“Pragnienie bycia naprawdę wolną jest przeciwne zwykłej naturze człowieka. Dlatego, musimy włożyć świadomy wysiłek w widzenie wszystkich sytuacji w kategoriach możliwości, które niosą dla naszego wewnętrznego wzrostu. Dobre jest to, co nas wyzwala. Złe jest to, co zatrzymuje wewnętrzny proces.”
“Duchowy wzrost oznacza widzenie wszystkiego jako Boga. Ułożono nieskończone historie zawarte w ludowej mądrości, które ukazują ludzką niezdolność do widzenia Boga. Jedna z nich opowiada o żebraku, który przychodzi pod drzwi prosząc o jedzenie i zostaje odrzucony. Żebrak okazuje się być Bogiem. [Jest to] symbolem tego jak ludzie odnoszą się do zewnętrznego przejawu zamiast do wewnętrznej konieczności”
-Albert Rudolph
(Ten tekst dedykuję jedynemu w swoim rodzaju, genialnemu Chogyamowi Trungpie. Niech służy on innym i oświetla drogę. Do zobaczenia na Drodze)
Poetycka i uproszczona esencja poniższego tekstu znajduje się tutaj
Chciałbym zostać biegłym hakerem rzeczywistości.
Edukacja zasadnicza zraziła mnie do mitów. Z rozmów w korytarzu pamiętam jedynie szydzenie z Edypa, który przypadkowo przeleciał własną mamę. W późniejszym życiu mity dotykały mnie od czasu do czasu, na przykład poprzez literaturę Josepha Campbella. Dopiero jednak w ostatnim roku mojego życia zacząłem doświadczać mitów jako czegoś ukrytego w samym życiu.
Edukacja wyższa wyrafinowała moje abstrakcyjne myślenie. Mówią, że na niewiele się ono przydaje poza karierą związaną z tekstem; pisarstwem, dziennikarstwem i nauką. Zauważyłem jednak inne zastosowanie myślenia abstrakcyjnego, które zachowuje jego ogólność a ożywia je, przywraca życiu, zamiast od niego oddalać, w czym lubują się eskapistyczni intelektualiści.
Myślenie abstrakcyjne opiera się na uogólnianiu, co w antropologii znalazło piękny wyraz w pracach Claude'a Levi-Straussa. Wszystkie sytuacje, z którymi się konfrontujemy mają wzory i są wpisane w struktury, których złożoność niknie za horyzontem naszego zrozumienia. Czasami wielość sytuacji wiąże jeden wzór czy układ, który jest nasycony innymi danymi. Inni ludzie, inne rozmowy i inne miejsca, wciąż jednak, w pewien sposób, to samo…coś, co powraca.
Często uderza mnie intuicja, że złożoność rzeczywistości i ludzi jest iluzoryczna, zaś tak naprawdę wciąż i wciąż spotykamy te same typy i wzory. Wydaje się, że ilość tych typów czy archetypów jest ograniczona, że wzory ludzkich zachowań dałoby się wyczerpać w jednej, niespełna stu stronicowej książce.
Rozum abstrakcyjny pozwala przejrzeć przez różnorodność i zobaczyć te podstawowe wzorce i struktury, co może zostać uczynnione do samego działania, a nie być jedynie następującą z opóźnieniem refleksją.
Innymi słowy, poprzez zachowanie i mowę można świadomie nawiązywać do wzorca, który organizuje daną sytuację. W ten sposób można wypowiadać słowa, które nie tylko idealnie pasują do konieczności wyłaniającej się ze wzoru danej sytuacji, ale też umożliwiają jej rozwinięcie. Finalnie, chodzi o złamanie i opuszczenie aktualnej pętli, inaczej powtórzy się ona znowu na innym przykładzie, w innym kontekście i przy innym człowieku. I tak w nieskończoność.
Z czego jednak wynika ta męcząca powtarzalność wzorców, które ukrywają się za różnorodnością przejawień?
Umysł od razu zadaje tu lękliwe pytanie o działanie samej rzeczywistości. Możemy stwierdzić, że umysł jest w stanie odnieść się tylko do tego, co już zawiera się w wypracowanych w nim strukturach; w danym człowieku poznamy tylko to, co łączy się ze zgromadzonymi już nawykami poznawczymi. W danej sytuacji zadziałamy wyłącznie tak jak podpowiadają nam te nawyki. Takie domknięcie uwięziłoby jednak człowieka w pętli i odebrało mu nadzieję na rozwój, zmianę, transformację i to, co Nowe.
