niedziela, 10 lutego 2013

Hermeneutyka zwierciadlana :)

Zarówno Budda, jak i Mahavira  wiele czerpali z wedyjskiej tradycji braministycznej kiedy dawali początki swoim wielkim ruchom; buddyzmowi i dżinizmowi. W rzeczy samej te dwie wielkie religie wyrosły ze starożytnej tradycji wedyjskiej, która sama potem zmieszała się ze swoimi dziećmi, tworząc hinduizm. Monolityczny braminizm rozbił się na pluralizm sekt, ruchów religijnych, lokalnych świątyń i bóstw; wszystko to spajała filozofia Upaniszad - pierwszy w dziejach Indii uświadomiony i uporządkowany system mistyczny.

Budda i Mahavira, jako reformatorzy, oprócz wywodzenia a przez to uprawomocniania swojego istnienia z braminizmu musieli również zanegować jakieś jego cechy. Negacja, konflikt i krytyka to oprócz korzeni bramińskich najważniejsze "kamienie węgielne" w powstaniu nie tylko buddyzmu czy dżinizmu, ale w ogóle nowych ruchów religijnych (które muszą jednocześnie potwierdzać dziedzictwo starożytnej tradycji i przekraczać pewne cechy tej tradycji).

Budda i Mahavira zgodnie krytykowali ofiarę zwierzęcą, zwracali uwagę na bliskość człowieka wobec istot zwierzęcych, istot czujących /sentient beings/. To kość negacji, która łączy obu tych reformatorów; Mahavira nie kwestionował systemu kastowego tak, jak robił to Budda, jednocześnie ascetyzm Mahaviry był dużo radykalniejszy od buddyskiej "środkowej ścieżki".

Kwestiowanie ofiary zwierzęcej uderzało w sam rdzeń praktyk braministycznych; uderzało w rozbudowany rytuał, który potwierdzał wyższość i sens funkcji bramina. Bramin, podobnie jak kler katolicki stanowił konieczne pośrednictwo pomiędzy Absolutem a ludźmi. Tylko on mógł sprawować "liturgię ofiarną", co było mu dane nie z uwagi na cechy osobiste, ale na urodzenie w tej a nie innej kaście. Widać więc, że to pośrednictwo jest konieczne do zachowania funkcji bramina i jego pozycji w społeczeństwie. Zarówno Budda jak i  Mahavira ogłosili możliwość zbawienia , tj. oświecenia każdego człowieka, niezależnie od kasty, płci - ogłosili oświecenie pan-ludzkie, oświecenie powszechne. Jednocześnie taka powszechność oświecenia uzależnia je od własnych czynów, podkopuje więc konieczność pośrednictwa - także bramin, nawet jeżeli jest bliżej Absolutu (słowo bramin pochodzi od słowa Brahma, co oznacza Boga stworzyciela), musi przejść tę samą drogę, którą przejdzie inny człowiek, aby osiągnąć oświecenie.

Skupmy się na ofiarze zwierzęcej. Oprócz ustalenia, jakie korzyści zapewniała ona braminom (monopol religijny), jaki był jej funkcjonalny wymiar?

Możemy znaleźć ofiarę w większości społeczeństw ludzkich; Campbell pisał o "zatrzęsieniu" ofiar wzdłuż równika. Aztecy, Inkowie, Żydzi, Indusi - religijność tych wielkich starożytnych cywilizacji opierała się na ofiarze. Uogólnijmy zatem ofiarę nie tylko do rytuału zabicia zwierzęcia lub człowieka, ale do samej idei ofiary, którą można sprowadzić do słów "coś za coś".

Jezus również zakwestionował tę ideę, na tym opiera się Nowe Przymierze. Już nie starotestamentowe "oko za oko, ząb za ząb"; Jezus zawiera nowe przymierze składając ofiarę z siebie za grzechy wszystkich ludzi, a dzięki temu odkupując ich od tych grzechów. W tym momencie ofiara nie jest już potrzebna, a ten, który poniósł ofiarę największą dostaje kierowniczy fotel w Niebie. Nie rozpatruję teraz tego jako prawdy lub nieprawdy; tylko jako mitologię, ideologię.  Z chwilą ustanowienia Nowego Przymierza zbawienie stało się również powszechne, pan-ludzkie, dostępne nie tylko dla Żydów, ale także dla gojów. Wewnątrz ideologii chrześcijańskiej przestała obowiązywać zasada ofiary.

