piątek, 31 października 2014

Anatomia Słabości: Istota pragnienia



Niniejszy tekst jest kontynuacją niniejszego wpisu a także rozwinięciem tegoż.

Dzisiaj zajmiemy się pragnieniem, które będzie przystankiem poprzedzającym trzecią, finalną część Anatomii Słabości, gdzie proponuję rozwiązanie. Zanim jednak je zaproponuję, chciałem skonkretyzować co jest zawiązane, co jest problemem konkretnym, wokół którego zawinięte są kolejne warstwy pozorów, które zwykle mylimy z istotą problemu. Trzeba bowiem podkreślić, że ludzka psychika, taką, jaką ją postrzegamy bezpośrednio w sobie, jest konstrukcją utkaną z iluzji, z których wiele zawiera obietnicę polepszenia lub podwyższenia naszej kondycji. Właśnie te obietnice, które wpisują się w kategorię iluzji, nadają pęd temu, czego zażegnanie, czy okiełznanie obiecują. Ten zamknięty obwód jest innym ujęciem od racjonalnego rozdzielenia na rzeczy złe i rzeczy dobre (we wszystkich wariacjach dobra i zła: zdrowia i choroby, moralności i deprawacji, normy i perwersji, etc), które to w rzeczywistości [rozdzielenie] znajduje się wewnątrz tego obwodu, a więc wikła w niego mocniej, gdy tylko uwierzymy w powyższe rozdzielenie.

Różne tłumaczenia pierwszego rozdziału Daodejing (道德經) dają nam pokrywające się ujęcia tego, jak funkcjonuje człowiek ogarnięty pragnieniem:

[Dlatego] ten, kto jest wiecznie beznamiętny widzi to, co jest subtelne (miao 妙), ten zaś, kto namiętnościami wiecznie ogarnięty, widzi ograniczone. 

Jeszcze prościej, w tłumaczeniu U. le Guin:

Ten, kto nie pragnie, widzi rzeczywistość, zaś ten, kto pragnie, widzi tylko pragnienia.   

Posługując się dwoma tymi tłumaczeniami możemy dokonać krzyżowej interpretacji znaczenia, które bliskie jest starochińskiemu oryginałowi:

Ten, kto namiętnościami ogarnięty, widzi ograniczone = ten, kto pragnie, widzi tylko pragnienia. W chińskim mamy (jiào 徼), które możemy być zarówno rzeczownikiem: ograniczenia (boundary) jak i czasownikiem: obejść coś (go around). W tym kontekście ograniczenie (jiào 徼), utożsamione jest z pragnieniami. Ukazuje to także pewne domknięcie, które dokonuje się gdy człowiek zostaje ogarnięty pragnieniem, innymi słowy, pragnący umysł zawija się do siebie, nie widzi tego, co subtelne (miao 妙), czyli nie widzi rzeczywistości. Już tutaj mamy przykład zamkniętego obwodu: pragnienie zawija się do samego siebie, jednocześnie wytwarzając iluzję zewnętrzności, to znaczy projektując pragnienie na jakiś przedmiot/człowieka/zjawisko, które staje się obiektem pragnienia. Jest to nic innego, jak lacanowski le petit objet a, czyli obiekt, który okupuje miejsce pragnienia, umożliwiając mu odtwarzanie się w nieskończoność. Przykładowo, jeżeli nowa kurtka, szacunek ludzi, uniknięcie przykrej sytuacji lub dobry stan umysłu staną się obiektem pragnienia,  stają się natychmiast obiektem małe a; człowiek upatruje bowiem w ich osiągnięciu zaspokojenia własnego pragnienia. Jednak, jeżeli wnikliwie przyjrzymy się naturze petit objet a, zobaczymy, że jest on BRAKIEM danej rzeczy, co właśnie inicjuje pragnienie; pragnę czegoś, czego nie mam, co jest ode mnie oddzielone, co nie znajduje się w moim, jakkolwiek pojmowanym posiadaniu. Można by zatem powiedzieć, że dystans do obiektu małe a JUŻ JEST pragnieniem; ponieważ, racjonalnie i zdroworozsądkowo, kiedy skrócimy dystans do zasięgu ręki, oka czy emocji, pragnienie znika.

