Bronisław Malinowski, (wciąż) największa szycha polskiej
antropologii i przy okazji największy perwert w rodzimym dorobku tej dyscypliny
napisał książkę „Życie seksualne dzikich”. Przeglądając strony jego „Dziennika”
nie sposób powstrzymać się od podejrzeń, czy książka ta nie jest przypadkiem
owiniętym w bawełnę nabrzmiałym pożądaniem Malinowskiego, któremu chciał on dać
wyraz w naukowym (a przez to poniekąd perwersyjnym) analitycznym wywodzie (a w terenie dawał on mu wyraz w krzakach z krajankami).
Unieruchomiony na Triobriandach neurotyk stworzył zatem
pierwszą książkę, którą można by sklasyfikować jako antropologię seksu.
Postawmy krok milowy dalej i zaproponujmy projekt antropologii seksualnej,
która oprócz etnografii życia seksualnego oferuje także wiedzę, która
przyczyniła by się do polepszenia, pogłębienia i uzdrowienia seksualności, zasiedlonej
w naszej kulturze przez liczne neurozy i stłumienia. Zimbardo, w swoim projekcie
ukazującym upadek mężczyzn przedstawił zgubny wpływ pornografii na życie
intymne ludzi Zachodu. Nie trzeba daleko szukać i rozmyślać by zauważyć wszechobecne
uprzedmiotowienie kobiety i maskulinizację seksu. Pytanie brzmi, czy można by
inaczej i o niebo (albo piekło!) lepiej?
Jasne, że tak.
Antropolodzy, wobec geniuszu i potencjału swojej dyscypliny wciąż jawią się jako dosyć leniwa społeczność. Z tego powodu
masę roboty wykonują za nich inni; szczególnie tzw. trenerzy i coache. Jednym z
nich jest David Deida, którego jednak nie określiłbym jako typowego coacha.
Razem z Nicole Daedone proponują oni podejście, które wykracza poza typowy, raczej
chamski coaching i stanowi raczej innowacyjną formę pedagogiki, która przekłada
się bezpośrednio na ludzką kondycję i jej dobrobyt. Przetłumaczyłem poniżej
dłuższy cytat z książki Deidy. Jego „Enlightened Sex Manual” zachwyca mnie od
dobrych paru miesięcy. Książka znakomicie napisana, do tego skonstruowana jako
podręcznik wyjaśniający inne od konwencjonalnego, lepsze podejście do seksu
wraz z technikami, które go umożliwiają. Przeteoretyzowanym marudom, które już
gotowe są do swoich „krytyk”, „dekonstrukcji” i „sceptycyzmów” powiem prosto:
co wy tam wiecie? Umiecie lepiej? To pokażcie.
Dalajlama jest bohaterem serii złotych przysłów, które
portretują buddyjskie ideały. Osobiście lubię dwa przykłady oparte na życiu
Dalajlamy: pierwszy dotyczy jego wieloletniego przyjmowania prozaku, który
tłumaczył on niezdolnością zniesienia cierpienia ludzi, które zaczęło docierać
do niego na skutek praktyki medytacyjnej. Drugi przykład zawiera stwierdzenie
Dalajlamy, że nie może on osiągnąć całkowitego przebudzenia, ponieważ jest
mnichem. W buddyzmie tybetańskim takie przebudzenie możliwe jest jedynie dzięki
współpracy z tantrycznym małżonkiem (tantric consort).
Mam szczerą nadzieję, że wszyscy czytelnicy tego tekstu po
zapoznaniu się z moim tłumaczeniem fragmentu Deidy po prostu zaczną tęsknić.
Za lepszym i głębszym seksem, który jednocześnie oznacza lepsze i głębsze
życie. Te sfery są ze sobą niesamowicie związane, a żeby to sobie uświadomić
nie trzeba sięgać do kokainowych bezeceństw Freuda! Tak po prostu jest. Energia
seksualna jest po prostu energią kreatywną, co materialnie przejawia się w
tworzeniu dzieci. Gospodarowanie tą energią jest kluczowe dla codziennego
funkcjonowania i przekłada się na dynamikę biochemiczną, szczególnie jeżeli
chodzi o dopaminę i oksytocynę. Hedonistyczny sposób życia może być przeto
rozumiany jako pogoń motywowaną brakiem, który między innymi wynika z post-orgazmicznego
kaca, w którym permanentnie tkwi większość mężczyzn.
5. Zrezygnuj z ejakulacji dla większej przyjemności
Kochałem się ze swoją partnerką już jakiś czas i byłem na
skraju ejakulacji. Czułem, że mogę eksplodować w każdym momencie. Chciałem
uwolnić napięcie, które się we mnie nagromadziło. Wiedziałem, że będę czuł się
niesamowicie dobrze. Przez parę sekund. A potem będę wyczerpany i pusty, gotowy
do snu, dryfujący po pustce post-orgazmicznego spokoju.
Mój pęd do orgazmu wspina się i wspina po zboczu góry, już
niemal gotowy do szczytu intensywnej przyjemności, zanim pozwolę mu się stoczyć
w dół, w dół, w dół na drugą stronę. Wtedy nastąpi koniec.
Chcę tego orgazmu. Ogromnie go chce. Chce wytrysnąć i
wypełnić moją kobietę nasieniem. Chcę poczuć rozluźnienie seksualnego
napięcia, które się we mnie nagromadziło. Chcę przyjemności.
Byłem już w tym miejscu wcześniej. Szybkie, intensywne
rozluźnienie i konsekwentna pustka. Sen. Wstanie z łóżka rano. Jest w tym pewna
rutyna.
