wtorek, 1 listopada 2016

Twoi starzy: bogowie na polach traumy



Joseph Campbell, światowej sławy mitoznawca był wielkim fanem Joyce’a, szczególnie słynnego Finnegans Wake. 

Według Campbella anagram cyfr rozpoczynających dzieło Joyce’a odpowiada cytatowi z Pisma, który głosi: 

„A Bóg wszystkich nas doświadczył, żebyśmy wszyscy mogli być zbawieni”. Nie udało mi się odnaleźć tych słów w samej Biblii (lenistwo), można je jednak odnaleźć w rozdziałach autorstwa św. Pawła. 

Cytat ten staje się naprawdę inspirujący kiedy odnajdziemy do niego pytanie, a brzmi ono „Dlaczego człowiek cierpi”? Poniżej spróbuję zaproponować zrozumiałe wyjaśnienie.  


Wszystkie zjawiska widoczne w przyrodzie wpisują się w harmonię Natury. Królestwo zwierząt i roślin – poza rzadkimi wyjątkami – jest zachwycająco spójne i wolne od dewiacji. Zabijanie znajduje swój sens w ponadgatunkowym porządku. W naturze nie ma mowy o morderstwie; to ludzie mordują, zwierzęta jedynie zabijają. Natura reguluje się sama. 

Osobliwością człowieka jest zaś łamanie tej harmonii; może on być głęboko związany z naturą, może jednak zbłądzić na dalekie manowce, czego przykładów dostarcza nasza wielka cywilizacja Zachodnia. 

Przewrotny myśliciel i tę dysharmonię wpisze w wielką regulację Natury; czy możemy uznać miasta wrastające w Ziemię, rabunkową eksploatację surowców naturalnych i choroby cywilizacyjne za przejaw Natury? 

Dualista powie, że nie. Odpowie zamiast tego, że człowiek coś utracił i stąd jego zbrodnie, błędy i głupota. Dualista założy w ten sposób, że istnieje droga do ponownego odzyskania tego, co zostało utracone. Owo „ponowne odzyskanie” zawiera słowo religia, re-ligare. Ponowne zjednoczenie. 

Utracenie pierwotnej jedności znajdziemy w mitach na całym świecie; to właśnie Campbell i inni mitoznawcy wskazywali na tą zadziwiającą spójność. Mit o ogrodzie Eden i afrykańska opowieść o przecięciu nici łączącej Niebo i Ziemię, człowieka i Boga. 

Idea utraconej jedności ma tłumaczyć cierpienie i ludzką niedole, a także wskazywać na nadzieję odnowienia, oświecenia i zbawienia. W religii jest to zbawienie, w ekonomii zaś dobrobyt. Człowiek, który zgromadzi odpowiednią ilość pieniędzy jest w stanie zminimalizować swoją niedolę w coraz większym zakresie. Człowiek, który zgromadzi odpowiednią ilość dobrych uczynków czy białej karmy może mieć nadzieję na zbawienie po śmierci lub nawet oświecenie za życia.  

Tak naprawdę, to wciąż ta sama historia. 

W cytacie ze św. Pawła mamy jednak do czynienia z inną historią; z inną infrastrukturą mitu. Bóg nie rzucił ludzkości w królestwo Szatana (który jest Panem Tego Świata), lecz doświadcza ludzi aby ci mogli być zbawieni. Przyjrzyjmy się temu nieco głębiej.
Dzieci przychodzące na świat płaczą i wrzeszczą (z wyjątkami). Raczej nie są zadowolone z tego co się dzieje. Wyłaniają się z ciepłego i ciemnego wnętrza ku rzeczywistości boleśnie zaostrzonej sztucznymi światłami zawieszonymi nad stołem operacyjnym.  

Trauma gotowa. 

