“The desire, of which the individual is the consequence, begins to shape and mark his whole destiny “ - J. Lacan
15 Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. 16 Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. 17 Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki. [Jan 1, 2:16]
Wszystkie religie światowe proponują jakiś rodzaj Wielkiego Złego, który jest przyczyną cierpienia i stoi na drodze do ludzkiego szczęścia. Kiedy uwolnimy to poszukiwanie od metafizyki, możliwe staje się zadanie prostego pytania: co tak naprawdę sabotuje szczęście w moim codziennym doświadczeniu?
Odpowiedź jest równie prosta: jest to pożądanie. Opisana poniżej mechanika pożądania jest głównym procesem sabotującym szczęście i doświadczanie rzeczywistości. Poszukajmy go w ciele. Być może „inspiracją” do wytworzenia pożądania była czysto fizjologiczna potrzeba głodu. Szybko jednak pożywianie się zostało zapośredniczone przez takie czynniki jak dobór potraw, sposób ich obróbki, poczucie wstrętu do jakiegoś rodzaju jedzenia, i tak dalej. Spoglądając na oferty przeróżnych reustauracji, sposoby podania potraw i przyprawy z MSG na czele możemy zauważyć, jak bardzo prosty akt żywienia został zapośredniczony przez kulturę...
(Prześledźmy szybko w myślach proces łączący człowieka umierającego z pragnienia na pustyni z człowiekiem nie mogącym spać z pożądania do koleżanki z pracy czy nowego smartfona.)
Możemy zatem odróżnić pożywianie się /nutrition/ od jedzenia /eating/, co wydaje się banalne, dopóki nie przeniesiemy czynności jedzenia na poziom doświadczenia. Wszelkie bowiem warunki, które sprawiają, że jedzenie smakuje mają swoje źródło w pożądaniu. Ściślej mówiąc, jakikolwiek warunek, negatywny lub pozytywny pojawiający się podczas doświadczania jedzenia JEST pożądaniem. Dalszym krokiem jest owinięcie tego pożądania (przybierającego kierunek chcenia czegoś czy wstrętu do czegoś) w racjonalizacje, które wykorzystują intelekt do fundamentalnego uzasadnienia DLACZEGO.
Powyższa procedura jest dobrym przykładem mechaniki pożądania. Mechanika ta ma charakter semantyczno-somatyczny. Trafiamy tutaj w samo sedno splotu kultury i natury, które w doświadczeniu przejawia się jako sensacje ciała owinięte w językową obwolutę. Owe sensacje są postaciami energii fizycznej, która nadaje impet treści, takiej jak „mam ochotę na...”, „nie lubię tego bo...” etc.
Oprócz powyższego rozróżnienia, semantyczno-somatyczna mechanika pożądania przejawia się także w samych RAMACH pożądania. Na poziomie semantycznym, ramy te przyjmują układ podmiot->pożądanie->obiekt pożądania. Np. Marek chce jeść, konkretnie: chce zjeść naleśnik. Uczucie głodu zyskuje właściciela, tj. "Marka", który chce zaspokoić swój głód tylko i wyłącznie w postaci naleśnika.
Cała ta rama jest skonstruowana, a zatem wobec realnego doświadczenia: iluzoryczna (nie ma innego rodzaju iluzji niż właśnie taka!). Nie ma żadnego Marka ani żadnego naleśnika, czy innymi słowy Marek i naleśnik są wykoncypowane w celu zmobilizowania ciała do ruszenia się w danym kierunku. Najbardziej realne w samym doświadczeniu jest chcenie, które jest rozpięte pomiędzy podmiotem i obiektem, co tworzy NAPIĘCIE. Na poziomie somatycznym, napięcie to przejawia się w napięciu mięśniowym. Mój nauczyciel qigong ukuł ciekawe słowo będące spolszczeniem angielskiego tension, mianowicie „tencja”.
W języku angielskim mamy stwierdzenie „intension creates tension”, gdzie intencja rozpoczyna się wraz z powstaniem Marka i naleśnika, a także BRAKU, którego doświadcza Marek wobec obiektu swojego pożądania. Co zabawne, doświadcza tego braku nawet w obecności obiektu pożądania; co można zauważyć, kiedy łapczywie zajadając coś myślimy o następnym kęsie w momencie przeżuwania poprzedniego kęsa (om nom nom nom). Obżeranie się jest zatem patologią aktu pożywiania, jest erupcją pożądania.
