sobota, 19 grudnia 2015

Eksta

Kiedy wszedł na patio, akurat liczyłem oddechy. Weranda była prześwietlona nie moim Słońcem, wokół siedzieli się, śmiali i rozmawiali nie moi ludzie, układając słowa nie w moim języku. Obcość otoczenia była ekstatyczna. Byłem tu dopiero trzeci dzień! 

-jakaż różnica od obeznanego, zabitego wiedzą otoczenia, prawda? - Nauczyciel czyta moje myśli. Siadamy przy stoliku. Czasami słyszę głosy po angielsku, wszystkie jednak roztapiają się w amorficznym, azjatyckim narzeczu. 

-Po co mam mówić cokolwiek, skoro czytasz bezpośrednio moje myśli, nawet te których sam nie jestem świadom? - pytam znad rozpalonego papierosa 

-Nie chodzi o mnie. Chodzi o ciebie. Ty wypowiadasz myśli - wypowiadając je, już je zmieniasz. Wykładasz je tak, a nie inaczej. Taką, a nie inną drogą idziesz.  

-Bien. Jestem zatem zmęczony swoimi potrzebami, mistrzu - uśmiechnął się szeroko już w momencie, gdy otwarłem usta. Bezsens rozmowy kolejny raz uderza mnie swoim komizmem; on już wie, on już wie. Dobrze, rozmawiam sam ze sobą, docieram sam do siebie. On tylko nie przeszkadza. 

-...przychodzą, absorbują mnie, unoszą i porywają. Zaczynam pragnąć, wierzyć, zaczynam w to grać, hipnotyzuję siebie samego... -przenikliwy brzęk stukniętego kieliszka rozlega się w przegrzanym powietrzu: rozchylam lekko usta z wrażenia. Siedzimy chwilę w milczeniu, chwytam za rąbek spódnicy ostatnie rozbrzmienie tego dźwięku zanurzającego się z gracją w harmiderze głosów 

-...potem przechodzi i czuję się jak głupiec - podejmuję wątek tak nonszalancko jak go opuściłem przed chwilą - jak sierota, jak oszukany człowiek. Uwiedziony! 

-Oto i cała sztuka - mówi Nauczyciel - kiedy to nadchodzi, utrzymaj się ponad, nie daj się porwać. Kiedy dasz się porwać, pojawi się napięcie prowadzące do rozładowania. A potem utrata i smutek. 

-I to wszystko, co? -rzucam nerwowo. Zawsze, kiedy patrzę na niego, a co dopiero w jego twarz i oczy, moją uwagę przyciąga wszystko, co jest za jego plecami...w taki zmasowany sposób. Kiedy spoglądam na niego, spoglądam naprawdę w niego, przez niego, jak przez pryzmat, na całą resztę, która nabiera przytłaczającej intensywności. Udaje mi się wytrzymać spojrzenie przez parę chwil. Gdybym przy swojej obecnej kondycji wytrzymał przez minutę, pewnie bym zwymiotował.  

-To nie wszystko - odsłania zęby - jest jeszcze cały świat. Znowu, jakby uderzony na odlew w głowę, dostaję inwazji: dźwięków, zapachów, czuć. Moje pytania, moje wątki, które chciałem poruszyć giną jeden po drugim; zapominam je, zapominam nawet kim jestem. 

Ten świat - Nauczyciel rozchyla ręce i mówi kołyszącym się głosem - to w nim jest: to nadchodzi, utrzymaj się ponad, nie daj się porwać... 

-a kiedy się chwycę? 

-to puść. Puść w każdym momencie, gdy sobie przypomnisz; puść w każdym, nowo zaktualizowanym "momencie", w którym się odnajdujesz. 

-Czasem puszczam od razu, czasem szamocę się. 

-Kiedy zaczniesz się szamotać, zapomnij. Zignoruj. Nie fiksuj się, nie zżymaj...pomyśl o czymś innym. Odwróć uwagę. - Odwracam uwagę.  