Dalej nie jest lepiej; aparat poznawczy niemowlaka absolutnie nie jest przystosowany do terroru poznawczego; bezładnej rzeki bodźców, która zalewa go ze wszystkich stron. Nie tylko nie jest, ale nie może być; proces przystosowawczy zachodzi w nieuniknionym cierpieniu. Pierwsze doświadczenia przyjścia na świat są bolesne; niektóre kobiety starają się minimalizować je rodząc dzieci w lesie nad rzeką, równie dobrym pomysłem wydaje się też rodzenie dziecka w przyciemnionym, pozbawionym ostrych bodźców pomieszczeniu (co nie wyklucza profesjonalnej obsługi porodu!) 

Wycofanie cechujące dzieci autystyczne wynika z niezdolności do filtrowania bodźców, które można rozróżnić na: 
  • bodźce właściwe poszczególnym zmysłom 
  • bodźce przetworzone przez umysł i owinięte w znaczenia społeczne i kulturowe 
  • znaczenia z przypisaną im wartością moralną decydującą o przyjemności i zagrożeniu, która jest 
  • wtórnie zintegrowana z bezpośredniością bodźców: doznań zmysłowych i sensacji somatycznych 


Umysł autystyczny nie przetwarza rozhulanej rzeki doświadczenia według powyższych porządków, co dla ludzi „z zewnątrz” ukazuje się jako wycofanie i „brak kontaktu”.  

Dochodzimy do wniosku, że dla dzieci doświadczanie świata jest zasadniczo bolesne. Nie chodzi tu o konkretne, nieprzyjemne rzeczy i czynności, lecz o totalność doświadczania. Jest ono zbyt intensywne i chaotyczne, wdziera się w niewinne ciało i nie może zostać harmonijnie przetworzone. 

W ten sposób powstaje w nas pole traum pierwotnych (trauma field), które – werble proszę! – nazywa się E G O. 

Niektórzy mówią, że ego jest niejako kokonem, którzy człowiek wykształca próbując uporządkować, zorganizować i odeprzeć nawał bodźców, który zalewa go od pierwszych sekund egzystencji poza łonem matki. Rozumienie ego jako kokonu wyjaśnia jego rozpuszczenie (które nie jest tożsame z dezintegracją osobowości), które ewentualnie umożliwia człowiekowi odnalezienie zupełnie innej egzystencji niż tej opartej na ego. 

Oprócz terroru poznawczego, który opisałem pokrótce powyżej, trauma field stwarza się w kontaktach z pierwszymi ludźmi; bogiem i boginią dziecka, czyli z rodzicami. Właśnie dlatego zarówno psychoanaliza, jak i inne formy terapii poświęcają tak wiele uwagi odległym wspomnieniom zawiązującym się w domu rodzinnym. 

Relacja dziecka do rodziców cechuje naturalna bliskość. Zalewane przez fale Nieznanego (nieprzetworzonych bodźców sensorycznych i psychicznych) dziecko pozostaje z tym Nieznanym w głębokiej intymności. Ego tworzy dystans, który jednocześnie wysusza życiodajną rzekę Rzeczywistości czy rzekę doświadczenia bezpośredniego.  

Rodzice stoją w samym centrum tej bliskości; w samym centrum rozhulanej rzeki bodźców. Od Piageta truizmem stało się odkrycie, że dziecko chłonie komunikaty rodziców jak gąbka. Mowa tu dosłownie o wszystkim, także o komunikatach, z którymi dziecko nie ma fizycznie do czynienia. Cale życie rodzica odzwierciedla się w dziecku; jest ono głęboko receptywne, a jednocześnie rodzice są dla niego pierwotnym źródłem zaufania. 

Czytając o kolejnych przypadkach pacjentów Freuda, Lacana czy Lowena, którzy po żmudnej i wieloletniej terapii docierali do bardzo wczesnych wspomnień dzieciństwa dochodzę do paru wniosków. 

