Łatwo jest zapomnieć swojego języka, jeszcze łatwiej swoich obyczajów. Gdy codzienne warunki zmieniają się, cała ta skrupulatnie budowana i zszywana struktura przyzwyczajeń ulega powolnej erozji, coraz rzadziej dając o sobie znać wrażeniem dyskomfortu, czy poczucia braku. Umysł zazwyczaj myśli obiektami fizycznymi, widzialnymi; stanowią one oparcie dla nawyków, które podnoszą się z nieświadomości. Ich nieobecność tworzy wrażenie wyrwania z kontekstu, co jednak jest wrażeniem krótkotrwałym, zaraz bowiem umysł opiera się i wkorzenia w innych ludzi, inne sytuacje i inny rytm dnia. Zanim to się stanie, wiele rzeczy dzieje się jakby dryfująco, w nieważkości, w pewnym bezsensie, bo przecież to sens ugruntowuje nasze działania. Podobnie mieszanina obcych języków rozmiękcza struktury poznawcze, a nawet całą podświadomość, skoro, jak stwierdził Lacan, jest ona ustrukturyzowana przez język. Wyrwanie z oswojonego kontekstu tworzy tę odrobinę przestrzeni, którą można wypełnić zajęciami od dawna upragnionymi, na które wcześniej nie było czasu. Dopiero w pewnym oddaleniu człowiek może zauważyć, jak żarłocznymi atraktorami uwagi i czasu są social media i tym podobne. Życie pozbawione tych fundamentów, codziennie wzmacnianych, rozprasza się na całą masę zajęć wydarzających się na tle lepkiej, nudnej ciszy. Przesiadywanie na ławce w środku małego miasteczka razem z robotnikami, bezdomnymi; przesiadywanie na ławce bez żadnego celu, bez refleksji, bez wizji "prostego życia", bez sensotwórczego opracowania. Znika ilość spędzonych tutaj dni, znika ilość dni pozostałych do końca, znika historia najnowsza dnia dzisiejszego, znika nawet jutrzejsza godzina rozpoczęcia pracy. Zupełnie bez przymusu, bez pragnienia i upragnienia; wszystkie te warstwy odpadają z życia, spływają z dynamiką śluzu, plwociny, i odsłaniają całkowicie asensowny, bezpośredni moment życia. Wielość zjawisk odbieranych przez wszystkie zmysły unosi się w powietrzu jak dmuchawce; okoliczności rzucają nimi w różne strony i nie wiąże ich żaden porządek. Ludzie, ze swoimi sprawami i bolączkami są bezpiecznie odizolowani barierą obcego języka, pozostaje melodia ich głosów, w których można uchwycić emocje, zrywy i czasami powtórzenia - nic więcej. Nawet znając te parę słów można nawiązać kontakt z uwagi na wszechobecne wrażenie przychylności, które widać w każdym powitaniu i skinieniu głową, w każdym podniesieniu ręki. Szczególnie miłe są te małe gesty, kiedy wymienia się je pomiędzy ludźmi pracy, szczególnie rano i po siedemnastej. Ta niczym nieuwarunkowana i kompletnie darmowa sympatia wydaje się być odblaskiem nieskończonej miłości Boga, która udzielana jest poza wolą - jako łaska - i poza warunkami i wytycznymi - także jako łaska.
I to wszystko - wycinek w historii życia - który już niedługo rozwieje się i pozostanie tylko wspomnieniem - nie ułatwia zrozumienia niczego, nie pomaga w udoskonaleniu czegokolwiek. Nie nosi brzemienia większego sensu, nie jest etapem w procesie, lecz raczej kolejnym zakrętem polnej drogi, zupełnie nieważnym, chyba, że uchwyci je oko artysty malarza albo fotografa. Taka codzienność - gdy tylko człowiek potrafi wygładzić swoje skłonności - otwiera się przed stopami zmysłów szeroką drogą, która płynie równomiernie jak rzeka i nie nosi ze sobą żadnych pretensji. I jako taka - jako Droga - ogarnia sobą całe mnóstwo szczegółów, które same pukają do drzwi. Potrzeba długodystansowego celu, do którego się z mozołem dociera przez kolejne dni - ta potrzeba bardzo okaleczyła nasze postrzeganie codzienności. Lecz nie ma w tym nic ważnego, żadnej wielkiej utraty, nad którą można się pochylić; i nawet nie ma wielkiej wagi polegającej na braku wagi, żadnego inverted meaning. Chociaż swędzą mnie jeszcze te resztki, pozostałe z nadwyżki energii niespalonej porządną pracą, a które zaczęły się panoszyć po głowie i generować różne myślotwory. Dobrze jest rozgarnąć dłonią te resztki, tak jak macha się dłonią aby rozproszyć samochodowy smog.
Cały ten nadmiar, który wzniosłem właśnie nad moim doświadczeniem, aby pokolorować je słowami w sposób oczywisty oddala i zniekształca to doświadczenie, które naprawdę warte byłoby przekazania. Lecz nie martwi mnie to; rekurencyjne gonitwy dawno już osadziły się w codzienności i nie ma co nad nimi rozpaczać. Wczoraj byłem niespokojny, a dziś jestem spokojniejszy. Bywałem troche zniecierpliwiony, ale ani razu się nie zdenerwowałem. Brakuje mi właściwie Jednej Osoby. Jej brak towarzyszy mi nacodzień; jakby w rzeczywistości ziała dziura. Różnice potencjałów w nastroju wyregulują się, a potem może znowu rozregulują. Większość emocji ma jednak postać przechodniów na ulicy, poruszających się jak jeden mąż po jednej, gładkiej drodze.
