czwartek, 27 marca 2014

Sensacionismo II (Impresje z odosobnienia)

III
"O zmierzchu, wychylony przez okno 
I widząc kątem oka, że naprzeciw są pola, 
Czytam, aż pieką mnie oczy, 
Książkę Cesaria Verde. 

Jakże mi go żal! Był wieśniakiem
Który chodził po mieści uwięziony w wolności. 
Lecz sposób, w jaki patrzył na domy, 
I sposób, w jaki widział ulice, 
I sposób, w jaki dostrzegał ludzi, 
Jest taki jak kogoś, kto patrzy na drzewa 
I kto schodzi oczyma po ulicy, po której zmierza, 
I idzie, dostrzegając kwitnące na polach kwiaty... 

Dlatego był w nim ten wielki smutek, 
O którym nigdy sam nie wspomniał, 
Lecz chodził po mieście jak ktoś, kto nie chodzi po polu, 
I był smutny, jak miażdżenie kwiatów w książkach
I wstawianie roślin do wazonów.  "
- Alberto Caeiro (Fernando Pessoa), Pasterz Trzód

Piękno wczesnego poranka mogłoby być taką rzeczą w ludzkim życiu, do której wszyscy są zgodni. Poranne Słońce zarówno ostrożnie rozprasza ciemność jak i ogrzewa nocny chłód. Ciemność staje się szarością, jakby kurtyna powoli podnosiła się nad nowym dniem. Nocny chłód ziębi przez krótki czas, ale potem staje się przyjemny, orzeźwiający. Do tej łagodnej przemiany dobrze pasuje cisza. Co więcej, cisza, którą dzieli się z innymi milczącymi ludźmi.

Czym jest wielki smutek Cesaria Verde? Chciałbym wyrazić, że to naprawdę ważna sprawa. Co to za smutek, który jest jak miażdżenie kwiatów w książkach? To smutek powracającego umysłu.

Witam wczesny ranek w ciszy, siedząc przy uchylonym oknie. Z ciała ulatnia się gorąco wzbudzone  poranną serią pokłonów. Chłód, który powodował dreszcze teraz kojąco chłodzi ciało. Za oknem słyszę śpiew ptaków. Jest to rajskie doświadczenie; śpiewy różnych ptaszków przenikają się w ciszy, chociaż to słowo zupełnie tu nie pasuje. Świergoty dają także echa, a może to cisza je w ten sposób podkreśla. Chciałbym z całego serca po prostu słyszeć te dźwięki. Gdy dłużej utrzymam na nich uwagę, czuję jakbym ostrożnie wychodził za okno. Za tym oknem jest Królestwo Boże. Wczesny ranek, chłód, śpiewające ptaki, pusta ulica. Rzeczywistość wczesnym rankiem.

Wielki smutek to powracający umysł; jedna myśl, druga. I powracam do śpiewów ptaków. Potem odnajduję siebie w oddaleniu. Znów powracam. Myśli nie są intensywne czy natarczywe; po prostu co jakiś czas odnajduje siebie "gdzie indziej"; jakie to zabawne myśli snuję wczesnym rankiem.

Utrzymanie nieporuszonej uwagi na porannym wielośpiewie ptaków do czyste i niewinne szczęście. To cicha radość, pozbawiona unoszącej gwałtownie namiętności. Ale tak naprawdę, to są śpiewy ptaków wczesnym rankiem. To są śpiewy ptaków wczesnym rankiem.

Rzeczywistość pochyla się nade mną jak czuły przyjaciel. Podłoga skrzypi w niektórych miejscach. W jednym miejscu znajduje się główka śrubki wystająca z paneli. Ona się tam znajduje! W pokoju znajduje się także akwarium rybek. Można w nim włączyć światło, ale może być też zgaszone. To czyste, różne stany rzeczy. Uciekam wczesnym rankiem z sali do medytacji do kuchni; w sali otwarte są oba duże okna. Wietrzy się, po niedługo zjawi się duża liczba osób. Chłód jednak wzdryga moje ramiona. Dlatego idę do kuchni i stoję przy piekarniku, na którym grzeje się woda. Ogrzewam dłonie gazowym palnikiem. Kuchnia jest zaraz obok sali, w której wieje zimnem; zimno dociera i do kuchni. Ale ja mam ów gazowy palnik z małym ogieńkiem. A za plecami mam kawałek ściany, która chroni od chłodu docierającego z drzwi zaraz obok. To, co przed chwilą opisałem, nazywa się odnalezieniem domu.

Jest też wielki smutek, który sam jest częścią tego, co wywołuje wielki smutek. Umysł ludzki odpływa. Trzeba go ściągać z manowców z powrotem jak młodego psa, jak byka na sznurku.


Umysł ludzki zachodzi mgłą. Otrząsam się. I znów zachodzi mgłą. Gdy zachodzi mgłą, zaczyna nazywać, a niedługo potem odrywa się od tego, co zaczął nazywać i idzie po skojarzeniach w zupełną dzicz, np. śpiew ptaków -> jakie to ptaki? -> kiedyś słyszałem śpiew ptaków... -> przypominały mi breakcore -> Venetian Snares...[w głowie włącza się fragment utworu] (jak przysłuchacie się świergotom ptaków, faktycznie brzmią jak breakcore)

Ty teraz, czytelniku, gdzie jesteś? Spójrz; siedzisz na krześle. Czujesz w ogóle swoje ciało? Twoja świadomość może obejmować właśnie Twoje ciało, gdy ja teraz piszę te słowa. Wyklikuje je paliczkami palców. To się dzieje w jednym momencie. Wszystkie cudowne narracje o innych światach, kosmitach, duchowych oświeceniach i tęczach z ciała są jak plastikowe kwiaty. Czy potrafisz odprowadzić przejeżdżający samochód za oknem w całkowitym braku myśli, odprowadzić do granicy, w której już nie możesz go usłyszeć? Możesz też uchwycić, jak się zbliża. Czy powyższe słowa są piękne? Czy to jest pięknie opisane? Nic z tych rzeczy.

Mrzawka rozmów ludzi na korytarzu uniwersyteckim. Zmęczenie wieczorem, które zamyka oczy. Stopniowe przestawianie wody w prysznicu na coraz chłodniejszą. Budzi mnie samo wibrowanie komórki na oddalonym biurku, zanim zacznie się dźwięk dzwonka. Miły człowiek, z którym mieszkam, mruczy sobie przez sen. Szelesty za plecami, gdy układa rzeczy. Szelesty! Czysto usłyszany szelest; ten dźwięk.

Hobby: słuchanie codziennych dźwięków.




Marzymy za dnia; chodząc po ulicy wcale nie idziemy ulicą. Spotykam ludzi w różnych miejscach ich nastrojów, to jak mi odpowiadają, niejasno mówi mi jak akurat się czują. Zakrzątnięci...w czym? Po co? Gdy wstajemy rano, pierwszy promyk zbudzenia się ze snu inicjuje korowód myśli osnutych mgłą, jakbyśmy tak naprawdę nie otrząsnęli się ze snu do końca. Każdy człowiek przemierza ulicę z głową w swojej własnej chmurce; to mrowie efemerycznych żyjątek zatacza kółka wokół jego głowy.

Jaka jest wartość dżwięku przejeżdżającego samochodu? Przyjmij ten skarb.