Od niespełna dwóch tygodni widywania się z Nauczycielem tracę rozum. Idę ulicą lub wykonuję jakąś czynność, i wtedy osuwam się, osuwam, w ocean dźwięków i zapachów. Zapominam, co mam do zrobienia. Wyłaniam się, odurzony, z tego środowiska, i nie pamiętam co miałem robić. Pamięć powraca po chwili, rozpoznaję zarysy mojego planu: szedłeś teraz tam, żeby kupić to, potem to zjeść i wyjść z domu - Dobrze, idę. Mogę rzucić się głową w tę chwilę i zatracić: z ulu otaczających mnie głosów nie da się wyłowić pojedynczego słowa, on nie ma kierunku, otula mnie, osuwam się weń, rozchylam ogniskową mojej uwagi jak dziewczyna rozchylająca uda. Dźwięki orzeźwiają mnie swoją rzeczywistością. Emocje igrające w rozmowach przyspieszają  bicie mojego serca; powiew uśmiechu, zastrzyk okrzyku. Wtenczas przeszywa mnie coś zupełnie innego i unoszę wzrok 

-Uważaj, bo się uzależnisz - odzywa się swoim ciepłym, kaprawym głosem 

-Zapomniałem, o czym rozmawialiśmy. 

*** 


Wraz z nauczycielem wybraliśmy się w podróż pociągiem. Świeżo oddany do użytku pociąg linii krajowych lśnił nowoczesnością. Chłodny metalik stołów, poręczy i półek bagażowych nie pasował do mojej wytartej marynarki. Zerknąłem w siebie, obracając w myślach to doznanie: wstyd starzejącego się człowieka który nie pasuje do nowej maszyny. Nauczyciel nawet nie zdjął swojego płaszcza. Jego ręka co pewien czas sunęła do kieszeni i zatrzymywała się w pół drogi. 

-Nie wolno tu palić, co? - zdobywam się na nieco bezczelną uwagę 

-Ja to wie, lecz ręka, ciało nie wiedzą - odpowiada. Siedzimy przy czteroosobowym stoliku z rozkładanymi skrzydłami. Po lewej i prawej stronie przesuwają się krajobrazy. Właśnie dlatego tak lubię jazdę pociągiem - myślę sobie - peryferie wzroku są wypełnione ruchem, zaś wagon, oczywista, pozostaje nieruchomy. Współpraca tych dwóch stanów istnienia dobrze mi działa na nerwy. 

-Długie lata temu, w pierwszych miesiącach (przebudzenia - przyp. autor) - odzywa się Nauczyciel - lubiłem stawiać sobie cukierka w polu widzenia, z tych, które naprawde lubiłem. Co jakiś czas ręka sięgała w jego stronę, uśmiechałem się do niej czule i  udaremniałem ów ruch. Ciało zanurzone w nieświadomości robi sobie co chce. Być może Kartezjusz zarezerwował "umysł" dla głowy, bo jej po prostu nie widział, oprócz ledwo majaczącego czubka swojego nosa. Głowa jako - ogólnie mówiąc - puste miejsce. Kiedy skierujesz oczy w dół, na ciało, spojrzysz na ręce, możesz mimowolnie przypisać mu jakąś odrębność i rozszczepienie gotowe.  

-Czyli nie chodziło o mózg? 

- Sam nie wiem. Być może w tych czasach nasza mitologia naukowa określiła już mózg jako centrum. Mózg, a wraz z nim - głowę. Sądzę jednak, że główną inspiracją Kartezjusza było jego doświadczenie, nawet jeżeli sam nie był tego świadom. Nie widział swojej głowy, tak jak nie "widzi" się swojego umysłu. Nie da się spojrzeć na swoją głowę, więc łatwiej się z nią utożsamić. 

Nauczyciel przerywa wątek i obserwuje budynki fabryczne przesuwające się za oknem. Jedziemy tak czas jakiś, a ja nie myślę o niczym specjalnym. Ostatnio mam dobre dni, i kiedy nie ma nic do roboty to, miły Boże, faktycznie nic nie robię. 


-...tak, głowa dobrze nadaje się do tej operacji. Jest pustym miejscem w doświadczeniu i dzięki temu można je załadować własną tożsamością.