niedziela, 22 listopada 2015

Krew i kość w laminacie



Mężczyzna siedzi wyprostowany przy stoliku i pali papierosa. Przysiadam się doń z dużymi oporami bo przecież w ogóle się nie znamy. Zaprosiłem go do miejsca, które znam, żeby samemu czuć się bardziej komfortowo. Wstydzę się trochę za ten wybieg (wobec siebie) ale jego to raczej nie obchodzi.  

- Ludzie są zalaminowani, mój drogi. W moim wieku przestało mnie to już boleć, ale ciebie to musi boleć. Wiem to, ponieważ inaczej byśmy się nie spotkali. Jaki młodzieniec spotyka się ze starymi mężczyznami? - celuje łyżką we mnie - właśnie Ty. (Kontynuuje dalej) 

-Ludzie są zalaminowani. Wydają śmieszne odgłosy kiedy się prześlizgują obok siebie. Jakbyś przejechał dłonią po balonie. Znasz ten przykry dźwięk? Zanim przyszedłeś obserwowałem tę parę po lewej. Dwójka młodych ludzi, dobrze ubranych, wymuskanych. Spójrz, jak ładnie wyglądają. Ale nie słuchałeś ich rozmów. Nie podsłuchuj! Opowiem Ci. 

... 

-Ale najpierw musisz zrozumieć, że środkiem do głębszego czucia jest ból. Twoja rogówka musi się ranić o kanty samej rzeczywistości kiedy na nią patrzy, rozumiesz? Pamiętasz te momenty w kinie, kiedy wykrzywiałeś twarz w grymasie? (patrzy na mnie, a ja uciekam spojrzeniem) (...) pamiętasz? Wykrzywiło Ci twarz, jak czołg roztrzaskał człowieka w filmie? Spokojnie. To jest właśnie to. Zapominamy o sobie na rzecz innych ludzi, i znowu odnajdujemy siebie przeżywających cudze cierpienie. Rozumiesz to? Dobrze. 

Więc, słuchałem tej ich rozmowy. Kolega rozpoczyna, koleżanka podejmuje. Kolega rzuca temat. Wszystko się zaślizguje po laminacie, w której zatopiona jest ta dziewczyna. Rozumiesz? Wszystko spływa (...), ona coś odpowiedziała, ale to było już o czymś innym. Słowa kolegi się ześlizgnęły, oni zmienili temat i ja sam chyba przeżyłem ten moment bardziej niż oni razem wzięci.  Ich to w ogóle nie obeszło. Rozmowa się nie skleiła, trudno. 

Patrzy na mnie spokojnie, a  para o której rozmawiamy wpada jeszcze w peryferie mojego wzroku . Przez błonę mojej nieświadomości przebija się: przejeżdżający samochód, niewygoda mojej pozycji (kość krzyżowa wywinięta pod oparciem), mój płaszcz zawieszony obok, uniemożliwiający mi rozprostowanie ramion. 

-Czemu się tak kurczysz przy tym płaszczu - pyta mnie, a ja nie odpowiadam. 

-Spójrz na mnie - mówi - oczy mężczyzny są jak środek kuli, wokół którego owija się cała reszta rzeczywistości. Zrywa połączenie i wychodzi. "Muszę się przejść" - mówi.  

... 

Wraca. Żaden sens w mówieniu tego, co robiłem kiedy go nie było. Siada przede mną 

-Chodzi o pasję doświadczania, rozumiesz? Jak się czujesz z tym, co powiedziałem parę minut temu? Właśnie. Rozmawialiśmy o rozmowie tamtej pary (wskazuje ruchem podbródka), ale przecież zupełnie nie o to chodzi. Co zaszło między tymi ludźmi? Ciebie wtedy z nimi nie było, ale ja byłem. Nawet  
i c h  wtedy z nimi nie było. (przerywa) 

-Nie chcę zbierać takich chwil, sytuacji jak zabawek. Gromadzić. Nie o to... 
...raczej podnieść jedną chwilę i ustawić ją do ciebie tak, żebyś zrozumiał. Każdy moment może być dobrym przykładem. Eksponat. Eksponowanie. Rozumiesz? 

-Rozumiem. 

-Kiedy  mówię o tym teraz, o tej minionej chwili, staje się ona przykładem czegoś innego. Ale nie tracimy z pola "widzenia" (cudzysłowie akcentuje zgięciem palców wskazujących i środkowych w obu dłoniach) tego LAMINATU, który zalał wszystkie ciała i słowa. I zrobił dystans. Brak bliskości. Brak żywego człowieka. Z krwi i kości. Bo krew i kość oblane laminatem, rozumiesz? Zalaminowane. Ładnie to wygląda, ale kiedy chcesz dotknąć robi się ten przykry dźwięk. Twoja dłoń ześlizguje się, jak po balonie. Jak się czujesz, kiedy ktoś w Twojej obecności przejedzie paznokciem po tablicy? Właśnie ten rodzaj bólu towarzyszy Tobie kiedy próbujesz dotknąć, a tu - laminat. Wyrzekniesz coś, a Twoje słowa spływają po laminacie jak woda po kaczce. Ale przecież rozmawiamy dalej, po to się spotkaliśmy, prawda? Nie możesz po prostu odejść. Spotkanie trwa, rozmowa trwa, więc kolejne słowa i gesty ześlizgują się po tym laminacie, robimy to sobie nawzajem. Może się podekscytujemy trochę czy znajdziemy wspólny temat - skóra pod laminatem się rozgrzeje i będzie przyjemnie. Zalej to alkoholem, spal papierosami. Nadal będzie Ci brakowało bliskości, ale będzie cały zestaw nagród pocieszenia. Rozmawiamy przez szybkę i podjadamy słodycze.  (przerywa) 