Powracamy do tencji. Każdemu aktowi pożądania towarzyszy cielesny akt „holding on”, który przybiera różne postacie subtelności. To właśnie intension odzwierciedlająca się w ciele wzbudza uczucie dyskomfortu natychmiast przypisane BRAKOWI obiektu pożądania! Ukazuje to całą paradoksalność mechaniki pożądania: to sam roztrojony akt pożądania wzbudza dyskomfort, który błędnie jest przypisywany brakowi obiektu pożądania. Przykre napięcie „puszcza” na mocy wiary w powyższy, błędny pogląd. Innymi słowy, to przekonanie o tym, że dyskomfort zniknie po posiąściu obiektu pożądania doprowadza do rozluźnienia.
W rzeczywistości jednak, napięcie wynikające z pożądania można zniwelować w każdej sytuacji bez żadnych pośredników. Poziom trudności wzrasta wraz z intensywnością napięcia. W teorii qigong nazywa się to regulacją pragnienia. Z kolei poszukiwanie ulgi w posiąściu obiektu pożądania tylko wzmacnia wiarę w to, że tak faktycznie jest w rzeczywistości, co niejako zacieśnia trojaką ramę opisaną wyżej. Zacieśnienie to prowadzi do wytworzenia jeszcze większej presji na "zaspokojenie" pożądania w taki a nie inny sposób.
W ten sposób, człowiek czyni się niewolnikiem coraz większej ilości obiektów, którym oddaje władze nad sobą, jako „dźwigienkom”, które wyłączają przykre ssanie, czy napięcie pojawiające się wraz z wezbraniem energii fizycznej. Co więcej, „dźwigienki” te z czasem się zużywają, co wynika z fundamentalnej pomyłki utożsamienia ich ze środkiem do rozluźnienia. Być może jest to po prostu głosem inteligencji, która nie może do końca przyjąć powyższej, zasadniczo fałszywej wiary. Dlatego strategią na utrzymanie powyższej ramy jest cykliczne przeskakiwanie do coraz to nowszych obiektów pożądania, ew. rekonceptualizowanie już utrzymywanych „dźwigienek” w celu spojrzenia na nie „w nowy sposób”. Strategia ta przybiera najsmutniejszą formę w eksperymentach łóżkowych wieloletnich związków; cały przemysł erotyczny dostarcza takich „rekonceptualizatorów”, które uczynią partnera na chwile kimś obcym, a przez to stworzą wrażenie nowości. Inni bawią się w inscenizowane gwałty (był taki odcinek w Six Feet Under) poszukując tego zastrzyku podniecenia, które niemożliwe jest już na mocy starych i wyślizganych „dźwigienek”, które to słowo zyskuje komiczny kontekst w przypadku męskiego narządu rozrodczego:D
Powyższy wywód ma pokazać, że cała mechanika pożądania jest po prostu POMYŁKĄ POZNAWCZĄ. Dlatego też cały mechanizm konsumpcji, a dalej konsumizmu, marketing i podobne, są zbudowane na tej pomyłce a przez to ją wzmacniają.
Pożądanie i jego mechanika zarastają wszystkie codzienne czynności, a przez to obniżają ich jakość. Mam przez to na myśli, że nie da się naprawdę rozsmakować w jakości i głębi jakiegoś doświadczenia, kiedy jest ono zniekształcone mechanizmem pożądania. Spanie zniekształca się w wylegiwanie, pożywianie się w obżeranie, seks w żądzę i pornografię, odpoczynek w lenistwo, miłość w zaborczość, rozmowę w gadulstwo i tak dalej. Dlatego praktyka wyzwalania się z pożądania sprowadza się do stopniowego oczyszczania zeń codziennych czynności, która każdorazowo polega na demontażu ramy podmiot-chcenie-przedmiot ZASILONEJ energią fizyczną.
Ważną kwestią w tej mechanice jest impulsywność, która czyni ludzi bezwolnymi wobec wzbierającej energii fizycznej natychmiast wlewającej się w umocnioną wieloletnią praktyką RAMĘ. Dopóki człowiek nie wyzwoli się z reżimu impulsów, może najwyżej tłumić energię fizyczną, co nie zbliży go nawet o krok do demontażu ramy podmiot-chcenie-przedmiot.
Początkowo należy rozpuścić podmiot, czyli ego. Po doświadczeniu własnego nieistnienia, co jest oczywiste w doświadczeniu (nie da się spojrzeć na samego siebie), pozostaje rozpuszczanie kolejnych obiektów pożądania, które są niejako podstawione pod realne jakości doświadczenia.
