czwartek, 27 września 2012

Odezwa




Drodzy przyjaciele!

W poniższym tekście chciałbym zawrzeć bardzo dla mnie ważny przekaz. Dlatego proszę o uwagę. Jeżeli możecie, przerwijcie czynności, które wykonujecie synergicznie z czytaniem tego tekstu. Proszę, aby podczas czytania nie przeskakiwać do komunikatora, facebooka - po prostu o chwilę skupienia i bezruchu. 

"Czy wartość wszystkich rzeczy nie polega na tym, że są one fałszywe? Czy właśnie skłamywanie i czynienie fałszem, wkładanie sensu, nie jest wartością, celem, sensem? Czy nie powinno się wierzyć w Boga nie dlatego, że jest prawdziwy, lecz dlatego, że jest fałszem? - Nietzsche

Wszyscy siebie oszukujemy. Należy tylko pytać, czy jesteśmy tego świadomi, czy nie. Nie musi to być oszustwo z premedytacją: oszustwo jest po prostu fundamentalną zasadą naszej optyki na świat. I nie jest to oszustwo w sensie moralnym! Przynajmniej nie wyłącznie. Oszustwo, o którym mówię, przejawia się w grach społecznych, manipulacjach, u podstaw których stoją dobre intencje, czy wreszcie w podejściu do siebie samego. Nie zamierzam tutaj relatywizować oszustwa, lecz rozróżnić takie jego rodzaje, które nie podlegają w pełni naszej świadomości i woli, a jednak dzieją się w nas i dalece determinują nasze działania. Oszustwo tak głęboko zakorzenione w naszym życiu grupowym i osobistym nie może być pojmowane negatywnie, bo wówczas powstaje w człowieku głęboki, wewnętrzny konflikt. Stara się wtedy stać "prawdziwym", "szczerym", i oczywiście jest to do pewnego stopnia możliwe, jednak nie całkowicie. Nie da się bowiem mówić chociażby ludziom całej prawdy; trzeba zwykle owinąć ją w bawełnę sprzyjającego nastroju, miłego słowa. Dlaczego? Ponieważ wtedy jest skuteczna. Dopuszczamy się więc manipulacji, ale nie musi być to z automatu niemoralne. Ludzie po prostu  nie lubią słyszeć prawdy...bo żyjemy w świecie oszustwa!

Poza tym, gdy staramy się stać "prawdziwi" negując fakt, że oszustwo jest zawsze obecne w naszym życiu, właśnie owa "prawdziwość" staje się również oszustwem, bo przeczy obecnemu stanowi rzeczy. To rdzenne oszustwo jest właśnie prawdą, którą trzeba bardzo głęboko zrozumieć. Zapewne w wielu umysłach na takie słowa pojawiają się zarzuty, że próbuję usprawiedliwiać fałsz. Nie jest tak, ja po prostu chce rozróżnić rodzaje oszustwa, które to rozróżnienie kieruje się wymiernymi intencji oraz samoświadomości; wiedzy, co robimy. Trudno bowiem potępiać kogoś za jego czyny, gdy nie rozumie dlaczego je realizuje. Jest to po prostu skrajnie nieskuteczne działanie.

