...doświadczanie jest jedynym życiem, jakie mamy. Odnalezienie
doświadczania jest uwieńczeniem wieloletniego przebijania się przez kolejne i
kolejne warstwy opisu; na temat siebie, ludzi i świata. Kiedy wszystkie
narracje zawodzą i zostają poddane, doświadczanie zostaje odsłonięte jako
wielka, rozhulana rzeka doświadczania. Doświadczanie jako rzeka doświadczania;
wobec tego odkrycia nie sposób już stwierdzić i uwierzyć, że TO JEST TAMTYM. To
jest tylko tym; doświadczanie jest tylko doświadczaniem, nie sposób postawić
kroku poza nie, a jeżeli wydaje Ci się że można, to albo wpadasz w ciąg
zafałszowań albo odkrywasz to, co POZA doświadczeniem (you are beyond the
experience!) naturę Buddy, Boga, prawdę.
Nie ma już innego wyjścia, i chociaż
wpadasz w kolejne zafałszowania, usiłując „urządzić się” w tej rozhulanej rzece
doświadczania, one w końcu rozpadają się i odsłaniają Je z powrotem. Usiłując zająć
jakiejś stanowisko i utrzymać je, przylgnąć do czegoś stałego jedyne co robisz,
to tamujesz moc tej wielkiej rzeki, która zaczyna zbierać się dokładnie tam,
gdzie je ściskasz. Każda przywiązana myśl odzwierciedla się w ciele, każde
utrzymanie stanowiska jest zatamowaniem, a napierająca wciąż rzeka ładuje te
miejsca, rozpiera je, aż doprowadza do ich zniszczenia. Im więcej uwagi włożysz
w dane stanowisko i próbujesz je utrzymać, tym bardziej energetyzujesz to
stanowisko, aż doprowadzasz do jego ekstremy, absurdu i samozniszczenia.
Kolejne, chwiejne wysepki stałości usuwają się spod nóg i wpadasz znów w tę
rozhulaną rzekę doświadczenia, poznawczy terror rzeki zjawisk, wobec których
nie sposób zająć zawsze bezpiecznego stanowiska. Każde ja, każda rola, punkt
wyjścia, punkt odniesienia, naczelna myśl, poczucie kierunku czy plan JEST
właśnie tym: zajęciem stanowiska w napierającej zewsząd rzeczywistości. Każde
stanowisko jest jak klatka, której granice obrysowują się w strachu. Dlatego
zawsze rób to, co boisz się robić! Zawsze przełamuj granicę strachu jedynym
krokiem poza nią, co spowoduje roztopienie się jej jak sennej jawy (czym zawsze
jest). Akceptacja i przyjęcie schronienia w jakimś stanowisku zawsze separuje nas od
życia. Idealne ego byłoby zajęciem stanowiska funkcjonalnego w każdych
warunkach; takie domknięcie istnieje jednak jedynie w stanie psychotycznym i
zaczyna dosłownie niszczyć wszystko, co zadaje mu kłam; każdą wątpliwość, słowa
człowieka czy jego gesty, każdą sytuację, która je podważa. Samoobrona ego to
agresja, zaś egotyczne poddanie się; słabość. Ego jest przeto wielką kulą
szczepioną z różnych „wysepek” stanowisk, pomiędzy którymi gorączkowo
przeskakujesz Ty przerażony rozhulaną rzeką życia. I to przerażenie jest jak
najbardziej słuszne; bo ta wszechmożliwość zjawisk oznacza wielki terror,
wielką dezorientację i panikę. Dlatego Trungpa Rinpoche stwierdził, że
najbardziej pożądanym stanem dla tantryka jest panika i poczucie zjeżdżania po
ostrzu brzytwy.
Jak utrzymać swoje radosne istnienie w rozhulanej rzece
życia? Jedynym wyjściem jest działanie w całkowitym zjednoczeniu (ze sobą). Ego
projektuje świat i tworzy rozdarcie, które jest wewnątrz człowieka. Przedmiot i
podmiot są tylko w człowieku, tylko w jego doświadczeniu. Wszyscy ludzie dążą
do stanu zjednoczenia, stanu który nazywa się akceptacją; ustalając jakąś
tożsamość akceptowaną przez ludzi stają się zdolni do poruszania w świecie.