Istnieje wiele fascynujących technik na to, w jaki sposób najpierw osłabić, a potem zdemontować i uwolnić się od mechaniki pragnienia. Na początku - z uwagi na olbrzymią moc impulsów - tradycyjnie poszczono i osłabiano się na przeróżne sposoby w celu uszczuplenia energii somatycznej. Dzięki temu nurt tej energii tracił na intensywności i stał się łatwiejszy do przeniknięcia. Zdarzało się jednak nie raz, że owoc długotrwałych praktyk ascetycznych unicestwiał się w momencie „pozwolenia sobie na jednego papierosa”, czy nawet filiżankę herbaty. Trzeba bowiem pamiętać, że rama podmiot-chcenie-przedmiot wzmacnia się przy każdym przedmiocie pożądania, niezależnie od jego natężenia. Obsesje i drobne upodobania po równo, w swoich wymiarach wzmacniają tę RAMĘ, nieustannie robiąc człowieka w konia, co chrześcijanie nazywają głosem Szatana.
Dlatego bezwzględnie ważne jest nieustanne wzmacnianie, pogłębianie i rozjaśnianie własnej uważności /awareness/, która stopniowo odsłania całą tę komiczną grę i wyzwala wgląd w jej zasadniczą iluzoryczność.
Warto na koniec wspomnieć o somatycznych rezultatach mechaniki pożądania, które zawsze prowadzą do uszczuplenia energii fizycznej w ciele odnawiającej się wraz z przyjmowaniem pożywienia, z oddychaniem, a także wraz z interakcjami międzyludzkimi. W przypadku obżerania się jest to ogromny wydatek energetyczny konieczny do przetrawienia spożytego pożywienia. Dlatego właśnie mięso jest szczególnym obiektem pożądania, jego strawienie zabiera bowiem najwięcej energii, a przez to najbardziej osłabia. Innym interesującym przykładem jest palenie tytonu. Tradycyjne papierosy zawsze będą przewyższały e-papierosy z uwagi na obecność substancji smolistych i innych chemikaliów potrzebnych do szybszego wypalania się papierosa. Oprócz zastrzyku nikotyny wszystkie te substancje po prostu osłabiają organizm. Być może energia wydatkowana jest po prostu na rozpaczliwą walkę ciała z toksynami. Wyjaśnia to upodobanie palaczy do "papieroska po obiedzie", bowiem po posiłku, pomimo, że energia jest jednocześnie spalana na trawienie, ciało dostaje zastrzyk energii będącej skutkiem przemiany materii. Warto również dodać, że energia wzbierająca w ciele po posiłku NATYCHMIAST owija się w stwierdzenie "chce zapalić". W ten sposób człowiek odczuwa „uspokojenie”, które uzyskał zbiciem wzbierającej energii fizycznej poprzez samoosłabienie się uzyskiwane przez zapalenie papierosa. Oczywiste przecież, że nie wynika ono z działania nikotyny, która jest stymulantem.
Wzbierająca energia fizyczna dociera do świadomości w konceptualnej obwolucie, co głównie polega na zabarwieniu jej jakimś osądem. W ten sposób energia somatyczna pluralizuje się na gniew, zniechęcenie, niepokój czy (intensywne) poczucie zmęczenia. Biorąc pod uwagę całościowy i dwustronny sposób działania papierosów zarówno zatem stymulują one organizm jak i go osłabiają. Przypomina mi to starożytny produkt kolekcjonerski zwany Spice Diamond, który zawierał zarówno preparaty wzbudzające nerwicę serca jak i środki na jego uspokojenie. Uderz i przytul.
Innym przykładem dążenia do osłabienia jest oczywiście stosunek seksualny. Wzbierająca energia fizyczna zostaje rozładowana nie tylko w miłosnych zapasach, ale także w wytrysku, który dla mężczyzny stanowi ogromny wydatek energetyczny, a zatem bardzo go osłabia. W teorii qigong ćwiczenie po trzech dniach od orgazmu jest uznawane za szkodliwe dla organizmu. W przypadku seksu owiniętego w sieć konwencji docierających do samczego umysłu przez przemysły marketingowy i pornograficzny jasno widać, jak mocno energia fizyczna=pragnienie wlewa się w konceptualne ramy, które każą ją rozładować w taki, a nie inny (coraz bardziej dziwaczny) sposób.
Podsumowując, radykalnie odcieleśnieni ludzie stracili możliwość do doświadczania energii fizycznej jako sensacji w ciele, a przez to skazani są na osłabianie się na przeróżne - proponowane przez kulturę - sposoby w celu ślepej regulacji swojego pragnienia. Nie jest to jednak jedyny sposób na „radzenie” sobie z energią fizyczną postrzeganą jako pożądanie. Demontaż struktury podmiotu-chcenia-przedmiotu wspomniany wyżej umożliwia dojście do momentu, w którym przybierająca nieskończone i fałszywe postacie energia pożądania staje się surowcem, który można kierunkować zgodnie ze swoją wolą. Dosłownie może stać się ona paliwem, które nie tylko wzmocni ciało, ale także uczyni je czymś na podobieństwo działa, z którego można wystrzelić świadomość.