Aspektem oszustwa, który chciałbym poruszyć w tym tekście, jest oszukiwanie siebie samego. Jednak, drogi czytelniku, możesz przejść dalej dopiero wtedy, gdy rozprawisz się w swojej głowie z pejoratywnym rozumieniem zjawiska oszustwa czy manipulacji. Zaakceptujmy to: oszukujemy siebie, popełniamy błędy, które odsuwamy. Jakikolwiek proces rozwoju wymaga dłuższego czasu. Ten rozwój startuje od danej kondycji, którą należy zrozumieć w pełnej jasności. Nie można z chwilą, gdy powstanie w nas chęć rozwoju, zanegować nasz obecny stan. A obecny stan wielu, którzy to czytają jest nasycony lenistwem, pożądaniem, strachem, egoizmem, etc. I dobrze! Tak to właśnie jest, zmiana przyjdzie z czasem. Całkowite wykorzenienie wad, jeżeli w ogóle możliwe, potrwa długie lata, podczas których dobre cechy, takie jak siła, dyscyplina, współczucie, czy samowiedza będą kiełkowały. Zalety więc będą istniały RÓWNOWAŻNIE z wadami. Nie można dopuścić do tego, by weszły one ze sobą w konflikt, ponieważ konflikt ze sobą nie sprzyja rozwojowi. Mądry rozwój to akceptacja. Jawne przedstawianie się jako człowiek niedoskonały, ale nie tylko. Akceptacja wad nie jest jednak tożsama z folgowaniem sobie!

Aspektem oszukiwania siebie samego jest proces, który można nazwać "kreowaniem dobrej wizji". Polega on na wytworzeniu takiego wyobrażenia o sobie, które będzie nas motywowało do działania, niosło przez życie w dobrym kierunku (może ono też służyć innym celom, ale nie tego dotyczy ten tekst).

Jest to swoista samo-projekcja, zatem oszustwo. Udawanie. Często niestety takowa auto-projekcja służy ignorowaniu swoich wad - które w ten sposób narastają, ponieważ są pozostawione same sobie. To nie jest dobry pomysł. 

Sednem tej części mojego tekstu są słowa: nie walcz z własnym oszukiwaniem się, tylko użyj go tak, aby przysłużyło się ono Twojemu rozwojowi. Jest to świadome wpływanie na zjawisko, którego nie da się usunąć z życia społecznego i osobistego. Usunięcie bowiem oznacza stłumienie - energia zostaje zablokowana, odbija się gdzieś od dna naszego wnętrza i wraca ze zdwojoną siłą, a przy okazji czyni spustoszenia w środku nas. Jest to także - w szerszej perspektywie - używanie swoich wad do ich przekroczenia. To dla mnie wręcz rewolucyjna myśl. Prowadzi ona do zrozumienia, że w człowieku nie ma żadnego zła, jest jedynie niewiedza. Każda nasza cecha, którą poczytujemy sobie za wadę, jest po prostu niewłaściwie ukierunkowaną i uformowaną energią bądź jej brakiem. Czy jest to energia gniewu, czy lenistwo (brak energii), czy energia pożądania, czy uciekania. Człowiek jest po prostu układem kabelków, które są podczepione pod niewłaściwe porty, przez co mechanizm nie działa sprawnie. W TYM TKWI CAŁY PROBLEM! I on wynika z niewiedzy.

Niewiedza tworzy pomieszanie, które jest kiepskim dopasowaniem owych kabelków. My wszyscy po prostu stoimy nad zbieraniną otworków i ciśniemy uporczywie trójkątem w otwór kwadratowy,kwadratem w koło, a trapez wsadzamy sobie w dupę!!!!

Bądźcie jednak pewni - istnieje układ doskonały. Jest kiepsko,ale możliwe jest wyjście z kiepskiego stanu, istnieje droga wyjścia z niego. Każdy problem, jaki masz, kochany czytelniku, jest rozwiązywalny! To jest alchemia; właściwe dobranie poszczególnych proporcji przemieni kamień w złoto. Czujecie tę symbolikę? Właśnie.

Ale ja nadal nie o meritum. Więc! Najważniejszym przekazem tego tekstu jest owe kreowanie wizji, o którym mówiłem wyżej. O co mi chodzi? Oszukujemy się, face it. Co możemy zrobić? Oszukać się tak, aby odnieść korzyść! Oszukać się tak, aby - koniec końców - zwycieżyć oszustwa, które nas unieszczęśliwiają. Muszę jeszcze rozwinąć nieco to zagadnienie.
Jeżeli dotrwałeś, drogi przyjacielu, do tych słów, zrób sobie przerwę. Wróć, gdy Twój umysł nieco się zrelaksuje i optymalnie przyswoi to, co chce przekazać.