Powiedzmy ostrożnie, że rzeczywistość współpracuje z umysłem w taki sposób, że przyciąga do niego sytuacje i ludzi, których części adresowane są do wykroju jego charakteru (zwanego habitusem). Jak inaczej wyjaśnić zaskakującą i nieraz męczącą powtarzalność sytuacji?
To nic innego jak sposób komunikacji, który następuje pomiędzy mną a rzeczywistością; totalnością zdarzeń, które mi się przytrafiają. Rozum szybko zwariowałby, gdyby próbował odnaleźć kompletny wzór; widzi jedynie cząstki, a także niejasne sugestie tego, jak działać. Jak działać, żeby co? Żeby otworzyć sytuację, odnaleźć w niej szansę i wyjść z pętli (a potem pewnie trafić do następnej, już innej). Mówią, że życie jest podróżą, a jednak podróż w kółko nie ma sensu; to nie jest żadna podróż. Podróż to ruch przed siebie, podróż to rozwój i unikanie zastoju.
Moja intuicja podsuwa mi szereg wskaźników, które informują o Nowym, rzadko jednak eksploruję je tak konsekwentnie, by to Nowe faktycznie odnaleźć i posmakować. Z wiekiem ciężar i bezwład karmy jest coraz bardziej zniewalający, każąc poruszać się po tych samych stacjach, co jest tak uderzające dla młodych spotykających starych ludzi (nie wszystkich, ale większości). Ów ciężar i presja repetycji (w której spalają się nędzne racjonalizacje i wymówki) są jednocześnie terrorem Rzeczywistości, która mówi: “Zrób to teraz. Inaczej zginiesz. I będziesz oglądać swoją śmierć do końca swego życia.” Mechanizm ten uważam za bezlitosny i niemożliwy do uniknięcia.
Mitologia portretuje cały ten proces; nie tylko jako długofalowy rozwój, ale także jako jego poszczególne stacje. Droga człowieka nie jest jednak linearna. Życie, zwłaszcza pogłębione samoświadomością odurza różnorodnością, w której wzorce przenikają się nawzajem, jednocześnie zachowując swoją prostotę. Innymi słowy, można posunąć się do przodu w jednym okresie, potem znowuż spaść do starej pętli aby jeszcze mozolniej ją złamać. Pewne zmiany zdają się być nieodwracalne, nie wierzę jednak w wolność od Starego; te pętle już na zawsze w nas są, wygaszone. Większy dystans, który wynika z ich nieużywania umożliwia świadomą decyzję nie powracania w te same nawyki: ryzyko jednak zawsze pozostaje otwarte. Zawsze możesz spaść i spadniesz wiele razy do starych dołów.
Wierzę, że łańcuch wzorów, którego przejście zajęło mi parę lat w przyszłości może zostać odtworzony w tydzień, godzinę, piętnaście sekund. Parokrotnie doświadczyłem odtworzenia ciągu sytuacji ze znacznie większym przyspieszeniem: z pół roku do tygodnia.
Zazwyczaj ogólna rama wygląda następująco: mocne pragnienie zmiany i Nowości, a następnie zestaw testów, jakby rzeczywistość pytała “Jesteś pewien?”. Bo to nie żarliwość decyzji decyduje o transformacji, lecz konsekwentny ruch do przodu, kiedy miejscowa żarliwość się wypali. Być może następujące po sobie testy są po prostu integracją Nowego, wpisaniem go w życie, które wcześniej “zainstalowane” było na innej strukturze, tej starej i zużytej. Dlatego całkowita realizacja Nowego wymaga czasu, czujności i cichego heroizmu, cierpliwego przezwyciężania własnej mierności.