Jest to jednak pozór: dystans, który jest nieposiadaniem obiektu pragnienia zostaje przez nie zawłaszczony. Pragnienie rośnie i pasie się na braku, i mierzalnym dystansie, który nadaje brakowi wymiar czasoprzestrzenny. Jeżeli jednak będziemy pamiętać, że obiekt małe a zostaje jedynie podstawiony pod przyczynę i obietnicę ustania pragnienia, cały ten dystans, który dzieli nas od upragnionej rzeczy, okazuje się swoistą optyczną iluzją, tylko, że mającą miejsce w umyśle.



Sięgałem już wcześniej do znakomitego przykładu, jakim jest kreskówka o Strusiu i Kojocie; Kojot nigdy nie może złapać Strusia, mimo swojej niewątpliwej inteligencji, która podsuwa mu coraz to wymyślniejsze pułapki. Kojot jednak nie rozumie, że jego inteligencja nie jest po prostu "modułem", który może być użyty do złapania strusia; tak samo w obrębie inteligencji i racjonalizacji nie jest możliwe okiełznanie czy uspokojenie pragnienia. Jak rozwinę niżej, inteligencja służy raczej kreowaniu i podtrzymywaniu pozorów, które zapośredniczają pragnienie, a przez to odwracają od niego uwagę jako od konkretnego problemu, który musi zostać rozwiązany, aby przynieść wytchnienie.

Jak widzimy na powyższym obrazku, kojot namalował na ścianie tunel i pociągnął linię drogową tak, aby zwieść Strusia, który miałby pomylić trójwymiarową iluzję optyczną z prawdziwym tunelem i rozbić się o ścianę. Jednak Struś, oczywiście, wbiega w ścianę jakby była realnym tunelem, a dlaczego? Ponieważ Struś jest wewnątrz Kojota, Struś jest obiektem pragnienia kojota, a "kto jest pragnieniami ogarnięty, widzi tylko pragnienia". Co więcej, widzimy tutaj, że Struś, jako obiekt pragnienia, wcale nie jest oddzielony od Kojota, przecież jest wobec niego wewnętrzny! Jak można nie posiadać czegoś, co jest przecież samodzielnie przez nas wygenerowane? W taki sam sposób wszelkie przedmioty, ludzie czy zjawiska, gdy tylko zostają uwikłane w relacje pragnienia, tracą swoją rzeczywistość i stają się fantazmatami; obiektami pragnienia. Podlegają więc zniekształceniu, zewnętrznie redukują się do pionków, symboli dla zwierciadlanej konstrukcji pragnienia, która konstytuuje się w człowieku, który pragnie; w podmiocie pragnienia.

Jak pisałem wyżej, racjonalne ujęcie pragnienia uniemożliwia poradzenie sobie z nim. I ponownie sięgnijmy po przykład z kreskówki o Kojocie i Strusiu; Kojot jest geniuszem, co widzimy nie tylko w wymyślności jego pułapek; kojot przedstawia się jako geniusz:

...przez co autorzy kreskówki dają nam do zrozumienia pewną oczywistą rzecz. W obrębie "geniuszu" Kojota nie zawiera się sposób na złapanie Strusia; w taki sam sposób intelekt, i wygenerowane z niego racjonalizacje, które opierają się na kartezjańskim dualiźmie poznawczym, NIE MOGĄ rozwiązać problemu pragnienia, ponieważ znajdują się POZA jego zasięgiem. Dlatego też moje pisanie o pragnieniu ma charakter paradoksalny, ponieważ pisząc o nim, muszę korzystać z racjonalizacji, i w obrębie tejże muszę od razu nadmienić, że utrudnia mi ona prawidłowe ujęcie problemu. Dlatego też racjonalna wykładnia problemu pragnienia może pełnić jedynie funkcję sprężyny, może być wittgensteinowską drabiną, którą odrzuca się po osiągnięciu pewnego pułapu, tak samo jak w buddyjskiej metaforze łódki, której nie można nosić na plecach po przedostaniu się na drugą stronę rzeki. Widzimy tu zatem fenomenalną zasadę wszelkiej racjonalności; w punkcie ostatecznym pożera ona samą siebie, i tylko wtedy może być pożyteczna, gdy wydostanie się z własnego  jiào (徼). Ale to na marginesie.