Zatem: zrozumiałem głęboko owe "kreowanie wizji" badając przez ponad pół roku pewną grupę New Age, która ma siedzibę w Gdańsku. Kluczowym słowem do zrozumienia "kreowania wizji" jest słowo: NARRACJA. Z narracją zwykle stykamy się w literaturze, prowadzimy ją jednak nieustannie w swoich umysłach. Jeżeli dana książka traktuje o losach bohatera, to nie jest w stanie opisać absolutnie KAŻDEGO BODŹCA, który wydarza się w opisywanej historii. To zresztą kompletnie niepotrzebne. Jednak sposób naświetlenia historii rzutuje na ocenę losów bohatera. Nikt jednak nie ucierpi, ponieważ postacie z książek nie istnieją. Jednak prowadzenie narracji w głowie już wpływa na innych, co wyjaśnię niżej. Narracja dokonywana przez umysł (to dzieje się często samo, poza naszą wolą, w nas, ale nie przez nas!) to po prostu sposób przedstawiania sytuacji, z którymi mamy do czynienia. Wynika to przedstawienie z naszej perspektywy, z naszych uwarunkowań, chęci i niechęci do danych części świata, w którym żyjemy.

Każdy z nas opowiada sobie świat po swojemu. A gdy słyszymy historię drugiego, to możemy wniknąć nie tylko w jej treść, ale sposób opowiadania. Podkreślanie jednych rzeczy, ignorowanie drugich. W ten sposób czyta się ludzi z ich historii. I to jest właśnie narracja.

Narracja, czy kreowanie wizji, dokonuje się więc nieustannie z nas, i jeżeli mamy być ściśli, jest to oszustwo. Dlaczego? Ponieważ jest przedstawieniem świata, które jest z konieczności wybiórcze. Bo filtrujemy. Nie jest to jednak niemoralne; jest naturalne. Używam jednak słowa oszustwo, ponieważ większość ludzi uznaje swój sposób narracji za tożsamy z tym, co jej podlega.

Uznają swoje przedstawienie świata za tożsame z samym światem. Jest to więc oszustwo nieuświadomione, bo brane za prawdę. Natomiast oszustwo uświadomione jako oszustwo, jako jedynie sposób przedstawienia, to zupełnie inna sprawa. I to właśnie jest istotne. Spotkałem się dziś z pewnym rozróżnieniem, na plakacie konferencji naukowej...na narracje i metanarracje. Metanarracja to więc oszustwo uświadomione. Oszustwo prowadzone z poziomu ponad oszustwem. Narracja bez pierwiastka meta to narracja, która tkwi wewnątrz siebie, jest ograniczana sobą. Prowadzący ją narrator nie wie, że ją prowadzi. Metanarracja jest wolna od ograniczeń, które nieuchronnie stwarza, ponieważ przekracza sama siebie!

Oszukujemy siebie z samej, można rzec, natury naszego bytu, jeżeli nie ontologicznego, to na pewno społecznego. Wszyscy kłamią, nikt nie potrafi się bez kłamstwa obejść. Jak jednak kłamać, aby sobie pomóc? Pozostajemy przy aspekcie samo-oszukiwania się. Jak kłamać sobie o sobie, aby sobie pomóc? Jak kłamać sobie o świecie? Kłamstwo ma to do siebie, że jest jednostronne - musi zawierać się w nim ocena "tak", albo "nie".