A teraz nawiązując do samych mitów. Powyższe refleksje mogą przychodzić z opóźnieniem i być dalekie od działania. Czasami jednak umysł utrzymuje się na uogólnionym poziomie i nie paraliżuje działania; wtedy WIESZ jaki kierunek wybrać w danej sytuacji aby pchnąć ją do przodu. Kierunek ten zwykle jest obostrzony przez lęk, bezwład i wątpliwości, które sygnalizują i obiecują Nowe. To jest właśnie życie w micie; uruchomienie instynktu, który rozpoznaje kierunek sytuacji widząc w niej bazowe wzory, przebijając się przez złudną różnorodność przejawień. Taki sposób widzenia i działania wyłania się z dystansu i oderwania od świata, a jednocześnie wymusza weń pełne zaangażowanie. Jedynie takie utrzymanie się ponad strumieniem różnorodności umożliwia zachowanie instynktu wskazującego kierunek i swobodę ruchów, wolną od presji nawyków.
W takim myśleniu wszystko co się przydarza jest adresowane do Ciebie, jakbyś był jedynie Ty i krążące wokół Ciebie cykle zwane rzeczywistością. Ludzie to kłębowiska karmy; wyodrębnienie pojedynczego “człowieka” to już jakaś forma zagubienia się w przejawieniach. Nie jest to jednak poznawczy narcyzm (chociaż szybko może być, wystarczy trochę histerii), lecz nasza rzeczywista sytuacja, którą widzi oko percepcji niezarośnięte konwencjami.
Ludzie są rzecznikami rzeczywistości; wypowiadane przez nich komunikaty wpisują się w szerszą rzekę Życia, nie zaś w egocentryczne ramy generowane przez zawężoną egoświadomość. Częstokroć ludzie swoimi wypowiedziami nawiązują do aktualnej sytuacji, która nie jest przedmiotem rozmowy. Właśnie tak działa język i jego ewokacyjna funkcja, trzeba jednak na nią dozwolić.
Co ta sytuacja może mi podarować?
Jakie jest ryzyko tej sytuacji, tożsame z wzmocnieniem moich starych wzorców?
Jak mam działać, żeby otworzyć tę sytuację i użyć jej jako środka do własnego rozwoju?
Mówiąc konkretniej, każda decyzyjna sytuacja i rozmowa umożliwia rozwój, kiedy odkryje się w niej komponent, ziarno, które należy podnieść i błyskawicznie się do niego ustosunkować. Wskaźnikiem takich ziaren są opór, lęk, napięcie, stres lub lgnięcie (łapczywość). Nie chodzi wyłącznie o zwalające z nóg, dramatyczne napory przykrości: wyżej wymienione jakości (opór, lęk, napięcie, etc) mogą być mikroskopijne i możliwe do natychmiastowego przekroczenia. Przypomina to taśmę produkcyjną albo przewód pokarmowy; (ciężkie, gęste sytuacje są zwykle rezultatem nagromadzenia i odkładania na później) wszystko napływa równomiernie, a porażka w poprzedniej chwili staje się pracowalną (workable) sytuacją w chwili następnej.
Hui Neng nazywa ten proces po prostu wyzwalaniem czującym istot:
Istoty wewnątrz umysłu są tymi, które zwane są błądzącym i zwiedzionym umysłem, występnym umysłem, oszukańczym i fałszywym umysłem, przywiązanym i zazdrosnym umysłem, złym i zatruwającym umysłem. Wszystkie takie rodzaje umysłów są „wszystkimi istotami”. Każdy musi uwolnić je ze swej własnej natury. To jest zwane prawdziwym wyzwalaniem.
Człowiek może odnaleźć w sobie wielki ogień; pragnienie rozwoju, które ma moc przebicia się przez automatyzmy zachowań, czy to zasilanych lękiem, czy lgnięciem do dobrze znanych przyjemności. Właśnie w tym ogniu spala się Stare, z którego ostaje się szary popiół użyźniający Nowe. Podłączenie się do takiego sposobu bycia wymaga zdecydowanej decyzji i wielkiego wysiłku, organizm jest tutaj jak piec, który musi się rozgrzać aby zmiękczyć stal utwardzonej osobowości, w której de facto toczy się nasze życie. Niełatwo go rozgrzać i niełatwo powstrzymać ogień, który podsycany jest trupami starych pętli, po kolei do niego wrzucanymi….
Po prostu rób to czego się boisz, po prostu idź w Nieznane, po prostu przekraczaj bariery swoich nawyków, jedna po drugiej. Niektórzy zrobią to w tydzień, innym nie starczy życia. Zauważ, co zrobisz kiedy skończysz czytać ten tekst.
Życie w micie jest Życiem ukrytym w samym życiu, które większości ludzi jedynie przebłyskuje w wyjątkowych zdarzeniach, które krótkotrwale wybijają ich z sennej rutyny pogrążenia w świecie.