Powróćmy do pragnienia. Jeżeli zachowujemy permanentną nieufność do racjonalności, możemy odczarować kolejne warstwy pozoru obudowane wokół pragnienia. Przede wszystkim, pragnienie jest takie samo, niezależnie od kierunku, w które jest skierowane. W poprzednim wpisie wspominałem o tym; rozrysowując sobie dwa podstawowe kierunki, na które możemy obrać kurs w codziennym życiu, docieramy jedynie do skrajności. Skrajność jednak NIE JEST ekstremą, przesadą, do której docieramy minąwszy iluzoryczny "złoty środek"; skrajność jest samym obraniem kursu. Jak to w przykładzie z poprzedniego wpisu: decyzje o życiu hedonistycznym i życiu zdyscyplinowanym są tą samą decyzją, a właściwie jej brakiem, ponieważ zwyczajnie spływamy z prądem. Wybierając jeden z iluzorycznych kursów popadamy natychmiast w skrajność, która jest granicą,  jiào (徼). Znów powracamy do Daodejing: kto pragnie, widzi jedynie własne pragnienia, widzi jedynie ograniczone.

Prościej mówiąc, pragnienie występuje w dwóch podstawowych postaciach: chcenia i przeciwchcenia, czyli lęku. W obu postaciach zakłada pragnienie czegoś, co nie jest TERAZ, co BYŁO, co BĘDZIE, z czego zarówno BYŁO jak i BĘDZIE sytuuje się w sferze czystej fantazji. Gdy np. pragnę czegoś, muszę wygenerować fantazmat, który odtąd zacznę ścigać; będzie to np. cel, taki jak dobra praca, wykształcenie, pieniądze, dziewczyna, cokolwiek. Od tej pory przywiązuje sobie do karku marchewkę, która jest moim momentum, która mnie napędza, mimo, że nigdy nie zmniejszam dystansu (dystans w psychice właściwie nie jest czymś mierzalnym, mierzalność typu blisko/daleko to tylko kolejna fałszywa racjonalizacja podczepiona do bazowego dystansu=nieposiadania).

Tak samo jest z przeciwchceniem, z lękiem, odrazą czy niechęcią; motorem naszego działania staje się odgrodzenie, odizolowanie od obiektu naszej odrazu, naszym pragnieniem jest iluzoryczna, fizyczna izolacja. Gdy jednak pragniemy uciekać zapominamy, że sam inicjator odrazy kryje się w naszym umyśle, inaczej bowiem jej przedmiot, nielubiany człowiek, rzecz czy zajęcie, byłoby dla nas czymś zwyczajnie neutralnym. Często zatem człowiek, który osiągnął pewne odizolowanie od przedmiotu swej odrazy, zaczyna o niej fantazjować, co uzewnętrznia się w obmowie, narzekaniu czy hate-speech. Świadczy to o perwersji nieodłącznej od każdej odrazy; niby czegoś nie chcemy, a wciąż do tego powracamy, tylko w sposób negatywny; krytykując to, wyrażając nienawiść, czy ignorancję. W rzeczywistości perwersja jest po prostu ukazaniem, że obiekt niechęci nadal jest obecny w psychice, nieobecny jest jedynie zewnętrzny jego reprezentant, symbol, co jest zwyczajnie drugorzędne i pozbawione znaczenia. Co więcej, zazwyczaj nie cała rzecz/człowiek/zjawisko/zajęcie, lecz jedynie wybrany jego aspekt budzi niechęć; nie da się przecież żadnego człowieka sprowadzić do jednej (czy paru) jego cechy. Ogarnięty pragnieniem (niechęcią) człowiek musi uogólnić tę cechę do całego człowieka, co w socjologii nazywa się karierą dewianta. Wracając jeszcze do perwersji, trzeba zauważyć pewną przyjemność, którą daje obmowa, krytyka czy marudzenie; ta przyjemność jest dokładnie perwersją, i jest bezpośrednim dowodem na to, że obiekt niechęci nadal jest uwikłany w relacje pragnienia.