Jestem więc taki, a nie inny.Wynika to z zasad samego języka, którym mówimy i myślimy. Albowiem, gdy powiem "on jest głupcem", wielu ma tendencję do podchodzenia do tej osoby jak do głupca. Nikt nie jest jednak głupcem absolutnym. Jest głupcem w danych okolicznościach. Był głupcem w sytuacji, w której został tak przeze mnie nazwany. Nawet więc, kiedy zachowuję świadomość tych aspektów sprawy (a nie każdy tak robi), to muszę gęsto tłumaczyć się z każdej wypowiedzi, precyzować ją tak, aby objąć wszystkie jej strony. Jest głupcem, ale...nie zawsze, przez pewne okoliczności, i tak dalej. Słowa "on jest głupcem" są po prostu uogólnieniem. I przedstawieniem. To sposób narracji, który wycina z rzeczywistości dany jej fragment. Wycina, bo tak właśnie działa język. Niestety, lepszego medium nie mamy.

Słyszałem, że ten i ten jest głupcem...i traktuje go jak głupca. Może jednak w danej chwili, gdy mam z nim styczność, nie pojawia się w nim głupota? Jednak ja, traktując go jak głupiego, mogę wzbudzić jego irytację, a przez to potwierdzę swój osąd...sam wywołując głupotę. Zasada wywiedziona z tego przykładu jest błędem, który wszyscy powielają nieustannie i do bólu. Moim zdaniem to jeden z fundamentalnych błędów naszej cywilizacji. A z czego on wynika? Z zasad językowych, które konstytuują myślenie. Ale także z nieświadomości tego, że myślimy językiem, że myślimy przedstawieniowo. Że piszemy książkę naszego życia, której bardzo daleko do ujmowania tego życia w całej jego szerokości, obustronności. Kto jest bowiem głupi, ten i bywa mądry...to kwestia warunków. 

Podsumujmy więc: gdy mówię "on jest głupcem", zwyczajnie...kłamię. Popełniam oszustwo. Uogólniam. Załóżmy jednak, że fikcyjnego głupca, tj. (uściślenie) osobę o skłonnościach do głupoty będziemy traktowali jak największego mędrca. To także oszustwo, ale w drugą stronę. Co może wywołać taki sposób narracji? Może zmotywować głupca do rozwoju, będzie bowiem chciał odpowiadać wyobrażeniu, które mamy na jego temat. Oczywiście to nie złota zasada, tylko jedna z możliwości. Gdy jesteśmy odpowiednio uważni, możemy ujrzeć horyzont możliwych przyczyn i skutków - i wybrać taki łańcuch przyczynowoskutkowy, który pomoże naszemu głupcowi. Każdy przypadek jest jednak swoisty, ba! każda sytuacja jest swoista. Nie da się utworzyć uniwersalnego podejścia, uniwersalne jest jedynie napomnienie do nieustającej czujności, która jest w stanie wychwycić najlepsze rozwiązanie w upływającej chwili. Coś jakby balansować na linie, czy machać flowerstickiem. Bo przecież inny głupiec, na pochwały jego mądrości, nie znajdzie w sobie motywacji do rozwoju - skoro już za mądrego jest brany. To oczywiste, ale ten przykład ujawnia zasadę, o której mówię. 

Każde czasy potrzebują wielkiej narracji i wielkich narratorów. Pragniemy tego. Paradygmat racjonalistyczno-scjentystyczny boleśnie zawężył nasz horyzont, uwierzyliśmy bowiem, że potrzebujemy "prawdy", która jest przeciwieństwem "kłamstwa" - sam zaś ten podział jest kłamstwem. Spłaszczyło to świat do zmiennych naukowych (o tym pisze Wilber i Weber), zabiło ludzkiego ducha. Wielu ludzi nie podejmuje wielkich narracji takich jak żywot Chrystusa, czy patriotyzm (tzw. ethos) . Dlaczego? PONIEWAŻ UTKWIŁO W NARRACJI SCJENTYSTYCZNEJ, POZYTYWISTYCZNEJ, w narracji uśmiercającej wszystkie inne, etykietkujące je jako fałsz czy teatr. Paru sobie pewnie pomyślało, że w końcu wyszło poza cudzysłowie, odkryło prawdę. A chuja tam.