Akumulacja traum we wczesnym okresie życia jest nieunikniona 

Nawet poprzez wyjątkowo radosne i gładkie wychowanie dziecko nabiera cieplarnianej miękkości, która zostanie bezwzględnie stestowana przez późniejszy świat. Możnaby powiedzieć, że dzieci, które od wczesnych lat doświadczyły przemocy czy dysfunkcji w domu nabywają nieodwracalnych rys czy ran. Ściśle mówiąc one nie mają tych ran, one z są z nich zrobione. Traumy mają charakter poznawczy; modele rodziców replikują się w bliskich relacjach, dorosłe życie organizuje się wokół dziecięcych traum, jest nimi przeniknięte do szpiku kości.  

Większość ludzi nigdy nie integruje traum, które wywiązały się we wczesnym etapie dzieciństwa 

Mówiąc o „integracji” mógłbym wprowadzić jakąś nutkę zbawienia w tej – powiedzmy sobie szczerze – dosyć ciężkiej sytuacji. Integracja nie jest jednak kolejnym synonimem zbawienia, nie jest ideą dualistyczną. Integracja nie zakłada pozbycia się czegoś, albo uzyskania doskonałego dystansu gdzie coś nam nie grozi. Zanim jednak napiszę o tym więcej, przyjrzyjmy się znacznie smutniejszym aspektom powyższego twierdzenia.

Ego człowieka jest zrobione z traum. Ego człowieka jest animowane przez traumy. Podkreślam, że nie chodzi wyłącznie o przykre doznania; ścieżki uzależnienia i afektów, czyli wszelkich mocniejszych emocji, które wybijają się poza płaską „szarą codzienność” są zasilone traumami. Zaryzykujmy stwierdzenie, że konsumpcyjny sposób życia dążący do maksymalizacji przyjemności musi być zasilany przez ścieżki traumatyczne, ponieważ to traumy determinują skłonności. Pieniądze otwierają możliwości utrwalania ścieżek traumatycznych poprzez szereg kompulsywnych czynności związanych z jedzeniem, używkami, seksem, władzą, mnożeniem rzeczy materialnych, etc.  

Oczywiście, nie wszyscy ludzie są zniewoleni przez kompulsje. Ludzie „rozsądni” przy „przystosowani” unikają ekstremy, ponieważ w ich strukturze osobowości znajdują się adekwatne ostrzeżenia. Takie blokady grożą jednak spłaszczeniem życia emocjonalnego i różnymi zwyrodnieniami, które cicho wychylają się z różnych zakamarków życia. 

Energia życiowa człowieka zostaje uwikłana i zaplątana w traumatyczną pajęczynę. Jakaś część naszego umysłu wciąż patrzy na świat przez soczewki zbudowane we wczesnych latach życia.

Jest to podobna snom egzystencja, gdzie każda napotykana postać jest albo „nami”, albo naszymi rodzicami. Szczególnie, jeżeli chodzi o bliskość. Struktury te mogą być nietknięte, oddzielone warstwami racjonalizacji i blokad, nadal jednak są obecne i determinują życie. 

Słowo „integracja” rodzi nadzieję „zrobienia z tym czegoś”; uwolnienia się z labiryntu, wyjścia z kokonu, którym nieuchronnie owinęliśmy się usiłując sprostać światu w pierwszych latach życia. 
Bóg wszystkich doświadczył, aby wszyscy mogli być zbawieni.

Pola traumy, na przekór swej ograniczającej i bolesnej naturze kryją ogromne pokłady energii.

Wygląda na to, że nie da się uniknąć akumulacji traum; i nie są to koniecznie przykre i gwałtowne wydarzenia, które zwykle kojarzymy ze słowem trauma. Wystarczy, żeby ktoś nas przestraszył na ulicy albo żeby ojcem krzyknął głośniej lub żeby mama odwróciła się plecami kiedy wyciągamy do niej ręce – i trauma gotowa. W erze rozpadu rodziny w wielu z nich odkrywamy znaczące dysfunkcje, którymi nasiąka organizm dziecka. Powtarzają się ona na tyle często by wytworzyć mocno wryte w mózg ścieżki.  