Zasada ofiary najogólniej opiera się na tym, że poświęcenie czegoś daje coś w zamian. Jeżeli zarżnę kozła albo kozę, otrzymam - w zamian - nagrodę od bóstwa. Prosto więc wpaść na pomysł, żeby regularnie dostarczać ofiar, które podkładają się (a raczej są podkładani), a my w zamian (ofiarodawcy) otrzymujemy nagrodę. Ale rozpatrzmy to jeszcze ogólniej, na przykładzie:
Jeżeli chcę zostać studentem, to nie zostanę kulturystą. Proste; ograniczony czas nie pozwala mi zostać jednocześnie włożyć całej energii w czytanie książek i czynność (abstrakcyjnie) biegunowo przeciwną, jaką jest ćwiczenie ciała. Poświęcam więc jedną potencjalność mojego życia na rzecz drugiej. Zaniedbuję życie towarzyskie na rzecz nauki, albo odwrotnie. Poświęcam siebie dla innych. Albo odwrotnie. Zawsze jest coś za coś, czyli DWA -> JEDNO ZA DRUGIE. To podstawa tej zasady, w układzie DWÓCH, zwracam się ku JEDNEMU zostawiając DRUGIE. Można to równie dobrze rozpuścić w wielości; z uwagi na ograniczony czas nie ogarnę wszystkich aspektów mojego bytu, mogę dobrze zarabiać, ale nie wybawię się wtedy w życiu jak czeba (pozostanie frustracja), wchodząc w związek monogamiczny muszę poświęcić swobodne życie, mogę skupić się ogarnianiu społecznych, biurokratycznych konieczności życia, co skutkuje poświęceniem czasu, który mógłbym wykorzystać na wytężoną lekturę, rozwój umiejętności artystycznych. Albo: mogę skupić się na sztuce, a zaniedbać przez to społeczne obowiązki, przez co oddale się od ludzi, nie znajdę pracy, nie ogarnę biurokratycznych rzeczy i zdechnę z głodu w samotności i bezrobociu. Proste? Proste.

To jest istota ofiary.

Pójdźmy więc dalej: na czym polegała reforma Jezusa, Mahaviry i Buddy? Na zanegowaniu tej zasady. W chrześcijaństwie nie jest to tak widoczne tj. w mainstreamowym wydaniu chrześcijaństwa; co można prosto wytłumaczyć dążeniem kleru do monopolu pośrednictwa, co prowadzi do stawiania najwyżej "mistyki eucharystii" i krytyką religijności osobistej (dysponuję listami pasterskimi, które potępiają całą religijność osobistą, samodzielną) - duchowość tylko w kościele, więc duchowość tylko poprzez duchownych. Ale nie o tym miałem! Moim zdaniem chrześcijaństwo zostało upośledzone; monastycyzm, ściśle zamknięty przed światem świeckim, realizuje PRAWDZIWE CHRZEŚCIJAŃSTWO, jak i być może część kleru. Natomiast wierni zostają zakleszczeni w monopolu pośrednictwa; nie mogą wejść w kontakt z Bogiem bez duchownego, co uprawomocnia jego istnienie, dlatego mainstreamowe chrześcijaństwo wysycha, dlatego kler tak krytykuje New Age, i tak dalej.

Wróćmy do pytania z poprzedniego akapitu: na czym polegała reforma Jezusa, Mahaviry i Buddy? Na zanegowaniu zasady ofiary - coś za coś. W chrześcijaństwie, z wyżej wytłuszczonych względów, ta szalenie istotna kwestia została zamaskowana pod bełkotem kazań, teologii, emocjonalnie oddziałującego pustosłowia, mieszania we łbie. Spójrzmy na politykę kościoła wobec mistyków; Jana od Krzyża (wtrącony do komórki, ciężko bity, głodzony), Mistrza Ekharta (sądy inkwizycyjne), Antony'ego De Mello (specjalny list Ratzingera wykluczający "Przebudzenie" z religii katolickiej, dołączony do każdego wydania tej książki) co tłumaczy pewnie także anonimowość autora "Obłoku Niewiedzy" - mistyka, objawiająca istotę Chrystusowego nowego przymierza była i jest uznawana za coś wywrotowego i heretyckiego. To proste; gdy Ekhart zaczął mówić do prostych ludzi w ich rodzimym języku (a wtedy nie do pomyślenia było, żeby Biblię czytać w języku ojczystym!! czytanie Biblii musiało być zapośredniczone przez kler, który umiał łacinę), to inkwizycja zaraz się nim zainteresowała.

Polityka kleru chrześcijańskiego jest więc, moim zdaniem, regresem do zasady ofiary, która wymusza pośrednictwo między Bogiem a wiernymi w postaci duchownego. Być może ofiarę zastąpiła eucharystia, pośrednictwo zostało jednak zachowane!

Dlatego też istota Nowego Przymierza została zafałszowana. W buddyzmie i dżiniźmie pośrednictwo jest uzasadniane zupełnie inaczej i rozsądniej; pośrednikiem jest ten, który jest bardziej duchowo zaawansowany, jednak nie jest to kwestia jego funkcji, tylko stanu umysłu (stan umożliwia funkcję, mistrz zen nie zostaje nim bo robi studia teologiczne albo bo jest wysoko urodzony, ale dlatego, że doświadczył oświecenia, chociaż zawsze zdarzają się wyjątki od tej reguły).