Mając w świadomości obustronność (i iluzoryczną przeciwstawność) pragnienia, możemy dojść do kluczowego wniosku: pragnienie jest głównym motorem ludzkiego funkcjonowania. Proponuję tu prosty wniosek, że myślenie "racjonalne" czy "logiczne" zostało w całości zawłaszczone przez relacje pragnienia; dlatego przy pomocy naszego dwustronnego języka tak/nie ludzie kreślą swoje codzienne życie, widząc linię prostą tam, gdzie jest błędne koło. Czy czegoś chcemy, czy też nie, zazwyczaj tylko podtrzymujemy pragnienie. Co więcej, gdy pragniemy wyzwolić się z pragnień, wpadamy w umysłową turbulecję; chcemy się wyzwolić z pragnienia przy pomocy jego samego. Dzieje się tak, ponieważ pragnienie jest jedynym powszechnym rodzajem motywacji, który ma moc wzbudzania w człowieku sił życiowych, ich akumulacji i kulminacji. Trzeba się na coś "nakręcić", aby naprawdę tego chcieć, i potem podtrzymywać ogień pragnienia, by pozostać na kursie. Można się tu odwołać do pojęcia "słomianego zapału", które, paradoksalnie, zyskuje pozytywny wydźwięk. Jest to po prostu pragnienie, które nie trwa zbyt długo, które gaśnie, przykre jest jednak to, że pozostawia człowieka jak sierotkę w połowie drogi, sierotka więc zaraz się cofa, popadając w dobrze ugruntowane i oswojone obiekty pragnień.

Podsumowując: gdy się czegoś boisz, pragniesz. Gdy czegoś chcesz, pragniesz. Także, trzeba podkreślić, smętny konsensus między rozrywającymi pragnieniami, który wprawia umysł w "normalsowe" otępienie, także jest konsekwencją pragnienia. Dalej: gdy tłumisz pragnienie (przy pomocy pragnienia stłumienia) nadal pragniesz .W końcu stłumione i zaplątane w racjonalizacje pragnienie wyłoni się znowu; w sposób świadomy lub nie. Jakoś wycieknie, przeciśnie się. Tłumienie pragnienia przypomina trzymanie naraz piętnastu porcelanowych filiżanek.

Pragnienie jest wobec tego podstawową kategorią, która odtąd będzie nam towarzyszyć. I jest to, przypominam, pragnienie w dwóch postaciach, pozytywnej i negatywnej. Teraz skonkretyzujmy CZYM jest pragnienie; w sensie pewnej rzeczywistości, w której się ono nam objawia. Jako, że czujemy je tak często, możemy łatwo je uchwycić i postrzec; jednak z uwagi na racjonalizacyjne warstwy, które je zarastają, trudno uchwycić je w konkretnym polu percepcji. Należy przenieść uwagę na ciało i jego wyczuwanie; wówczas pragnienie, obdarte z obiektów małe a, chybotliwych konstrukcji racjonalizacji i uzasadnień, ukaże się nam jako "ssące", nieprzyjemne odczucie, które, niczym smycz, ciągnie nas w jakąś stronę. Gdy ujrzymy pragnienie w ten sposób, w pełnej jasności czujnej świadomości, raz na zawsze przestanie ono być czymś przyjemnym, w jakikolwiek sposób.