Jaka jest jednak natura takiej „ścieżki”. Jak wyżej napisałem, traumy zapewniają pewną intensywność emocji, która doprowadza do obsesji, kompulsji, uzależnienia, do rozkoszy. Ścieżki traumatyczne są wpisanymi w ciało napięciami; napięcia te tworzą tunele przez które przeciska się energia życiowa. Tarcie wąskich tuneli daje przyjemność, w której jest coś perwersyjnego.  

W ten sam sposób działają używki, alkohol czy nikotyna, skonwencjonalizowany seks nacelowany na orgazm, intensywny konsumeryzm i tak dalej. 

W skrócie, chodzi o przeciśnięcie dużych ilości energii przez traumatyczne ścieżki, co przyjemnie podrażnia cały organizm. Haha! Następuje wezbranie sił witalnych, które mobilizują ciało do rozładowania. Wspomnijmy indiański potlacz, podczas którego plemiona prześcigały się w ekstatycznym niszczeniu kolejnych cennych kocy, koszy czy zbiorów.  

Jedynie w ten sposób; poprzez władowanie nadmiaru energii w wąskie tunele traumy ciało może dostąpić przyjemności, która jest odczuwalna w świadomości. 

Istotą pól traumy jest uwięzienie; energia przepływająca przez ciało w sposób opisany powyżej jest zasadniczo uwięziona. Dlatego też integracja traumatycznych wzorców przywraca tę energię ciału. Nie musi ona rozładowywać się poprzez napięcie, co zwykle szkodzi zdrowiu całego organizmu.  

Może ona przejawiać się w ciele w wysokiej, coraz wyższej intensywności, która nie rodzi pragnienia rozładowania. Ciało jest pełne mocy a świadomość utrzymuję tę moc, która pozostaje do dyspozycji.  

Dlatego właśnie Ego, które zbudowane jest z traum przypomina kokon, który zostaje skonsumowany przez istotę wyłaniającą się z kokonu. 

Przez nowego człowieka.

Ego nie jest naszą tożsamością, lecz pożywieniem, które poddajemy utylizacji! 

Jakie jest więc życie człowieka, który w owym kokonie, niczym w za ciasnym butach egzystuje CAŁE SWOJE ŻYCIE? Co tutaj zachowujemy a co tracimy? 

Ego dąży do swojego samo podtrzymania na dwa sposoby; poprzez rozkosz i strach. Mechanizm rozkoszy opisałem wyżej; jest nim pustoszące organizm przeciskanie energii życiowej przez napięcia ściskające organizm. 

Po drugiej stronie odnajdujemy strach; lęk przed realnym dotknięciem granic, przed dotknięciem tych spuchniętych od cierpienia ran, które jednocześnie rozgrzebujemy, ponieważ są one źródłem rozkoszy.  

Czy dostrzegasz, Czytelniku, perwersję naszej sytuacji? 

Czy chcesz żyć w akwarium z ogromnymi twarzami Imienia Ojca i Imienia Matki, które śledzą każdy twój ruch w tym klaustrofobicznym sztucznym habitacie? 

Oczywiście, niewiele kokonów ego jest naprawdę szczelnych, oznaczałoby to bowiem całkowitą psychozę. Przez kokon prześwieca Słońce, jednak jego promienie zostają przechwycone i zniekształcone przez soczewki traum, z których zbudowane jest ego. 

Praca ze strukturą traumatyczną jest racją życia człowieka 

Pole traumy nie jest więc przekleństwem; to nasza ucieczka od traum czyni je cieniem, przekleństwem i klątwą. Tak naprawdę pola traumy są buzującymi akumulatorami energii, zamkniętymi skarbcami, do których można dotrzeć, otworzyć je i skonsumować zawartość.  

Nasza cywilizacja wypracowała tysiące zręcznych sposobów na tę wielką przygodę. Nie jest ona ezoterycznym czy ekscentrycznym sposobem na spędzenie wolnego czasu.  

Jest – ni mniej ni więcej – sensem życia.