***
To, że człowiek jest elastyczny jest piękne, ponieważ znajduje się poza naszą wolą. Wielość czynników, która dociera do naszych zmysłów i nas kształtuje jest niemożliwa do opanowania, ukierunkowania. Nasze próby kontroli przeżywającego nas życia przypominają zagarnianie dłońmi wody w płynącej rzece, w której płyniemy.
Ten brak zasięgu jest piękny. KAŻDY brak zasięgu jest piękny, ponieważ zrzuca z człowieka obowiązek decyzji, a pozwala na położenie się na fali. Niewiadoma, brak wiedzy również otacza nas ze wszystkich stron; nasze prymitywne heurystyki poznawcze nie są w stanie przewidzieć nadchodzącej rzeczywistości. Biorąc pod uwagę naszą niezdolność do przewidzenia tego, co się wydarzy, właściwie stąpamy po macku. Podstawowym zadaniem kultury jest zakrycie faktu tej niewiedzy, tej ślepoty. Gdy kultura rozrzedza się, pojawia się rzeczywistość, która jest nieznana; wystarczy niewiedza miejsca, poczucie osamotnienia, zagubienia. Rzeczywistość wybucha dziurami pomiędzy siatką wiedzy, która osadza się na ludziach, miejscach, normach, wzorach postępowania. Wtedy pokazuje się taką, jaką jest naprawdę.
Każdy obszar niewiedzy w moim życiu uwalnia mnie od presji decyzji. Od presji przechylenia się na stronę lewą, stronę prawą, na tak albo nie, uwalnia także od stuporu pomiędzy tak a nie. Brak znaczenia, brak sensu, brak celu, brak potrzeby, brak planu, wszystko rozmywa się w jaskrawym konkrecie rzeczywistości, która wydobywa się strugami z fontanny, która wychyla się z rozmów ludzi w języku, którego nie rozumiem, w zapachach perfum na które uwrażliwia się nos odzwyczajony od perfum, bo spędzający dużo czasu w brudzie i tytoniu.
Brak decyzji wobec tego wszystkiego to zrezygnowanie z próby kontroli, a także uznanie, że kontrola w rzeczywistości jest niemożliwa; możemy tylko stawiać rzeczywistości opór albo położyć się na jej nurcie i falach. Brak konfliktu z rzeczywistością to uznanie jej złożoności, uświadomienie sobie możliwych rozgałęzień konsekwencji, które wynikają z każdego słowa, z każdego zmarszczenia twarzy i pójścia w jedną stronę, w drugą, pójścia spać, zostania dłużej, pozostaniu w obozie, pójściu do miasta. Uczynieniu czegoś albo nie - gdy wolny czas, zmęczenie po pracy i nuda roztaczają szeroką przestrzeń, którą można wypełnić czymkolwiek. A uproszczenie życia codziennego; wyjęcie z niego social mediów, technologii, intensywności relacji międzyludzkich, spraw do zrobienia, i całego tego nadbagażu cywilizacji...
...to uproszczenie pozwala przyjrzeć się jednemu czynowi, jednej akcji wykonanej jakby ptak na niebie, który nie pozostawia ścieżki i jest miażdżąco malutki wobec bezmiaru nieba. Machnąłem ręką i przeniosłem się; z kuchni do salonu. Z hamaka do namiotu. Spadł deszcz, schroniłem się. Podejmuję długofalową (ok. 20 minut minimum) decyzję wybrania się do toalety (dwójka), albo przedsięwźmiewam decyzję umycia się (35 minut maksimum).
Potok zdarzeń kształtuje nas, zmienia nas - fizyczne przeniesienie się w inne miejsce prowadzi do nieuchronnej zmiany, powstania nowych nawyków i zalążków predyspozycji, czegokolwiek. Brak presji decydowania, przestrzeń czasu wolnego pozwala uchwycić zmianę, która rodzi się właśnie teraz, w tej nowości, w tym nieznanym, w którym się znalazłem. Gdyby tak zanurzyć się w dobrej rzece, w dobrych ludziach, w dobrym rytmie dnia, w konfiguracji czynności, w których obmyje się z tego, co mnie męczy mnie we mnie. Poddać się rzeczywistości, żeby mnie obmyła i uznać fakt, że zawsze jesteśmy bezradni jak dzieci wobec jej ogromu; drążymy wąskie tunele w nieskończoności nieba, które wypełnione jest formami i zjawiskami równymi wielokrotnej drodze od Słońca do Saturna, tak długie, jak neuronalne autostrady zwinięte w naszym mózgu.
Jednak to Nieznane nie musi być czymś złym, przykrym, sprawiającym dyskomfort. Może otulać mnie i kołysać. Nieść powolnym nurtem chwili. To ułatwia otwarcie się, przyjęcie tego wszystkiego, pozwolenie, aby "to" czymkolwiek to jest: rozmową, zdarzeniem, sytuacją, półgodziną, minutą...p r z e p ł y n ę ł o przeze mnie, pojawiło się i zniknęło, przeniknęło przeze mnie jak duch, pozostawiając wrażenie, wspomnienie. Nie Bóg, lecz Rzeczywistość, która jest Bogiem daje mi bezpieczne schronienie; uwalnia mnie od zamętu kontrolowania zdarzeń, od reżimu własnego ego rozbuchanego pomiędzy chceniem i baniem się, lgnięciem i ignorancją...
Zaufanie, puszczenie, zgoda. Bliskość życia.
Zdjęcia pochodzą z : http://marjanskiii.tumblr.com