Pragnienie jest bowiem reżimem; czymś, co - będąc wewnątrz nas samych - pcha nas, lub odpycha, męczy, wzbudza stres, powoduje "utratę głowy". Pragnienie ogłupia i zawęża pole percepcji, odkleja od rzeczywistości, okalecza zdumiewające ludzkie umiejętności postrzegania tej rzeczywistości. Pragnienie kierunkuje i filtruje doświadczenie, a jednocześnie odgradza (jiào 徼) nawet od tego, na co na kierowuje! Zapomniałem wspomnieć o jednym: pragnienie postrzegane bezpośrednio przestaje być pragnieniem "moim". Gdy mówisz "ja pragnę", po prostu racjonalizujesz (i maskujesz) swoje pragnienie do konstrukcji "ja", przez co je legitymizujesz, tłumacząc sobie i innym, że przyjmujesz jego istnienie. Jednak, moim zdaniem, to przyjęcie jest niemożliwe, niezależnie od maskatorskich wysiłków, które uskuteczniamy na codzień by zachować spójność osobowości.

Pragnienie zawsze jest cierpieniem, i zawsze jest niezaspokajalne. Jest niezaspokajalne, ponieważ wszelkie obiekty iluzorycznego zaspokojenia znajdują się poza zamkniętym obwodem pragnienia. A raczej, wszelkie przedmioty/ludzie/zjawiska, które zostały usymbolizowane jako obiekty małe a, znikają z percepcji jako te realne przedmioty/ludzie/zjawiska, i występują tylko jako uzewnętrzniony symbol. Tak! Jeżeli pragniesz kogokolwiek lub czegokolwiek, NATYCHMIAST tracisz kontakt z tym, czego pragniesz. Zasada ta jest niemożliwa do obejścia i wynika z otwierającego ten tekst rozdziału 1 z Daodejing: kto pragnie, widzi jedynie pragnienia, kto jest bez pragnień, widzi rzeczywistość.

Personalistyczne (osobowe) myślenie chrześcijańskie dostarcza nam kolejnego przykładu na to, co można zrobić z pragnieniem. W chrześcijańskim dyskursie pragnienie zostaje uosobione do Szatana, złych duchów, co jest równoznaczne z jego obudowaniem, owarstwieniem przez racjonalizacje. Chrześcijański dyskurs zaprasza bowiem człowieka do popadnięcia w afektywną narrację, przy pomocy której można, w bardzo ograniczony, jednak dosyć skuteczny sposób sterować gospodarką libidalną,gospodarką pragnienia.

Poniżej mamy doskonałe egzemplum takiego "unarracyjnienia" pragnienia:

"Myśli pochodzące od Nieprzyjaciela (Szatana. przyp, mój) przychodzą, ale mogą odejść, jeśli ich nie przyjmiesz. Przyszła Ci do głowy myśl "ukradnij", a ty byłeś jej posłuszny, tym samym dałeś diabłu władzę nad sobą. Jeżeli w myśli usłyszysz "jedz wiele, do syta", i będziesz jadł dużo, to znów diabeł ma władzę nad Tobą. W ten sposób, jeśli władać tobą będą myśli kierujące cię ku wszelkim nowym namiętnościom, to staniesz się siedliskiem demonów." - Sylwan z Athosu, wypisy

Osoba Szatana wraz ze swoimi epifenomenami: piekłem, grzechem, potępieniem, etc, staje się osią afektywnej narracji, która powstrzymuje od podtrzymywania pragnienia, z lęku przed piekłem czy potępieniem. Oczywiście, żadne to wyjście; motorem pragnienia znowu staje się pragnienie, dlatego człowiek, który w taką narrację popadł, w większości jest skazany na to, przed czym ucieka. Skrajnie personalistyczne myślenie chrześcijańskie dokłada kolejną cegiełkę, którą widzimy w stwierdzeniu "siedlisko demonów", wszelkie głosy, które są racjonalnym opracowaniem różnych obiektów małe a (a więc pragnienia rozmienionego na różne obiekty), stają się demonami, czyli po prostu osobami. Oczywiście Bóg jest również osobą, z tymże, jest to osoba poza zasięgiem rozumu, dzięki dogmacie o Świętej Trójcy.