Nie da się wyjść poza narrację, ponieważ dokonujemy jej nieustannie.A najgorsza to jest taka, która udaje, że sobą nie jest. Możemy jednak osiągnąć błogosławiony poziom Meta i być narratorem świadomym swoich czynów. Możemy wybrać metanarrację taką, która wzbudzi w nas najlepsze przymioty i poprowadzi najszybciej do celu. 

Zbliżamy się więc do kulminacji tego tekstu. Jaka jest moja wielka narracja? Wyjaśnię ją na przykładzie swoich losów, sam bowiem padam jej "ofiarą", już wyjaśniam.

Parę miesięcy temu pewien kochany trickster zapoznał mnie z tym filmem:

http://www.youtube.com/watch?v=9DqERnJODKo

Obejrzyjcie go. Mówi on o tym, że zbliża się sławetny "2012 rok", który będzie przełomem, czasem wielkiej zmiany. Nie będe spoilował, ograniczę się do kluczowych ogólników. Koleś, który w nim przemawia mówi, że poprzez zmianę grawitacji na Ziemi w świadomości każdego nastąpi zmiana, będąca konsekwencją zmniejszenia ogólnego poziomu grawitacji. Dzięki niej myśli każdego będą troche lżejsze. Ci jednak, którzy lubią swoje myśli, będą przerażeni tą lekkością. Będą więc starali się je utrzymać jak najdłużej, dążąc - w wielkim skrócie - do ich eskalacji. Będą więc więcej pożądać,więcej kręcić się w kółko, wkładać po prostu więcej siły w swoje działania (które zaczynają się w głowie), aby utrzymać dotychczasowy sposób życia. Ta eskalacja doprowadzi do powszechnego szaleństwa na świecie. Ludziom po prostu zacznie odpierdalać.

Istnieje i druga strona tej sprawy. Lekkość myśli bowiem nie jest niczym złym, gdy mamy alternatywę, jaką jest stan medytacyjny. Zapewne nie wszyscy wiedzą ocb, ale nie zamierzam teraz tego rozwijać. Kto jest ciekawy, niech się odzywa. Do rzeczy jednak: owa lekkość doprowadzi do stanów prawdziwie błogich. Wywinduje każdego wysoko w górę. 

Zasada tkwiąca w przemowie Nithyanandy jest prosta, i wyjaśnię ją terminologią właściwą naszej kulturze: dobrzy szybko pójdą do nieba, a źli spadną do piekła. Koniec stanów pośrednich, albo wóz, albo przewóz. Trzeba się decydować, i to szybko! Rozumiecie?

Wielu parsknie śmiechem. Tym jednak powiem: wy macie swoją narrację. Bo od narracji nie ma wyjścia. Wasza jest bardziej...racjonalistyczna, naukowa? Chuj w to, to tylko przedstawienie. Jesteście meta, czy nie? Nie ma innego wyjścia. Życie jest teatrem, nie prawdą. Wybór tkwi w tym, czy teatr jest uświadomiony, czy mylony z życiem prawdziwym.Nie wchodzimy tu bowiem w sferę prawdy naukowej. Kręce się wokół tego, jak opisujemy sobie świat. To trzeba rozróżnić. Nie neguję prawd naukowych. Po prostu prawdy naukowe nie są przystawialne do sfer osobistego przeżywania świata.

Co się zatem ze mną działo po zobaczeniu tego filmu? Postanowiłem podjąć zakład Pascala. I tak medytuję. Technicznie więc już jestem zbawiony. Niemniej i moja wola podlega wahaniom. Po prostu nie medytuję tyle, ile powinienem. O ile jednak moja siła woli nie została wzmocniona przez wizję końca świata, owa wizja wpłynęła na co innego: na percepcję ludzi, z którymi mam do czynienia.

