Raz na jakiś czas, zwykle w postaci jakiejś sytuacji, czy wymiany zdań, uderza mnie jak mało wiemy (my, ludzie) o własnym wnętrzu i jak bardzo jesteśmy w nim zagubieni. Cała cywilizacja, która otacza mnie na co dzień: technologia i rozbudowane konwencje, systemy administracyjne i państwowe, wielość instytucji i idei wypowiadanych publicznie - to wszystko jakby krąży i owija się wobec oka cyklonu, jakim jest niezbywalna niewiedza ludzi na swój temat; dopiero przedarcie się przez te wszystkie warstwy, którymi ludzie szczycą się jako swoimi triumfami, pozwala na dotarcie do miękkiego jądra, jakim jest ludzki interior.
Interior; nasza rzeczywistość psychiczna, gdzie nieustannie wydarzają się zjawiska mentalne, które można by rozróżnić na postrzeżenia, czucia, uczucia, emocje i myśli, czy jakkolwiek inaczej. Czytelniku, czy potrafisz uczynić to małe przesunięcie, zrobić ten krok za scenę, i przyjrzeć się własnemu wnętrzu? Czy potrafisz obserwować siebie, gdy wykonujesz kolejne i kolejne ruchy w ślepych szachach życia społecznego? Czy dostrzegasz, w jakim chaosie się znajdujesz?
Jesteśmy wielką cywilizacją, która nie posiada żywej etyki, dlatego sklecamy z byle czego etykę własną, którą próbujemy przystawić do interioru tak, jakby szympans cisnął trójkątną figurą w kwadratowy otwór. Podejście techniczne, pragmatyczne, racjonalne czy humanistyczne; wszystkie te gadżety intelektualne po równo nie pasują do złożoności życia psychicznego, które wydarza się tuż za naszymi oczami.
Ludzie - wciąż rozrzuceni i skonfliktowani pomiędzy dwoma punktami ekstremy, wciąż rozdwojeni i nieadekwatni wewnętrznie do siebie, tacy jesteśmy.
Jesteśmy zwierzętami mówiącymi; jedynie mowa, i wszystko co mowa za sobą pociąga, odróżnia nas od innych zwierząt. Mowa, jako czynność tu-i-teraz wykonywana, która utrwala się i rozrasta w mózgu w postaci produktu mowy: języka, z którego dalej buduje się kolejna klasa wytworów: abstrakcje, koncepcje, poglądy, filozofie i życiowe orientacje. To nadal wszystko mowa, która nieustannie aktualizuje się poprzez wypowiadanie. To właśnie dlatego, gdy człowiek milczy, do jego interioru subtelnie wsuwa się wyzwolenie; odkleszczenie od tej sieci znaczących, w którą wkopujemy się coraz bardziej snując naszą codzienną mowę, która obrasta jak egzoszkielet naszą zwierzęcość.
Własną mową oszukaliśmy się, że jesteśmy czymś więcej; własną mową usiłujemy wrócić do "natury", w której nieustannie jesteśmy. Własną mową gubimy się w sobie i aspirujemy do miraży, w które wierzymy jako w coś wyzwalającego...własną mową odkrywamy przed bliźnimi naszą nieświadomość. Własną mową budujemy świat wokół siebie, a potem nie możemy uczynić nawet jednego kroku, który nie byłby tą mową obstawiony i zawłaszczony. Własną mowę mylimy z rzeczywistością, i kurczowo, lękowo do naszej mowy lgniemy, tak mocno w nią wierząc...