sobota, 15 czerwca 2013

Samotność

 Étienne Bonnot de Condillac, słynny oświeceniowy filozof tak rozpoczyna swoją książkę pt "O pochodzeniu poznania ludzkiego":

"Choćbyśmy wzbili się, mówiąc przenośnie, aż do niebios, choćbyśmy zstąpili w otchłanie, nie zdołamy nigdy wyjść z samych siebie"

Człowiek jest absolutnie samotny w jedynej sferze, do której ma pełny dostęp; w sferze swojego wnętrza. Wszelkie inne sfery są zapośredniczone.  Pośrednictwo języka może tylko zafałszować tę prostą prawdę. Pośrednictwo języka i zmysłów tworzy iluzję bliskości; czy jest to poczucie bliskości poglądów, czy bliskość ciał, nieważne. Świat życia jest przez nas oglądany jakby w telewizorze.

Ukrycie tej prawdy pod zwałami koncepcji i racjonalizacji zakręca się ku rekurencji; bo przecież te racjonalizacje dotyczą właśnie ludzkiej samotności i pragnienia wydostania się z niej ku innym ludziom, a nawet nie ku komuś, po prostu wydostania się z siebie. Chrześcijańska narracja nazywa to tęsknotą za Bogiem. Nie trzeba tego jednak nazywać, gdy się tego doświadcza; zamknięcia w sobie i promienia tęsknoty, pragnienia, aby się wydostać

Być może to pragnienie jest motorem wszelkiej działalności człowieka...pragnienie, które jak ręce dziecka wyciąga się...w nicość i iluzję pośrednictwa. Dzięki złożoności swojego umysłu jesteśmy w stanie wytworzyć liczne obiekty myślowe, które uzewnętrzniamy do rzeczywistości materialnej. A także opracowaliśmy język, który stworzył komunikację. Te gadżety i umiejętności są w stanie przykryć powyższe pragnienie oraz stworzyć pozór jego zaspokojenia, który w dalszej perspektywie tylko je potęguje. Pragnienie jest nieskończone, jego zaspokojenie jest czymś odrębnym. Logicznie idąc, pragnienie samo w sobie pozostaje pragnieniem.

Piszę o tym, ponieważ od jakiegoś czasu bardzo wyraziście odczuwam ten rodzaj samotności. Nie potrafię siebie oszukać dzięki medytacyjnemu wyostrzeniu; nie ulegam pozorom pośrednictwa zmysłów i języka. Nie ulegam, bo nie potrafię - jawią się one jasno jako rezultaty pośrednictwa.

Zapewne moje publikowanie tych myśli także wynika z poczucia samotności; pozostaję jednak w kontakcie z jasną prawdą, iż jestem tu i teraz zupełnie sam, a publikowanie myśli mające zaspokoić tę samotność jest tylko nędznym surogatem.

Ta samotność nie jest jakimś konceptem; jest przez człowieka odczuwalna fundamentalnie, maskuje ją gęstość powierzchownych (czy głębszych, bez znaczenia) relacji. Internet dobrze podtrzymuje pozór braku samotności, zawalając czas okienkowymi wymianami zdań...człowiek nie tyle zaspokaja pragnienie nie-samotności, tylko odwraca uwagę...zajmuje umysł rozmowami, sytuuje go na "zewnątrz", które i tak znajduje się wewnątrz niego samego (ponieważ z tego wnętrza nie ma ucieczki!)

Rozumiecie? Czy powstał właśnie głowie pogląd wytworzony z powyższych przemyśleń? Pogląd, że "człowiek jest zamknięty w swoim wnętrzu"? Nie chodzi mi o pogląd. Pogląd stanowi tu zbędne pośrednictwo; zbędne tak, jak rysowanie na kartce więzienia podczas znajdowania się w więzieniu. Rysowanie na kartce nie ma żadnego sensu. Natomiast mogę narysować więzienie już po uświadomieniu sobie, że w nim jestem; złożyć kartkę w samolocik i wypuścić przez zakratowane okna, to właśnie czynię.

Czy wszystkie religie nie są wyrazem tej samotności? Czy dualizm akcentowany w tak wielu religiach nie jest dualizmem wnętrza i wszystkiego, co poza nim? Oczywiste, że moja konstatacja - że jestem zupełnie samotny - jest opieraniem się na piramidzie myśli moich poprzedników. W końcu głosy anielskie i diabelskie, huczące w głowie, były rozpoznawane jako coś "zewnętrznego", zanim zostały odczarowane i zredukowane do płaszczyzny psychologicznej.

Obdarcie tych głosów, czy też innych wizji z mitu ich zewnętrznego pochodzenia prowadzi do doświadczenia ich prawdziwej istoty: są czymś doświadczanym przeze mnie we mnie. Takie są dla mnie. Przypisywanie im zewnętrznego rodowodu to coś spekulatywnego. Doświadczam więc od razu aktu powzięcia spekulacji we mnie, i istoty tejże spekulacji; jako czegoś we mnie. Z tej świadomości nie ma ucieczki. Oto ciemna noc duszy.

Jak się stąd wydostać?