To po prostu autosugestia. Jestem metakozakiem; mój umysł snuje narracje, ale ja w to nie wpadam. Przynajmniej nie na-łeb-na-szyję. Obserwuję więc, jak mój umysł koreluje, dopasowuje. Bo ludziom ostatnio jakoś mocniej odpierdala. Pośród bliskich znajomych i pośród ich rodzin dostrzegam coraz więcej szaleństwa, cierpie od niego bezpośrednio i pośrednio. Cierpie egoistycznie będąc atakowanym, i bardziej altruistycznie, gdy boli mnie, że dobrzy ludzie cierpią. Ponadto obserwuję naokoło mnie, a także w sobie spadek poziomu woli. Ludzie słabną wobec pożądań...gubią serce pośród niepokojów.

To autosugetia z poziomu meta. Czy naprawdę nadchodzi koniec świata przedstawiony przez Nithyanandę? Błogie nie wiem. Umysł wszakże stara się dowiedzieć, dzielny Maciek... Jednak także się motywuje. Badając grupę New Age długi czas siedziałem w atmosferze millenarystycznej (bliskiego końca świata), rozmawiając z ludźmi, czytając ich teksty...to się udziela. Nie należy tłumić udzielania się, bo wyjdzie bokiem. Można jednak obserwować proces udzielania się i zachować dystans. Tak też zrobiłem. Z dystansem bywa różnie, często emocjonalne okoliczności zaburzają trzeźwy rozsądek. Albo cudowne okoliczności.

Rok 2012 jest najcudowniejszym rokiem w moim życiu. A także jednym z najbardziej traumatycznych. Moc doświadczeń które mnie spotkały, z obu stron, jest porażająca i odmieniła mnie bardzo głęboko. W tym roku zrozumiałem jedno: życie nigdy nie było zwykłe. Nie istnieje szara codzienność. Tylko umysł staje się ospały i tępy... 

Życie jest niepojęcie cudowne. Życie jest dramatem zmagań dobra i zła, które biją się o naszą duszę. Życie nie ma dna, można natomiast zagłębiać się w nie bez końca i odkrywać coraz to nowsze pokłady znaczenia, sensu i wglądu. Jest we mnie wiele, wiele Dominików. Jeden wciąż lata tu i tam i wrzeszczy z zachwytu, ryczy ze wzruszenia. Jezu chryste, co tu się wyprawia! I nie rozumie, tak słodko nie rozumie...o co tu kurwa chodzi.

Przez większość mojego życia właściwie nie żyłem. Bałem się, uciekałem. Pożądałem. A właściwie był strach, było pożądanie. Dopiero niedawno, parę lat temu...zacząłem być. Jestem tutaj!!!! 

Zrozumiałem, że można wylać morze łez zachwytu nad głupim kwiatkiem, i to nie dlatego, że jest się niezdrowo nadwrażliwym. To dlatego, że absolutnie każda chwila, każda rzecz, która w niej spoczywa jest nieskończenie piękna, a jedyna rzecz skończona i ograniczona to ludzkie poznanie...która jednak także jest nieskończona, a naszym wyborem jest, czy zamierzamy ją pogłębić. Gdy oczywiście wiemy jak. 

Otrzymaliśmy ogromny dar, jakim jest to ciało, to życie. Ale trzeba także naostrzyć umysł tak, by godnie je przeżyć. By wejść z nim w kontakt. A mówiąc życie, mówię o wszystkim, co tylko nas spotyka, wewnątrz i na zewnątrz. Cóż więc Nithyananda podarował ludziom? Wielką Narrację! Pomyślcie że to, co mówi w powyższym filmiku wypowiedział do bardzo wielu Hindusów. Ogłosił powrót czasów mitycznych, czasów, gdy Krishna był w ciele! To tak, jakby powiedzieć Europie i Stanom, że nadchodzi czas, w którym Chrystus przyjdzie ponownie. Ci, którzy uwierzą, będą mieli wielką narracją a inni...metanarrację. Uwierzą, jednak nie tylko to, pozostanie także błogie "Nie wiem". "Nie wiem, ale niech tam, kupuję to, zobaczymy". Spróbujcie jednak poczuć, co znaczy dla religijnego chrześcijanina zapowiedź powtórnego przyjścia Chrystusa. ON WRACA! Wkroczenie w czas mityczny, dynamicznie zbliżający się z każdym dniem. Czyż to nie piękne oszustwo? Jeżeli jednak to oszustwo wzbudzi w owym krystjaninie najlepsze jego skłonności, które odmienią jego życie? A kłamać, jak to już sobie wyjaśniliśmy, trzeba tak czy siak.