Kiedy jednak ten układ zawodzi, pruje się lub zostaje zagrożony; ich pewność
siebie i jasność ducha jest również zagrożona. Wszyscy ludzie dążą, świadomie
lub podświadomie, do stanu zjednoczenia, który nazywają pewnością siebie.
Pewność siebie: samo to określenie ukazuje dwie części adresowane do siebie
nawzajem: ja jestem pewny siebie (ja -> jestem -> pewny -> siebie). Jest
to taka sama tautologia jak :doświadczanie jest rozhulaną rzeką doświadczania.
Kiedy zawijasz się do siebie, jesteś szczęśliwy. Problem w tym, że niezbywalna
stronniczość wszystkich Twoich stanowisk i Twojej tożsamości tworzy kanty, o
które ranią się percepcje innych ludzi. Jeśli chcesz przestać ranić innych ludzi
musisz poddać wszystkie z nich, otwierając się na rozhulaną rzekę
doświadczenia. Skoczyć ze stu metrowego muru i odsłonić się /get exposed/.
Jak wobec tego utrzymać zjednoczenie w rozhulanej rzece
doświadczania? Wszystkie sytuacje, w które wpadasz są poza Twoją kontrolą; nie istnieje cwaniak, który ogarnąłby je wszystkie i
sterował nimi zgodnie ze swoją wolą. Żaden cwaniak nie nadąży nad tą rzeką,
zajęcie stanowiska zblokuje go, ustawi na szachownicy ludzkich hormonów,
feromonów i myśli. Wszczepi w ciasną strukturę społeczną. Jedyną alternatywą
jest rzeka doświadczania, zatopienie się w niej całkowicie, zaufanie jej i
dozwolenie na jej przewodnictwo, w którym Ty wchodzisz w każdą sytuację
spontanicznie i oddajesz się jej, i dozwalasz na wszystko co ona z Tobą robi,
bez stawiania cienia oporu i unikania niczego. Utrzymanie tego oddania i
jednoczesnej czujności możliwe jest dzięki wysokiemu zdrowiu psychofizycznemu,
utrzymywania organizmu w witalnej przytomności. Zdrowe i zadbane ciało, a wraz
z nim umysł doskonale radzą sobie, jak para przyjaciół w płynięciu (niczym
skrzydła ptaka) po rozhulanej rzece doświadczania. Płyniesz nią i latasz w
niej; jest ona przestrzenią i energią, tak niemożliwie blisko złączonymi, a
jednak „przestrzenią” i „energią, wyróżnionymi.
Utrzymanie równego lotu płynięcia w rzece doświadczania jest
najpiękniejszą aktywnością życia i trwającą do samego jego końca. Taka
wirtuozeria percepcji zawsze zachwyca, zawsze syci, zawsze karmi. Płynąc i działając w świecie oddajesz się
swojej percepcji, która zaczyna działać coraz sprawniej, unosisz się, wznosisz
i zagłębiasz eksplorujesz i czujesz pasję do samego doświadczania! Trening
percepcji jest najwyższym treningiem, bo percepcja poprzedza wszystkie rzeczy.
Studia samego doświadczenia są lepsze od czegokolwiek innego; bo doświadczasz
wszystkiego innego, co możesz studiować. Jednak, co warto podkreślić: wspięcie
się na taki poziom orientu jest trudne do osiągnięcia, trudne do utrzymania i
prowadzenia. Dlatego, jak wyżej, wymaga dużego zdrowia i witalności, dużo
fizycznej aktywności i dużo psychicznej aktywności.
