poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Tępy dzień

Zachmurzone niebo uwolniło dzisiaj burzę, potrwała ona z pół godziny, po czym się rozjaśniło. Gdy padało, kropel deszczu było tak wiele, że powstało wrażenie mgły o dymnoszarej barwie. Akurat wtedy byłem w tej drugiej części dnia, przechylającego się ku wieczorowi. W dalszej perspektywie, w pewnej części sierpnia. Z inprintem kończących się wakacji. W smętnej Bydgoszczy. Czuję, jak te kręgi obracają się wokół mnie; krótsze i dłuższe cykle. Pomiary chwili. Które budzą coś w rodzaju odległego, zbliżającego się przygnębienia. Czas wchodzi boleśnie pod paznokieć, rwie, nie sposób go do końca wyjąć.

Uczestniczę przymusowo w tym dniu, wypchany złą próżnią, rozpierającą głowę jak czarna wata. Zachowałem - z chwil poprzednich - na takie chwile pewną myśl: to przejdzie. Głowa jest zasnuta, umysł pali lgnięciem, do tego czy tamtego. Pragnienie postrzegane jako zjawisko, poza przedmiotem pragnienia, zawsze jest męczącym doznaniem. Nie ma tego, co upragnione, ssący brak uwiera gdzieś w ciele, albo w aprzestrzennym umyśle. Dlatego moim pragnieniem jest nastrojenie umysłu tak, żeby mniej lgnął. Głowa zasnuta myślami jak spalinami, właściciel popada w dziwne stany, rozwijające ponure myśli. Właściciel jest ofiarą tego umysłu; tego, co w nim jest i co w istocie go stanowi, pomijając tę kategorię „umysłu”. A jednak,mogę powiedzieć: umysł się porusza. Wije się, szamocze, osiada, ciężeje, szarpie. Mój osiołek. Wąż pełzający po ciele. Małpa huśtająca się pośród lian. Poszukiwany bawołu.

Cieplarniany klimat dnia pozwala mi się wpatrywać w to wszystko, cokolwiek z absmakiem. Jestem zdegustowany sobą + inne synonimy. Siedzę i popadłem. Wyżeram wolny czas Matki Ziemi dopuszczając dostateczną próżnię, aby móc spojrzeć na manowce własnej głowy. Czy chemiczne pląsy mózgu. Jakkolwiek to opisać; jest rozregulowane, niespokojne. To tajemnica każdego z nas: rozwierzgane, niematerialne mrowisko, które trzeba czcić jak wielkiego boga wulkanu. Robić co chce. Dokarmiać i izolować od tego, co nielubiane.

Jakikolwiek zrobię ruch, idzie echo. Męczące echo przyczynowości i uwarunkowania. Brak czystych gestów i działania. Wszystko, koniec końców, podczepione pod jedną z linii, krzyżujących się w polu widzenia. Gdy pojawiają się ludzie, struktura się wygina i szamocze. Popadam w role. Czuję przymus sytuacji. Przeciskam się, jak przez dwie żelazne góry. A czasami nie. Osiołek mniej naciska, jest po prostu nieobecny. Bardziej nieobecny.

Tysiące lat zmagań ludzkości jest historią majstrowania przy własnej głowie. Obyczaje, rytuały i ideologie to tylko uzewnętrznienia, materializacje i reifikowanie procesów umysłowych, i ich tworów.

Reżim własnej głowy. Na przecięciu paradoksu dwoistości; ja i inni, człowiek i świat. prawo i grzech. To i nie to. Kompletny lamus poznawczy w samym centrum codzienności, razem z „ja”. Zasady gry potocznych metafizyk, niewidoczna struktura, która superpozycjonuje wszystkie możliwości. Głupek pomyśli,że gdy o tym nie myśli, to nie będzie problemu. Problem zaś tkwi w tym, że zwrócenie na to wszystko uwagi wytwarza - siłą nawyku - myśli wycelowane już w myśli, a nie w „rzeczy zewnętrzne” które również są myślami. A można zawiesić ten strumień.

Spotkałem tylu ludzi „pragmatycznych”, „praktycznych” „mocno stąpających po ziemi”. Właściwie życie - takim jakie je witam codziennie - jest plątaniną historii. Rozmawiając, wytwarzamy wątek, który podsycamy, bojąc się ciszy. Otrzymuję historię za historią, i obserwuję gawędziarzy odurzających się własnymi opowieściami. Opowiadacz wytwarza zamknięty układ, w którym sam siebie ekscytuje i animuje swoimi słowami, w które wnikają - w różnym natężeniu - słowa moje, czy innego rozmówcy. Z tego właśnie powodu, wszelkie rozmowy są nudne, ponieważ są robieniem tego samego. Tak samo jak paint może się znudzić niezależnie od tego, co narysujesz. To taki soczysty truizm.

Smutno spoglądam na pogodę ze swojego dołu, nieco tępego, w wielu miejscach zasupłanego. Może jestem meteopatą, a może za sceną przyczynowości, która w całości odnosi się do mojego nastroju, jest coś innego, co...

...wpycha w kolejne stany, których nie możesz strząsnąć. Nie mając elementarnej wiedzy o tym, jak działa umysł, możemy prać, kupować ubrania, boksować worek, gadać przez telefon i czynić inne rzeczy, które służą wyłącznie wyregulowaniu sobie - na pokrętnie zapośredniczone sposoby - własnej głowy.