Rozdrabniam się jednak na szczegóły, a założony "tok" rozumowania był zupełnie inny. O co mi chodzi przede wszystkim:

Zasada ofiary i negująca ją zasada powszechnego zbawienia kryją w sobie dwa podstawowe sposoby myślenia - takie rzeczy jak polityka religijna są tylko odzwierciedleniem tego, co poczyna się w umyśle. Dlatego poznać umysł to zrozumieć zasady społeczne, religijne, instytucjonalne, polityczne, państwotwórcze, historyczne - poprzez ciąg odzwierciedleń wszystkie te warstwy działań ludzkich ujawniają te same zasady, które są poznawczymi zasadami umysłu. Zatem: zrozumieć zasady działania umysłu to zrozumieć świat - ale tylko wtedy, gdy PRODUKT działania umysłu nie przysłania nagich zasad działania, bo wówczas brniemy w subiektywne, umysłowe wytwory, gubiąc sedno, jakim jest SPOSÓB powstawania tych wytworów.

To wzajemne odzwierciedlanie kolejnych warstw człowieczeństwa (umysł -> relacje ze sobą -> relacje z innymi -> relacje grup ludzkich -> relacje grup do instytucji -> już abstrakcyjne relacje samych instytucji między sobą -> relacje państw, a także relacja człowieka z religią i relacje człowieka z samym sobą i innymi w religijnym dyskursie) pozwala zrozumieć te same zasady, na dowolnym poziomie, i potem odnieść je do wszystkich innych poziomów, bo te poziomy je przenikają. Uznaję jednak prymat i pierwotność umysłu, jako wszech-agregatu, w którym te wszystkie myśli się poczynają, i dalej EMANUJĄ, albo odzwierciedlają się w filozofii, polityce, politologii, religii!!! Wszystko bierze swój początek z umysłu, wszystko jest u podstaw dialogiem umysłu z samym sobą poprzez labirynt odbić, odzwierciedleń, uprzedmiotowionych i uzewnętrznionych!! Co niesamowite, większość ludzi dokonuje takich odzwierciedleń, ale w błędny sposób, bo ich punktem wyjścia jest EGO wytworzone przez zasady umysłu, nie same te zasady! Stąd heurystyki, uogólnienia wiedzy potocznej:) To oczywiście duży skrót, ale jestem zbyt podniecony by wykonywać mrówczą pracę wyjaśniania i udowadniania - niemniej jestem zdolny udowodnić to wszystko wyczerpującym wywodem.

Powróćmy do ofiary i jej zanegowania. Chciałbym teraz odnieść ISTOTĘ reform Buddy, Mahaviry i Jezusa do procesów umysłowych, których te reformy są historycznym odzwierciedleniem. Ci trzej prorocy zanegowali sposób myślenia oparty na CZĘŚCI, wyborze między jedną częścią a drugą, korzyść jednej na niekorzyść drugiej. Prosto rzec, że zanegowali oni po prostu DUALIZM, czy raczej dualność, tj. wieczna relacja oderwanych części.

Zanegowali działanie (z chiń. wei) karmiczne, które odzwierciedlały ówczesne wielkie tradycje religijne (bo religia jako taka po prostu rządziła życiem ludzi). Odrzućmy wszelkie narracje, reifikowane jako prawda (Bóg ma brodę i patrzy z góry), zmaterializowane i obleczone w porównania: to są same idee, same ich obroty, sploty i relacje. A te idee, stopień wyżej, ujawniają same PROCESY UMYSŁOWE, których są najwyższą możliwą ROZUMOWĄ reprezentacją. Ja nie tylko obracam tutaj sobie ideami, to wszystko jest konieczne ze względu na język, to jest opis...którego desygnatami są procesy umysłowe. Wszelka kultura (i język konieczny do komunikacji!) jest reprezentacją procesów umysłowych, która utraciła świadomość tej reprezentacyjności, przejawieniem zreifikowanym. Ach!

Jezus, Budda i Mahavira zanegowali życie, w którym tylko poświęcając jeden aspekt swojego życia możesz zdobyć drugi. Oni trzej - jestem tego pewien - zaproponowali działanie, które dąży do zdobycia wszystkiego, całości, nie części, JEDNOŚCI. Tak jak sanskryckie słowo Dharani oznacza - zdobyć wszystko, mieć wszystko, tak prawdziwa istota reform tej trójki jest zanegowaniem czegoś, co pochodzi pierwotnie z umysłu, co przenika wszystkie aspekty życia, także język, który jest jedynym! pomostem! Budda mówi, że prawdziwa Nauka Buddy nie jest Nauką Buddy! Dlatego paradoks, jako język jedności jest tak niezrozumiały, tak źle interpretowany przez wieki:)

Sedno ich nauki oznacza: zasada ofiary, przenikająca życie, to nie wszystko. Jest także alternatywa, która - jako różność - NIE JEST tym, co zasada ofiary, a jeżeli w samej zasadzie ofiary zawiera się oddzielenie, jedno na rzecz drugiego, to i zasada ofiary JEST zawierana przez ową alternatywę! :)


^___^