...zbroja z laminatu wspaniale lśni na Słońcu. Schowaj swoje ostre kanty, bo jeszcze komuś poszarpiesz (...) ten laminat (...). Odsłonisz wrażliwe miejsce i powstanie panika. Szybkie wycofanie i cerujemy naszą zbroję. Zrobimy taką dobrą łatkę, że już w to miejsce nic nie wejdzie. Jest szczelnie. 

-Wspominam teraz te dawne, szczenięce randki - mówię nagle - kiedy to się siedziało z dziewczyną na ławce, kwadransami (bo nie godzinami), zakleszczonym w lęku. I ona też była zakleszczona, wymieniliśmy tylko parę słów (...) wypuszczanych (...) w cichej panice, jak Pan mówił.  

-To było takie prawdziwe, co? - pyta 

-Właśnie. Myślałem potem w domu, żeby coś zrobić z tym lękiem i wycofaniem, i pewnie kiedy tak myślałem, to pracowicie nakładałem ów laminat, warstwa po warstwie. Teraz na tyle doszczelniłem sprawę, że rozmowy idą mi świetnie. Trę balonem o balon, czekam na iskrę - mężczyzna śmieje się, a ja, onieśmielony tym, że wyrzekłem coś dla niego zabawnego zabieram się do mojej kawy. 

-Społeczeństwo się poustawiało tak, coby nie było gdzie szpilki wrazić - mówi - laminat jest płynny, wylejesz go na cokolwiek i zaschnie, to wszystkie górki, dołki, kanty się uwypuklają, zaokrąglają, wypłaszczają.   

-I robi się nudno - dopełniam wypowiedź 

-Właśnie - garbi się nad stołem 

- I co? - pytam 

-Po to przyszedłeś, co? - pyta. Wobec mojego milczenia dodaje: 

-po odpowiedzi -kiwam głową 

-Nie dostaniesz ich. Może jestem jedynym, który Tobie to powie po prostu: nie dostaniesz ich. Przecież wiesz, że to nie działa w ten sposób.  

Milczymy. Jestem niecierpliwy i szukam czegoś, co możnaby wyrzec. Odnajduję: 

-Powiedział Pan, że rozmowa się nie skleiła. Jak się ma skleić, skoro laminat się nie lepi...kiedy już zaschnie. 

-To też jest ciekawe. Ludzie jednak jakoś się lepią, zatopieni jak muszki w tych swoich bursztynach. Znasz przypowieść Zhuangzi o rybach w stawie? W stawie nie ma wody, więc ryby stykają się pyszczkami i wydzielają sobie tlenu nawzajem. Wyobraź to sobie w całej, rybiej intensywności. Rybie łuski, rybie oczy. Kłębowisko ryb lgnących do siebie pyskami - to właśnie my! Mówisz słowo i czekasz, czy się lepi - jak nie lepi to boli Cię cisza. Mówisz słowo następne, lub rozkręcasz, jak zabawkowy samochodzik, następny temat. Lepi się czy nie? Może się lepi tylko dlatego, że ona chce być uprzejma. Albo on. Oni.  

-Obtaczam słowo w kleju, to może się polepi. 

-Tak! Siedzi taki, jeden drugi, słowa nie powie, tylko pracowicie międli tam, w głowie. Obtacza, jak mówisz. W końcu odpala swoją rakietę, podniecony do granic lejącą się sytuacją, aż noga mu chodzi.  

W tym momencie uświadamiam sobie, że modelowa sytuacja, którą właśnie omawiamy, urzeczywistnia się stolik obok. Zerkam raz i przywołuję głowę do porządku. Zahaczam wzrok w oczach starszego mężczyzny. 

-Nie musisz patrzeć bezpośrednio by ogarnąć wzrokiem i ichni stolik - mówi ton ciszej. - Spróbuj - dodaje 

Patrzę mężczyźnie w oczy i lustruję stolik po lewej. Nie muszę czekać długo; czuję rozmowę tamtej pary, czuję ich niezgrabne słowa wyrzucane z doskoku, skapującej do mojej uchylonej świadomości

-Wojna podjazdowa.... - mówię cicho. Mężczyzna kiwa głową, ale nie z taką aprobatą jak oczekiwałem 

-Co by się stało, gdyby on jej teraz dotknął. Albo ona jego - mówi mężczyzna 
-Wyobrażasz sobie tę eksplozję niezręczności? Niezręczne, niezgrabne, nie bez kozery wszystkie te metafory odsyłają do dotyku, do czucia. To rozmowa ślepych małp, same słowa, nerwowe emocje wychylające się za nimi, niewiele więcej.   


(...)