"Czego naprawdę chcę?" - pytam głęboko w swoim
sercu. Nawet więcej niż tego bliskiego już momentu rozluźnienia, czego naprawdę
mocno chcę? Czego zawsze chciałem? Czego chcę od mojej pracy, od mojego seksu,
od moich przyjaciół, od mojej rodziny? Czego naprawdę pragnę w życiu, więcej
niż czegokolwiek innego?
Napewno nie jest to ejakulacja. Czego naprawdę chcę to
głębokie otwarcie się, które jest daleko poza kołem napięcia i rozluźnienia
zapewnionego przez ejakulację. Chcę kochać się tak niesamowicie, relaksować się tak
głęboko, spoczywać tak swobodnie w wolności otwartej świadomości, że uśmierzy
ona wszelką obawę, poczucie niespełnienia i separacji w moim sercu.
Całe moje życie kręci się wokół tej potrzeby. Nieustannie
szukam miłości, spełnienia oraz wolności od stresu i strachu. Wciąż jednak
wszystko co robię w celu złagodzenia swojego cierpienia i zwiększenia
szczęścia zdaje się jedynie odraczać tę zapętloną torturę. Wraz ze
starzeniem się odnajduję siebie brnącego we wciąż te same, dobrze znane strefy komfortu. Poszukiwanie głębokiego spełnienia zdaje się być daremne.
Nic co robię, żadne wydarzenie nie daje mi tego, czego
naprawdę chcę. A jednak, czuję się usidlony przez sekwencję wydarzeń,
planowanych i nieplanowanych, które wyłaniają się w moim życiu i zdają się
prowadzić w fundamentalnie innym kierunku niż obecny moment, ku czemuś
finalnemu co zakończy moje poszukiwanie.
Ejakulacja niejako naśladuje czy odzwierciedla tę potrzebę.
Jestem na skraju dojścia, na skraju prawdziwej przyjemności i mogę poczuć moją
uwagę ogniskującą się wokół tej bliskiej możliwości. Wtedy jednak nie czuję
mojego partnera odsłoniętego przede mną. Nie czuję umierających, rozrywanych
przez ból dusz czołgających się przez egzystencję w mniej przyjemnych miejscach
tej ziemi, ludzi cierpiących tak, że nie mógłbym sobie tego wyobrazić. Zamiast
tego, pompuję swojego członka w ciepłą wilgoć mojej partnerki, skupiając się
wyłącznie na błyskawicznym, orgazmicznym rozluźnieniu.
Nie czuję wtedy głębokiej prawdy mojego istnienia, która
jest - właśnie tutaj, właśnie teraz - wolna, otwarta i nieuwiązana. Moja
prawdziwa natura jest nieograniczona, nieokreślona i niewymownie absolutna.
Jednak zamiast czuć się wolnym jako nieskończoność moja uwaga jest zogniskowana
wokół nadciągającego orgazmu. Wszystko co było przede mną,
wszystko co wydarza się poza moją sypialnią, nawet wszystko co dzieje się
właśnie tu i teraz - to ogromne otwarcie w tym właśnie momencie, ta prosta
takość, przejrzysta promienistość, która ukazuje się właśnie teraz mojemu
doświadczeniu - wszystko to zostaje zignorowane, żebym mógł skupić się na mojej
ejakulacji. Jestem niewolnikiem mojego popędu.
Czując to, rozpoznawszy jak zacieśniam swoją uwagę podejmuję
decyzję o zaprzestaniu lgnięcia. Reflektor mojego skupienia, wcześniej zawężony
do zbliżającego się wydarzenia ejakulacji, otwiera się w szeroki przepływ
światła przenikający całą sytuację: moją kochankę, łóżko, pokój, świat,
przeszłość i przyszłość. W tej ekspansji przestrzeni, moja genitalna potrzeba
także się rozszerza, dzięki czemu całe ciało staje się zrelaksowane, otwarte i
wypełnione przepływami niespiętej (unkinked) energii.
Relaksuję mój brzuch i pierś, dzięki czemu mój oddech może
płynąć bez zakłóceń z pełną mocą i wielkim rozluźnieniem. Rozluźniam moją
szczękę, twarz i oczy, tak że cały przód mojego ciała jest miękki, okrągły,
żywy i wibrujący a nie sztywny i napięty.
Biorę głęboki wdech, który spływa w dół mojego ciała,
rozpuszczając energię w mojej głowie (koncentracja na intelektualnym poznaniu
więzi energię w głowie - przyp. mój), w dół mojej twarzy, poprzez gardło, pierś,
do brzucha i w dół do genitaliów. Kiedy docieram do mojej miednicy staje się ona
jak trampolina. Kiedy energia spływa w dół przodu mojego ciała, odbijam ją od
miednicy przy pomocy intencji skierowanej w dół i mięśniowych skurczów
wykonanywanych przez odbyt, genitalia i obszar krocza. Wypuszczając powietrze
strzelam swoją energią z genitaliów w górę, wzdłuż kręgosłupa. Kiedy energia
orgazmu wspina się po moim kręgosłupie, oczy stają dęba i wielkie fale rozkoszy
przetaczają się przez moje ciało do głowy, i jeszcze wyżej, wyżej, wyżej aż do
wielkiej przestrzeni światła (która wybucha doświadczalnie "w głowie" -
przyp. mój)
Mój oddech ustaje na moment w tej wysokiej rzeczywistości
pełnej światła. Cały czas zostaje zassany w przestrzeń, i nawet ta szeroka,
świetlna przestrzeń znika w rozległości pozbawionej formy. Ciało moje i mojej
kochanki spoczywają na dole niczym owoc zjedzony w odległym śnie.