To był przydługi wstęp. Gdy już wiemy to, co wiedzieć należy, pozwólcie, że przyoblegę się w metaszaty...radio Wielkie Serce nadaje:


Drogi Przyjaciele, najkochańsi Przyjaciele!

Czasy, które były udziałem ludzkości przez najbliższe parę tysięcy lat dobiegają kresu. Nadchodzi czas wielkiej przemiany i wielkiej próby. Każdy owoc rodzi się z pączka kwiatu, rośnie, przechodzi czas dojrzałości a potem gnije i spada z drzewa. To prawo tego świata. Jednak ten świat to nie wszystko. Istnieje jeszcze tajemnica, która go przenika i otacza ze wszystkich stron. Tajemnica, która jest poza rodzeniem się i umieraniem. Nigdy nie byliśmy jej tak blisko, jak teraz. Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony: od Matki Natury. Ona, która kołysze nas w swoim łonie, osłabiła siłę swojego przyciągania, co przeniknęło i materię, i ducha. Każda myśl straciła na ciężarze, jak i poczynające się z niej więzy, które oddalają nas od siebie nawzajem, i od siebie samych.  Każda sytuacja ma jednak dwie strony. Zatem Ci, którzy jedynie w tych myślach widzą swoje szczęście, trzymają się ich kurczowo, coraz mocniej, gdy one ulatują w górę. Jest to powodem ich ogromniejącego cierpienia, zagubienia i rozpalającego się szaleństwa. Z każdym dniem myśli tracą na ciężarze, z każdym dniem trzeba więc chwycić je mocniej, wszelkie swoje pożądania, lęki i ignorancję...

Musimy im pomóc.

Musimy także pomóc sobie nawzajem, bo sami nie damy rady. W każdym z nas jest ten zagubiony człowiek, który szukając szczęścia pośród nietrwałych bodźców zmysłowych i chowając w sobie strach...gubi drogę. W każdym z nas jest także Wielkie Serce, bezgraniczne i wszechmocne, zdolne do kruszenia cierpienia jak skamieniałych skarpetek australopiteków.

Wzywam więc wszystkich moich przyjaciół do zjednoczenia się w nadchodzącym czasie próby. Proszę Was wszystkich o wspólne napominanie się, by nie ustawać w żarliwej praktyce medytacji, która umożliwi nam przekroczenie siebie w wielkim, finalnym skoku, od którego dzielą nas niecałe trzy miesiące. Matka Natura dodała nam skrzydeł, my musimy tylko odepchnać się od ziemi. Zostawić tę smutną i słabą kondycję na rzecz tajemnicy, która przekroczy najśmielsze oczekiwania. 

Znajdźcie w sobie wewnętrznego bohatera, bodhisattwę, który zniszczy wszelkie kajdany. Mieczem uważności przetnie każdy łańcuch przyczynowoskutkowy. Nagroda za ten wysiłek będzie cudem, jaśniejącą chorągwią zwycięstwa. 

WYRWIJ MUROM ZĘBY KRAT, ZERWIJ KAJDANY, POŁAM BAT, A MURY RUNĄ, RUNĄ RUNĄ, I POGRZEBIĄ STARY ŚWIAT!


Czytelniku, czy uwierzysz w Ducha?