Jednak nie musi tak być: całe życie może być wyjątkowym zdarzeniem, a raczej ciągiem zdarzeń, a pisząc o zdarzeniach nie mam na myśli wyjątkowych wydarzeń czy dni, lecz chwile, kolejne sytuacje wyłaniające się z siebie nawzajem. Każda chwila jest porankiem!
Odnalezienie tego Życia wymaga wysiłku. Nie ma na to powtarzalnej recepty, dlatego nie ufajcie coachingowym bzdurom, z wielkimi rewolucjami pisanymi od myślnika!
To Wielkie Życie przypomina niesamowicie rozkręcony rollercaster; każda rozwiązana sytuacja jest kolejnym zamachem, który podkręca go nieco szybciej, podnieca ogień, mnoży Moc, która pulsuje coraz intensywniej, przyspieszając proces.
Każda otwarta, rozwiązana sytuacja wyostrza instynkt, który kieruje naszą spontanicznością; w rojowisku danej chwili natychmiast wybieramy i podnosimy jedynie to, co najcenniejsze. Dzięki temu unikamy niepotrzebnego kręcenia się w kółko, głupiego konsumowania chwil, pompowania swojej ignorancji i próżnego pożądania.
Prostą zasadą takiego Życia jest podążanie za strachem. To strach sugeruje i wskazuje miejsca, które obiecują wzrost. Człowiek ograniczony własnym strachem żyje w coraz ciaśniejszym środowisku egzystencjalnym, zaś jego gnijący intelekt coraz pokrętniej zapewnia go o fałszywych benefitach jego marniejącego bytu. To wielka pułapka, w którą wpadają rzesze; jej siła jest przemożna i towarzyszy ona każdemu, od geniuszy po żebraków. Jednak właśnie ten ukryty, oszukańczy pierwiastek karmi się strachem, dlatego odwrócenie jego mechanizmu, czyli podążanie za tym, co odpycha nosi znamiona powtarzalnej zasady.
Nie mówię tutaj o perwersyjnemu lgnięciu do tego co przykre i bolesne; wielu kandydatów do Świętości próbowało iść tą drogą, szczególnie chrześcijańscy święci. Sposób ten może działać przez jakiś czas, należy go jednak porzucić, albo porzucać okresowo, inaczej obróci się przeciwko człowiekowi. Jak stwierdza Rudi, codzienne, zapracowane i szare życie naturalnie dostarcza materiału, który mogą być pożywką dla wielkiego Życia i wielkiego Wzrostu.
Ostatnią zasadą, o której chciałem napisać jest żarliwość. Ludzi szczęśliwych cechuje pasja, która wypełnia naczynia ich działań; doskonalą się oni w konkretnych rzeczach, co wyzwala i pomnaża ich żarliwość, która promieniuje na całe życie. Dlatego też najprostszym punktem wyjścia do tego, o czym staram się tu napisać, jest posiadanie rozkwitającej i mocnej pasji, której uwielbiamy się oddawać, i która w miare możliwości pozytywnie oddziałuje na innych.
W wizji przedstawionej w tym tekście to samo życie wypełnia żarliwość. Owe sekretne Życie ukryte w życiu ukrywa się na poziomie percepcji; właśnie taka wrażliwość i głębokość doświadczenia umożliwia pracę z każdą sytuacją, a także rozpoznaje subtelności zmysłowe, stopniowo porzucając "grube" poznawcze kloce zbudowane z koncepcji i konwencjonalizmów.
To właśnie ogromny wysiłek umożliwia osiągnięcie takiego stanu; wyzwolenie się z ograniczeń języka i konwencjonalizmów jest konieczne i wymaga ogromnej żarliwości, która przebije się przez szklany syfit zbudowany z wyżej wymienionej materii. Następnie, nagromadzona i przetestowana Żarliwość rozlewa się po całym doświadczeniu, po rozświeconej świadomością Percepcji, która stopniowo uobecnia się w życiu, ujawniając przez to Życie. Ta żarliwość przypomina paliwo, zaś ogień, który może z niej rozgorzeć jest wymiarem istnienia, które fundamentalnie przekracza egzystencję pędzoną przez większość ludzi.
Weź te słowa w świat i obudź się.