Powyższa krytyka nie oznacza jednak, że odrzucam myślenie chrześcijańskie; w tym systemie znajdują się pewne tylne drzwi z błędnego koła pragnienia, które postaram się przedstawić w następnym, finalnym, wpisie.

Zobaczmy teraz, w jaki sposób Buddha, w Dhammapadzie mówi o pragnieniu:

Pragnienia kogoś, kto jest w mocy nieuważnego życia, rozrastają się jak dziki powój. (...) Kim zawładnie godne pożałowania, lepkie pragnienie, tego smutki wzrastają niczym trawa po deszczu.
Lecz od tego, kto przezwycięży to godne pożałowania pragnienie, tak trudne do przezwyciężenia, smutki odpadają niczym woda od liści lotosu. Pomyślność wszystkim tu zgromadzonym! Powiadam wam: Wykopcie korzeń pragnień tak, jakbyście poszukiwali aromatycznych korzeni trawy birana. Nie dopuśćcie, by Mara niszczył was wciąż na nowo, niczym powódź zalewająca trzcinę.
(Dhp, 24)   

Kategoria pragnienia jest osią wszystkich starobuddyjskich tekstów. Buddha, który w Mahajanie został rozpuszczony na przeróżne konteksty, w Dhammapadzie, i większości Kanonu, jest po prostu orędownikiem przekroczenia pragnienia. Dlatego też pierwsza Szlachetna Prawda, która głosi, że Życie jest cierpieniem, może być rozpoznana jako, paradoksalnie, radosna i dobra nowina. Dlaczego? Ponieważ zdanie to operuje całościami i nie wytycza dwóch, kompletnie iluzorycznych kierunków; życie=cierpienie. Nie ma tu śmierci ani braku cierpienia. Jest całość: życie to cierpienie, która udaremnia odpłynięcie w pytania, typu "co jest cierpieniem, a co nim nie jest"? I tak dalej. 

Kończąc ten wpis zarysuję ramy ostatniego tekstu, co zresztą uczyniłem już w poprzednim wpisie o tytule Anatomia Słabości. Jeżeli rozpoznajemy i postrzegamy pragnienie w sposób bezpośredni, jako osadzony w ciele dyskomfort, który dopiero wtórnie zostaje owarstwiony racjonalizacjami, możemy - z tego właśnie punktu - rozpocząć proces osłabiania i przekraczania pragnienia. Jak pisałem wcześniej, ten proces ma charakter techniczny, niemal fizjologiczny, podstawowym warunkiem jest jednak rezygnacja z wszelkich metafizyk, które, w racjonalistycznej przepaści dobrego i złego, mają nam (jak wierzymy) wyjaśnić sens i istnienie pragnienia. Gdy postrzegamy pragnienie takim, jakie ono jest, jako ssący dyskomfort w ciele, pozbawiony celu, przyczyny, dróg zaspokojenia, etc, możemy przejść do następnej fazy, jakim jest praca z pragnieniem. Nawiązując do znakomitego określenia, którym posłużyłem się we wpisie na temat gospodarki libidalnej (link na samej górze), można ujrzeć pragnienie (libido w szerokim, lacanowskim sensie) jako energię wirującą i przepływającą po kanałach, korytarzach gospodarki libidalnej. Każdy posiada własną konstrukcję gospodarki libidalnej, zachowując w pamięci to, że - żyjąc w jednym, globalizującym się społeczeństwie - mamy podobne pragnienia. Każdy posiada unikalną konstrukcję, w którą zorganizowane jest jego pragnienie; system gospodarki libidalnej jest po prostu systemem sieci neuronalnych w naszym mózgu, w który wpisaliśmy pewne sposoby zaspokajania pragnienia, legitymizujące je sensy i znaczenia (palę by być fajnym, muszę mieć prestiż by dobrze zarabiać, etc),i tak dalej. W tym momencie zawieszam dalsze rozumowanie.