Trzeba nieustannie się przed nimi bronić, bo można "złapać" w każdej chwili takiego ducha. Czy to jest ich metafora na nieustanne głosy umysłu, szeptające, namawiające, popychające, uzewnętrznione w tundrze, i dzięki temu możliwymi do uwewnętrznienia, wejścia DO człowieka?

Nie ważne, czy tak czy nie. Nie ważne czy to prawdziwy przykład, czy wymyślony; jest możliwy do zaistnienia. Ujawnia cały czas tę samą operację. Język jest interfejsem mojego umysłu; ujmując dźwięki w głoski --> samogłoski ---> współgłoski docieram do słów, dzięki którym dosięgam do znaczeń. I od środka: gdzieś z głębi mnie, niewidzialnie, wywodzą się znaczenia. Zamarzam znaczenia w sens, sens w pojęcia, pojęcia w struktury, struktury w systemy. I wszystko, co zostaje zamarznięte staje się  p o z n a w c z e. Okulary.

Dzięki temu interfejsowi, złożonemu z nieskończonej ilości elementów do zamiany, mozaikuję sobie rzeczywistość:)


Każde zjawisko na ziemi jest parabolą, a każda parabola otwartą bramą, przez którą dusza, jeżeli jest gotowa potrafi wniknąć do wnętrza świata, gdzie ty i ja, dzień i noc jesteśmy jednością. Na drodze każdego człowieka rozwiera się tu i ówdzie taka brama, każdego nachodzi kiedyś myśl, że wszystko co widzialne jest parabolą, za którą mieszka duch i życie wieczne. 

Mogę więc zajrzeć "za zasłonę" z każdego miejsca, ponieważ każde zjawisko jest parabolą, metaforą, odsyła, i każde zjawisko jest w istocie tym samym działaniem -> obrazowaniem.Wyodrębniwszy i usunąwszy granicę między wnętrzem a zewnętrzem, to co zmysłowe też jawi się jako obrazowanie. 

[I w tym momencie wychodzę ze swojej głowy] 

Pułapka meta.  Umysł jak szum szepczących głosów wiedzy -> gdyby założyć, że podstawą myśli nie jest cisza, brak myśli, tylko nieskończoność wszystkich możliwych i niemożliwych myśli ujętych w sieć, w których każda łączy się z każdąąą.... 

...to wtedy "tak" i "nie", jak dwie pary wioseł, poruszają moją uwagę w sferach powiązań wiedzy, systemów węzłów skojarzeniowych, które poza ograniczeniami przestrzennymi są wszystkie ujęte w jedną wzajemnieodnoszącą się wszech-sieć. 

Jedynie kwestią moich umiejętności i biologicznych możliwości mózgu jest żeglowanie w tym morzu informacji, które jest górą, która jest wszędzie; więc wszędzie jest jej szczyt.  

Powyższym "scenicznym" założeniem ujętym w nawiasy kwadratowe chciałem odnieść się do tego wszystkiego /\ na poziomie meta, tj. do metapułapki nieustannej gonitwy myśli od "tak" do "nie" rozedrgującej się w umyśle od słowa, wspomnienia, dźwięku, obrazu,  jedna kropla (bodziec) spada na morze umysłu i uwalnia tysiąctysięcy kropel-wyładowań skanalizowanych utartymi już ścieżkami wytworzonych węzłów struktur. Niestety, próbując ją opisać znów w nią wpadłem, pochłonięty konstrukcją, i wówczas: pochłonięty całkowicie, nie doświadczałem owej nieustannej gonitwy myśli od "tak" do "nie" rozedrgującej się w umyśle od słowa, wspomnienia, dźwięku, obrazu, świetlistymi nićmi jak korzenie, jak błyskawice, rozchodzącymi się poza przestrzenią, poza formą, zauważalne jedynie jako r u c h  m y ś l i, którą niesie e n e r g i a. 

Im więcej granic złamię, moja wszechkonstrukcja będzie puchła rozłożyściej. Gdy zbyt dużo energii pójdzie w głowę... 


...myśli jak deszcz rojący się kroplami na jeziorze,
myśli, jak spadanie po schodach, bezkierunkowo, bezczasowo, rozkwitające z punktu... 

Opowiadał Marcin, jak jest punkt, i ten punkt WYBUCHA w [Marcin splata dłonie w koszyk i gwałtownie je rozkłada, ustami robi "PUFF" i] miliardy kropelek punkcików roztańczonych na wietrze, drobinek kurzu przeświecanych, wodzi umysłem wodzi za nimi, i koncentruje się na jednej, maleńkiej drobince kurzu, jak czubkowi igły i ten punkt WYBUCHA w wielewielewiele z wielu w wiele innych, nie w czasie nawet, 
 j e d n o c z e ś n i e, nie ma żadnego ruchu, tylko wy-buch i znów zogniskowanie na jednym i. . . . 

I cisza. Płonące cynobrowe pole, dwa palce pod pępkiem, u-centrum-iające, roz-centrumia... 

Cisza. Muzyka. Klikanie powoli na klawiaturze.I nogi...przesuwa się jedna po wykładzinie do przodu, zaraz za nią, druga. I prostuje się kręgosłup i opiera znów na oparciu i...wdech i wydech zaraz po nim... 

I możnaby tak...