Jakie urzekające i proste piękno kryje się w oddychaniu! Czy jest bardziej prosty i jasny akt istnienia, życia? I z jakim trudem odnajduje się go, w sposób pozbawiony wszelkiego pośrednictwa, jako nagie doświadczenie. Zwykle rozumiemy osiąganie jako nabywanie zdolności; stopniowe wgrywanie w mięśnie i umysł nawyków, wykształcenie, rozwijanie i tak dalej; wszystko to oznacza dodanie czegoś do człowieka, czego wcześniej nie miał.
Uważne oddychanie jest czymś zupełnie innym; prowadzi do dzielnego oduczania się, usuwania, ujmowania, odejmowania wszystkiego, co dzieje się w umyśle i rozdzwania go hałasem, aż do prostego, miarowego tylko-oddychania. To jest jak chwile niebieskiego nieba w dynamicznie toczącej się po nieboskłonie burzy, kawalkadzie ciemnych chmur, których masywy rozwidniają kruche przerwy; plamy pustej niebieskości. Umiejscawiam bowiem to doświadczenie w codzienności, nie idealizując go i nie wyolbrzymiając; dla większości ludzi doświadczenie zwykłego, miarowego oddychania zawiera się w małych chwilach, po których na powrót umysł zachmurza się...i piękno oddychania zyskuje zbędny, nawarstwiający się aż na manowce absurdu komentarz...
Oddałbym wszystko dla takich momentów, dla objęcia ich w pełni. Czy też inaczej, uczciwiej; chciałbym chcieć oddać wszystko, bezwzględnie, na sto procent. Chciałbym umieć się poświęcić tylko temu. Nie ma piękniejszego życia niż życie mnisie, życie odosobnione, bowiem ono jest bramą do urzeczywistnienia takich pragnień i odsunięcia wszystkiego innego. Większość (a jest ich niewielu) czytelników tego bloga natychmiast powzięło wątpliwości na takie zdanie (prawda?), ale Ci, którzy odnaleźli chociaż na moment TO, oni WIDZĄ te wątpliwości.
Uwielbiam uczestniczyć w następującej sytuacji: spacerując przy szerokiej, zaludnionej samochodami ulicy zanurzam się cały w wielodźwięku przejeżdżających aut, otulającym mnie ze wszystkich stron...to uczucie podobne do spacerowania pośród tłumu, gdzie ludzie rozmawiają, ale do uszu dociera "plazma" konwersacyjna, wszystkie rozmowy zmielone w jeden deszczoszum dźwięków, z których niepodobna wyodrębnić zdania, wątku, dyskursu, może pojedyncze słowa. Wiem, że gdy będę umierał powrócę do tych wspomnień. Lecz powróćmy do ruchliwej ulicy: bywa wcale często, że ten rozmyty i rozjechany wielodźwięk samochodowy nagle zamiera.Żuuuuuuu.....żuuuuuuu.....żuuuuuuuu...nakładające się na siebie raz po raz, niektóre dopiero nadjeżdżają, inne właśnie mnie mijają...i...wychylam głowę z nieświadomości, uderza mnie ta cisza, ta cisza, która nastąpiła nagle, poprzedzona fontanną samochodowych dźwięków, jak urwany dźwięk hejnałowej trąbki.
Częstokroć pierwszym uświadomieniem, jakie dociera do mnie w osłupieniu po-samochodowej ciszy, jest właśnie fakt, że oddycham.
Oddycham.