Sięganie po taki poziom doświadczania jest heroizmem w tym
świecie, jaki znamy. Wypełnia ono wszystkie dobre czyny i osiągnięcia, ponieważ
doskonalenie samego siebie jest absolutnie dobre. Odnalezienie jednak ścieżki
dobra i zawierzenie w nią może być trudne. Nie zawsze też mamy z nią kontakt,
bowiem przykrywa jest warstwą naszych wypaczeń, stanowisk i uników. Drogą do
jego osiągnięcia jest rezygnacja, poddanie się, odpuszczenie, które jest
po prostu uwolnieniem przywiązania. My, biednie ludzkie istoty, nie potrafimy
zmienić swojej percepcji tak, jak unosimy własne ramię. Musimy dojść do
konkretnych stanów psychofizycznych metodą okrężną; treścią, wyjaśnianiem,
reflektowaniem, które są niczym gramolenie się, aż finalnie Ty puścisz to,
wyzwolisz to, poddasz się. Oczywiście istnieli ludzie, który poruszali myślami
jak palcami, oni jednak dalece przed osiągnięciem mistrzostwa oddawali
wszystkie stanowiska, porzucili wszystko, również innych ludzi, separując się
od dystraktorów i niebezpieczeństw ludzkiej dżungli. Zmienili swoją biologię
odżywiając się igłami świerków, regulowali lub manipulowali zmęczeniem, głodem,
wszystkim emocjami, próbując dojść do tego JAK. Taki rodzaj pasji jest ludziom
zupełnie nieznany i obcy.
Oto wielkie błogosławieństwo i klątwa zstąpienia do rzeki
doświadczenia: uzyskujesz równocześnie doświadczenie własnej percepcji, tego „cienia”
podążającego za rzeczywistością. Kiedy widzę dziwny zwinięty kształt i wydaje
mi się, że widzę miskę, okazuje się, że jest to zwinięty pasek do spodni. Kiedy
umiejscawiam uwagę na dnie oczodołów i spoglądam na obiekt, rozmywa się on w
plamę światła i kątów wygenerowanych jedynie przez mój umysł: w końcu ZAWSZE,
gdy coś poznaję, orientuję się wobec wiedzy wewnętrznej do mnie, czyli po
prostu do mnie, do mojego umysłu. Logika tego odwrócenia wypływa z naszego
mózgu i nie da się niczego z nią zrobić.
Jesteśmy zmuszeni do śledzenia rzeki doświadczania
celownikiem percepcji, który może być punktowy, ale może być także sferyczny i
otwarty. Ta „percepcja” to my; nasz ślad obecności w świecie. Trzeba to
zrozumieć: zstąpienie do rzeki doświadczenia odkrywa dla mnie moją własną
percepcję, moje wszystkie myśli, odczucia i reakcje. Widzę rzeczywistość i jej
odbicie we mnie, chociaż to odbicie także przecież widzĘ (kto widzi?).
Uruchomienie tego procesu całkowicie zmienia życie; im
wyższe wyczulenie na swoją percepcje tym większe oddalenie od ludzi, które
zwrotnie wzbudza większą miłość do nich. Widzicie, że cały czas kręcimy się
pośród jakiejś dwójki? Ta gra jest ciągle tym samym, i jest właśnie – na poziomie
ogółu – poruszeniami właśnie Twojej percepcji właśnie teraz. Jak zjednoczyć
wyodrębniające się części? Nie da się tego zrobić myślą, da się natomiast
uczynić samą percepcją.
Ta refleksyjność czyni człowieka podwójnym, a nawet
rozdartym na troje: jego samego, doświadczanie i rzeczywistość. Być może mamy
tu trzy, może dwa, ale nie ma, gdy jest rozdarcie, Jednego, samozjednoczenia w
sobie, które umożliwia…
Radosne poruszanie się w rzece rzeczywistości, pochłanianiu
energetycznych jakości wszystkiego, co tylko jawi się nam przed zmysłami.
Odkrycie tej rzeczywistości i tego sposobu odżywiania się wynagradza wszystko,
usuwa pragnienie, które energicznie „ładowane jest” w samo piękno wielości
zjawisk, w sam zachwyt ich tańca. Przylgnięcie do obiektu lub stanowiska
zaburza flow tego procesu; rzeka jest
zasysana przez wir neurozy, w nian, myśli
przylepiają się i uwiązują do jakiejś idee fixe, co jest dla ciałoumysłu po
prostu wyczerpujące. Myśli same w sobie są nudne, kiedy oddaje się im władzę
rządzenia wysysają samego właściciela, osłabiają go (...)